środa, 21 lutego 2018

Wojciech Jagielski: „Na wschód od zachodu”. Odzyskać sens istnienia /recenzja/

Wyprawa do Indii i wędrówki drogami hipisów stały się dla autorów „Na wschód od zachodu” punktem wyjścia do rozważań, co jest w życiu naprawdę ważne. Lektura to także impuls do refleksji nad własnym życiem – nie tylko autorów, ale także czytelników.

Wojciech Jagielski, Na wschód od zachodu, Wydawnictwo Znak

Najnowsza książka Wojciecha Jagielskiego zapowiada się jak reporterska opowieść – od map, na których przedstawiono trasy podróży głównych bohaterów: „Świętego” i Kamal. Kiedy jednak poznamy bliżej ich historie, okaże się, że to, co najważniejsze w ich życiu, zdarzyło się w różnych czasach, okolicznościach i miało inny duchowy wymiar. Ten ostatni okaże się w gruncie rzeczy najważniejszy.

Odzyskać sens istnienia – śladami hipisów


Po raz pierwszy także celem podróży cenionego autora reportaży nie są miejsca ogarnięte wojną. Tym razem udaje się na Wschód z misją odnalezienia córki znajomej dziennikarki, która pół żartem, pół serio obarcza go częściową „winą” za wybory Kamili (tak ma na imię młoda kobieta), której reportaże Jagielskiego do tego stopnia zawróciły w głowie, że także postanowiła udać się śladem ich autora. Oczywiście, prawda okazuje się inna, bardziej złożona. Po drodze reporter poznaje wędrujących na Wschód młodych ludzi, którzy – jak Kamila – poszukują duchowego odrodzenia.  Tak zaczyna się opowieść o hipisach – dzieciach-kwiatach, którzy przywędrowali do Indii, kiedy Brytyjczycy opuścili swoją kolonię.

Spodziewali się – pisze autor – odzyskać sens istnienia, którego na Zachodzie znaleźć już ich zdaniem się nie dawało.

Część książki poświęcona wędrówce hipisów ma wielu bohaterów, pojawiają się w niej również sławne nazwiska: Mick Jagger, Bob Dylan, a także Beatlesi, którzy dość szybko uciekli stamtąd rozczarowani, bo zabrakło im cierpliwości do pracy nad sobą. Poza takimi smaczkami, Jagielski skupia się jednak przede wszystkim na próbie opisu tego fascynującego zjawiska, które bada głównie przez pryzmat losów „weterana” hipisów, noszącego znaczące imię Święty Nikt. W nieśpiesznych retrospekcjach odsłania jego życiorys, dzięki czemu czytelnik odnosi wrażenie, jakby sam był rozmówcą, a raczej słuchaczem tego człowieka. Mając niewiele ponad dwadzieścia lat zamieszkał w Amsterdamie (przedtem rodzina ciągle zmieniała miejsca pobytu, bo ojciec był kucharzem okrętowym i człowiekiem o duszy wędrowca) i tam przystał do grupy hipisów przybyłych z Ameryki. Nie było w tym żadnej głębszej przyczyny, ot, podobała mu się ich swoboda obyczajowa, muzyka, kolorowy strój i długie włosy. Historia tego człowieka ma pewne cechy uniwersalne i jest obrazem pewnego charakterystycznego stosunku do świata, który charakteryzował wielu. W przeciwieństwie do hipisów amerykańskich, którzy buntowali się przeciwko schematom panującym w ich zamożnych, protestanckich rodzinach (pamiętacie „Buntownika bez powodu”, z Jamesem Deanem?), ludziom takim jak „Święty” chodziło o ekstatyczne przeżywanie wolności.  Zamiast gromadzenia dóbr, pragnęli rozwijać swoją duchowość, znaleźć w życiu własny cel – doznać oświecenia. Święty Nikt był jednak inny. Jemu zależało przede wszystkim na życiu w wolności – od rzeczy, pieniędzy, zobowiązań. Nawet kiedy zakochał się w Amerykance Nancy (choć nie pada ani razu słowo „miłość”), rozstawał się z nią wielokrotnie, nie traktując tego związku jako zobowiązania. A gdy wreszcie po wielu latach osobnego życia zamieszkali razem, związek nie przetrwał, ponieważ kobieta oczekiwała od niego, że będzie „pracował nad sobą, aby doznać oświecenia”, podczas gdy on chciał po prostu beztrosko żyć, kąpiąc się w morzu i sypiając na plaży oraz popalając haszysz. Jego zdaniem praktykowany przez Nancy „reżim doskonałości” właściwie nie różnił się od wyścigu do kariery i pieniędzy, przed którym uciekli. Czasami jednak zaczynał wątpić, czy jego wybory (?) i postawa były właściwe. Pojawiły się one jednak dość nieoczekiwanie, pod wpływem pytań, które zadał mu napotkany w gospodzie profesor literatury:

Czy to roztropne zapuszczać się w nieznane, chcąc odnaleźć drogę? Czy nie należy się obawiać, że człowiek pogubi się jeszcze bardziej, straci do reszty rozeznanie i będzie się błąkał jak po pustyni, nie wiedząc ani gdzie jest, ani dokąd naprawdę zmierza?

Wtedy, chyba po raz pierwszy, „Święty” zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak dziecko, które przede wszystkim chce porzucić ojcowski świat, ale lata spędzone w Indiach na nic-nie-robieniu  oduczyły go podejmować jakieś decyzje. Dopiero kiedy dobiegł siedemdziesiątki, zauważył, że Indie stały się zachodnie, a na plażach, zamiast hipisów, bawią się bogaci Rosjanie, którzy mieszkają w powstałych z myślą o nich luksusowych hotelach. To sprawiło, że „Święty” też zajął się interesami, bo z czegoś musiał żyć, nadal jednak uważał pieniądze za rodzaj trucizny, która w małych dawkach ma wpływ dobroczynny, ale w większych może się okazać śmiertelnym zagrożeniem J
      
Historie hipisów przeplata Jagielski wspomnieniami własnych wypraw na Wschód, z których wynika, że jego wędrówki jako reportera wojennego przecinały się niekiedy z wędrówkami dzieci-kwiatów. Bo choć był od pierwszego pokolenia młodszy, to jednak tradycja wędrówek na Wschód przechodziła na następne pokolenia młodych ludzi. Byli oni zupełnie obojętni na toczące się wojny, zajęci czytaniem książek w rodzaju „Siddharthy” Hermanna Hessego, osobni, w czym pomagały im tanie i łatwo dostępne narkotyki. „Życie równoległe” reportera z Polski miało swój cel: opisanie i zrozumienie zjawisk, które obserwował, i ludzi, z którymi rozmawiał.
Cywilizacja pieniądza, od której hipisi uciekli, w końcu ich jednak dopadła. Indie się zmieniły – stały się zachodnie. Pojawili się bogacze, a także .., nędzarze, których zwabił zapach pieniędzy. Indie upodobniły się do reszty świata, a ściślej – do świata zachodniego.

Tajemnicza Kamal


Trzecią część książki stanowi rozdział poświęcony drugiej ważnej bohaterce – Kamili, która na Wschodzie przybiera imię Kamal. Autorką  tej części jest żona reportera – Grażyna Jagielska, znawczyni kultury Wschodu, również autorka kilku książek, w tym „Miłości z kamienia”, w której opisała problemy życia z korespondentem wojennym. Myślę, że to się bardzo szczęśliwie złożyło, że powstała taka wspólna książka, bo Grażyna Jagielska, mając za sobą traumatyczne doświadczenia, a także terapię, potrafiła jak nikt inny wczuć się w problemy bohaterki i opowiedzieć o nich niejako od wewnątrz. O ile mąż rozmawia z ludźmi i analizuje ich postawy i wypowiedzi, a także bada pewne zjawiska społeczne, o tyle żona zajmuje się tym, czego nie widać, a co jest w gruncie rzeczy najważniejsze – duchowym aspektem osobowości bohaterki. Reporter zadaje Kamili pytania, które są logiczne i dotyczą jej życiowych decyzji, ale ona nie potrafi na nie odpowiedzieć. Co więcej, gdy poznajemy te "pytania”, wysłane sms-em do syna Kamal, sami zaczynami rozumieć ich niestosowność, nieprzystawalność do świata bohaterki. Wyznam, że ten rozdział książki wydał mi się najbardziej interesujący – spójny, tkany pięknym uważnym językiem. Bardziej przypomina literaturę piękną niż reportaż, ale jakaż w nim prawda o człowieku! Jaka empatia! To właśnie dzięki temu rozdziałowi zaczynamy lepiej rozumieć, jak istotna jest owa sfera duchowa, którą często haniebnie zaniedbujemy, żyjąc sztucznym, narzuconym z zewnątrz życiem.

Jest w tym rozdziale scena, podczas której z Kamilą rozmawia jej matka. Dla niej wybory córki są kompletnie niezrozumiałe, więc próbuje dociec, dlaczego tak się stało, ale okazuje się, że nie wszystko da się logicznie wyjaśnić. Dlaczego dziewczyna z dobrego domu, znająca języki, mająca dwa fakultety, nie robi kariery, jak ona, jak „każdy normalny człowiek”, tylko wyrusza do Indii i tam żyje na skraju ubóstwa, uprawiając ziemię, wychowując dziecko i zachowując święte rytuały… To nie do pojęcia! A jednak, dzięki wrażliwości Grażyny Jagielskiej, my, czytelnicy, zaczynamy coś rozumieć – że dziewczyna ucieka od schematów, w które jest na siłę wtłaczana, że to wewnętrzny imperatyw każe jej postąpić właśnie tak. Dla niej bowiem wewnętrzna harmonia, zgoda z sobą samym – okazują się ważniejsze niż robienie kariery, spotykanie z „właściwymi” ludźmi itd. Prawdziwe życie jest gdzie indziej i Kamal się na nie decyduje w sposób radykalny, ze wszystkimi tego konsekwencjami. 

Historia Kamal pokazuje także, że drogi dzieci nie muszą i na ogół nie są takie, jak drogi rodziców. Jej syn, choć wychowany w szczególnych warunkach, kiedy dorasta, zacznie zdradzać wiele cech, które bardziej przypominają matkę Kamal, niż ją samą. Jest zaradny, opiekuńczy i o wiele lepiej radzi sobie w nowym świecie niż matka.

Myślę, że to nie jest przypadek, że powstała taka nietypowa książka. Wyprawa do Indii na spotkanie Kamal i wędrówki drogami hipisów stały się dla autorów „Na wschód od zachodu” punktem wyjścia do rozważań, co jest w życiu ważne, a co nie. To także impuls do refleksji nad własnym życiem – nie tylko autorów, ale także czytelników. Właśnie dlatego tak bardzo mnie ta książka poruszyła, że czytając ją, sama zaczęłam się zastanawiać, jak wygląda moje życie – czy go nie zmarnowałam, czy wystarczająco zadbałam o duchowy rozwój, czy byłam i czy jestem spełniona i szczęśliwa…


Książka Wojciecha Jagielskiego „Na wschód od zachodu” ukazała się w styczniu 2018 roku w Wydawnictwie Znak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

NFM I Rezonanse Sztuki XV - SOLO I W DUECIE l 15.11.2024–23.02.2025

29.listopada.2024 o godz. 17.30  w foyer NFM odbędzie się wernisaż wystawy Rezonanse Sztuki XV - SOLO I W DUECIE. Wielogłos Artystycznych Po...

Popularne posty