sobota, 26 września 2020

55. Międzynarodowy Festiwal Wratisłvia Cantans niesie światu nadzieję /relacja/

Mimo że krótszy niż zazwyczaj, tegoroczny festiwal Wratislavia Cantans na długo pozostanie w pamięci - nie tylko ze względu na piękną muzykę i znakomite wykonania, ale także z powodu okoliczności, w których się odbył. Mimo wszystko, światła dla świata zabłysły z całą mocą.


Od lat przywykłam do tego, że co roku, wrześniową porą, czeka mnie prawdziwe muzyczne święto - festiwal Wratislavia Cantans. Jednak tego roku, z powodu pandemii, stało się oczywiste, że nic już nie jest pewne... To uczy pokory i uświadamia, że trzeba się cieszyć chwilą. Jednocześnie fakt, że mimo wszystko 55. edycja festiwalu o tak długiej tradycji odbyła się w ograniczonych wymiarach i stała niejako forpocztą przyszłorocznej pełnej wersji, napawa optymizmem. Taka też była intencja organizatorów, by mimo ograniczeń zabłysło "Światło nad światem" - by zabrzmiała piękna muzyka, a sale wypełniła publiczność. 

"Muzyka jest przestrzenią, w której ludzie się jednoczą - napisał we wstępie do katalogu festiwalu Andrzej Kosendiak, jego dyrektor generalny. Pomaga z nadzieją patrzeć w przyszłość. Chcemy, by była ona lepsza, piękniejsza dzięki tym, którzy działają na rzecz dobra. Są światłami dla świata".

W podobnym duchu wypowiedział się Giovanni Antonini, dyrektor artystyczny Wratislavii, podkreślając, że "Teraz bardziej niż kiedykolwiek, w chaosie bieżących zdarzeń, świat potrzebuje komunikacji. Komunikacji autentycznej, w której muzyka i sztuka mogą stanowić duchowe światło w mroku i doświadczanej przez nas niepewności." I dodał: "Wierzymy, że piękno może pomóc uratować świat!".

Jeżeli zatem założyć, że piękno, zwłaszcza piękno muzyki, to wartość duchowa, łącząca nas z Bogiem, to z pewnością może ono uratować świat. Jak napisał w "Promethidionie" Cyprian Kamil Norwid, „Bo piękno na to jest, by zachwycało/ Do pracy – praca, by się zmartwychwstało”. 

Na program festiwalu złożyło się pięć koncertów, które zaprezentowano podczas weekendu - od 11 do 13 września 2020 roku. Jeśli ktoś nie mógł przybyć do Narodowego Forum Muzyki, miał możliwość skorzystać z transmisji radiowych. 

Krzysztof Penderecki pro memoria


Koncert "Hommage à Penderecki", fot. Karol Sokołowski

Pierwszym koncertem uczczono pamięć zmarłego w tym roku wybitnego polskiego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego. "Hommage à Penderecki" był prezentacją dzieł Zmarłego, na które złożyły się "Agnus Dei" - oryginalna, chóralna wersja koncertu, na koniec zaś wykonano drugą, przygotowaną przez wiolonczelistę Borisa Pergamenschikowa, w opracowaniu na orkiestrę kameralną. Po "Agnus Dei" wykonano hymn "O gloriosa Virginum" skomponowany przez Pendereckiego z okazji siedemdziesiątych urodzin Joségo Antonia Abreu, założyciela wenezuelskiej fundacji El Sistema. Kolejny utwór, dowcipną "Sinfoniettę na smyczki", artysta zadedykował orkiestrze Sinfonia Varsovia. Na koniec usłyszeliśmy wirtuozowski "Concerto doppio per violino, viola e orchestra", skomponowany na zamówienie wiedeńskiego Musikverein z okazji dwusetnej rocznicy jego istnienia. Ten niezwykle trudny i wymagający znakomitej techniki utwór wykonali Roksana Kwaśnikowska – skrzypce oraz Artur Rozmysłowicz – altówka. Całość poprowadził maestro Maciej Tworek, znakomity dyrygent współpracujący z Krzysztofem Pendereckim od 2002 roku, co zaowocowało m. in. udziałem w nagraniu z orkiestrą Sinfonia Iuventus kompletu jego symfonii i koncertów instrumentalnych. Wysłuchanie tych kompozycji, zestawionych w taki sposób, aby można było poczuć, jak wszechstronnym i błyskotliwym kompozytorem był Krzysztof Penderecki, było niezwykłym przeżyciem. I chociaż mamy świadomość, że Krzysztof Penderecki był spełniony i doceniony w wielu sferach życia, nie tylko muzycznej, to jednak pozostaje smutek i żal po Jego stracie...

"Natchnienia" i niezwykła Agata Zubel


Agata Zubel, fot. Łukasz Rajchert

Nazajutrz wysłuchałam dwóch koncertów absolutnie niezwykłej urody. Pierwszym były "Natchnienia", na które złożyły się kompozycje Andrzeja Panufnika, Benjamina Brittena i Edwarda Elgara. Pierwszy utwór: Love song  został nadzwyczaj pięknie wykonany przez duet: ludzki głos (Agata Zubel) i harfę (Malwina Lipiec-Rozmysłowicz) z akompaniamentem orkiestry (NFM Orkiestra Leopoldinum). Cudowny, liryczny utwór, napisany przez Panufnika w 1976 roku na prośbę zaprzyjaźnionej z nim i jego żoną mezzosopranistki Meriel Dickinson do wiersza Love Song (Pieśń miłosna) angielskiego poety Sir Philipa Sidneya. Wielokrotnie powtarzająca się pierwsza, czterotaktowa fraza pieśni, ze słowami: „My true love hath my heart” („Prawdziwa miłość opanowała moje serce”), występuje w nim zawsze w tej samej postaci melodycznej, ale każdorazowo rozpoczyna się od innego dźwięku. Panufnik pod koniec życia opracował tę pieśń na głos, harfę (fortepian) i na orkiestrę smyczkową. Dodać muszę, że uroczy ten utwór zabrzmiał w wykonaniu Agaty Zubel zupełnie inaczej, niż do tego przywykłam - bardziej oryginalnie, niebanalnie, cudownie wprost. Harfistka zaś okazała się o wiele bardziej interesującym towarzyszem miłosnego dialogu niż fortepian. 


Malwina Lipiec-Rozmysłowicz i Agata Zubel, fot. Łukasz Rajchert

Po Panufniku Agata Zubel zaprezentowała o wiele trudniejszy do interpretacji cykl pieśni Benjamina Brittena do słów Artura Rimbauda: "Les illuminations", mogliśmy więc posłuchać "poety przeklętego" w oryginale. Wyznam, że od koncertów Marka Padmore` a, który jak nikt interpretował Brittena, nie słyszałam równie wspaniałego wykonania. 

Zbiór melodii zatytułowany "Les Illuminations" to wczesne dzieło Benjamina Brittena. Utwór został faktycznie ukończony, gdy kompozytor, zdeklarowany pacyfista, przebywał na wygnaniu w Stanach Zjednoczonych wraz ze swoim partnerem, śpiewakiem Peterem Pearsem. Utwory zostały skomponowane na wysoki głos i orkiestrę smyczkową, a ich pierwszą wykonawczynią była sopranistka Sophie Wyss. Później śpiewał je Peter Pears. Rimbaud kilkakrotnie odwiedzał Londyn w latach 1872-1874; to tam powstał rękopis "Iluminacji" (który w pewnym sensie stanowi jego testament literacki, zważywszy, że przestał pisać w 1875 r.). Podobnie jak kompozytor, żył wtedy w "zakazanym" związku z innym poetą - Paulem Verlainenem. Zbieżności te nie są zapewne przypadkowe.  Britten wykorzystuje dziesięć wierszy Rimbauda, ​​z których dwa (Fraza i Antyk) zostały zebrane w trzeciej części partytury. Muzyk przywiązuje szczególną wagę do zdania „Tylko ja mam klucz do tej szalonej parady”, które kończy wiersz Parade i czyni z niego rodzaj refrenu: Fanfary i Interlude (tytuły wymyślone przez Brittena). Utwory Brittena stawiają śpiewakom niezwykle wysokie wymagania techniczne, ale przede wszystkim dotyczą one ekspresji. Dla Agaty Zubel nie stanowiły żadnej przeszkody - bogactwo frazy, rozbudowana, a zarazem subtelna ekspresja, świadcząca zarówno o znakomitej technice wokalnej, jak i o wyobraźni oraz talencie wokalistki - wszystko to złożyło się na niezwykle poruszającą całość, która na długo pozostanie w pamięci.

 

Radek Baborák, fot. Łukasz Rajchert

Interesująca okazała się także "Serenada na tenor, róg i smyczki" op. 31 tego samego kompozytora, a szczególnie grający na rogu Radek Baborák. Utwór powstał w 1943 roku, po powrocie Brittena do Anglii. Kompozytor był przez kilka tygodni hospitalizowany z powodu odry i właśnie w tym czasie napisał "Serenadę...". Utwór zawiera wiersze angielskich poetów na temat nocy - jej spokoju, a także złowieszczych aspektów. Partie tenoru przeznaczył kompozytor dla swego partnera - Petera Pearsa, natomiast podczas wrocławskiego koncertu wykonywał je austriacki tenor Martin Mitterrutzner. Całość koncertu poprowadził Ernst Kovacic - dyrygent, skrzypek, dyrektor artystyczny Wrocławskiej Orkiestry Kameralnej "Leopoldinum".

"Po burzy" - zjawiskowa Julia Lezhneva oraz Il Giardino Armonico


Najjaśniejszym punktem tegorocznej Wratislavii był występ Julii Lezhnevy oraz Il Giardino Armonico pod batutą Giovanniego Antoniniego. Wspaniała rosyjska sopranistka występuje we Wrocławiu od 2013 roku, kiedy to zaśpiewała po raz pierwszy na 48. MF Wratislavia Cantans. Towarzyszył jej wówczas Giovanni Antonini z Wrocławską Orkiestrą Barokową. Zagarnęła przebojem festiwalową publiczność. Podobnie jak dwa lata później, kiedy to wystąpiła podczas Akademii  Händlowskiej. Jej występ w roli Vagausa w oratorium Vivaldiego "Judyta Triumfująca" podczas 54. edycji Wratislavia Cantans był prawdziwym triumfem. Artystka była entuzjastycznie oklaskiwana po każdym swoim występie i bez większej przesady można powiedzieć, że to ona triumfowała tamtego wieczoru. Wyczekiwaliśmy więc jej występu także w tym roku, wiele sobie po nim obiecując. I nie zawiedliśmy się!

Julia Lezhneva, fot. Bogusław Beszlej

Na program złożyły się kompozycje Mathew Locke`a, Antonia Vivaldiego, Geminiano Giacomelli, Carla Heinricha Grauna i Georga Friedricha Händla
Tytuł koncertu nawiązuje do praktyki wykonawczej w XVII-wiecznej Anglii, polegającej  na wielokrotnych przeróbkach jakiegoś popularnego tematu. Taki los spotkał m. in. Burzę Szekspira, której premiera odbyła się 6 listopada 1611 roku. Otóż wielokrotnie przerabiano i adaptowano potem ten utwór, aż doszło do paradoksalnej sytuacji, w której kolejna wersja Thomasa Shadwella z 1674 roku, z muzyką instrumentalną Mathew Locke`a, wyparła na sto lat oryginał. Czasem kompilowano różne dzieła. Kolejny paradoks sprawił, że dzięki tym praktykom przetrwało wiele kompozycji mistrzów dziś zapomnianych, jak Francesco Gasparinni czy Geminiano Giacomelli. Ponadto niektóre przeróbki, jak w przypadku Händla, okazywały się lepsze od oryginału. Utwory Carla Heinricha Grauna Julia okryła w jednej z berlińskich bibliotek i – jak to ona – zachwyciła się tym muzycznym znaleziskiem. W rezultacie nagrała płytę z jego utworami. 

Julia Lezhneva i Il Guardino Armonico podcza koncertu "Po burzy",
fot. Bogusław Beszlej

Introdukcja do sztuki "The Tempest" Mathew Locke`a, która zabrzmiała na początku koncertu, pozwoliła uświadomić, że założony w 1985 w Mediolanie przez Lucę Pianca i Giovanniego Antoniniego zespół Il Giardino Armonico zdołał przez lata osiągnąć niezwykle piękne brzmienie. Specjalizując się w wykonaniu XVII- i XVIII-wiecznych utworów na dawnych instrumentach, osiągnął rezultaty, o których nie jeden zespół muzyki dawnej mógłby tylko pomarzyć... 
Julia była diamentem tego koncertu, ale diamentem kunsztownie oprawionym we wspaniały akompaniament. Zaśpiewała wiele pięknych arii, z których każda ukazywała jej wspaniałe umiejętności wokalne - od lirycznych (w nich jest chyba najlepsza) po dramatyczne. Bisowała czterokrotnie, wykonując m. in. arię "Armate di fuoko e di serpi" z "Judyty triumfującej" Vivaldiego. Z pewnością jej interpretacje są coraz dojrzalsze, ale - co najistotniejsze - nadal ma w sobie tę iskrę Bożą, która sprawia, że każdy jej występ jest czymś więcej - jest przeżyciem nie tylko estetycznym, ale także duchowym.

"Jak wielkie jest Twoje imię"  - Georg Philipp Telemann


Przedostatni koncert był wyjątkowo jednorodny - zawierał wyłącznie kompozycje Georga Philippa Telemanna. Rozpoczęła go uwertura kompozytora, uznawanego w Niemczech za niekwestionowanego mistrza tego gatunku. W owym czasie „uwertura” rozumiana była jako połączenie trzyczęściowej uwertury skomponowanej według wzoru francuskiego i zestawu tańców, które nasttępują po niej. Wzorem dla obu były uwertury operowe i przerywniki taneczne z francuskich oper Lully`ego lub Campra - muzyki, którą młody Telemann kochał ponad wszystko. Naśladował manierę Francuzów w swoich „orkiestrowych suitach”, jak dziś nazywamy uwertury barokowe, ale szybko odnalazł swój własny, niepowtarzalny styl. Kompozycja Telemanna naśladuje  sygnały rogów pocztowych, które rozbrzmiewały wówczas w całych Niemczech, i przetwarza je w humorystyczną fugę. Dwa eleganckie menuety tworzą pomost prowadzący do trzech innych elementów utworu: Gavrotte en Rondeau oraz Passacaille. Po melodyjnej arii następuje Les Postillons, charakteryzujący się mocną rytmiką i pełnym ekspresji charakterem. Zwieńczeniem jest uroczysta Fanfara.

Wrocławska Orkiestra Barokowa, Marzena Michałowska, fot. Łukasz Rajchert


Po wysłuchaniu pierwszej, pełnej wigoru części koncertu, nastąpiła zmiana nastroju i usłyszeliśmy "Die Donnerode" - podniosłą kantatę napisaną przez Telemanna dla upamiętnienia ofiar trzęsienia ziemi w Lizbonie w 1755 roku. Zginęło wówczas ponad 60 tysięcy osób, czyli około jednej czwartej populacji miasta, a trzęsienie ziemi odczuwalne było aż w Europie Środkowej. Rada miejska Hamburga zarządziła wówczas dzień pokuty, postu i modlitwy. Tego dnia wykonano pierwszą wersję kantaty Telemanna. Tekst zaczerpnięto z Psalmów: 8. i 29. w wersyfikacji Johanna Andreasa Cramera. Później Telemann dodał drugą część, ponownie dotyczącą wersetów Cramera, tym razem po Psalmie 45. 
W pierwszej części wyraża moc Bożą, która objawia się w naturze: „Głos Boga wstrząsa oceanami”, „Głos Boga spłaszcza cedry”, „Zawala dumne góry”, „Grzmi, aby został wygnany ”. Wszystko zaś jest powodem, by Go czcić, jak głosi chór otwierający: „Jak wielkie jest imię Twoje, przyozdobione taką chwałą, Panie, władco nasz, pełne mądrości i mocy!”. Pozornie nie ma to nic wspólnego z katastrofą, jaka spotkała mieszkańców Lizbony, a jednak podkreślenie Bożej mocy  i Jego panowania nad światem - w Nim zatem należy szukać pociechy i wierzyć, że ze zła wyprowadzi dobro.

Marzena Michałowska, fot. Łukasz Rajchert

Wykonawcami obu utworów Telemanna  byli znakomici soliści: Marzena Michałowska (sopran), Wanda Franek (mezzosopran), Karol Kozłowski (tenor), Martin Schickentanz (baryton, znany wrocławskiej publiczności z wcześniejszych koncertów, m. in. Ein feste Burg ist unser Gott), Henryk Böhm (baryton), z towarzyszeniem Dresdner Kammerchor i Wrocławskiej Orkiestry Barokowej pod batutą Jarosława Thiela . Koncert był wspaniały! Mnie najbardziej urzekła Marzena Michałowska, obdarzona pięknym sopranem, przypominającym barwą głosu wybitną śpiewaczkę  Karinę Gauvin.

Jacek Różycki z przesłaniem: "Światła dla świata"


Ostatni, tytułowy koncert tegorocznego festiwalu Wratislavia Cantans, wypełniły kompozycje polskiego kompozytora i kapelmistrza doby baroku - Jacka Różyckiego. To znakomity pomysł, aby "światło dla świata" płynęło właśnie z Polski! Dorobek kompozytora zachował się w niewielkiej części - zaledwie 25 utworów, a i to nie wszystkie w całości, co w jakimś sensie obrazuje niszczenie polskiej kultury przez wieki. A jednak przetrwała - to daje nadzieję. 
Różycki tworzył przede wszystkim muzykę religijną w stylu włoskim: msze, nieszpory, hymny, koncerty kościelne i sonaty. Posługiwał się biegle techniką koncertującą, o czym świadczy Missa concertata, a właściwie jej zachowana część. 

Andrzej Kosendiak, fot. Karol Sokołowski

Podczas koncertu, w którym wystąpił Wrocław Baroque Ensemble pod dyrekcją Andrzeja Kosendiaka, wykonano wiele utworów kompozytora, w tym te najbardziej znane, jak Magnificat czy Confiteor. Muzyka niezwykle piękna, uduchowiona znalazła właściwe miejsce w Kolegiacie św. Krzyża na Ostrowie Tumskim. Przeplatanie ludzkich głosów i instrumentów tworzyło piękną, harmonijną całość. Mnie najbardziej urzekła (nie po raz pierwszy) Aldona Bartnik w utworze „Ave sanctissima Maria” z towarzyszeniem skrzypiec i pozytywu. Piękny niezapomniany koncert!

Aldona Bartnik i Aleksandra Turalska, fot. Karol Sokołowski

Mimo że krótszy niż zazwyczaj, tegoroczny festiwal Wratislavia Cantans na długo pozostanie w pamięci - nie tylko ze względu na piękną muzykę i znakomite wykonania, ale także z powodu okoliczności, w których się odbył. Mimo wszystko, światła dla świata zabłysły z całą mocą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

59. Międzynarodowy Festiwal Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju

Już w czerwcu kolejna (pięćdziesiąta dziewiąta!) odsłona Międzynarodowego Festiwalu Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju! Festiwal hołdu...

Popularne posty