czwartek, 2 listopada 2017

”Turysta ” Rubena Östlunda. Gdzie się podziała „dzikość serca”? /recenzja filmu/

Współcześni mężczyźni znają się na komputerach, ale wobec dzikiej natury pozostają bezradni. W górach są już tylko turystami, a nie łowcami, czy nam się to podoba, czy nie. 

Scena z filmu Turysta Rubena Östlunda
Wyjazd w góry typowej szwedzkiej rodziny to temat pozornie niefilmowy i w ogóle mało interesujący. A jednak okazuje się, że inteligentny i twórczy artysta  potrafi  nie tylko opowiedzieć  o tym w sposób dowcipny i zarazem ciekawy, ale też wydobyć esencjonalne treści, prowokujące widza do refleksji.
To doprawdy fenomen, żeby pokazać wielokrotnie scenę wspólnego mycia zębów w łazience, bez jednego dialogu, a zarazem zaprezentować zmieniające się relacje pomiędzy małżonkami. Podobnie sceny rozmów poza pokojem, żeby nie niepokoić dzieci, gdy one tymczasem pilnie słuchają za ścianą, o czym mówią rodzice. Na dodatek, w scenie tej uczestniczy  pracownik hotelu i pod pozorem wypalania papierosa „pije” im z ust. Zderzenie subtelnego humoru z problemami bohaterów bynajmniej ich nie umniejsza, ale zyskujemy niezbędny do refleksji dystans.

Scena z filmu Turysta Rubena Östlunda
Film jest stylizowany na dokument, co podkreślają napisy („Pierwszy dzień na nartach” itd.), a także ”zwyczajność” bohaterów i sytuacji. To może być każdy z nas. Idylliczny obraz szczęśliwej rodziny rozpoczyna się od upozowanych zdjęć, które można potem pokazywać krewnym i znajomym. Ale za fasadą idealnej rodziny kryje się lęk. Strach mężczyzny, że nie stanął na wysokości zadania i zamiast ratować rodzinę przed lawiną, uciekł, gdzie pieprz rośnie. Kobiety – że nie może liczyć na męża, bo ten nie tylko stchórzył w godzinie próby, ale ponadto wyparł fakty i twierdził, że to, co się stało, to subiektywna wersja wydarzeń. Boją się również dzieci – że rodzice są skonfliktowani i mogą się rozwieść.

Całą tę narrację przenika subtelny humor, rozładowujący napięcia i skierowany głównie do widza. Kiedy mężczyźni „dorabiają teorię” do swoich zachowań albo wydają z siebie pierwotne okrzyki, żeby obudzić ”dzikość serca”, które okazuje się miękkie i tchórzliwe – to wszystko staje się nieodparcie komiczne. Nie znaczy to wcale, że reżyser bagatelizuje problem, bynajmniej. Sugeruje raczej, że odeszliśmy tak daleko od natury, że zmieniły się również role mężczyzny i kobiety. Te ostatnie radzą sobie lepiej przypuszczalnie dlatego, że usposabia je do tego natura, są bowiem matkami i z tej racji troszczą się o dzieci. Mężczyźni natomiast nie wychodzą już upolować zwierzynę, narażając własne życie. Znają się na komputerach, ale wobec dzikiej natury pozostają bezradni. W górach są już tylko turystami, a nie łowcami, czy nam się to podoba, czy nie. Tak można by odczytać przesłanie filmu. Dodam, że mimo tych ważkich treści, przez cały seans sala ryczała ze śmiechu. Okazuje się, że o problemach można mówić również z dobrym skutkiem pół-żartem, pół-serio, jak w znanej komedii Billy Wildera. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Warszawa w rytmie Mozarta – 34. Festiwal Mozartowski już od maja

Już 8 maja Warszawska Opera Kameralna po raz 34. otworzy bramy do świata Wolfganga Amadeusza Mozarta, zapraszając nas na wyjątkowy Festiwal ...

Popularne posty