Tomasz Man, fot. Bartek Sadowski /Forum |
Barbara Lekarczyk-Cisek: Byliśmy niedawno uczestnikami premierowego spektaklu ”Liżę twoje serce”, którego jesteś współautorem wraz z Agnieszką Glińską. Bardzo wrocławski musical. Skąd wziął się jego pomysł?
Tomasz Man: Pomysł wyszedł od Agnieszki Glińskiej i Konrada Imieli. Dostałem tylko dwa tygodnie na napisanie tekstu scenariusza (śmiech). Podjąłem wyzwanie. Od Agnieszki wiedziałem, że mają to być konkretne przestrzenie Wrocławia i że bohaterką spektaklu ma być Cyganka i towarzysząca jej dziewczyna. A akcja miała rozgrywać się maju 1945 roku.
Nowością w tym spektaklu jest również to, że bohaterowie mówią różnymi językami. Pojawia się romski, rosyjski, ukraiński, niemiecki, jidysz, polski z kresowym zaśpiewem… To świadczy o pochodzeniu przybyłych do Wrocławia ludzi, ale też tworzy barwny, wielojęzyczny świat.
Starałem się oddać ten świat także za pomocą języka. Miałem kontakt z panią prof. Teresą Kulak, znawczynią dziejów Wrocławia, która mnie trochę wtajemniczyła w ten okres czasu – do sierpnia 1945 roku, przed konferencją w Poczdamie. Spotkałem się także z Justyną Matkowską – Romką, która zajmuje się mniejszościami narodowymi. Mając już zakreślone pewne ramy, napisałem tę historię. Także teksty piosenek, spośród których wybrane opracował Marcin Januszkiewicz. Tekst mojego scenariusza ukaże się w listopadowym numerze ”Dialogu”.
Porównując ten spektakl z Twoimi wcześniejszymi dokonaniami, zwróciłam uwagę na to, że poruszasz się jednocześnie w różnych dziedzinach: piszesz, reżyserujesz, komponujesz. Ukończyłeś wrocławską polonistykę, potem reżyserię teatralną w Warszawie. Skąd ta polonistyka w stolicy Dolnego Śląska, skoro mogłeś studiować w Rzeszowie?
Miałem we Wrocławiu rodzinę i z powodu astmy często bywałem pod opieką specjalistów, których w Rzeszowie nie było. Jeździłem też do dolnośląskich sanatoriów. We Wrocławiu zdałem maturę i poszedłem na studia polonistyczne. W ten sposób poznałem prof. Janusza Deglera, który mnie zaraził teatrem. Zacząłem grać w teatrze studenckim, w zespole rockowym, chodziłem na Konfrontacje, biegałem w maratonach… W tamtym czasie próbowałem wszystkiego, także pisania. Potem, po nieudanym starcie na studia aktorskie do Wrocławia, zdałem na reżyserię do warszawskiej PWST, robiąc równolegle doktorat z polonistyki.
Ale już w czasie studiów reżyserowałeś przedstawienia w teatrach zawodowych.
Tak, zacząłem na III roku ”Balladyną” J. Słowackiego w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku, ale mój właściwy debiut to własny tekst: ”Katarantka” w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Reżyserowałem klasyków, np. ”Zbrodnię i karę”, ale lubiłem też teksty współczesne – Krzyśka Bizio, Michała Walczaka.
Wolisz reżyserować własne teksty czy cudze?
Z tym bywa różnie. Lubię dobre teksty, bo takie się wspaniale reżyseruje. Dlatego zazdroszczę Agnieszce reżyserowania spektaklu ”Liżę twoje serce”, bo to jest dobrze napisane (śmiech). A mówiąc serio: z Agnieszką bardzo dobrze mi się pracuje. Pierwszą asystenturę miałem właśnie u niej. Równie dobrze wspominam też współpracę z Grzegorzem Jarzyną i Maciejem Wojtyszko. Od Grześka Jarzyny nauczyłem się precyzji i wyobraźni teatralnej, a Maciek Wojtyszko uczył nas "solidnej" roboty i logicznego przeprowadzania myśli przez aktora.
Próba spektaklu Zostań przyjacielem Tomasza Mana |
Miałeś też okazję współpracować z fantastycznymi aktorami…
W ”Katarantce” zagrała świetna aktorka – Halina Łabonarska, pracowałem też z Ewą Dałkowską, Zdzisławem Werdejnem, z Marianem Opanią. Ewa Dałkowska jest totalnie oddana robocie i z nią można zdobywać szczyty. Zdzisiu Wardejn ma takie pomysły, że głowa odpada. Zawsze zaskakuje mnie pomysłem na rolę. Wspaniały aktor! Reżyser musi umieć słuchać ludzi. Bywają aktorzy tak kreatywni, że stają się dla reżysera inspiracją. Praca nad sztuką uczy dialogu, słuchania – bez tego nic nie wychodzi.
A jak wyglądały Twoje początki we Wrocławiu?
Pierwszą sztukę wyreżyserowałem w Teatrze Polskim, podczas dyrekcji Pawła Miśkiewicza. To było "Imię" Jona Fosse. A później reżyserowałem sztuki w Teatrze Muzycznym Capitol: ”Sex Machine” i ”Moją Abbę”, przygotowywałem też Galę Angelusa. W Capitolu najlepiej się odnajduję, bo tutaj piszę i gram moje teksty piosenek.
Spełniasz się także jako pedagog.
Pracuję we wrocławskiej PWST, gdzie uczę adaptacji tekstów dramatycznych, ale prowadzę też przedmiot ”Strategia mitów” na warszawskiej Akademii Teatralnej. Praca ze studentami dla mnie to ”wampirzenie”, bo łaknę (śmiech) ich młodej krwi, ich pomysłów. Właściwie staram się wydobyć z nich to, co najlepsze, jak to robił Sokrates.
To kiedy masz czas dla rodziny?
Dla mnie rodzina jest najważniejsza. Wykonuję pracę, którą lubię, ale zawsze staram się znaleźć czas dla bliskich. Jeśli mam do wyboru obejrzenie spektaklu i zabawę z dziećmi, to wybieram jednak to drugie. Poza tym moja żona jest scenografką, więc pracujemy razem. Rodzina daje mi oparcie, siłę, miłość. Trochę tego przemyciłem do najnowszego spektaklu, w którym każdy dąży do miłości. Właściwie wszystko, co robię, to po to, aby utrzymać rodzinę i być szczęśliwym.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się na portalu Kulturaonline.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz