"Powidoki codzienności" Rocha Sulimy jest nadzwyczaj udaną próbą opisania codzienności Polaków żyjących na progu XXI wieku - błyskotliwym dyskursem, w którym autor mierzy się ze współczesnością, mając solidne zaplecze badawcze, nie kategoryzując swoich sądów i niejako zapraszając czytelników do osobistej refleksji. Znakomita narracja oraz twórcze podejście do opisywanych zjawisk są dodatkowymi atutami, dla których warto sięgnąć po tę książkę.
Roch Sulima, Powidiki codzienności, Wydawnictwo Iskry |
Od "Historii ciała na plaży" do "<Upadku> w codzienność"
Po książkę Rocha Sulimy sięgnęłam z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze, powodowała mną potrzeba usystematyzowania własnych doświadczeń i przemyśleń związanych ze zmieniającą się codziennością życia, po wtóre zaś autor był mi znany z innych publikacji (m. in. zbiorowego tomu "Antropologia słowa" oraz "Głosów tradycji"), miałam więc pewność, że czeka mnie intelektualna przygoda. I nie myliłam się! Książka "Powidoki codzienności" jest co prawda zbiorem rozmaitych publikacji, ale łączy je wspólny temat i w takim zestawieniu wzajemnie się oświetlają i dopełniają. Kiedy już przebrniemy przez "stan badań", co dla zwykłego czytelnika, nie piszącego akurat pracy magisterskiej, jest mniej interesujące, będziemy z przyjemnością uczestniczyć w rozważaniach na temat obyczajowości Polaków na progu XXI wieku, dopełniając je własnymi spostrzeżeniami i doświadczeniami. A jeśli ich nawet nie mamy albo są one skąpe, uwiodą nas z pewnością smakowite opisy plażowania dawniej i dziś, pracy i pracowitości, śmieci i sprzątania, a nawet powitań i rytuałów dotyczących gości i ... złodziei (tak, tak, to nie pomyłka!). Oczywiście tematów jest znacznie więcej. Zamiast wstępu znajdziemy w książce wywiad z autorem, który przygotowuje w jakimś sensie czytelników do lektury. Rozważania wieńczy refleksja nad upadkiem współczesnego człowieka w codzienność.
Singer, czyli codzienność Babci Walerii
Tam też natrafimy na próbę wyjaśnienia tytułu, będącego nawiązaniem do "Teorii widzenia" Władysława Strzemińskiego. Otóż zdaniem malarza oko ludzkie widzi przenosząc kontury kształtów z jednego przedmiotu na drugi. Poruszając się, syntezuje kolejne widoki przedmiotu w jeden obraz. Z tzw. codziennością jest podobnie. Jak pisze Profesor Sulima, "Codzienność jest zawsze "czyjaś" lub przez "coś" się uobecnia. Jako osobna kategoria, wyodrębniony obraz czy idea, rzadko daje się werbalizować, pojawia się natomiast w świadomości dyskursywnej na obszarze nauki, daje o sobie znać w sztuce, a dziś również na obszarze polityki społecznej". Codzienność jest ponadto zróżnicowana społecznie i historycznie. Szczególnie dom jest modelem i centrum kosmosu. Opowieści o przedmiotach należących do rodziny wskazują na trwałość pewnych wzorów. Jestem tego w pełni świadoma, kiedy opowiadam swoim dorosłym już dzieciom o maszynie do szycia marki Singer, należącej niegdyś do mojej Babci Walerii (pomogła jej przetrwać trudny powojenny czas), a z zachowanego aktu sprzedaży (w dużych partiach odręczne pismo) wynika, że kupując ją przed wojną na raty wraz z Dziadkiem Ignacym Babcia nieco się odmłodziła 😀 Tak oto przedmiot stał się nośnikiem rodzinnej narracji. Codzienność bowiem - nawet jeśli w pierwszym momencie kojarzy się nam z czymś zwyczajnym i potocznym - posiada jednak swoją dramaturgię i bywa naznaczona zaangażowaniem, a nawet spontanicznością (nie sądzę, aby Babcia planowała to niewinne oszustwo - być może sprzedawca był przystojnym mężczyzną i zrobił na niej piorunujące wrażenie). Pointa tej historii jest taka, że maszyna zmieniła swoją funkcję - współtworzy mój kącik muzyczny, z wieżą i płytami, tym samym więc "Singer" odzyskał swoje pierwotne znaczenie (niemieckie słowo "singer" oznacza "śpiewaka"). Czy to nie daje do myślenia?
Od telefonu stacjonarnego do codzienności w sieci
"Powidoki codzienności" Rocha Sulimy ukazują także zjawiska najnowsze, których związek z codziennością obserwujemy niekiedy z niepokojem, dotyczy to bowiem naszej "cyfrowej cielesności". Należę do pokolenia, które pamięta tradycyjną funkcję telefonu. Jego posiadanie dawało poczucie elitarności. Pamiętam także stare hollywoodzkie filmy, w których gwiazdy w rodzaju Glorii Swanson prowadziły rozmowy telefoniczne przez luksusowe aparaty o tak długich kablach, że można było swobodnie spacerować ze słuchawką, dzięki czemu scena stawała się dynamiczna. Kiedy jednak w połowie lat 90. pojawiła się telefonia komórkowa, aparat telefoniczny przestał być przedmiotem pożądania. Obecnie telefon komórkowy stał się urządzeniem wielofunkcyjnym - "wyposażony w aparat fotograficzny lub kamerę, jak chyba żadne inne medium umożliwia transmisje online z naszej prywatności, staje się elektronicznym okiem i uchem, konstruując naszą cyfrową cielesność" - czytamy w rozdziale "Telefon komórkowy - busola codzienności (polskie początki)". Roch Sulima zwraca uwagę, w jaki sposób "komórka" wpłynęła na przemiany rytuałów konwersacyjnych. Częściej rozmawiamy przez telefon niż na żywo. Bywa, że komunikujemy sobie pewne rzeczy korzystając z sms-ów lub - coraz częściej - Messengera albo WhatsApp-a, bo nie chce się nam wyjść z pokoju, gdzie tkwimy przed ekranem, aby zakomunikować to bezpośrednio.
Pewnym jest wszakże, że dziś Babci nie udałoby się odmłodzić o rok, bo sprzedawca sporządziłby umowę w oparciu o dokumenty elektroniczne, np. znajdujące się w komórce, w aplikacji mObywatel 😀
"Być może - powiada Profesor z pewną dozą czarnego humoru - wkrótce nieodłączne komórki wkładane będą do trumny ich właściciela, by tak jak na początku kulturowej kariery telefonu, móc dzięki niemu rozmawiać z zaświatami".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz