Cezary
Łazarewicz powraca do sprawy zamordowanego w 1983 roku Grzegorza Przemyka,
ukazując jak działał zbrodniczy system i jak ta śmierć zmieniła życie
wielu osób. Książka otrzymała Literacką Nagrodę Nike 2017.
Cezary Łazarewicz, Żeby nie było śladów, Wyd. Czarne
Reportażowi
"Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka" towarzyszy
motto ze "Struktury kłamstwa" Piotra Wierzbickiego:
Kłamstwa
nie chodzą w pojedynkę.
kłamstwa
chodzą stadami.
Stadami
uporządkowanymi.
Kłamstwa
układają się w system.
Autor
ukazuje, jak bestialskie pobicie dziewiętnastoletniego maturzysty uruchamia
całą lawinę kłamstw - "żeby nie było śladu". Podobnie jak Maciej J.Drygas zrekonstruował po latach historię Ryszarda Siwca - zapomnianego
bohatera, który podpalił się na Stadionie Dziesięciolecia, tak też Cezary
Łazarewicz odsłania prawdę przywaloną stosem kłamstw i czyni to w
taki sposób, że od książki nie można się wprost oderwać. Autor bada
strukturę kłamstwa i obnaża je, a historie ludzi, których kłamstwo
niszczyło psychicznie i fizycznie, są wstrząsające.
Dokumenty, które przemawiają
Na
początku jest zawsze jakiś silny impuls. Reżyser filmu "Usłyszcie mój
krzyk" dotarł do 7-sekundowego zapisu na taśmie filmowej, który mimo
zdjęcia przez cenzurę, zachował się w archiwach TVP. Natomiast autor reportażu
natrafił na list poetki Barbary Sadowskiej - matki Grzegorza Przemyka, zachowany w
aktach Sądu Okręgowego w Warszawie. Przemówił do niego z równą mocą.
"Poczułem - pisze we wstępie - że te trzy zdania są skierowane do
mnie":
Ludzie o
miedzianym czole, utożsamiający milicję z władzą, postanowili poświęcić
prawdę dla swoich doraźnych korzyści, skompromitować wymiar sprawiedliwości w
Polsce cynicznymi manipulacjami, które będą kiedyś książkowym
przykładem niesprawiedliwości. Nie przypuszczam, żeby nastąpiło to prędko.
Będzie to w takich czasach, kiedy systematyczne bezczeszczenie grobu mojego
świętej pamięci syna Grzegorza będzie już tylko haniebnym znakiem dzisiejszej
rzeczywistości.
Autor
reportażu drobiazgowo odtwarza wydarzenia tamtych lat na podstawie
zachowanych dokumentów, a także wspomnień świadków. Jednocześnie tworzy
znakomite portrety głównych bohaterów, dzięki czemu nie tylko możemy zrozumieć
motywy ich postępowania, ale również poczuć empatię w stosunku do nich. Notatki
i raporty Służby Bezpieczeństwa sąsiadują z zapiskami postaci z opozycji, np.
Wiktora Woroszylskiego, przyjaciela Barbary Sadowskiej, artykuły prasowe - z
zeznaniami świadków. Sprawa staje się głośna dzięki zagranicznym dziennikarzom
i nie sposób zrzucić ją na "nieznanych sprawców". Zaczyna się więc
wielka manipulacja, w którą zostały zaangażowane dziesiątki osób, tworząc
system kłamstwa. Łazarewicz pokazuje, jak tworzy się ów system.
Sieć kłamstw
Grzegorz
Przemyk został aresztowany na Placu Zamkowym, ponieważ zwrócił na siebie uwagę
zomowca, a że nie posiadał przy sobie dokumentu tożsamości, został pobity i
wrzucony do milicyjnej nyski, a następnie skatowany na komisariacie, skąd
zabrało go pogotowie. Już wówczas sugerowano, że chłopca należy zawieźć do
psychiatry, ponieważ zachowuje się dziwnie. Bito go tak, aby - jak instruował
jeden z policjantów - "nie było śladów". Sekcja zwłok wykazała, że
miał tak zmasakrowane wnętrzności, że nawet natychmiastowa pomoc niczego by nie
dała. Ale pomoc przyszła znacznie później, bo najpierw matka zabrała syna
z psychiatrii i zawiozła do domu, a nazajutrz zmarł w szpitalu, pomimo
operacji.
Wkrótce
po pogrzebie Grzegorza ukazuje się w prasie notatka - pierwszy oficjalny
komunikat przedstawiający ofiarę śmiertelnego pobicia jako awanturnika, który
sprowokował użycie siły przez... sanitariuszy karetki. Nieważne, że są
świadkowie pobicia go na komisariacie, a także i to, że chłopak
był wyjątkowo spokojnym młodym człowiekiem. Istotną rolę w tworzeniu odpowiedniej narracji miał rzecznik rządu
Jerzy Urban, który doradzał i proponował gen. Jaruzelskiemu pewną strategię
postępowania (na początku "siać zwątpienie"), ale także sam pisywał
do prasy i wypowiadał się publicznie przed kamerami. Ale nie on jeden. W tym
czasie trwają konsultacje ze
specjalistami od propagandy, m.in. z prof. Włodzimierzem Szewczukiem -
socjologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który proponuje pokazanie
"wroga" w najczarniejszych barwach, a także ocieplenie wizerunku
milicji i SB. Jeszcze dalej idzie zespół prof. Józefa Borgosza z Wojskowej
Akademii Politycznej, który proponuje zrzucić winę na … kolegów, matkę i
sanitariuszy:
Działać
zdecydowanie - radzi profesor - by nie dawać do zrozumienia, że MO poczuwa się do
winy. Można twierdzić, że uszkodzenie ciała nastąpiło w trakcie szamotania się
w karetce, szpitalu, czy też u matki w domu.
Taką
wersję podtrzymuje potem gen. Kiszczak. Twierdzi, że chłopiec był zaniedbany,
upijał się, leczył psychiatrycznie i miał próby samobójcze, matka zaś po
operacji głowy nadużywała alkoholu i wszczynała awantury. Zostaje
powołany cały sztab ludzi, którzy pracują nad tym, aby zmusić głównych świadków
do zmiany zeznań - przez rozpracowywanie i zastraszanie ich oraz ich rodzin i
znajomych. To akcja zakrojona na wielką skalę. Dotyczy to w
szczególności głównego świadka - Cezarego F. Aby go złamać, nęka się jego
rodzinę. Aby pojąć, jaka była skala tego zjawiska, reporter przytacza m.in.
taki fakt, że powołano specjalną grupę operacyjną, składającą się z funkcjonariuszy
SB odpowiedzialnych za różne dziedziny (działalność gospodarcza - bo rodzice
chłopca mieli farmę lisów i pralnię, a także kryminalna i antypaństwowa), że co
dnia Cezarym zajmowało się dwunastu tajnych funkcjonariuszy, a każdy z nich
raportował najdrobniejsze szczegóły z jego życia. Taką ”opieką” otoczono
także innych świadków lub znajomych Przemyka.
Kozły ofiarne
Trwa
również zastraszanie lekarzy i sanitariuszy, którzy zetknęli się z Grzegorzem
Przemykiem przed jego śmiercią. Aby móc oskarżyć załogę karetki pogotowia,
miesiącami inwigilowano służbę medyczną, zarzuca się załogom pogotowia
okradanie i napaści na chorych, a wreszcie wsadza się ich do aresztu i trzyma
miesiącami, aby w pewnym momencie wykorzystać jako "dowód". Tak było
w przypadku dr Barbary Makowskiej-Witkowskiej, której sfingowany proces
potrzebny był władzom, aby utrwalić w świadomości społeczeństwa mniemanie, że
na pogotowiu biją pacjentów.
Mimo to
naoczni świadkowie pobicia Przemyka nie ulegają presji, toteż władze
postanawiają wprowadzić w życie scenariusz, wedle którego winni pobicia są
sanitariusze karetki pogotowia. W świetle akcji oczerniania pracowników
pogotowia wersja ta wydała się władzom wysoce prawdopodobna. Teraz wystarczyło
zastraszyć sanitariuszy, aby - już aresztowani pod jakimś pretekstem -
przyznali się do winy. Należało tylko znaleźć słaby punkt. W tym celu zostaje
powołany ośmioosobowy zespół dochodzeniowo-śledczy, który ma wypracować
technikę przesłuchań mających skłonić Michała Wysockiego i Jacka Szyzdka do przyznania
się. Są przesłuchiwani dzień i noc, a jednocześnie zostaje aresztowany obrońca
Sadowskiej - Maciej Bednarkiewicz. Wysockiemu daje się do zrozumienia, że jego
syn może mieć "wypadek" i to ostatecznie sprawia, iż bierze on winę
na siebie. Próbuje wprawdzie odebrać sobie w celi życie, ale zostaje
uratowany i usłyszy, że pozwolą mu odejść dopiero wtedy, gdy weźmie winę na
siebie. Po amnestii zostaje wprawdzie uwolniony, ale odtąd doświadcza
ostracyzmu i pogardy, nie może znaleźć pracy, opuszcza go żona....Po latach,
kiedy będzie mógł zapoznać się ze swoją teczką personalną, ze zdumieniem
odkryje, że śledziło go prawie trzystu esbeków i że raporty dotyczące jego
osoby trafiały codziennie na biurko Jaruzelskiego i Kiszczaka.
Niedawno
dowiedziałem się, jak wielka rzesza ludzi na to pracowała - powie reporterowi
Wysocki. Prokuratorzy, esbecy, milicjanci, najwyżsi dostojnicy
państwowi traktowali mnie jak pionek na szachownicy. Nie rozumiem, dlaczego
nikt z nich nie poniósł kary.
Dodajmy,
że takich pionków było wiele i żaden z nich nie wyszedł z tej sprawy cało.
Łazarewicz śledzi ich losy i, o ile to możliwe, rozmawia z nimi o tej sprawie.
Nie wszyscy chcą do niej powracać, a niektórzy żyją tylko tym, ale nie ufają
reporterom.
Kiszczak i inni
Kiedy w
Polsce ogłoszono koniec komunizmu, pod nadzorem Kiszczaka spłonęło wiele akt,
zatarto wiele śladów, choć, jak wiemy, niektóre teczki szef bezpieki zachował, aby móc nadal
pociągać za sznurki. Nie wszystkie ślady udało się jednak wówczas zatrzeć.
Kiedy znaleziono kilkadziesiąt teczek ze sprawy Przemyka i okazało się, jaką
rolę spełnił w niej Kiszczak, odsunięto go od władzy, choć był kandydatem na
premiera i omal nim nie został. Ale na tym się skończyło.
A
pozostali? Próby ojca Grzegorza - Leopolda Przemyka, zmierzające do tego, aby
wskazać i ukarać prawdziwych winowajców, spełzły na niczym. Wprawdzie w 2008
roku, a więc 25 lat po śmierci Grzegorza, sąd wskazał imiennie prawdziwych
napastników i wiadomo już było, że tym, który bił, "aby nie było
śladów", był Ireneusz Kościuk, a tym, który chłopca trzymał, był Krzysztof
Dalmata, jednak w lipcu 2010 roku Sąd Najwyższy umorzył sprawę z powodu...
przedawnienia. Wprawdzie Europejski Trybunał Praw Człowieka
odpowiedział pozytywnie na skargę Leopolda Przemyka i nawet zasądził
odszkodowanie, ale umierający wówczas ojciec nie czuł satysfakcji, raczej
rozgoryczenie.
Reportaż
Cezarego Łazarewicza kończy próba odnalezienia tego, który zabił - Ireneusza
Kościuka. Okazuje się, że po przejściu na emeryturę otworzył firmę czyszczącą
dywany, a w końcu wyjechał wraz z żoną do Włoch. Reporter znajduje jego zdjęcie
na FB:
Oglądając
je -
pisze - warto zwrócić uwagę na pogodny wyraz twarzy mężczyzny w średnim
wieku (...). Nie jest zbyt podobny do tego człowieka, którego znam ze zdjęć z
sali sądowej. Tam zawsze był zasępiony, bez uśmiechu, z szarymi oczami bez
wyrazu. Tu na każdej fotografii się
śmieje. Być może dlatego, że na żadnej ławie oskarżonych już nie zasiądzie.
Reportaż
Cezarego Łazarewicza nie tylko obnaża system kłamstwa, który obowiązywał przez
cały czas trwania komunizmu w Polsce, a w stanie wojennym jeszcze się nasilił,
ale udowadnia także, że prawda jest od niego silniejsza. Pozostawia nas jednak
z poczuciem goryczy, wynikającym w faktu, że kłamstwo nadal triumfuje i ma się
dobrze.
Książka
Cezarego Łazarewicza ukazała się w Wydawnictwie Czarne.
|
Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i zapraszam do regularnego czytania bloga.
Usuń