wtorek, 12 grudnia 2017

Jerzy Bielunas: Robić coś, co będzie wyzwaniem /wywiad/

Rozmawiam z  Jerzym Bielunasem – reżyserem teatralnym, profesorem PWST – o apokalipsie, grach komputerowych, o powstawaniu przedstawienia ”Głuptaski”, a także o dawnym i współczesnym PPA.
  
Jerzy Bielunas, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Barbara Lekarczyk-Cisek: Przygotowuje Pan nowe przedstawienie na tegoroczny Przegląd Piosenki Aktorskiej. Jakie były okoliczności powstania ”Głuptaski” i dlaczego sięgnął Pan po tekst Swietłany Wasilenko?

Jerzy Bielunas: Tekst ”Głuptaski” przeczytałem kilka lat temu. W 2008 roku książka była nominowana do Nagrody Angelusa. A ponieważ reżyserowałem koncert, podczas którego miały zostać wręczone nagrody, toteż przeczytałem wszystkie nominowane powieści. ”Głuptaska” mnie zachwyciła i już wówczas rozmawiałem z autorką – Swietłaną Wasilenko na temat adaptacji jej prozy. Wprawdzie zgodziła się, ale musiało upłynąć trochę czasu, ponieważ nie jest rzeczą prostą zainteresowanie teatrów czy sponsorów tego typu literaturą. Ponadto w owych latach książka robiła wrażenie pięknego, poetyckiego wspomnienia. Nikt nie przewidział, że nabierze nieprawdopodobnej aktualności.

Głuptaska w reż. Jerzego Bielunasa, fot. Łukasz Giza
Co Pana w tej powieści najbardziej poruszyło?

Moim zdaniem jest to przede wszystkim wysokiej klasy literatura. Urzekł mnie sposób, w jaki to napisała: pozbawiony histerii, poetycki i z pięknym przesłaniem. Ponadto autorka opisuje swoje przeżycia z dzieciństwa, które w jakiś sposób są mi osobiście bliskie. Mając około sześciu lat została wraz z innymi dziećmi wywieziona poza miasteczko atomowe i tam kazano im czekać na wybuch jądrowy. To doświadczenie zostało przez nią bardzo precyzyjnie opisane. Kluczem do tej historii jest stwierdzenie, że dla niej to miasteczko jest wciąż miejscem apokalipsy, ponieważ tam zobaczyła jak nadciąga koniec świata.
Ja także pamiętam ten dzień. Miałem wtedy dwanaście lat i zapadł mi w pamięć nastrój tego dnia, kiedy trwał kryzys kubański. Pamiętam bardzo dobrze moją mamę wpatrującą się w ekran telewizora do późnej w nocy. Pamiętam także lęk. Po latach przeczytałem na forum internetowym, gdzie wypowiadali się moi rówieśnicy, że ich dzieciństwu towarzyszył zawsze lęk, który zdawał się być wpisany w tę szarą rzeczywistość… W związku z tym doświadczenie Swietłany  Wasilenko nie jest mi obce.
Przy tym wszystkim miałem świadomość, że nie mogę tej książki adaptować w sposób literalny, ponieważ jest to opowieść bardzo przesiąknięta rosyjską kulturą, a także okrucieństwem i terrorem. Dla polskiego widza nie do przyjęcia.

Do jakiego odbiorcy zatem adresuje Pan tę sztukę?

Aby sztuka była nie tylko wspominaniem 1962 roku, chciałem zrobić coś także dla młodego odbiorcy. Podobnie było przy realizowaniu ”Pamiętnika z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego, kiedy to starałem się, aby ten spektakl nie był klasycznie historyczny, ale mówił o traumie i szaleństwie wojny. Chodziło mi też o to, aby zawierał odniesienia do współczesnych wojen i kataklizmów.
Tak więc w przypadku prozy Swietłany Wasilenko również zastanawiałem się, jak to zrobić, aby jej doświadczenie przybliżyć współczesnym odbiorcom.  Z drugiej strony należało stworzyć pomost pomiędzy jej przeżyciami a tym, czego doświadczamy dzisiaj. W konsekwencji, wykorzystując pewne wątki tej historii, starałem się powiązać je z innymi opowieściami o apokalipsie atomowej.

Kinga_Preis_Głuptaska, fot. Łukasz Giza

Z jakich źródeł czerpał Pan te opowieści?

Ogromnie wstrząsające było dla mnie to, że miliony ludzi na świecie, a w szczególności na Wschodzie, gra w komputerową grę, której akcja rozgrywa się po wybuchu w Czarnobylu i okolicach. Kiedy zobaczyłem tę grę, zorientowałem się, że ktoś zarabia miliony uprawiając ten oburzający proceder.  Świadomość, że gra, której akcja toczy się w miejscach, gdzie do dziś cierpią ludzie, które ciągle są żywym cmentarzyskiem, gdzie kolejne pokolenia są dotknięte skutkami tamtej eksplozji – jest dla mnie zjawiskiem szokującym. Zaskakujące jest, jak szybko takie miejsca mogą stać się przedmiotem rozrywki i zabawy. A także fakt, iż ktoś czerpie z tego krociowe zyski. Wydaje się, że cechą współczesnej kultury jest tendencja do zamieniania cierpienia w zabawę…
Mnie to wprawdzie boli, ale rozmawiałem z młodymi ludźmi, którzy twierdzili, że  nie ma w tym nic złego. Toteż realizując przedstawienie, nie próbuję  wprowadzać do niego dydaktyki, ale po prostu zestawiam doświadczenie różnych pokoleń: Swietłany, ofiar Hiroszimy, a ponadto wykorzystałem wypowiedzi ludzi, którzy widzieli wybuch elektrowni w Czarnobylu.   Zestawiłem je z grą komputerową i z wycieczkami do Czarnobyla. Cytuję także listy internautów: ”Dziękuję za wspomnień czar. Mam komplet wrażeń, których nie dostarczą mi piramidy i inne atrakcje. Wróciłam i nie świecę”…  Tego typu skondensowana wypowiedź ma w sobie porażającą moc, której nie rozumiem i nie jestem w stanie zaakceptować. Jednocześnie jednak muszę ją traktować jako znak czasu.

Przedstawienie ”Głuptaski” jest zatem nie tyle adaptacją, co impresją o różnych sposobach patrzenia na apokalipsę i w jakimś sensie także o tym, że odpychamy ten problem, a próbując go oswoić, zamieniamy go w zabawę. A przecież to rodzaj ucieczki od problemu. Ostatnio temat ten zyskał bardzo na aktualności, czego nie byłem w stanie przewidzieć rok temu, kiedy kończyłem pisać scenariusz.

Czy  zapraszając do współpracy dwie wybitne aktorki:  Kingę Preis i Małgorzatę Majewską – Krzysztofik,  miał Pan gotową wizję ról, które miały zagrać, czy też współtworzyły swoje postacie?

Małgorzata Hajewska_Traktorina_Zdjęcia Łukasz Giza

Przy pracy z aktorkami tej klasy  nie może być mowy o gotowych rolach. Spektakl powstaje we współpracy z nimi. To są pytania, które sobie ciągle zadajemy. Małgorzata Majewska – Krzysztofik gra i Swietłanę Wasilenko, i postać z jej książki  - Traktorinę Pietrowną, komunistkę, drużynową, wychowawczynię pionierów, oszalałą na punkcie idei. Natomiast Kinga Preis gra Głuptaskę – dziewczynkę chorą, nawiedzoną, która próbuje ratować świat przed obłędem.
Praca nad tymi rolami jest niezwykle kreatywna i w żaden sposób nie przypomina przeciętnych prób. Obie aktorki są zawsze znakomicie przygotowane. Większość partii wokalnych przypadła  Kindze, która ma do zaśpiewania kilka niezwykle trudnych utworów, napisanych przez Mateusza Pospieszalskiego. Robi to w taki sposób, że głęboko wnika w sferę przeżyć i autentycznie, boleśnie ożywia je na scenie.
Także Małgorzata Hajewska, choć znam ją z wielu ról, jest  aktorką, w której zawarta jest jakaś tajemnica…

Z Mateuszem Pospieszalskim realizował Pan „Pamiętnik z powstania warszawskiego” i „Wrońca”. Jak  się układa ta współpraca?

Mateusz potrafi zmierzyć się z najtrudniejszymi tekstami, ma bowiem znakomitą intuicję i niezwykły talent. Do ”Głuptaski” napisał kilka utworów, z czego dwa w estetyce gier komputerowych, techno, co w połączeniu z tekstami internautów daje świetny groteskowy efekt. Napisał też songi o porażającej wręcz sile lirycznej. W moim odczuciu jest to artysta obdarzony nieprawdopodobnym talentem. Wprawia nas w nieustanny podziw. Śpiewa we wszystkich rejestrach, ma słuch absolutny, a ponadto jest niezwykle  twórczy. Lubię, kiedy tworzy muzykę do tekstów pozornie niemuzycznych. Choć ustalamy pewne sprawy wspólnie, nasza współpraca dla nas obu ma pewne znamiona niespodzianki. Tak było np. w wypadku tekstów o Hiroszimie, które były dla niego wyzwaniem, a jednak kiedy usłyszeliśmy je w wykonaniu Kingi, obaj byliśmy bardzo zadowoleni z efektu. Ufam Mateuszowi i jestem mu wdzięczny, ponieważ mam świadomość, że uskrzydla moje projekty, dając im taką wspaniałą oprawę muzyczną.

Oprócz  Pospieszalskich w przedstawieniu wystąpi chór cerkiewny Oktoich  pod kierownictwem Grzegorza Cebulskiego. Niebywałe zjawisko na Przeglądzie piosenki Aktorskiej…

chór cerkiewny, fot. Łukasz Giza

Sam pomysł chóru cerkiewnego wziąłem z książki Swietłany Wasilenko. Bohaterka wychowywana jest przez babkę w duchu głęboko religijnym, pięknie śpiewa stare cerkiewne pieśni. Połączyliśmy muzykę cerkiewną w przepięknym wykonaniu chóru Oktoich w kontrapunkcie do muzyki współczesnej. Mateusz Pospieszalski poprosił naszych przyjaciół z chóru, aby zaśpiewali również w utworach techno. W ten sposób śpiewają oni w estetyce śpiewu cerkiewnego razem z Kingą i Mateuszem, tworząc przedziwny mariaż stylów, który jest artystycznie bardzo ciekawy i zaskakująco bogaty w rozmaite treści. Można go interpretować jako rodzaj przekładańca  kultur i systemów etycznych,  a także różnych światów wokół nas. Kiedy chór śpiewa z Kingą o Czarnobylu, nabiera to charakteru zaśpiewu kościelnego i robi piorunujące wrażenie.

Na koniec naszej rozmowy chciałabym jeszcze zapytać o Pańską współpracę z PPA w szerszej perspektywie. Jakie spektakle przygotował Pan w przeszłości? Co je łączy, a co stanowi o ich odrębności?

Było ich bardzo wiele, około trzydziestu różnych konceptów. Na początku były to spektakle, które przygotowywałem ze studentami: ”Piosenki spod wieży Eiffla” z Agnieszką Matysiak i Jackiem Bończykiem, potem był Brassens… Cieszyłem się bardzo, gdy niektórzy z moich studentów ten festiwal wygrali. Była wśród nich także Kinga Preis, która otrzymała nagrodę dzięki ”Balladom morderców”.
Potem interesującym dla mnie okresem był czas, kiedy dyrektorem PPA był Roman Kołakowski. Dał mi szansę pracy przy realizacji dużych koncertów. Po ”Balladach morderców” był ”Nick Cave i przyjaciele”, w którym wystąpił sam Nick Cave, a obok niego Anna Jopek, Maciek Maleńczuk, Kinga Preis, Staszek Sojka i inni. Koncert ten, obok występu Wojtka Kościelniaka, zupełnie zmienił estetykę PPA. Warszawski model kabaretowy, kiedy to przyjeżdżali najwięksi i pokazywali, jak się śpiewa piosenkę aktorską, został wzbogacony inną muzyką. Odtąd zaczęto mówić o przeglądzie aktorskiej interpretacji piosenki. Obok aktorów zaczęli się pojawiać także piosenkarze, zmieniła się formuła. Miałem także okres fascynacji piosenką francuską.

Kinga Preis w Balladach morderców, prasowe
Kolejnym etapem było dla mnie odejście od  formuły związanej ściśle z piosenką.  Bardzo długo, bo aż osiem lat,  starałem się o to, aby wystawić prozę Białoszewskiego. Dopiero kiedy zrealizowałem ten spektakl, dostrzeżono jego wartość. „Pamiętnik…” robiłem zresztą kilkakrotnie, w różnych składach wykonawczych.

Kiedy teraz realizuję ”Głuptaskę”, wykorzystując muzykę do mówienia o sprawach trudnych, patrzę na to wszystko i z dystansem, ale i z radością, bo była to wspaniała przygoda. Obecnie niszowa, studyjna praca jest dla mnie bardziej fascynująca. Ważne, abym mógł robić coś, co będzie dla mnie wyzwaniem.

Życzę, aby nowe wyzwania dawały Panu radość tworzenia i satysfakcję. Dziękuję za rozmowę.

Wywiad okazał się na portalu Kulturaonline w marcu 2015 r. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty