Konrad Dworakowski o swoim najnowszym
przedstawieniu w Teatrze Pantomimy: "Mikrokosmos" i o artystycznej drodze do niego.
Jaki wpływ
na kształt przedstawienia miał fakt, że przygotowuje go Pan z zespołem Teatru
Pantomimy?
„Mikrokosmos” jest jednym z moich najcenniejszych doświadczeń
teatralnych. Pantomima jest, w moim mniemaniu, szczególnie szlachetną formą
teatru, pozbawiona jest bowiem otoczki literackiej. Wszystko w tym teatrze, z
natury rzeczy, musi być organiczne i to jest moje odkrycie przy tej realizacji.
Jednym z
istotnych Pańskich doświadczeń teatralnych na drodze do „Mikrokosmosu” był spektakl powstały z inspiracji prozą i
rysunkami Bruno Schulza – „Historia występnej wyobraźni”, który został
zresztą dostrzeżony i nagrodzony Złotą
Maską w sezonie 2009/2010…
Rzeczywiście.
było to moje pierwsze doświadczenie teatru wyobraźni, w którym poza słowem
można opowiedzieć o emocjach. Spektakl właściwie obywający się bez słów, jedynie
fragmenty „Traktatu o manekinach” wyrażane są przez aktora na żywo. Reszta jest
formą utworu muzycznego, która rozgrywa się w teatrze plastyki. Było to pierwsze
moje takie doświadczenie, do tej pory bowiem warstwa literacka pełniła funkcję
równorzędną.
Wcześniej były „Wielkoludy” Andrzeja Maleszki, które wyreżyserował Pan w 2008 roku w Teatrze Lalek Arlekin w Łodzi…
O tak,
„Wielkoludy” należą do moich kluczowych tematów, ponieważ są w nich bardzo
wyraziście nakreślone relacje między dzieckiem a dorosłym. One mnie zawsze
bardzo przejmują. I to nie tylko dlatego, że jestem ojcem i sam zmagam się ze
sobą jako dorosły. Również dlatego, że próbuję znaleźć w sobie dziecko, rozmawiając
z moimi córkami i chcąc je rozumieć. To także był spektakl, do którego
podchodziłem dwukrotnie, na różne sposoby. Obydwie różne od siebie realizacje
utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto
takie ważne tematy podejmować.
Zwróciłam
uwagę, że niektóre Pańskie spektakle powstały we współpracy z ojcem Andrzejem
Dworakowskim i z siostrą Martyną w roli scenografów. Stale współpracuje Pan z
tym samym kompozytorem – Piotrem Klimkiem.
Współpraca z
ojcem nad przedstawieniem „Historia występnej wyobraźni” była zupełnie
naturalna przy temacie, który podejmowałem. Wynikała także stąd, że wiedziałem,
iż mogę na nim polegać, jest to bowiem człowiek i artysta, którego warsztat
znam i cenię. Jednak we współpracy ojca z synem powstaje relacja jak między
mistrzem a uczniem, tymczasem ja chciałbym być partnerem, stąd nie wszystkie
nasze wspólne realizacje należały do najłatwiejszych. Natomiast we współpracy z
siostrą miałem wrażenie, że z kolei ja – jako starszy brat - zająłem pozycję nauczyciela,
co powodowało, że czułem że jestem partnerem ograniczającym swobodę. Jestem
zdania, że w sferze plastyki dobrze jest zderzać swoje pomysły z wyobraźnią
innych twórców, zderzać się z nowymi wyzwaniami, bo tylko wtedy zbiera się
cenne doświadczenia. Mimo trwającej wiele lat mojej współpracy z jednym
kompozytorem – Piotrem Klimkiem, ciągle jest ona twórcza i bezkompromisowa.
Niebawem ukaże się nasza – już trzecia! – wspólna płyta, z piosenkami z naszych
spektakli.
Po co robi się teatr?
Ja się tym
zawodem żywię. Tworzenie spektaklu to jest proces. I to jest najpiękniejsze w
tym zawodzie. Nie sam efekt. To tak jak z jedzeniem. Przyjemne jest
delektowanie się potrawami, a nie poczucie nasycenia. Poprzez teatr podejmuję z
widzami dialog.
Życzę więc,
aby był on dla obu stron ważny i owocny. Dziękuję za rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz