poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Mira Żelechower-Aleksiun: Pragnę zbliżenia z drugim człowiekiem… /wywiad/

Z Mirą Aleksiun - o jej malarstwie, a szczególnie o "Kalendarzu pamięci" - cyklu obrazów inspirowanym twórczością Bruno Schulza.

Mira Żelechower-Aleksiun, z archiwum artystki

Poprzez malarstwo opowiada Pani o doświadczeniu świata, o własnej duchowości, o swoich korzeniach wreszcie. Czy z Brunonem Schulzem, z którego inspiracji powstał cykl zatytułowany „Kalendarz pamięci”,  łączy Panią wspólnota pochodzenia, czy coś więcej: rodzaj duchowości? wrażliwości? W jakich okolicznościach powstał ten niezwykły cykl?

Cykl „Kalendarz pamięci” powstał w 2007 roku w przeciągu paru miesięcy. Zanim jednak zostałam zaproszona przez Double Edge Theatre – amerykańską grupę teatralną, która zamówiła u mnie scenografię do spektaklu na podstawie prozy Brunona Schulza, miałam w 2002 roku dużą wystawę w Lublinie. Grupa ta gościła wówczas w Polsce i widziała moje obrazy. W tym czasie odbyła się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim sesja poświęcona Schulzowi. Podczas niej niemiecki badacz twórczości autora „Sklepów cynamonowych” – Jörg Schulte wygłosił bardzo interesujący wykład: „Wielka kronika kalendarza”. Dowodził w nim, że istnieje związek między „Sklepami …” a żydowskim kalendarzem, który stanowi „klucz do ukrytych konstrukcji” zbiorów prozy Schulza.  Zaczęłam czytać opowiadania Schulza pod takim kątem i odkryłam wyraźne aluzje. Dodam, że Schulz drażnił mnie w młodości. Piękne teksty, ale obrazy mnie obrażały – ta kobieta jako upostaciowanie zła.

Kalendarz Schulzowski, z archiwum artystki
Na prośbę Stacy Klein – założycielki i dyrektorki artystycznej Double Edge Theatre, zdecydowałam się jednak opracować tę scenografię. Wymyśliłam że to się może dziać po prostu w przestrzeni synagogi. Pomysł się spodobał i pojechałam do Ashfield, w stanie Massachusetts. Jednocześnie powróciłam do Schulza i zaczęłam go na nowo czytać. Spektakl został zaproszony do Nowego Jorku, do La MaMa Experimental Theatre i okazało się, że mogę zaprezentować wystawę w Nowym Jorku.
Punktem wyjścia do namalowania „Kalendarza pamięci” był jednak nie tekst, ale obraz. Otóż w holu domu Stacy pozostał ślad schodów. Dzięki temu tajemniczemu zbiegowi okoliczności wróciłam do domu z gotowym pomysłem: w swoim „Kalendarzu …” użyłam schodów. Dawały mi możliwość pokazania czasu. Swój cykl obrazów zaczęłam od Jom Kipur, bo jest to czas rozliczenia i stawania przed Bogiem. Fragmenty tekstów wpisywałam w obraz, użyłam także fragmentów grafik Schulza – jako cytatów. Wplotłam je w tematy związane z czytaniami Tory przypadającymi na odpowiedni czas. To była ogromna praca – dwumetrowe obrazy! Ich malowanie – robiłam to równocześnie, zaczynając od tła – było dla mnie niezwykłą przygodą. Powstawały w takim tempie, że miałam poczucie, że życie ze mnie uchodzi… Pięć pierwszych płócien pokazałam w Nowym Jorku w Instytucie Kultury Polskiej. Kiedy wróciłam, Grzegorz Bral, dyrektor Teatru Pieśń Kozła, z którym współpracuję,  zaproponował mi, żebym wystawiła obrazy podczas Brave Festival. Powiedział mi wtedy: „Zapraszam artystów, którzy życie oddają za to, co robią”… Obrazy miały zostać wyeksponowane w Synagodze pod Białym Bocianem, gdzie jest tyle odstępów między oknami, ile jest obrazów, a więc trzynaście.

Kalendarz Schulzowski, z archiwum artystki

Czy Pani stosunek do Schulza zmienił się? Co odczuwała Pani malując „Kalendarz pamięci”?

Intencją całej tej pracy była pamięć o Schulzu, z którym bardzo się w trakcie pracy zbliżyłam. Poczucie, że mogę przy nim trwać, to było …   Wprost nie mogłam się od niego oderwać! Dzieliłam z nim rozpacz niespełnionego życia,  wręcz identyfikowałam się z jego losem jako artysty. Tak bardzo było mi go żal, że zapragnęłam oddać mu hołd. W jakiś tajemniczy sposób zaczęłam wtedy myśleć również o moim ojcu, który zginął w tym samym czasie co Schulz, dwa miesiące po moim urodzeniu,  i któremu nie poświęciłam dotąd zbyt wiele uwagi, ponieważ nie był w nim obecny, a także  z powodu lojalności wobec mego ojczyma. To jest moje zapalenie świeczki za tych wszystkich … Więcej nawet – to jest akt wdzięczności, bo ja należę do tamtego pokolenia i wcale nie musiałam ocaleć, a jednak żyję.

Kalendarz Schulzowski, z archiwum artystki

Słowo pojawiało się w Pani twórczości od początku – a to w postaci cytatów, a to poprzez oryginalne tytuły, którymi opatrywała Pani swoje obrazy, np. „Katalog westchnień” 1978), „A tych, co kocham, przy tym sadzam stole” albo „Sączy się przenika, przecieka, ucieka, umyka, ulata” (1980)…

Ciągle miałam tę potrzebę mówienia… Kiedyś, w latach 70. zaproponowano mi wystawę w Galerii Jednego Obrazu. Namalowałam wtedy obraz, który zastąpił mi film. Było to wyobrażenie zupełnie filmowe – rodzaj panoramy. Ale miałam też potrzebę wygłoszenia czegoś i po drugiej stronie tego obrazu napisałam słowa Simone Weil. Tytuły obrazów to jak postawienie kropki na „i”. Myślenie o znaczeniu wykluwa się w procesie powstawania obrazu. Kiedy już wiem, piszę tytuł i obraz jest skończony.
Kalendarz Schulzowski, z archiwum artystki

Pani malarstwo jest zapisem nie tylko stanu ducha i myśli, ale również rodzajem dialogu z drugim człowiekiem. Czy zgodzi się z tym Pani?

Ależ tak! Nie wyobrażam sobie  sztuki bez odbiorcy. Doświadczyłam tego podczas wystawy „Kalendarza pamięci” w synagodze. Po namalowaniu tego cyklu byłam kompletnie pozbawiona sił, kiedy jednak zaczęli przychodzić ludzie i oglądać moje obrazy, siły zaczęły mi wracać. W filmie „Marina Abramoviċ – artystka obecna” pokazana została taka właśnie levinasowska sytuacja – dialog odbywa się twarzą w twarz i nie potrzeba wtedy słów. W takim obrazie jak „Koronczarka” Vermeera, przed którą stałam oniemiała podczas pobytu w Paryżu,  zawiera się ludzka duchowość. Ludzie są na taką sztukę zawsze otwarci, czego dowodzą te tłumy pragnące spojrzeć w twarz Mariny Abramoviċ.  Ja także pragnę zbliżenia z drugim człowiekiem. Pragnę dać mu coś, dzięki czemu się spotkamy.

Kalendarz Schulzowski, z archiwum artystki
Dziękuję za spotkanie.

Wywiad ukazał się pierwotnie na stronie Konkursu Ojczyzny Polszczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty