Rozmawiam z Jarosławem Thielem –
szefem Wrocławskiej Orkiestry Barokowej, wiolonczelistą, miłośnikiem
wykonawstwa historycznego: o początkach kariery, muzycznych pasjach i planach.
Jarosław Thiel, fot. Łukasz Rejchert
Barbara Lekarczyk-Cisek: Skąd się u
Pana wzięło zamiłowanie do muzyki, a szczególności do muzyki barokowej?
Jarosław Thiel: To się zaczęło już w dzieciństwie.
Rodzice nie byli wprawdzie muzykami, ale moje rodzeństwo uczęszczało do szkoły
muzycznej. Jako najmłodszy z naszej czwórki zapragnąłem im dorównać. Niestety,
tylko ja ostałem się w zawodzie muzyka, mimo że moje rodzeństwo było bardzo
utalentowane. Przechodziłem kolejne szczeble edukacji muzycznej i pod koniec
studiów zacząłem poważnie myśleć o muzyce dawnej.
Zaczęło się
od tego, że poznałem prywatnie Ewę i Aureliusza Golińskich – liderów Arte Dei
Suonatori, którzy w tym czasie dopiero rozpoczynali swoją działalność.
Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do wykonawstwa historycznego i miałem
co do niego wiele wątpliwości. A zbliżył nas zupełny przypadek. Chciałem
mianowicie zagrać kwartet smyczkowy na ślubie mojej siostry i poszukiwałem
kolegów, którzy mogliby go wraz ze mną wykonać. Zatelefonowałem do Ewy i Arka i
w ten sposób miałem już parę skrzypków do mojego zespołu. Kiedy wreszcie razem
zagraliśmy fragmenty Kwartetu ”Dysonansowego”
Mozarta, tak nam się to spodobało, że postanowiliśmy kontynuować próby.
Potem już nałożyłem struny jelitowe na wiolonczelę i w ten sposób zaczęła się moja
przygoda z muzyką dawną.
Co
ciekawsze, potrafiłem sobie już wcześniej bez trudu wyobrazić, że barok na
starych instrumentach będzie brzmiał odmiennie niż wykonywany w tradycyjnej
manierze. Natomiast zupełnym zaskoczeniem było dla mnie, jak inaczej, wręcz
rewolucyjnie, brzmi muzyka klasycyzmu i wczesnego romantyzmu. Na początku lat 90.
zaczęła ukazywać się seria nagraniowa Symfonii Beethovena pod Gardinerem, która
była wprost olśniewająca. Fascynacja tymi nagraniami wpłynęła na repertuar
Wrocławskiej Orkiestry Barokowej – gramy dużo późnego klasycyzmu, sięgamy do
muzyki romantycznej. Muzyka ta w ujęciu historycznym i na historycznych
instrumentach brzmi bardzo interesująco.
Grając taką właśnie muzykę,
współpracował Pan z wieloma interesującymi wykonawcami, którzy z całą pewnością
wpłynęli na Pana…
Miałem
szczęście zagrać z większością polskich zespołów wykonujących muzykę dawną.
Przed dwudziestu laty było to oczywiste, ponieważ muzyków preferujących tę
stylistykę było bardzo mało. O ile się nie mylę, po pani Teresie Kamińskiej,
byłem drugim polskim wiolonczelistą, który ukończył regularne studia na
wiolonczeli barokowej w Universität der Künste w Berlinie, w klasie wiolonczeli
barokowej Phoebe Carrai i Markusa Möllenbecka (dyplom z wyróżnieniem). A zatem
miałem przyjemność współpracować z Markiem Toporskim i jego Concerto Polacco,
zagrałem kilka spektakli w Warszawskiej Operze Kameralnej, koncertowałem z Arte Dei Suonatori oraz z zespołami
prowadzonymi przez Marcina Szelesta…
Najdłuższej towarzyszyłem Janowi Tomaszowi
Adamusowi będąc pierwszym wiolonczelistą w prowadzonych przez niego
zespołach (Dolnośląska Orkiestra
Barokowa, Harmonologia). Potem, podczas studiów w Berlinie, nawiązywałem
kontakty z tamtejszymi muzykami. Szczególnie ważna była dla mnie intensywna współpraca
z jedną z najlepszych orkiestr barokowych na świecie - Akademie für Alte Musik Berlin, z którą odbyłem wiele podróży
koncertowych. Od 15 lat jestem pierwszym wiolonczelistą Drezdeńskiej Orkiestry
Barokowej, współpracuję też z innymi niemieckimi zespołami.
Przez te
lata kształtowałem własne doświadczenia i miałem coraz wyraźniejszą wizję tego
jak chcę i powinienem grać. Również sposób funkcjonowania Wrocławskiej
Orkiestry Barokowej w dużej mierze wywodzi się z moich wcześniejszych kontaktów
z tego rodzaju zespołami niemieckimi.
Proszę nam więc przybliżyć, jak
funkcjonuje taka orkiestra.
W Polsce
wciąż najbardziej rozpowszechnionym systemem organizacji pracy orkiestr jest
ich związanie z instytucjami dotowanymi z kasy państwowej, przy czym muzycy w
większości zatrudnieni są na etatach. Ten system doskonale sprawdza się w
przypadku tradycyjnych orkiestr symfonicznych. W mojej opinii jednak jest
niezbyt korzystny w przypadku orkiestry grającej na historycznych
instrumentach.
Po pierwsze,
etatowa stabilność często osłabia kreatywność muzyków – a wykonawstwo muzyki
dawnej bazuje na kreatywności poszczególnych muzyków. Po drugie, utrzymywanie pełnego składu orkiestrowego z
całym kompletem historycznych instrumentów dętych mija się z celem, ponieważ
niezmiernie rzadko wykorzystuje się ten skład w pełni. Standaryzacja obsady
orkiestrowej, tak jak ją dzisiaj rozumiemy, wykształciła się przecież dopiero
pod koniec XVIII wieku.
Dlatego wraz
z dyrektorem Kosendiakiem zdecydowaliśmy się na rozwiązanie pośrednie: Wrocławska Orkiestra Barokowa jest
pełnoprawnie zakotwiczona w strukturach
Narodowego Forum Muzyki, będąc jednocześnie
orkiestrą projektową, kompletującą każdorazowo skład muzyków na potrzeby
konkretnego programu. Na świecie zdecydowana większość zespołów grających na
dawnych instrumentach jest zorganizowana na podobnych zasadach i dotyczy to
także słynnych angielskich czy francuskich orkiestr.
Trzeba także
przypomnieć, że ruch wykonawstwa muzyki dawnej stanowi niewielką część całości
sceny muzycznej i jest niejako specyficzną repertuarową niszą. Objawia się
to między innymi nieustającym niedoborem
muzyków grających na dawnych instrumentach, w rezultacie czego podróżują oni
nieustannie, zasilając coraz to nowe zespoły. Na międzynarodowych festiwalach
muzyki dawnej spotykamy się ciągle z gronem dobrze znanych kolegów, którzy grają
wymiennie w najróżniejszych formacjach. Również we Wrocławiu gościmy często
tych muzyków.
Poza pewnym efektem świeżości, dla każdego muzyka
naszej orkiestry taka wymiana jest czynnikiem mobilizującym. Grając muzykę
dawną potrzebuję mieć w zespole indywidualności, muzyków autentycznie
zaangażowanych w swoją pracę. Wielcy dyrygenci, jak choćby Igor Strawiński,
wymagali od orkiestry całkowitego podporządkowania. To się sprawdza, kiedy
orkiestra jest bardzo liczna. Natomiast styl muzykowania w XVII – XVIII wieku
był zupełnie inny, w znacznie większym stopniu uzależniony od indywidualizmu
poszczególnych wykonawców. Grano poza tym w znacznie mniejszych obsadach.
Jednak z indywidualistami
współpracuje się trudniej…
Często sam
się zastanawiam, jak ja to jeszcze wytrzymuję (śmiech). Jako szef zespołu muszę
się liczyć z kompetencjami moich kolegów. Często są oni wybitnymi osobowościami,
prowadzącymi własne niezwykle wartościowe projekty muzyczne, począwszy od Zbyszka Pilcha – koncertmistrza, znakomitego
skrzypka i lidera, wykładowcę Akademii Muzycznych w Krakowie i Wrocławiu, przez
Marcina Szelesta – profesora,
kierownika Katedry Muzyki Dawnej w Akademii Muzycznej w Krakowie, szefa zespołu
Harmonia Sacra, Marka Niewiedziała,
wykładowcę Akademii Muzycznej w Poznaniu, wieloletniego dyrektora festiwalu
Varmia Musica, Mikołaja Zgółkę – skrzypka,
wykładowcę poznańskiej Akademii Muzycznej, założyciela kwartetu Musicarius i wielu, wielu innych. Darzę tych muzyków
zaufaniem i szacunkiem, korzystając z bogactwa ich osobowości oraz
doświadczenia. Nie może tu być mowy o narzucaniu im własnych koncepcji. Rola
dyrygenta w prowadzeniu tego typu zespołu jest zupełnie inna.
No tak, a w dodatku Pan nie tylko
dyryguje, ale także sam gra.
Istotnie,
bardzo to sobie wciąż cenię i cały czas bardziej czuję się wiolonczelistą niż
dyrygentem.
W jaki sposób powstają projekty? Czy
ich pomysłodawcą jest szef orkiestry, czy też powstają w drodze dyskusji? I
jakiego rodzaju muzykę upodobał Pan sobie szczególnie?
Jest to
wypadkowa wielu czynników. Mam swoje pomysły i idee, które chcę realizować.
Zazwyczaj rozmawiamy o tym w mniej lub bardziej oficjalny sposób, wymieniając
się opiniami i pomysłami. Mamy też zamówienia z zewnątrz, jesteśmy bowiem
zapraszani na różne festiwale czy do nagrań płytowych. Czasami o wyborze utworu
i składzie orkiestry decydują środki finansowe (a raczej ich brak). Zasadniczym priorytetem jest dla mnie utrzymanie
profilu orkiestrowego zespołu. Podczas gdy w świecie muzyki dawnej
zauważamy wyraźną tendencję do minimalizowania składów zespołów, udaje się nam
zdecydowaną większość programów wykonywać jako orkiestra, choć co jakiś czas
planujemy także małe programy kameralne, w których prezentujemy solistyczne
umiejętności naszych muzyków.
Osobiście preferuję repertuar klasyczny i
wczesnoromantyczny, ale staram się tak konstruować program w ciągu sezonu,
aby był on różnorodny, z korzyścią zarówno dla orkiestry, jak i melomanów.
Wrocławska Orkiestra Barokowa
powstała 10 lat temu. Kiedy został Pan jej szefem i czy takie szefowanie jest
dla muzyka trudne?
Wrocławską Orkiestrę Barokową założył
w 2006 roku dyrektor Andrzej Kosendiak, na początku swojej działalności. Była ona częścią planu,
który miał doprowadzić do powstania Narodowego Forum Muzyki i rozbudzić życie
kulturalne Wrocławia. Przede wszystkim wynikało
to z jego własnych zainteresowań muzyką dawną. Bardzo szybko zaproponował
mi kierownictwo orkiestry i wkrótce potem zagraliśmy
nasz pierwszy koncert we wrocławskim Ratuszu jako Orkiestra Barokowa
Filharmonii Wrocławskiej im. W. Lutosławskiego. Na koncert złożyły się
kompozycje synów J.S. Bacha: Wilhelma Friedemana, Carla Philippa Emanuela,
Johanna Christiana.
Orkiestra
zaczęła ewoluować i pragnę podkreślić, że pomimo piętrzących się
niejednokrotnie trudności, zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie dyrektora
Kosendiaka. Przebyliśmy wspólnie kawał drogi, także w sensie artystycznym. Mam
nadzieję, że i publiczność dostrzega ten postęp. Otwarcie gmachu Narodowego
Forum Muzyki, z jego znakomitą akustyką, stworzyło nam nowe, niesłychane
możliwości.
Jak wyglądają Pana najbliższe plany?
Jest ich
mnóstwo, ale koncentrując się na większych projektach chciałbym zapowiedzieć jubileusz dyrektora Kosendiaka, który uświetni
wykonanie Mszy h-moll J.S. Bacha.
Grałem ten utwór wiele razy, ale ciągle nie przestaje mnie on wzruszać. Ciekawy
i zabawny może się okazać koncert
sylwestrowy, podczas którego będziemy poszukiwać „zaginionej arii” Haendla, podróżując przez barokową
Europę, i nie tylko.
W lutym 2016
wielkim wydarzeniem będzie AkademiaMozartowska, którą poprowadzi GiovanniAntonini. Najpierw wraz ze swoim zespołem Il Giardino Armonico oraz
skrzypaczką Isabelle Faust zaprezentują Koncerty
Skrzypcowe Mozarta, a na zakończenie wspólnie z Wrocławską Orkiestrą
Barokową przedstawimy operowe arcydzieło
– ”Wesele Figara”.
W okresie
wielkanocnym zaplanowaliśmy ”Mesjasza”Haendla, a pod koniec maja ponownie zaprosiliśmy zespół Cantus Cölln z Konradem Junghänelem do
wykonania ”Oratorium na Wniebowstąpienie”
J.S. Bacha. Na koniec sezonu będziemy grali ”Pory roku” Haydna pod Paulem
McCreeshem.
Wywiad ukazał się pierwotnie na portalu Kulturaonline.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz