poniedziałek, 22 lipca 2019

"Diego" Asifa Kapadii. Anatomia klęski /recenzja filmowa/

Wielką zaletą filmu Kapadii jest umiejętność wydobycia z niezliczonych godzin nagrań klarownej opowieści o spektakularnym sukcesie i upadku. Ostatnia część trylogii Asifa Kapadii pozwala widzom cieszyć się faktem, że bohater ocalał i pozostał sobą - Diego, a nie Maradoną.


Na ekranach polskich kin pojawił się właśnie głośny jeszcze przed premierą film Asifa Kapadii "Diego" - ostatni z jego dokumentalnej trylogii. Po obejrzeniu "Amy" i "Sanny" z niecierpliwością oczekiwałam na "Diego". Kapadia jest mistrzem opowieści, która porusza, a przecież jej materiałem są wyłącznie archiwa. Równie wspaniale opowiadają nieliczni: Bill Morrison w genialnym "Dawson City. Czas zatrzymany" czy wspaniały polski dokumentalista Maciej J. Drygas. Ich filmy są głęboko poruszające, bo odnoszą się nie tylko do naszych własnych doświadczeń i wrażliwości, ale poruszają tematy uniwersalne - mówią o pamięci, przemijaniu, pokazując  jednocześnie, że to, co zostało zatrzymane w kadrze w jakiś sposób ocala.

Kadr z filmu "Diego", materiały prasowe M2Films

Trylogia Kapadii jest refleksją na rozmaite tematy: sławy i jej niszczącego wpływu na ludzi, ale bohaterowie jego filmów stają się także, a może przede wszystkim, znakiem problemów, które spotykają każdego człowieka. „Senna” był rodzajem medytacji nad dwoistością ludzkiej natury, „Amy” - wstrząsającym zapisem niszczącego wpływu wywieranego na rzeczywistość przez współczesne media. To nie są filmy, które łatwo wyrzucić z pamięci, bo stają się częścią naszego własnego doświadczenia: zaczynamy lepiej rozumieć nasze własne wzloty i upadki.
"Diego" porusza zagadnienie relacji pomiędzy idolem a tłumem,  Kapadię  interesuje najbardziej napięcie panujące między „Diego” a „Maradoną”. To zagadnienie porusza także znakomity film Toma Volfa: "Callas". Bohaterka mówi w nim:

"Chciałabym być Marią, ale muszę dorównać Callas. Na końcu zaś stwierdza: Myślę, że się dogadają, bo Callas była niegdyś Marią". Pomiędzy tymi frazami rozgrywa się całe jej życie, pełne sprzeczności, dramatów i sukcesów.


Kadr z filmu "Diego", materiały prasowe M2Films

Ten rys podwójności odnajdziemy również w całej karierze Diego Maradony: El Pibe de Oro – diabeł i święty, geniusz i głupiec, dobry i zły, wszystko albo nic.
Podobnie, jak to było w przypadku Amy Winehouse, życie Maradony zostało dobrze zdokumentowane. Istnieją nagrania, na których widzimy 15-letniego chłopca w otoczeniu rodziny. Właśnie odniósł spektakularny sukces, dzięki czemu może opuścić nędzne slamsy i przenieść się wraz z rodzicami i siostrami do własnego mieszkania. Od tej pory będzie tę rodzinę utrzymywał, żyjąc w przekonaniu, że nie ma powrotu do biedy. Niekwestionowany talent, ta jakaś iskra Boża, poparty ciężką pracą, owocuje coraz to większymi sukcesami. A jednocześnie ciągle jest to mocno związany z rodziną chłopiec - zdobywszy Puchar UEFA zatelefonuje najpierw do matki... Sam zresztą mówi o sobie, że jest maminsynkiem.

Kadr z filmu "Diego", materiały prasowe M2Films

Kapadia skupia się przede wszystkim na włoskim okresie kariery Maradony, kiedy to piłkarz przeszedł do włoskiego klubu SSC Napoli. Neapol był wówczas biednym miastem i bardzo potrzebował spektakularnego sukcesu. Miał to sprawić właśnie Argentyńczyk. Kiedy się pojawił, witały go tysięczne tłumy. Początki były trudne, drużyna słaba, z czasem jednak stała się najlepszą we Włoszech, co - gdy oglądamy fragmenty wcześniejszych meczy - graniczyło z cudem. Diego, który sam wywodził się z biedy, był być może najlepszym wyrazicielem zbiorowego marzenia o tym, aby stać się kimś, zasłużyć na sławę i szacunek. Największe sukcesy międzynarodowe sprawiły, że wkrótce stał się bogiem, bożyszczem tłumów. Skromny chłopiec ze slamsów, który szybko musiał dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za rodzinę, z jednej strony zawsze pozostał skromny i poczciwy, z drugiej strony jednak taka sytuacja nie pozostała oczywiście bez wpływu na jego życie. Presja i stress znajdują ukojenie w nocnych hulankach, zaczyna sięgać po narkotyki i z całą naiwnością "zaprzyjaźnia się" z mafią. Założenie rodziny, przychodzące na świat dzieci, niewiele zmieniają. Staje się coraz mniej "Diego" - skromnym i sympatycznym chłopcem, a coraz bardziej "Maradoną" - idolem tłumów. Próby opuszczenia Neapolu nie powiodły się, więc szaleństwo się pogłębia. Ostatecznie odejdzie, ale skompromitowany, opluty, napiętnowany, a wreszcie -pozbawiony możliwości grania. A przecież niczego innego nie umie robić...

  1. Kadr z filmu "Diego", materiały prasowe M2Films

Kapadia pokazuje klęskę bohatera, ale też jego powrót, choć nie tak spektakularny. On sam przekonany jest o tym, że zmarnował życie, ale wcale tak nie jest. Końcowa scena, w której siwy już bohater wita na progu domu swego pierworodnego (nieślubnego) syna, jest doprawny znacząca i wzruszająca. Pokazuje, że człowiek, który tyle przeżył, na koniec dojrzał i doskonale wie, co jest w życiu ważne.

Wielką zaletą filmu Kapadii jest umiejętność wydobycia z niezliczonych godzin nagrań klarownej opowieści o spektakularnym sukcesie i upadku. Tym razem jednak mamy do czynienia z bohaterem, który ową klęskę przeżył, a fakt, że się z niej podniósł, choć był to długi i trudny proces, sprawiają, że w tej historii może przejrzeć się każdy. Dopiero z upływem lat i właśnie poprzez bolesne doświadczenia stajemy się pełnymi ludźmi. Tym razem bohater filmu Kapadii ma także możliwość opowiedzenia swojej historii i skomentowania pewnych faktów. Zarówno "Diego", jak i poprzednie filmy Kapadii, charakteryzuje wielka wrażliwość i empatia reżysera, który o swoich bohaterach mówi jak prawdziwy humanista - z sympatią i zrozumieniem, ale jednocześnie wydobywa prawdę o nich, nie idealizując ich bynajmniej.

Ostatnia część trylogii Asifa Kapadii pozwala widzom cieszyć się faktem, że bohater ocalał i pozostał sobą - Diego, a nie Maradoną.

ocena: 8/10


polski zwiasun filmu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 22-24.11.2024

Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza w nadchodzący weekend na dwa wykłady – dra Dariusz Galewskiego o sztuce bizantyjskiej (w ramach cyklu ...

Popularne posty