Aneta
Prymaka-Oniszk przypomina światu historię nigdy w pełni nieopowiedzianą. Pisze
o świecie, którego już nie ma i o którym właściwie zapomniano. Jej opowieść o uciekających
przed zagładą chłopach z Podlasia ma epicki charakter, a jednocześnie
wtajemnicza czytelnika w pojedyncze ludzkie losy, nad którymi autorka pochyla
się z wielką wrażliwością, próbując zrozumieć, co ludzie ci czuli i przeżywali.
Wyd. Czarne
„Bieżeństwo 1915” to jedna z tych książek, o których
można powiedzieć, że musiała zostać napisana. Epopeja o zapomnianych uchodźcach
to jedna z najbardziej poruszających lektur, jakie dane było mi ostatnio
przeczytać.
Aneta Prymaka-Oniszk przypomina światu historię nigdy
w pełni nieopowiedzianą. Pisze o świecie, którego już nie ma i o którym
częściowo zapomniano. Jej opowieść o uciekających przed zagładą chłopach z
Podlasia ma szeroki, epicki charakter, a jednocześnie wtajemnicza czytelnika w
pojedyncze ludzkie losy, nad którymi autorka pochyla się z wielką wrażliwością,
próbując zrozumieć, co ludzie ci czuli i przeżywali.
Bieżeństwo.
Tak babcia i wszyscy wokół nazywają ten czas – pisze. Musi być ważny, skoro ich historia świata
dzieli się na przed bieżeństwem i po bieżeństwie.
Opowieść ta ma więc także osobisty aspekt: dotyczy
babci Nadzi, czyli Nadziei, która przeżyła bieżeństwo, a na jej fotografii –
jednej z nielicznych, które się zachowały – pozostał tego ślad, bo usta babci
wprawdzie się uśmiechają, ale w oczach pozostał smutek... Kiedy wyjeżdżała z
Knyszewicz, miała osiemnaście lat, była urodziwa i nosiła długie warkocze. Podobno
była do Anety bardzo podobna. Ona jednak pamięta ją jako starą już kobietę,
czytającą dzieciom w Wielki Czwartek ewangelię w języku staro-cerkiewno-słowiańskim
i niechętnie mówiącą o przeszłości.
Lubelski Bełż, Rawa Ruska, zdj. ze strony Biezenstwo.pl
Historia
utraty
Bieżeństwo to historia utraty: bliskich, domu,
ziemi, a wreszcie korzeni i tożsamości.
Staliśmy
się nie ludźmi, ale liśćmi – opowiada jedna z bieżenek. Wiatr nas goni, gdzie chce.
Taki los stał się udziałem milionów ludzi. Kto jest
w stanie to pojąć, co czuje człowiek, który nie tylko utracił wszystko, ale
przestał mieć jakikolwiek wpływ na swój własny los? Wydaje się, że to
niemożliwe, a jednak ta książka pozwala to poczuć.
Zaczęło się od tego, że w 1915 roku, podczas I wojny
światowej, cofające się wojska rosyjskie zaczęły siłą wysiedlać wsie, a także
niszczyć plony, aby nic nie pozostało dla wrogów. Ponadto propaganda siała
strach przed nadciągającym wrogiem. „Germaniec wrzuca ludzi do ognia! Niemcy
babom cycki będą obcinać, dzieci nabijać na szable albo wrzucać do studni!” –
niosła się złowroga wieść. I ludzie ruszyli na Wschód całymi taborami i wsiami.
Aneta Prymaka nie poprzestaje na przytaczaniu
relacji i faktów, nie jest jedynie chłodnym, obiektywnym kronikarzem tych
wydarzeń. Przeciwnie, nieustająco towarzyszy jej opowieści refleksja i empatia.
To bardzo ważny element narracji.
Analizuję,
co czuli przed wyjazdem – snuje rozważania. Próbuję złapać ten moment podjęcia
decyzji: jechać czy zostać. Gdy wczytuję się we wspomnienia, odkrywam jednak,
że często decyduje przypadek. Czasem ludzki błąd, czasem fart lub pech.
Biezency, fot. B.A. Agte
Dantejskie
piekło
Podróż trwa długo. Po drodze umierają ludzie i
padają zwierzęta. Brakuje wody i kończą się zapasy żywności. Szerzy się odra,
tyfus, cholera. Giną od nalotów bombowych. Ciała pozostają bez pochówku… Mnożą
się ludzkie dramaty. Dzieci tracą rodziców, a rodzice dzieci. Zdarzają się
takie przypadki, jak ten, kiedy ojciec po śmierci żony oddaje najmłodsze dziecko
do sierocińca, bo obawia się, że nie wykarmi całej piątki. Kiedy najmłodszy z
rodzeństwa odjeżdża pociągiem, wszyscy płaczą. Taki obrazek pozostaje na zawsze
w pamięci jego starszej siostry… Odnotowano, że zdarzały się i takie przypadki,
że umierające matki, nie mogąc znaleźć nikogo, kto zaopiekowałby się ich
dziećmi, topiły je, nie chcąc skazywać na powolne konanie. Były jednak i takie,
które za nic w świecie nie dały sobie odebrać dzieci. Z jednym z takich dzieci,
cudem ocalałych dzięki matczynej determinacji, ciotką Nurą, Aneta Prymaka
rozmawia w 2013 roku. Ma dziewięćdziesiąt
dwa lata, mówiła o tym już nieraz. Zawsze wtedy płacze.
bieżenki nad Wołgą
Czy
można zacząć nowe życie z pękniętym sercem?
Ci, którym udało się przeżyć, odbywają podróż w
nieznane. Na jednym z zamieszczonych w książce zdjęć widać cztery kobiety z
dziećmi na drewnianym pomoście. To Astrachań nad Wołgą, a one czekają na dalszą
podróż…
Gdy
widzę to zdjęcie po raz pierwszy – pisze autorka
reportażu – mam wrażenie, jakbym
zobaczyła swoją babcię Nadzię albo prababcię Annę Prymakę z trzyletnią Lubą na
rękach. Te wszystkie kobiety, które z babcią Nadzią wspominały Rasieję, gdy
jako kilkuletnia dziewczynka bawiłam się obok. Zaraz zostawią bezpieczny ląd i
wsiądą na statki, które powiozą je nie wiadomo gdzie.
Przyjeżdżają wynędzniali, często chorzy, po różnych
traumatycznych przeżyciach. Trzeba zacząć nowe życie. Ale czy to możliwe?
Zastanawiam
się, kim staje się człowiek, którego świat całkowicie runął
– zastanawia się reporterka. Z czego
buduje nową rzeczywistość? Skąd czerpie siłę? Kim staje się cała społeczność,
która utraciła wszystko?
Niektórzy docierają aż do Taszkientu, a tam, po
wyjściu z pociągu, widzą na peronie kolorowo ubrane postaci o poczerniałych
twarzach, ostrych rysach i skośnych oczach – tak muszą wyglądać tylko diabły.
Tymczasem okazuje się, że to delegacja Kirgizów i Sartów, witająca bieżeńców
białym chlebem. Później dowiadują się, że mieszkają tam również przesiedleni
wiele lat wcześniej Ukraińcy. Jednak wszystko jest obce i ludzie wysiedleni z
Odrynek nie nauczą się żyć w Czardżuju. Kiedy na wiosnę wszystko budzi się do życia,
oni – niedożywieni i osłabieni podróżą – zaczynają chorować i masowo umierać.
Wielu zapada na choroby psychiczne. Znany psychiatra, Władimir Michajłowicz
Biechtieriew, proponuje nawet otwarcie w Piotrogrodzie kliniki psychiatrycznej
dla bieżeńców. Stara się o sfinansowanie budowy szpitala przez Komitet Wielkiej
Księżnej Tatiany. W gazetach ukazują się artykuły, w których autorzy z wielkim
współczuciem piszą o przeżyciach bieżeńców, zwłaszcza dzieci:
Być
może ich małe, niemające jeszcze siły serduszka rozpadły się już na kawałki i
takie pozostaną na całe życie, tak jak pęknięte są serca ich posępnych i
wymęczonych matek i ojców.
zdjęcie grupowe zrobione w przytułku we wsi Podostrownoje w guberni tambowskiej
Apokalipsa
1917 roku
Kiedy w 1917 roku wybucha rewolucja, zaczyna się
prawdziwa apokalipsa. Świat wali się po raz drugi, padają też ostatnie filary
starego porządku: autorytet władzy i Bóg. Zaczyna się groza i straszliwy głód.
Bolszewicy sypią zboże do rzeki, palą lub rzucają ptakom. Dzieją się rzeczy
niewyobrażalne nawet dla bieżeńców, którzy tyle przeszli. W latach 1921-1923 umiera
ponad pięć milionów ludzi, dochodzi do aktów kanibalizmu. Bieżeńcy postanawiają
wracać, ale na powrót do domu wielu z nich będzie musiało czekać kilka lat.
Przyjechałem
zupełnie ogołocony z pieniędzy wydanych na łapówki bolszewikom i Niemcom
– napisze w swoich wspomnieniach Stanisław Wojciechowski, przyszły prezydent
Rzeczypospolitej. Bieżeńcy znowu doświadczają głodu, poniewierki i chorób. W
dodatku wracają do innej Polski, której nie było przed ich przyjazdem i muszą
się w niej na nowo odnaleźć.
„Gazeta Warszawska” 19 stycznia 1922 roku napisze:
Repatrianci
przybywają do Polski w stanie wycieńczenia i zarazy nie tylko z tego powodu, że
w Rosji panuje głód, przed którym uciekają do Polski, ale również dlatego, że
podróże z Rosji trwają całymi tygodniami, a niekiedy i miesiącami, podczas
których rząd sowietów nie daje prawie żadnej pomocy żywnościowej i podróże te
odbywają się w wagonach tak zawszonych, iż nawet zdrowi repatrianci ulegają
zarażeniu i często umierają w pociągach przed przybyciem do Polski.
Powrót
na „hoły kamień”
Ci, którym udało się jednak powrócić, zastają
najczęściej ruinę – spalone domy i zagrabione gospodarstwa. Na szczęście
Niemcy, którzy zakładali na tych terenach kolonie rolne, wyjechali i
pozostawili po sobie zboża.
Ach,
wiele przeżyliśmy. Wróciliśmy na goły kamień – powtarza
babcia autorki. Ale to nie wszystko. Ludzie zobaczyli, że tamtego, starego
świata, który zapamiętali, już nie ma i nigdy nie będzie. Panuje straszliwa
bieda: jedzą zupę z pokrzyw, a dzieci pracują ponad siły, krzywdzone i
poniżane. Co jednak ma robić wdowa, która wróciła z gromadką małych dzieci? Co
mają robić osierocone dzieci, które są zbyt małe, aby utrzymać pług? Pracują
ponad siły i straszliwie biedują. Powoli jednak zaczyna się odbudowa nowego
życia. To niełatwe, bo większość z nich mówi po swojomu i nie ma szansy poznać polskiego przed pójściem do
szkoły. Znikają także prawosławne cerkwie, zastąpione przez kościoły. A
przecież religia jest dla tej ludności ważnym składnikiem ich tożsamości. Nic
zatem dziwnego, że prorok Ilia (Eliasz Klimowicz) ogłasza koniec świata i
przygotowuje naród do ponownego przyjścia Chrystusa.
bieżeńcy na jednym z postojów
Bieżeństwo
jako źródło tożsamości nowego pokolenia
Historyk, prof. Eugeniusz Mironowicz, pomysłodawca
tomu „Bieżeństwo 1915 hoda”, uważa, że po tych wszystkich wydarzeniach wyrosło
pokolenie prawnuków, którzy piszą własną wersję historii i interpretują ją na
swój sposób. Tak oto tworzy się rodzaj nowej mitologii, która stanie się
źródłem tożsamości najmłodszego pokolenia.
Aneta Prymaka nie tylko opisała historię bieżeństwa
i jej skutki, ale również założyła bloga Bieżenstwo.pl, na którym zapisuje nowo
odkryte ludzkie historie. Blog stał się poniekąd „miejscem spotkań” potomków
bieżeńców.
Poza wszystkim książka „Bieżeństwo 1915” jest epickim,
pełnym opisem historii bieżeńców 1915 roku, w którym autorka nie tylko
pochyliła się nad losem wspólnot, pojedynczych ludzi, a także nad historią
własnej rodziny. Stała się także „kronikarzem duszy ludzkiej” (używając
sformułowania Swietłany Aleksijewicz), ukazując, jakie straty ponieśli ludzie w
sferze duchowej i psychicznej. Czytając ten fascynujący reportaż, stajemy się
świadkami i niejako „uczestnikami” jej dramatycznej opowieści, budzącej zarazem
refleksję nad meandrami historii. Książka otrzymała już szereg znaczących
nagród, m.in. nominację do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego 2017, Nagrodę
Literacką im. Wiesława Kazaneckiego oraz Nagrodę Literacką Miasta St. Warszawy.
Książka Anety Prymaki-Onyszk: „Bieżeństwo 1915.
Zapomniani uchodźcy” ukazała się 21 września 2016 roku w Wydawnictwie Czarne.
Wywiad z autorką można przeczytać TUTAJ.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz