Oglądając "Pavarottiego" podziwiałam przede wszystkim tego dobrego i wspaniałego człowieka o bujnej osobowości - króla życia, który potrafił kochać ludzi, zachowując przy tym coś z naiwności dziecka. Ron Howard wspaniale to uchwycił.
Luciano Pavarotti, podobnie jak Maria Callas, jest uosobieniem opery. Zrobić dobry, uczciwy film o kimś takim, nie popadając jednocześnie w banał, nie jest rzeczą łatwą. Na szczęście mamy ostatnio passę dobrych artystycznie filmów dokumentalnych, z których każdy jest niepowtarzalną, interesującą opowieścią. W jej centrum znajduje się prawdziwy człowiek, z jego pasjami i problemami. A że są to zazwyczaj charyzmatyczne, bujne postaci - ludzie nietuzinkowi, toteż możliwości stworzenia interesującej historii są bardzo duże. Z pewnością takie są filmy Kapadii: "Sanny", "Diego", a przede wszystkim "Amy". Przywołałabym także "Marię Callas" Toma Volfa, a z polskich: "Jurka" Pawła Wysoczańskiego czy "Usłyszcie mój krzyk" Macieja J. Drygasa. Ich cechą wspólną jest nie tylko interesujący bohater, ale także problematyka i adekwatna do niej artystyczna forma, może najbardziej widoczna w przypadku filmów Drygasa.
Pavarotti z księżną Dianą, kadr z filmu "Pavarotti" |
Ron Howard kojarzony bywa ze znanymi filmami fabularnymi, jak "Piękny umysł" czy "Kod da Vinci". Można było przypuszczać, że spokojnie udźwignie temat i tak się stało. Dokument został ujęty w precyzyjne ramy: rozpoczyna go i kończy fundamentalne pytanie, które pada z ust drugiej żony słynnego tenora, młodszej od niego o 34 lata Nickoletty Mantovani, a dotyczy tego, jak chciałby, aby go zapamiętano. Śmiertelnie chory Pavarotti leży na łóżku i zaczyna podsumowywać swoje życie. W tę opowieść (spowiedź?) Howard wplótł wypowiedzi osób, które były w życiu śpiewaka bardzo ważne: pierwszej żony i ich trzech córek, menadżerów, innych artystów, którzy z nim występowali, m.in. w słynnym progranie "Trzech tenorów": Plácido Domingo i José Carrerasa, ale także gwiazdy pop, z którą był zaprzyjaźniony: Bono.
Kadr z filmu "Pavarotti" |
Płynie wartka opowieść o życiu chłopca z Modeny - syna piekarza, który także był tenorem i śpiewał w chórze, stając się w ten sposób dla syna wzorem. Po latach słynny śpiewak twierdzi, że ojciec miał głos piękniejszy, ale z różnych powodów nie zrobił kariery. Młody Luciano byłby być może także tylko chórzystą, gdyby nie matka, która utwierdziła go w przekonaniu, że powinien się kształcić w tym kierunku. I tak się stało. Szybko się ożenił, przyszły na świat dzieci, ale - jak opowiada z sarkastycznym humorem b. żona Adua Veroni - trzeba było spłacić ojcu dług zaciągnięty na kształcenie, więc żyli bardzo skromnie i to ona utrzymywała rodzinę. Wkrótce przyszły spektakularne sukcesy, a wraz z nimi pieniądze, sława, ale także życie na walizkach, które w końcu doprowadziło do rozpadu tego - wydawałoby się idyllicznego - związku. Na początku jednak rodzina wiernie mu towarzyszyła, kiedy to było możliwe. Jedna z córek przytacza anegdotę, jak to matka opowiadała im libretta oper, aby je w ten sposób przygotować do słuchania. Były to na ogół dramaty, na końcu których postać grana przez ojca umierała, jak to było w przypadku "Traviaty". Kiedy po dramatycznej arii ojciec konał na scenie, przejęta dziewczynka tak się wczuła w sytuację, że poderwała się z miejsca, krzycząc: "Tato!".
Pavarotti z drugą żoną, kadr z filmu "Pavarotti" |
Pavarotti był czułym i dobrym ojcem. Kiedy najstarsza córka poważnie zachorowała, odwołał koncerty i towarzyszył jej podczas pobytu w szpitalu i rekonwalescencji. Był także - i wszyscy to powtarzają - człowiekiem niesłychanej dobroci, życzliwości, bardzo pogodnym. Przed występami "umierał" ze strachu :-) W pewnym momencie kariera przestała go interesować i wtedy bardzo dobrze odnalazł się w serii charytatywnych koncertów na rzecz dzieci z biednych krajów. Tworzył szkoły, fundacje, stał się człowiekiem - instytucją.
Kadr z filmu "Pavarotti" |
Był także kochliwy i lubił dobrze zjeść, co stało się przedmiotem wielu anegdot, ale także skandali. Z ostanią żoną był szczęśliwy, pomimo ostracyzmu, z jakim się spotkał, co jest zrozumiałe zważywszy, że uchodził za kochającego ojca i męża, a tymczasem odszedł od żony i trojga dzieci. Dokument pokazuje, że to była jego wielka miłość. Kiedy okazało się, że Nickoletta Mantovani ma stwardnienie rozsiane i w związku z tym zamierza go zostawić, zajął się nią z tym wiekszą miłością i troską. To nie był jakiś banalny romans. Po urodzeniu córki (syn przyszedł na świat martwy) Pavarotti (widzimy to na filmie) jest nieprawdopodobnie szczęśliwy. Ostatecznie dochodzi także do pogodzenia z rodziną, kiedy okazuje się, że jest śmiertelnie chory. Pierwsza żona opowiada, jak to przygotowała mu w szpitalu spagetti i karmiła go, bo sam nie miał sił...
Kadr z filmu "Pavarotti" |
Opowieść o Pavarottim pokazuje, jak przeżyte problemy i troski przekładają się na sztukę. Otóż wybitny śpiewak, znany jest ze swojego górnego C, ze znakomitej techniki, po latach nie śpiewał już tak doskonale. A jednak, kiedy pod koniec życia wykonuje arię Nessun dorma z opery "Turandot" Giacomo Pucciniego, to jest wstrząsające przeżycie. Jesteśmy świadkami czegoś wielkiego - czujemy to...
Oglądając "Pavarottiego" podziwiałam przede wszystkim tego dobrego i wspaniałego człowieka o bujnej osobowości - króla życia, który potrafił kochać ludzi, zachowując przy tym coś z naiwności dziecka. Ron Howard wspaniale to uchwycił.
Luciano Pavarotti sings "Nessun dorma" from Turandot (The Three Tenors in Concert 1994)
zwiastun filmu
ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz