Ascetyczna z pozoru książeczka zawiera w istocie esencjonalnie napisany, refleksyjny tom felietonów Piotra Wierzbickiego. Mimo że pochodzą one z różnych lat, ich wymowa brzmi nad wyraz aktualnie i prawdziwie, toteż powinien po niego sięgnąć każdy
myślący człowiek.
Wydawnictwo Sic!
Do wnętrza
niewielkiej rozmiarami książki "W salonie" wiedzie nie tylko
(pozornie, jak się okaże) jednoznacznie brzmiący tytuł, ale także przykuwająca
uwagę reprodukcja obrazu holenderskiego malarza Wountera Crabetha: „Gra w karty”. Uwagę przykuwa na niej postać roznegliżowanej kobiety, bynajmniej nie
damy, o którą prawdopodobnie toczy się ta gra. Salon to więc czy miejsce
moralnie podejrzane? Co łączy te dwie rzeczywistości? Co wiąże zebrane w tomiku
felietony? Oto zadanie dla czytelnika. By mógł sobie na nie odpowiedzieć,
powinien przebyć wraz z autorem proponowaną przez niego intelektualną przygodę.
Jak się
dowiadujemy na wstępie, zawarte w książce felietony pochodzą z różnych okresów
twórczości Piotra Wierzbickiego i zostały starannie wybrane te,
które – jego zdaniem – przetrwały próbę czasu.
Felieton może się zestarzeć – czytamy. By przetrwał, nieść go musi f o r m a: odgadnięte i doszlifowane j a k.
Żebym miał talent…
Piotr
Wierzbicki, istotnie, prezentuje nam swój znakomity warsztat felietonisty,
eseisty, sięgającego wprawną ręką a to po metafory (Mózg cyrku, Spór z nie istniejącym, W salonie, Domek Baby Jagi czy Lokaj), a to po przypowieści wysnute z
otaczającej rzeczywistości (Tańcząca
mrówka), tropi paradoksy (Nietakt stulecia),
stosuje także rozmaite figury retoryczne, jak ironia, rozbudowane porównanie, pytanie,
gradacja (Rekordziści świata i in.). Czyni
to w sposób dyskretny i elegancki. Można by do niego odnieść zdanie Czechowa,
które wiele mówi o skromności pisarza:
Pisarz nie musi być sędzią swoich
postaci ani tego, o czym one mówią, tylko bezstronnym świadkiem. (…) Ode mnie
wymaga się tylko jednego – żebym miał talent (…)
Autorowi
felietonów także talentu nie zbywa, ale tym, co mnie w nich najbardziej pociąga,
jest objawiająca się w atrakcyjnej formie treść felietonów – waga i
ponadczasowość problemów stanowią, jak sądzę, największe bogactwo tej nieocenionej książeczki.
Tropiąc prawdę
Każdy z tych
tekstów stanowi pewną zamkniętą intelektualnie całość i nie musimy czytać ich „po
kolei”, a jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że stanowią pewien rodzaj
uniwersum – opisują świat wokół nas i łatwo rozpoznamy w nich także nasze
doświadczenia, począwszy od elit „W salonie”, poprzez tematy
literackie (celne felietony o twórczości Antoniego Czechowa i Henryka Sienkiewicza) i paraliterackie (o słowach-wytrychach), a skończywszy na refleksji egzystencjalnej w „Tańczącej mrówce”.
Nie jest jednak tak, że temat pojawia się w kolejnych tekstach i znika,
ustępując innym. Przeciwnie, będzie się przewijał w różnych wariantach tu i
tam, oświetlając problem pod różnymi kątami.
Tytułowy
felieton: „W salonie” porusza problem współczesnych elit, wskazując na ich
cechę dystynktywną, jaką jest pewien rodzaj kumoterstwa. O tym, czy się
przynależy do salonu, nie decyduje dziś talent czy pochodzenie, jak dawniej. Salon
współczesny dzieli się na „swoich” i „obcych”, jest solidarny i wszyscy będą
wychwalać się nawzajem, „lajkować”, jak byśmy powiedzieli współczesnym językiem.
Oczywiście, salon ten jest usytuowany w Warszawie i to tam zapadają decyzje, o czym się
pisze, kogo promuje itd. Inteligent z prowincji, choćby swymi zaletami bił
innych na głowę, ba, choćby był samym Chopinem, nie zostanie na salony
dopuszczony, choć siedzą tam wytrawni
znawcy i użytkownicy języka plebejskiego, którym dawniej mówiono daleko, daleko
poza salonem, chłopy swoje i proste. Taki to i salon. Przypomina bardziej
obraz Crabetha niż elitarny krąg.
Nie na tym jednak koniec, bo w
felietonie poświęconym Leopoldowi Tyrmandowi, zatytułowanym „Cowboy z
Krakowskiego Przedmieścia”, Wierzbicki przytacza opis warszawskich „salonów”
lat 50., o których Tyrmand pisze nie tylko w swoim „Dzienniku”, ale nie
pozostawia na nim suchej nitki w „Życiu towarzyskim i uczuciowym”. Będąc „swoim”,
Tyrmand upublicznił tajemnicę – niejeden król okazał się nagi. I tu dotykamy
zasadniczej, jak sądzę, myśli wszystkich tych tekstów.
Otóż Piotr
Wierzbicki pisze przede wszystkim o moralnym
imperatywie głoszenia prawdy – uczciwego i rzetelnego życia i takiegoż jego
opisu. Nie przypadkiem tom kończy interesujący felieton „Kunszt Czechowa”. Autor
studiuje w nim najistotniejsze cechy pisarstwa autora „Wujaszka Wani”
(wcześniej poświęca mu tekst dotyczący podróży na Sachalin, w którym pokazuje,
jak literatura, i to wcale niepiękna, bo mająca cechy raportu, wpływa na zmianę
prawa w stosunku do uwięzionych). Otóż nie tylko ukazuje programową prostotę pisarza, jego autentyczną
życzliwość i współczucie dla swoich bohaterów, ale jednocześnie bezstronność i
uczciwość w opisywaniu ludzkich losów. Wierzbicki podkreśla, że najważniejszym
słowem-kluczem jest w odniesieniu do pisarstwa Antoniego Czechowa słowo prawda, które w jego przypadku oznacza
wiedzę o ludziach. A gwarantem tej prawdy jest szczegół i znajomość życia. Ta prawdziwa wiedza o
ludziach staje się dla felietonisty przedmiotem podziwu. Pisze:
Jak przejrzał duszę kobiety! Jak wypatrzył
kłamstwa i kłamstewka! Jak jest za pan brat z nieszczęściem!
Ale na tym
podziwie autor „W salonie” nie poprzestaje. Stara się postępować jak jego
niedościgły mistrz: tropi prawdę i odkrywa ją nie tylko pod warstwą kurzu słów
(Pochwała kurzu, Piękne słowa), ale
także w pozorach salonu, w lokajskim sposobie bycia wielu, a nawet w pozorach
rzeczywistości (Tańcząca mrówka).
Choć skromny
rozmiarami, tom
felietonów Piotra Wierzbickiego brzmi nad wyraz aktualnie i prawdziwie. Może się w nim przejrzeć każdy myślący człowiek.
Książka Piotra Wierzbickiego: „W
salonie” ukazała się w 2017 r. w Wydawnictwie Sic!
|
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń