poniedziałek, 30 lipca 2018

"Żona" Björna Runge: Wspólnota oszustwa /recenzja filmu/

Film  Björna Runge byłby płaskim dyskursem na temat podporządkowania kobiet mężczyznom, gdyby nie wspaniałe wielowymiarowe role Glenn Close i Jonathana Pryce`a. Ich postaci są z krwi i kości - ani przez chwilę nie szeleszczą papierem. A poza tym wszechobecny, subtelny humor i prawda psychologiczno-obyczajowa sprawiają, że jeśli nawet snujemy  gorzkie refleksje, za chwilę nabieramy właściwego dystansu.


Glenn Close (Joan) i Jonathan Pryce jako Joe Castelman

Trudno mi ocenić, czy to kwestia przypadku, czy też jakaś widoczna tendencja w kinie, ale zarówno mój pierwszy seans na 18. MFF Nowe Horyzonty (Mój wiek XX),jak też obejrzana dzisiaj Żona wpisują się w dyskusję na tematy męskie/kobiece, stawiając mężczyzn w niezbyt chlubnym świetle. O ile jednak film Ildikó Enyedi jest cudowną, wielopoziomową, pełną ukrytych symboli, pochwałą sztuki filmowej (i kobiecości!), o tyle obraz Björna Runge ma znamiona kina realistycznego i psychologicznego.

Tytułowa Żona, w którą znakomicie wcieliła się Glenn Close, to z jednej strony kobieta żyjąca w cieniu swego męża, uznanego pisarza Joego Castlemana (kapitalnie partnerujący aktorce Jonathan Pryce), z drugiej zaś interesująca, tajemnicza osobowość, która od początku przykuwa uwagę widza. Małżonkowie sprawiają wrażenie bardzo dobrze zżytej pary: ona go wspiera i wydaje się być niezastąpiona, on - publicznie jej za to dziękuje, co - przyznacie to sami - nie każdemu artyście się zdarza :-) Podobnie odbierają ich związek inni ludzie. Tymczasem to oczywiście i pozór, i prawda zarazem. Kolejne retrospekcje odsłaniają przed nami skomplikowany, jak to w życiu, układ relacji między nimi. 
Najpierw młoda adeptka literatury zakochuje się w swoim profesorze, który tak pięknie mówi o wewnętrznym imperatywie pisania i cytuje z pamięci Jamesa Joyce`a. Po latach słyszy, że wciąż łapie na ten lep kolejne naiwne, podobnie jak na pisane na orzechu dedykacje... Wszystko, co wydawało się w nim niebanalne, pociągające, urocze okazuje się rutynową grą, służącą zdobywaniu kolejnych kobiet. Dodajmy, że sposób opowiadania, zderzanie ze sobą przeszłości i dopełniającej ją teraźniejszości nie mają w sobie nic z mrocznych dramatów Ingmara Bergmana o niemożności porozumienia z drugim człowiekiem. W przeciwieństwie do autora Szeptów i krzyków, szwedzki reżyser Björn Runge ma poczucie humoru i nie dramatyzuje. Z całą pewnością bliżej mu do Turysty, niż do Scen z życia małżeńskiego. Toteż jeśli nawet małżonkowie skaczą sobie do oczu, sytuację rozładuje telefon od córki, która właśnie urodziła im wnuka. Joan potrafi powściągnąć emocje i dobrze gra swoją rolę idealnej żony pisarza. Do czasu...

Glenn Close jako tytułowa bohaterka filmu Żona, prasowe
Film Björna Runge opowiada w gruncie rzeczy o tym, że nieomal zasadą jest, iż mężczyźni zawdzięczają sukcesy kobietom. To one, żyjące w ich cieniu, często o wiele bardziej utalentowane, rezygnują z robienia kariery, aby mógł zrobić ją mąż. Zbierają jego porozrzucane skarpetki, przymykają oko na zdrady, wspierają w każdej sytuacji, niezależnie od tego, jak wielką jest miernotą. Ten układ zależności, który zaczyna się gdzieś w przeszłości - od zakochania, utrwala się z latami, staje się rodzajem "wspólnoty oszustwa" i na tym oszustwie, jak na zbrodni założycielskiej, ugruntowany jest związek. Kiedy nawet kobieta dojrzeje do tego, aby się uwolnić od swego męża -pasożyta, on tego po prostu nie przeżyje, chyba że znajdzie inną partnerkę, którą sobie podporządkuje. Ale im jest starszy, tym o to trudniej. Pamiętamy jednak takie związki: Rodina i Camille Claudel  czy małżeństwa Picassa. Przecież jednak nie tylko artyści... Runge każe patrzeć na to jak na uniwersalny problem.

Oczywiście, film byłby płaskim dyskursem na temat podporządkowania kobiet mężczyznom, gdyby nie wspaniałe wielowymiarowe role Glenn Close i Jonathana Pryce`a. Ich postaci są z krwi i kości - ani przez chwilę nie szeleszczą papierem. A poza tym wszechobecny subtelny humor i prawda psychologiczno-obyczajowa sprawiają, że oglądając go snujemy gorzkie refleksje natychmiast rozładowane dystansem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BIEGUNI Olgi Tokarczuk I NFM I 15. Leo Festiwal

W dniach od 9 do 19 maja 2024 r. odbędzie się 15. edycja Leo festiwal, tym razem zainspirowana powieścią Olgi Tokarczuk: "Bieguni"...

Popularne posty