środa, 30 września 2020

Roma Pilitsidis: Chodzi mi o stworzenie harmonii /wywiad/

 Rozmawiam z Romą Pilitsidis, artystką malarką, b. kustoszem i opiekunem kolekcji sztuki współczesnej w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Głogowie. Spotkałyśmy się przy okazji wystawy "Mity, symbole, abstrakcje. Tryptyk głogowski" w Galerii Miejskiej we Wrocławiu.

Roma Pilitsidis, fot. z archiwum artystki

Barbara Lekarczyk-Cisek: Na wystawie w Galerii Miejskiej we Wrocławiu zagrała Pani w malarskim trio, jednak na co dzień tworzy artystyczny duet z mężem malarzem, Telemachem. Chociaż... Kiedy ogląda się Pani prace, wpływu jego malarstwa specjalnie nie widać. Daje się natomiast zauważyć inspiracje kolorystami i fowistami.

Roma Pilitsidis: Osobiście bardzo lubię malarstwo polskich kolorystów, np. Artura Nacht-Samborskiego czy Piotra Potworowskiego. Jeszcze dziś, aby się ich sztuką "naładować", sięgam po albumy. Oczywiście, nie maluję jak oni, a Cybisa nawet niespecjalnie doceniam. Kiedy maluje się wiele lat, to zmieniają się kierunki poszukiwań, kolorystyka. Czasami upraszczam formy albo używam ciemnej kolorystyki, a niekiedy, nie wiadomo dlaczego, zaczynam malować czerwone obrazy. To jest jedna wielka niewiadoma. Podobnie jest z kompozycją: uspokajam prace, tworząc kompozycje horyzontalne, a niekiedy wertykalne. Bywa jednak, że te dwie linie się u mnie spotykają i nie wiedzieć czemu powstaje kompozycja w formie krzyża, od której pragnę uciec, ale czasem nie mogę.

Roma Pilitsidis, Trwanie I, olej, płótno


Podczas spotkania w Galerii Miejskiej bardzo interesująco opowiadała Pani o obecności pewnych tematów będących impulsami z życia. O tym, że w dobie pandemii malowała Pani ciszę odzwierciedlającą ciszę miasta – ulic, skwerów… Wcześniej zaś, gdy Europę zalewała fala uchodźców - pojawiły się granice. Wróćmy zatem do początków: Jakie impulsy pojawiały się wcześniej w Pani malarstwie? Co pragnęła Pani utrwalić?

Moje początki są dość odległe - maluję od czterdziestu lat. Moje pierwsze wystawy pojawiły się właśnie w tym czasie. Wczesne ekspozycje miałam  w pałacu żagańskim (wspólnie z Telemachem), kolejna odbyła się w Książu... Wystawiane wówczas prace miały charakter abstrakcyjny, były jednak bardziej nasycone kolorem. Ich kolorystyka była żywsza. Zmieniały się również formy: linie, prostokąty, pojawiały się także owale, półkola. jednak generalnie sprowadzało się to coraz częściej do formy prostokąta. Upraszczałam swoje malarstwo, dążąc do kompozycji abstrakcyjnej wprawdzie, ale także geometrycznej. Mój kwadrat nie jest płaski jak u Malewicza, jest nasycony materią i ma raczej rozmyte kontury. Posługuję się bardziej materią malarską. Moje malarstwo skłania się w stronę ekspresjonizmu abstrakcyjnego, w którym jednak najbardziej oddziałuje kolor. Podobnie jest w pracach Marka Rothko, którego wprawdzie nie znałam wówczas, ale - jak się okazało - był mi bliski. Artysta posługiwał się plamą bez konturu, zestawiał ze sobą proste płaszczyzny, nieco rozmyte. Gdybym miała dostrzec związki mojego malarstwa z ekspresjonizmem abstrakcyjnym i neoplastycyzmem, umieściłabym swoje prace gdzieś pośrodku. W mojej sztuce główną rolę odgrywa materia malarska. Nakładam na siebie kolory i tych warstw jest niekiedy bardzo dużo, przez co moje malarstwo staje się przestrzenne. Podstawowym budulcem obrazu jest prosta kompozycja i materia malarska. 

Roma Pilitsidis, Trwanie II, olej, płótno

W Pani pracach pojawia się najczęściej prostokąt albo kwadrat...

Zamykam się coraz częściej w prostokącie, ponieważ uważam go za formę najdoskonalszą. Zresztą kwadrat jest mocną i częstą formą zarówno w sztuce, jak i w życiu. Symbolizuje cztery żywioły, cztery strony świata, a przede wszystkim oddziałuje spokojem. Unikam form wprowadzających niepokój czy dynamizm. Mnie właśnie chodzi o stworzenie harmonii, równowagi, choć robię to wszystko intuicyjnie. 

A jak wygląda w Pani przypadku proces tworzenia?

Kiedy przystępuję do malowania, to mam jakiś ogólny zarys. Poza tym często stawiam sobie zadania, np. jak zestawić ze sobą trzy kolory, aby stworzyć taką harmonijną kompozycję? Obraz musi być pewną całością. Podobnie myśleli o tym abstrakcyjni ekspresjoniści. Podkreśla to także bardzo mocno Władysław Strzemiński. Podobnie u mnie - obraz oddziałuje całą płaszczyzną. Obce mi jest tworzenie iluzji. Moje płótna mają dawać poczucie harmonii, w przeciwieństwie do tego, co się dzieje poza murami pracowni. Matisse mawiał, że obraz jest dla niego jak wygodny fotel - ma dawać poczucie spokoju. Myślę podobnie.

Wynika stąd, że przypisuje Pani sztuce rolę terapeutyczną - zarówno w odniesieniu do twórcy, jak i odbiorcy. 

(śmiech) Rzeczywiście, tak mówią. Podobno nawet czerwień na moich obrazach ma walor uspokajający. Wynika to z faktu, że często szukam koloru na płótnie, nie wcześniej. Kładąc go, pragnę, aby odpowiednio oddziaływał. 

Przypomina to trochę komponowanie muzyki, czyż nie?

Istotnie, jest takie podobieństwo. Kompozytor także zapewne szuka właściwego dźwięku. Tak samo jest z malowaniem. 

W Pani pracach przeważają niebieskości - kolor natury, wody i nieba, podobno pobudzający twórczość i wyobraźnię. Nie czuje się jednak, że to zimny kolor.

Wynika to stąd, że łączę go z innymi barwami, a one na siebie oddziałują. Namalowałam także mnóstwo obrazów z różnymi odcieniami czerwieni. To kolor, z którym eksperymentuję od dawna. Często mieszam kolory, ponieważ koloru również poszukuję, rzadko używam czystych barw. 

Roma Pilitsidis na wystawie "Tryptyk głogowski" w Galerii
Miejskiej we Wrocławiu, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Czy mogłaby Pani zdradzić, który z przedstawionych na wystawie obrazów uważa Pani za najbliższy sobie - w sensie spełnienia jakiegoś zamysłu?

Nie mam jakiejś szczególnie ulubionej pracy, wszystkie obrazy darzę jednakową sympatią. Gdybym jednak miała wskazać najbardziej reprezentatywny obraz, to byłoby to "Trwanie". Często do tego dyptyku nawiązuję. Uzupełniają się w nim dwie kompozycje: horyzontalna i wertykalna. Można sobie wyobrażać, że one się kiedyś przetną i powstanie kompozycja krzyża. 

Zauważyłam, że Pani obrazy noszą znaczące tytuły.

Tak, tytuły są czasem bardzo osobiste - odzwierciedlają zapis jakiejś ważnej sytuacji, która miała miejsce w momencie, gdy malowałam. Są więc zapisem ważnych zdarzeń w moim życiu albo utrwaleniem wydarzeń towarzyszących. Nie da się uciec od przeżyć - naszych albo bliskich nam osób, nawet jeżeli uprawia się malarstwo abstrakcyjne. 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmowa o wystawie „Mity, symbole, abstrakcje” w Galerii Miejskiej we Wrocławiu.

Zainteresowanych malarstwem Romy Pilidsidis odsyłam do strony internetowej artystki: TUTAJ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powrót Orfeusza - koncert pamięci Andrzeja Markowskiego w setną rocznicę urodzin w NFM /zapowiedź/

29 listopada o 19.00 Narodowe Forum Muzyki zaprasza na koncert NFM Filharmonii Wrocławskiej pod batutą maestra Jacka Kaspszyka, poświęcony p...

Popularne posty