piątek, 5 października 2018

"Miłość z kamienia" Grażyny Jagielskiej /recenzja książki/

Wyznam, że lektura książki Grażyny Jagielskiej wywołała we mnie sprzeczne uczucia. Autorka ociera się bowiem o ekshibicjonizm i jest męcząco egocentryczna. Z drugiej strony jednak jestem pełna uznania dla niej, że przełamała barierę wstydu i swego rodzaju tabu, opowiadając o swojej terapii w zakładzie psychiatrycznym, gdzie trafiła cierpiąc na głęboką depresję. Nie każdy odnajduje się w roli Matki Polki. 

mój egzemplarz książki, Wydawnictwo WAM

Książka Grażyny Jagielskiej zatytułowana znacząco "Miłość z kamienia", jest zapisem przeżyć żony znanego reportażysty, korespondenta wojennego, Wojciecha Jagielskiego.  To moja pierwsza książka tej autorki, której kunszt pisarski poznałam przy okazji napisanej wspólnie z mężem pozycji "Na wschód od Zachodu". Grażyna Jagielska jest autorką kilku innych książek, m.in. "Anioły jedzą trzy razy dziennie" czy "Korespondent", ale to właśnie "Miłość z kamienia" jest jej najgłośniejszą publikacją. Dzięki niej dowiadujemy się, że wspólną pasją, która połączyła tych dwoje, była potrzeba podróżowania na Wschód, do egzotycznych krajów, przede wszystkim do Indii. Tak się jednak złożyło, że Wojciech Jagielski został korespondentem wojennym, a wraz z upływem czasu - również wybitnym reportażystą i pisarzem. Tymczasem Grażyna Jagielska nie tylko żyła w cieniu sławnego męża, ale także organizowała i prowadziła kolejne domy, wychowywała dzieci, a przede wszystkim żyła w ciągłym napięciu, spowodowanym rodzajem jego zajęć. W rezultacie, nawarstwiający się głęboki stres doprowadził do załamania nerwowego.

Grażyna Jagielska snuje swoją opowieść podczas pobytu w klinice psychiatrycznej. Jej interlokutorem jest Lucjan, który również się tam leczy z powodu dręczącej go obsesji, ale w gruncie rzeczy to taka licentia poetica: Lucjan to każdy z nas, przed kim Grażyna stopniowo coraz bardziej się odsłania. Drugim rozmówcą (choć słowo to nie oddaje istoty) jest "stary profesor" - lekarz prowadzący. I jednemu, i drugiemu autorka opowiada o tym, co czuje i myśli, jakie dręczą ją obsesje, aż dochodzi do kumulacji zdarzeń i do oskarżenia zawodu dziennikarza wojennego jako żerującego na nieszczęściu innych.

Oczywiście, opowieść ta rządzi się swoimi prawami: w pewnym momencie niepotrzebny jest już ani Lucjan, ani "stary profesor", pojawiają się natomiast "sceny z życia małżeńskiego", by użyć adekwatnego i wiele mówiącego tytułu filmu Ingmara Bergmana. Zmieniają się mieszkania, upływa czas, a Wojtek ciągle pojawia się w taki sam sposób - wraca z kolejnej wojny z tym samym (coraz bardziej zniszczonym od kul) plecakiem, który rzuca na stół i wyrzuca z siebie te straszne przeżycia, jakby chciał (i musiał) się ich pozbyć, nie biorąc pod uwagę, jak to wpływa na żonę. Ta zaś przestaje w końcu panować nad swoim życiem. Próba uporządkowania go poprzez "oderwanie się" od męża, utwierdza ich jedynie w przekonaniu, że nie mogą bez siebie żyć, a poza tym oboje nie mają czasu i cierpliwości przechodzić przez złożone procedury rozwodowe:

To była najważniejsza chwila w naszym życiu - zwierza się Jagielska - a my nie mieliśmy na nią czasu. Trzeba było nakarmić dziecko i wymyślić koncepcję artykułu. Oboje czuliśmy, że będzie on przełomem w karierze Wojtka.

Przy tej okazji dowiadujemy się, dzięki zastosowanej liczbie mnogiej, że żona ma również swój udział w pisarstwie męża. Ponadto jest tą, która musi przyjąć wszystko na siebie, bez niej mąż nie dokonałby niczego:

To taka zdolność, jaką mają wybrańcy, wielcy odkrywcy i pisarze, inaczej nie dokonaliby niczego. (...) Wojtek mnie oddawał brudy, jakich nałapał w świecie. (...) Tylko ja mogłam stanąć mu na drodze i tylko ja mogłam mu umożliwić wykonywanie tej pracy, ponieważ zapewniałam mu poczucie bezpieczeństwa i niezmienności.

Chciałoby się powiedzieć za Gombrowiczem:
Poniedziałek ja, wtorek ja, środa ja...

Grażyna Jagielska opisuje swoje życie tak, jakby w nim nie było miejsca na rodzicielstwo, przyjaźnie, własne pasje. Kiedy czyta się tę książkę, trudno oprzeć się mieszaninie wrażeń - współczucia i irytacji. Historia ta nie nabiera uniwersalnego sensu, nie można się w niej przejrzeć. Oczywiście, wiemy, że związki dwojga ludzi często takie są: jedno z małżonków robi karierę lub w ogóle wspiera się na drugim, czerpiąc z jego ofiarności. No, właśnie, istnieje jeszcze taka piękna wartość, jaką jest ofiarność, dla wielu będąca sensem i sednem życia. Z całą pewnością nie odnajdziemy jej jednak w relacji Jagielskich. Owszem, Grażyna twierdzi, że się poświęca, całkowicie "rezygnując z siebie", ale zarazem wiemy także od niej samej, że jest to uczucie destrukcyjne, bo prowadzi do obłąkania. Autorka bije też na alarm twierdząc, że jej poświęcenie nie było nic warte, że oboje więcej stracili, niż zyskali. Na koniec pisze rodzaj samooskarżenia (ale jest to w gruncie rzeczy zakamuflowane oskarżenie skierowane przeciwko mężowi):

Żyliśmy z wojny strasznych opowieści, (...) I ryzykowaliśmy życiem bliskich dla zwykłej dziennikarskiej zdobyczy. Tego chyba nie wolno robić.

Na koniec, dość nieoczekiwanie dowiadujemy się, że ten egoistyczny mąż, sprawca nieszczęść żony, rezygnuje dla niej z pracy w "GW", chodzi z nią na spacery i okazuje wiele miłości. Dodałabym jeszcze, że dzięki niemu żona leczy się w ekskluzywnej klinice, wyjeżdża w podróż do Ameryki Południowej, a wreszcie wspólnie z nim pisze kolejną książkę - tym razem nie o sobie. Być może źródłem cierpień autorki "Miłości z kamienia" były jej własne frustracje?

Wyznam, że lektura książki wywołała we mnie sprzeczne uczucia, ociera się bowiem o ekshibicjonizm i jest męcząco egocentryczna. Z drugiej strony jednak jestem pełna uznania dla autorki, że przełamała barierę wstydu i swego rodzaju tabu, opowiadając o swojej terapii w zakładzie psychiatrycznym, gdzie trafiła cierpiąc na głęboką depresję, określaną jako zespół stresu bojowego. Tylko czy trzeba zaraz pisać o tym książkę... Dodajmy, że 19 października 2018 roku wchodzi na polskie ekrany adaptacja "Miłości z kamienia" - "53 wojny" w reżyserii Ewy Bukowskiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkicownik Stanisława Witkiewicza zabytkiem miesiąca w Muzeum Podlaskim w Białymstoku

Zabytkiem miesiąca w maju jest Szkicownik Stanisława Witkiewicza, Obiekt do końca miesiąca można oglądać w białostockim Ratuszu.  Z tych pra...

Popularne posty