Niezrównane interpretacje kompozytorów włoskich, liryczny i zakochany Chopin, zwątpienia co do trwałości uczuć Mozarta. Blažikova, Pires, Pasiecznik. Piszemę o koncertach wrocławskiego święta melomanów.
Festiwal Wratislavia Cantans trwa w najlepsze. Zanim jednak przyjdzie czas podsumowań, warto podkreślić, że przy całej swojej różnorodności, ma on jednak jedną cechę wspólną. Mianowicie uwodzi urodą interpretacji - i to zarówno utworów dawnych, niekiedy mało znanych, jak też takich, o których sądzimy, że nic nowego w ich wykonawstwie nas już nie spotka... Jakże przyjemnie jest doświadczyć, że to nieprawda!
Melancholia,czyli Hana Blažíková
Do niespodzianek tegorocznego festiwalu z pewnością należy skromnie zapowiadający się koncert "Melanconia" z podtytułem "muzyczne skarby Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu". W założeniu - ciekawostka, w praktyce - piękny, znakomicie zagrany i zaśpiewany.
Przy okazji mogliśmy nie tylko dowiedzieć się, że Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu jest w posiadaniu obszernej kolekcji druków włoskich, powstałych głównie w Wenecji, ale również obejrzeć te cymelia na specjalnie zorganizowanej wystawie. Okazuje się, że w XVI i XVII wieku miasto to było nie tylko znanym ośrodkiem handlu, ale także rozwinęło sztukę drukarską, wyspecjalizowaną w edycjach muzycznych. Liczebność zbiorów muzycznych w Bibliotece Uniwersyteckiej świadczy o tym, że mieszkańcy XVII-wiecznego Wrocławia preferowali w szczególności muzykę włoską, pisaną w duchu seconda practica. Określenie to zawdzięczamy Claudio Monteverdiemu w odniesieniu do muzyki, w której tekst odgrywa wiodącą rolę.
Hana Blažíková wraz z zespołem, fot. Łukasz Rejchert / Wratislavia Cantans |
Podczas koncertu Hany Blažikovej, którą słuchaliśmy we Wrocławiu parokrotnie w repertuarze klasycznym, kiedy wykonywała muzykę J.S. Bacha, mogliśmy przekonać się, jak bardzo jest utalentowana. Tym razem okazało się, że czuje się jeszcze lepiej, bardziej swobodnie, w repertuarze włoskim. Jej interpretacje utworów Giovanniego Antonio Rigatti ("O bella etá dell`oro..."), Stefano Landi ("Canta la cicaletta...", "O felice mio core...") i innych kompozytorów, przy akompaniamencie instrumentów dawnych: teorby Jana Krejča, klawesynu i pozytywu Pierre Callona oraz harfy Kateřiny Channudi (która zaśpiewała ten w duecie jeden utwór na bis) - nie miały sobie równych! Dodajmy, że artystka gra też na harfie gotyckiej, akompaniując sobie w czasie występów. Stąd też jej swoboda wykonawcza na wrocławskim koncercie muzyki włoskiej wczesnego baroku.
Mądrość, miłość i transcendencja
Koncertem, w którym sztuka interpretacji zdumiała swym pięknem i doskonałością, były występy Marii João Pires oraz Olgi Pasiecznik z orkiestrą Die Deutsche Kammerphilharmonie Bremen pod dyrekcją Trevora Pinocka. Choć w repertuarze znalazły się utwory kompozytorów tak od siebie różnych, połączył je wspólny temat: "Mądrość, miłość i transcendencja", jak zapowiadał tytuł koncertu. W istocie, wszystko to w wykonywanych utworach się znalazło.
II Koncert fortepianowy f-moll napisał Fryderyk Chopin pod wpływem pierwszej, platonicznej miłości do śpiewaczki Konstancji Gładkowskiej. Mimo że miał zaledwie 19 lat, stworzył dzieło, któremu nadał własne oblicze stylistyczne, mimo że korzystał ze znanych sobie wzorców. Chciałoby się podkreślić, że stało się tak nie tylko za sprawą talentu młodego kompozytora, ale również pod wpływem głębokiego uczucia, które - jak wierzyli romantycy - wyrywało człowieka ze schematów zwyczajnego życia. Ale skomponowanie utworu to jedno, a jego interpretacja to coś zupełnie odrębnego. W tym przypadku znaczenie ma i talent, i doświadczenie wykonawcy. Tych dwu przymiotów nie można odmówić Marii João Pires.
Maria João Pires, fot. materiały prasowe |
Portugalska pianistka już w wieku siedmiu lat wykonywała brawurowo utwory fortepianowe Mozarta, a mając dokładnie tyle lat, co Chopin, kiedy skomponował II Koncert fortepianowy f-moll, odebrała najwyższą portugalską nagrodę dla młodych muzyków. Tylko ktoś równie wspaniały, pełen wigoru i zbieranych latami doświadczeń, mógł w absolutnie cudowny sposób zinterpretować miłosny utwór Chopina, szczególnie piękny i liryczny w "Larghetto", a pobrzmiewający tanecznym kujawiakiem i mazurem w finalnym "Rondo". Pianistce towarzyszył dyskretnie wspaniały Die Deutsche Kammerphilharmonie Bremen pod Trevorem Pinockiem.
Tenże zespół zgrał równie brawurowo fragmenty kompozycji W.A. Mozarta: Uwerturę do opery "Łaskawość Tytusa" oraz Symfonię C-dur nr 41 "Jowiszową". Mnie jednak zawsze urzeka przede wszystkim ludzki głos, toteż z tego koncertu zapamiętałam szczególnie arie Olgi Pasiecznik, w szczególności "Dove sono" z opery "Wesele Figara".
O Oldze Pasiecznik pisałam niedawno przy okazji jej występu na festiwalu Forum Musicum, ale nie sposób pominąć milczeniem jej kolejnego, choć bardzo krótkiego i pozostawiającego niedosyt, występu. Słodycz i smutek arii "Dove sono" przenikał słuchaczy do głębi. Oto prawdziwa maestria: oszczędność środków wyrazu, a przy tym jaka dojrzałość interpretacji! Kiedy Pasiecznik śpiewa o tym, że uczucie przeminęło, pozostał smutek, a jednocześnie wspomnienie minionego szczęścia - to jest w tym niezwykle wiarygodna i niebanalna. A ile w tym piękna i nostalgii... Prawdziwa mistrzyni interpretacji!
Olga Pasiecznik, prasowe |
Przed nami jeszcze sporo pięknej muzyki, m.in. powtórzenie programu pierwszego festiwalu Wratislavia Cantans w nowej interpretacji, koncert jubileuszowy Tadeusza Strugały, na którym usłyszymy m.in. "Symfonię pieśni żałosnych" Henryka M. Góreckiego, "Wariacje Goldbergowskie" J.S. Bacha w wykonaniu znakomitego klawesynisty Pierre Hantaï czy "Sonaty misteryjne" Bibera, również w znakomitym wykonaniu. A zatem Niech żyje Wratislavia!
Artykuł ukazał się na portalu Kulturaonline 16 września 2015 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz