poniedziałek, 28 lipca 2025

Aurelia Zduńczyk o przywracaniu tożsamości dziełom sztuki /wywiad/

"Szczególnie zapadł mi w serce niepozorny obraz, na który natknęliśmy się w skromnej salce parafialnej kościoła w Gliwicach – Łabędach. Wędrował pomiędzy parafiami i uchodził za dzieło naśladowcy Willmanna, więc przypominał trochę człowieka, który stracił swoją tożsamość – opowiadała Aurelia Zduńczyk, współkuratorka wystawy "Rubens na Śląsku". Po zdjęciu wszystkich zanieczyszczeń Karolina Furykiewicz, konserwator malarstwa MNWr, odkryła monogram artysty i okazało się, że mamy do czynienia z malarzem, który pracował w warsztacie Rubensa! I tak przywróciliśmy obrazowi jego pierwotną tożsamość". Wielka przygoda, liczne odkrycia i niespodzianki… Posłuchajcie tej opowieści!

Kuratorka wystawy "Rubens na Śląsku" - Aurelia Zduńczyk, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Barbara Lekarczyk-Cisek: W Muzeum Narodowym we Wrocławiu trwa od maja wystawa „Rubens na Śląsku”, której jest Pani współkuratorką (wraz z dyrektorem Piotrem Oszczanowskim). Przygotowania do niej trwały kilka lat i był to zapewne czas interesujących odkryć, podróży do rozmaitych miejsc, poznawania ludzi... Przypuszczam, że była to dla Pani także interesująca przygoda, a za każdym obiektem na wystawie skrywa się jakaś historia. Skąd wziął się impuls do przygotowania tak skomplikowanej, bo badającej wpływ niderlandzkiego artysty na malarzy tworzących na Śląsku?

Aurelia Zduńczyk: Impuls do przygotowania tej ekspozycji dała mi wystawa "Willmann opus magnum" sprzed pięciu lat, ponieważ jej kurator – dyrektor Piotr Oszczanowski – podczas opracowywania źródeł często natrafiał na obrazy będące wyrazem fascynacji twórczością Petera Paula Rubensa. Wtedy też pani Ewa Houszka – ówczesna kuratorka Galerii Sztuki Europejskiej XVI–XIX wieku – powierzyła mi opracowanie grafiki niderlandzkiej ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Przeglądając te ryciny odkryłam, jak wiele z nich jest inspirowanych lub wręcz wykonanych w warsztacie Rubensa. Zaczęliśmy wówczas z panem dyrektorem rozmowy, w trakcie których doszliśmy do wniosku, że nikt jeszcze nie prześledził, jak wyglądała ta recepcja, co śląskich artystów inspirowało u Rubensa i jakie obrazy powstałe z tej inspiracji powstały na Śląsku. Uznaliśmy, że temat wart jest tego, aby się z nim zmierzyć, choć mieliśmy świadomość, jak wielkie jest to wyzwanie. 

Domyślam się, że sam Rubens był także mocnym impulsem...

Tak! Muszę przyznać, że zawsze był moim ulubionym malarzem. Uwielbiam tę niezwykłą rzeźbiarskość jego figur, ten fascynujący świat, który tworzył z wielkim kunsztem i pieczołowitością, z jaką oddawał zarówno strukturę materii, jak też ludzkiego ciała, włosów, ale także draperii i marmurowych kolumn. W jego twórczości wszystko wydaje się być uchwytne i nieomal dotykalne. To przykład artysty spełnionego, który mimo sukcesów pozostał skromny, był bardzo rodzinny, zabiegał też o dobro swojej małej ojczyzny. Czytając jego listy możemy dostrzec wielki trud, jaki wkładał w prowadzenie aż dwóch warsztatów: malarskiego i graficznego. O tym ostatnim ciągle wiemy za mało, toteż w drugiej części wystawy postanowiliśmy pokazać schedę graficzną pracowni artysty. Tym bardziej, że kwerenda zbiorów Muzeum Narodowego uzmysłowiła nam, iż posiadamy duże zasoby pozwalające na pokazanie fenomenu graficznej szkoły Rubensa. Wykorzystaliśmy też wieloletnią kwerendę, którą przeprowadził Piotr Oszczanowski jeszcze przed objęciem funkcji dyrektora Muzeum Narodowego. Tak więc punktem wyjścia stał się dla nas dorobek naukowy pana profesora Oszczanowskiego. 

P. P. Rubens, naśladowca, Sąd Parysa, XVIII w. (?), olej na płótnie, Zamek Królewski na Wawelu,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Jaką metodę przyjęliście Państwo, aby nie pogubić się w takim gąszczu informacji, a jednocześnie, aby dotrzeć do obiektów, o których istnieniu nie mieliście świadomości?

Zaczęliśmy od tworzenia mapy wyjazdów, wiedzieliśmy bowiem, że aby to wszystko zbadać, musimy przeprowadzić wnikliwe kwerendy, iść tropem dzieł zaginionych, ale także tych, które zostały przeniesione ze Śląska do innych placówek.

Praca iście detektywistyczna! Mnie się "Rubens na Śląsku" kojarzy z inną szalenie interesującą wystawą, którą obejrzałam w Muzeum Narodowym w 2018 roku, a mianowicie z "Migracjami" Agnieszki Patały. Prezentując wielkiej wartości artystycznej obiekty sztuki gotyckiej, kuratorka i pomysłodawczyni tej ekspozycji zajęła się w sposób naukowy i metodyczny zjawiskiem migracji artystów i fundatorów. Pani, podobnie jak ona, podjęła problem nieco szerszy.

Tak, zależało nam na tym, aby nasza wystawa zmierzyła się z problemem badawczym podejmującym zagadnienie, jaka była recepcja sztuki Rubensa na Śląsku, jak przebiegała, jakie miała cele, jakie były jej założenia i jak fascynacja sztuką tego malarza przekładała się na charakter kolekcji śląskich. To, co wynikało z lektury pism kolekcjonerów śląskich, choćby z korespondencji hrabiego von Kospoth, uzmysłowiło nam, jak bardzo ceniony był Rubens. Wszystkie tropy, które śledził pan dyrektor, szukając już nieistniejących kolekcji śląskich, prowadziły do wniosku, że właśnie Rubens był ich perłą w koronie. Pozwoliło nam to spojrzeć inaczej na ten aspekt sztuki śląskiej, ale też sztuki całego regionu. 

Przeglądaliśmy dziesiątki katalogów i znając materiał ikonograficzny porównywaliśmy rozmaite aspekty. To była benedyktyńska praca! A następnie mierzyliśmy się z ogromną kolekcją rycin w Polskiej Akademii Umiejętności i Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Okazało się przy tym, że i wrocławskie zbiory rycin były przed 1945 rokiem, czyli przed ich przekazaniem ze Śląska do Muzeum Narodowego w Warszawie i Gabinetu Rycin Biblioteki Naukowej PAU i PAN w Krakowie, imponujące. Zawdzięczamy to Thomasowi Rehdigerowi, który zgromadził ogromną kolekcję, przekazaną ostatecznie miastu, a cenny ten zbiór znalazł się w sali przy kościele św. Elżbiety. O tym, jak wspaniałe są to ryciny, możemy się przekonać zwiedzając wystawę, począwszy od "Ostatniej Wieczerzy" wzorowanej na obrazie Leonarda da Vinci. 

Alexander Voet, Śmierć Seneki, 1655-1678, miedzioryt na podst. P. P. Rubensa,
Biblioteka Naukowa Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, dawne zbiory biblioteki przy kościele pw. św. Elżbiety we Wrocławiu, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Praca nad takim tematem ma zapewne nie tylko walory naukowe, ale też jest to wielka przygoda, liczne odkrycia i niespodzianki…

Istotnie, przygotowywanie tej wystawy było nie tylko wielkim wysiłkiem, ale też fascynującą podróżą przez wieki i przez różne kraje. Korespondowaliśmy z muzeami w Berlinie czy nawet Los Angeles, gdzie znalazła się część śląskich zbiorów, m. in. wspaniała "Święta Rodzina z gołębicą" Petera Paula Rubensa, pochodząca z kolekcji Kospothów. Musieliśmy wytypować te dzieła, do których udamy się w swoistej pielgrzymce, dysponując najczęściej tylko małym czarnobiałym zdjęciem. Towarzyszył nam zawsze fotograf. Czasami, nie mając żadnej dokumentacji fotograficznej, śledziłam on-line msze święte, wypatrując, czy we wnętrzu kościoła nie pojawi się obraz o charakterystycznych cechach, gdyż wedle naszych intuicji powinien się tam znajdować. 

Zazwyczaj tak się dzieje, że przy okazji przygotowywania wystawy obrazy – ale nie tylko! – czego dowodzi historia ołtarza biskupa Jerina, odzyskują blask, dostają drugie życie...

Tym, co bardzo mnie cieszyło, to fakt, że naszym poszukiwaniom towarzyszyły prace konserwatorskie. Do każdego z wytypowanych miejsc udawał się z nami konserwator malarstwa z Muzeum Narodowego we Wrocławiu, który badał stan zachowania obrazu i decydował o tym, czy możliwa jest dyslokacja, co nie było takie oczywiste w przypadku dzieł bardzo zniszczonych. Ostatecznie pięć obrazów, pochodzących ze zbiorów kościelnych, przeszło pełną konserwację i kiedy powrócą na swoje miejsce, będą z pewnością cieszyć oczy wiernych.

P. H. Franck, Wizja św. Alojzego, ok. 1620, olej na płótnie, kościół pw. św. Anny, Gliwice-Łabędy,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Prace konserwatorskie odsłoniły też zapewne niejedną tajemnicę... 

Jak wiele potrafią odkryć konserwatorzy, świadczyć może "Wizja świętego Alojzego", która znajdowała się w kościele św. Anny w Gliwicach – Łabędach. Obraz uchodził w katalogu za dzieło naśladowcy Willmanna, a ponadto pojechaliśmy tam mając na uwadze inny obraz, który – jak stwierdziliśmy będąc na miejscu – nie był naśladowaniem malarstwa Rubensa, choć za taki uchodził w katalogu.

Poszukiwania dzieł to także spotkania z ludźmi. Czy zdarzyły się Państwu jakieś szczególne, które zapadły w pamięć?

Owszem, kiedy korespondowaliśmy w sprawie obrazu "Święta Rodzina z gołębicą", zwróciła się do nas ostatnia z potomkiń hrabiów von Kospoth – córka ostatniego z właścicieli pałacu w Brzezince – hrabina Elisabeth von Kospoth, prosząc nas o umożliwienie obejrzenia plafonu z ok. 1735 roku, zatytułowanego „Alegoria muzyki” autorstwa Johanna Franza de Backera i będącego ostatnim reliktem malarskiego wystroju pałacu w Brzezince. Kiedy przyjechała, znalazła się w samym centrum naszego projektu badawczego, a rozmowy z nią pozwoliły nam odnaleźć kolejne tropy, przede wszystkim obfitą dokumentację przedwojennej korespondencji pomiędzy hrabią Erichem von Kospothem a dyrektorem Muzeum Śląskiego. To z kolei pomogło nam zrozumieć, jak niezwykła była kolekcja znajdująca się w posiadaniu właścicieli pałacu w Brzezince. 

Nieokreślony malarz śląski wg P. P. Rubensa, Święta Rodzina z gołębicą, 
IV ćw. XVII w, (?), olej na płótnie, Muzeum Kresów w Lubaczowie,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek 

Najcenniejszym trofeum tej kolekcji była jednak bez wątpienia "Święta Rodzina z gołębicą" Petera Paula Rubensa. W jaki sposób obraz ten znalazł się w pałacu Kospothów?

Hrabinie zawdzięczamy informację, że jeden z jej przodków był ambasadorem w Niderlandach, miał więc dostęp do dzieł najwspanialszych malarzy niderlandzkich, które trafiały potem na Śląsk i utworzyły tak unikalną kolekcję. Doskonale wiedział o tym Heinz Braune, dyrektor Muzeum Śląskiego, skoro korespondował w hrabią Kospothem w latach 20. XX wieku i zaprezentował obrazy znajdujące się w jego posiadaniu na wystawie, po czym wróciły do Brzezinki. Poza „Świętą Rodziną", która została przewieziona do Berlina. Zanim to się stało, obraz został poddany ekspertyzie wybitnego znawcy malarstwa niderlandzkiego, Maxa Friedländera, który udał się do Brzezinki w podobną pielgrzymkę jak nasza i tam dokonał ekspertyzy wszystkich obrazów. Na naszej wystawie znajduje się sporządzony przez niego wykaz dzieł wraz z wyceną, przy czym "Święta Rodzina z gołębicą" została wyceniona aż na 60 tysięcy marek! Friedländer zrobił też adnotację, że jeśli ten obraz, będący dziełem z wczesnego okresu twórczości Rubensa, będzie sprzedawany, bezzwłocznie należy go zakupić. A jest to obraz niezwykły, bo pobrzmiewa w nim fascynacja młodego malarza tym, co widział jeszcze niedawno pod włoskim niebem. Nie tylko niezwykłe kolory, ale też samo przedstawienie Świętej Rodziny zasługuje na uwagę. Przepiękna jest Matka Boża, Dzieciątko zaś przedstawione zostało w sposób niezwykle naturalny, gdy z typową dla dzieci ciekawością sięga do piór gołębicy będącej symbolem Ducha Świętego. U dołu tej sceny pojawiają się piękne i drogocenne tkaniny oraz niezwykła czerwień i błękit, tak charakterystyczne dla tego malarza, które zostały przez nas wybrane na kolory wiodące tej wystawy. 

Czy starali się Państwo o wypożyczenie tego obrazu?

Tak, poczyniliśmy takie starania, jednak zbiegło się to z remontem budynku muzeum w Los Angeles, które jest w jego posiadaniu. Nie zrezygnowaliśmy jednak całkowicie. Tymczasem zaś pan dyrektor odnalazł w Lubaczowie kopię tego obrazu. Nie znaliśmy jego proweniencji, ale dzięki rozmowom z hrabiną Elisabeth von Kospoth dowiedzieliśmy się, że kiedy rodzina zmuszona była na skutek kłopotów finansowych sprzedać niektóre z obrazów, zamawiała ich kopie. Dotyczy to zapewne kopii, którą odnaleźliśmy w Muzeum Kresów w Lubaczowie. Oczywiście, daleko jej do oryginału, ale jest dowodem na to, co pozostaje we wspomnieniach ludzi: czy to w postaci dokumentów, które udało się nam odnaleźć, czy też w formie malarskich kopii utraconych dzieł sztuki. 

Nieokreślony malarz śląski wg P. P. Rubensa, Hołd Trzech Króli, 2 ćw. XVIII w. 
olej na płótnie, kościół pw. Trójcy Świętej w Żmigrodzie,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Jakie jeszcze inne, a równie fascynujące odkrycia stały się Państwa udziałem?

Wyprawa do Lubaczowa pozwoliła nam odkryć także "Hołd Trzech Króli", którego oryginał znajduje się w Ermitażu. Tak więc tropiąc jedno dzieło sztuki odnajdowaliśmy następne. Podobnie było z "Wniebowzięciem Najświętszej Marii Panny" Johanna Franza de Backera w Uciechowie, dokąd również udaliśmy się, a na miejscu, dzięki księdzu proboszczowi, okazało się, że w kościele znajduje się również "Ukrzyżowanie" inspirowane malarstwem Rubensa.

A które z owych odkryć okazało się dla Pani szczególnie ważne?

Najbardziej poruszyło mnie odkrycie będące pokłosiem prac konserwatorskich: "Wizja świętego Alojzego" oraz "Hołd Trzech Króli" ze Żmigrodu. Obydwa były bardzo zniszczone i słabo widoczne, zdecydowaliśmy się więc na podjęcie pełnej konserwacji. Dzięki temu pod poczerniałym werniksem "Hołdu..." p. Artur Jarkiewicz, konserwator malarstwa MNWr odkrył znakomity obraz, będący naśladowaniem naturalnego kolorytu rubensowskiego płótna, co dowodzi, że malarz musiał znać oryginał. Pojawiło się też to światło, które u Rubensa ma walor narracyjny, eksponuje główne postacie, jak w przypadku „Hołdu Trzech Króli”, w którym jest to Maria z Dzieciątkiem ... 

Szczególnie zapadł mi w serce niepozorny obraz, na który natknęliśmy się w skromnej salce parafialnej kościoła w Gliwicach – Łabędach. Wędrował pomiędzy parafiami i uchodził za dzieło naśladowcy Willmanna, więc przypominał trochę człowieka, który stracił swoją tożsamość. Trafił na niego pan dyrektor, a ponieważ interesował się Willmannem, wybraliśmy się, aby zobaczyć go z bliska. Będąc już na miejscu zorientowaliśmy się, że mamy do czynienia z bardzo dobrym dziełem sztuki. Intuicja nas nie myliła, co potwierdziło się podczas konserwacji obrazu. Otóż po zdjęciu wszystkich zanieczyszczeń Karolina Furykiewicz, konserwator malarstwa MNWr, odkryła monogram artysty i okazało się, że mamy do czynienia z malarzem, który pracował w warsztacie Rubensa! I tak przywróciliśmy obrazowi jego pierwotną tożsamość. Nie wiemy, jaką drogą zawędrował na Śląsk aż z Antwerpii, ale na pewno mamy do czynienia z importem przypominającym dzieje obrazu "Święta Rodzina z gołębicą".

Nieokreślony malarz śląski wg P. P. Rubensa, Zdjęcie z Krzyża, ok. 1730, olej na desce,
kwatera górnej kondygnacji ołtarza bocznego, kościół św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława
we Wrocławiu, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Doprawdy, piękna ta historia z tym odzyskiwaniem tożsamości przez dzieło sztuki! Ale i samo muzeum buduje swoją tożsamość, nawiązując do swoich korzeni i uprzystępniając dawne kolekcje grafik czy wzbogacając zbiory o nowe eksponaty. 

Tak, staramy się też odzyskiwać to, co było niegdyś częścią historycznej kolekcji. Niedawno udało nam się zakupić trzy ryciny, które prezentujemy na naszej wystawie. Wśród nich znajduje się portret staruszki, z którym – jak się okazało – artysta się nie rozstawał. Ten niewielki, bardzo caravaggionistyczny obraz, który ukazuje niezwykle piękną staruszkę o pomarszczonej twarzy, trzymającą w dłoniach zapaloną świecę, w zestawieniu z młodzieńcem przyglądającym się jej z zaciekawieniem, budzi wzruszenie, ale też zdziwienie. Zwłaszcza, jeśli się pomyśli o wielkich płótnach tego artysty, który tak się tu uprościł. I właśnie ten niewielki obraz wykorzystywał Rubens w celach edukacyjnych. Pozwala to nam dostrzec zgoła innego artystę: skromnego i wrażliwego, świadomie rezygnującego ze światowego blichtru. Miał silny kręgosłup moralny, którego nie zepsuła sława ani bogactwo. Poza tym udało nam się wzbogacić nasz księgozbiór o wiele nowych, wartościowych i odkrywczych publikacji. 

Schelte a Boswert wg P. P. Rubensa, Święta Rodzina z papugą, 1640-1644, Muzeum Narodowe w Warszawie, dawne zbiory biblioteki przy kościele pw. św. Elżbiety we Wrocławiu,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Czy wystawie będzie towarzyszył katalog?

Ponieważ nasze badania bardzo się rozrosły, planujemy obecnie publikację dwutomową. Pierwsza część ukaże się już jesienią tego roku i będzie zawierała obszerny przewodnik po wystawie wraz z notami przygotowanymi przez opiekunów wszystkich kolekcji, którzy użyczyli nam obiekty na tę wystawę. Taki był nasz zamysł, aby oddać głos ludziom, którzy powierzyli nam swoje dzieła, np. obrazy i tapiserie z Zamku Królewskiego na Wawelu, rysunki Rubensa z Muzeum Narodowego w Warszawie czy „Śmierć Seneki" z Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, i wiele innych. Zabiegamy o to, by katalog był bogato ilustrowany i opisywał całą drogę Rubensa do powstania dzieła. Znajdą się tam więc modella, pierwowzory rysunkowe, szkice malarskie. Natomiast tom drugi zawierał będzie eseje dotyczące kolekcji śląskich, znaczenia szkoły graficznej Rubensa dla malarstwa śląskiego, a także recepcji Rubensa na ziemiach śląskich.

Dziękuję za rozmowę i gratuluję pięknej wystawy, która przyniosła tyle dobrych owoców, zarówno jej twórcom, jak też samym obrazom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aurelia Zduńczyk o przywracaniu tożsamości dziełom sztuki /wywiad/

"Szczególnie zapadł mi w serce niepozorny obraz, na który natknęliśmy się w skromnej salce parafialnej kościoła w Gliwicach – Łabędach....

Popularne posty