Spektakl "Ballad i romansów" korzysta z tekstów Adama Mickiewicza w sposób charakterystyczny dla języka teatru pantomimy, poszerzającym sferę znaczeń i interpretacji o współczesne konteksty. Na szczególną pochwałę zasługują – jak zawsze – znakomici aktorzy tego teatru, którzy nie boją się wyzwań i dla których opór materii nie istnieje - brawo!
|
"Ballady i romanse" we Wrocławskim Teatrze Pantomimy, fot. Natalia Kabanow |
20 października odbyła się we Wrocławskim Teatrze Pantomimy premiera nowego spektaklu: "Ballad i romansów". Mogliśmy obejrzeć rodzaj tryptyku, podobnie jak zaprezentowany przed laty "Osąd". I tym razem mieliśmy do czynienia z różnymi stylistykami, pomimo że wspólnym mianownikiem były romantyczne ballady.
"Romantyczność" wyreżyserował Piotr Soroka, balladę "Świteź" opowiedziała językiem pantomimy Zdenka Pszczołowska, natomiast "Lilije" zinterpretował teatralnie Błażej Peszek. Ważnym komponentem przedstawień była muzyka pary artystów: Magdy Pasierskiej i Szymona Tomczyka. Wszystkie te inscenizacje były autorskimi wersjami Mickiewiczowskich ballad i dawały możliwości odczytania znanych tekstów w zupełnie nowej perspektywie.
"Romantyczność" - Eros i Tanatos
|
Agnieszka Dziewa w balladzie "Romantyczność" w reż. Piotra Soroki, fot. Natalia Kabanow |
Pierwsza inscenizacja nawiązywała do poetyki snu. Spotkanie dwojga kochanków odbywa się w tej właśnie konwencji. Szalonej dziewczynie Karusi – głównej bohaterce ballady (znakomita Agnieszka Dziewa) – pojawia się we śnie jej nieżyjący ukochany – Jaś (Eloy Moreno Gallego). Gawiedzią jesteśmy poniekąd my – widzowie, zamiast miasteczka – przestrzeń teatru. Kochanek jest zjawą, jednakże zjawą zmysłową, co pozwala sądzić, że dla Karusi ciągle jest obiektem pożądania, nie myśli o nim jak o zmarłym, przeciwnie. W tej części spektaklu dominuje taniec i muzyka (śpiew), tworząc opowieść o miłości, która nie zna granic – jest mocniejsza od śmierci. Eros i Tanatos. Cały dyskurs światopoglądowy "Romantyczności" zostaje wprawdzie pominięty, ale to, co najistotniejsze: miłość (owo "czucie", o którym pisze Mickiewicz) jako narzędzie poznania (siebie, świata) – pozostaje. Podobnie jak sen, będący jednym z ulubionych romantycznych tematów.
|
Agnieszka Dziewa i Eloy Moreno Gallego w "Romantyczności" w reż. Piotra Soroki, fot. Natalia Kabanow |
"Romantyczność" uwodzi poza wszystkim użytymi środkami artystycznymi: ruchem scenicznym – jego plastyką, rytmem, a także kostiumem, który zmieniając się, także "opowiada" (od obfitej sukni po nagość). Piotr Soroka, którego pamiętamy z zabawnej pantomimy "Macht mir Spaβ" okazał się również twórczym i wrażliwym interpretatorem romantycznego tekstu. "Świtezianka" – wojna i pokój
|
"Świtezianka" w reż. Zdenki Pszczołowskiej, fot. Natalia Kabanow |
Bardzo interesująca pod względem rozwiązań scenicznych okazała się także ballada "Świtezianka". Chciałabym wyrazić słowa uznania dla autorki scenografii i kostiumów – Anny Oramus. Wyobrażenie jeziora jako "osobnego świata" może także symbolizować życie "pod kloszem", a więc spokojne, stabilne... do czasu. Jak pamiętamy, ballada opowiada historię jeziora Świteź, znajdującego się w pobliżu Tuhanowicz, gdzie młody Adam Mickiewicz bywał u swego przyjaciela i gdzie zakochał się w Maryli Wereszczakównie. Poeta przytacza w balladzie legendę związaną z jeziorem, a ściślej: z jego powstaniem Otóż w zamierzchłych czasach w jego miejscu znajdował się dwór książęcy. Jego mieszkańcy żyli spokojnie, dopóki książę wraz z wojskiem nie wyruszył bronić stolicy przed wojskami cara. Pod jego nieobecność gród zaatakowali Rusini, a bezbronne kobiety i starcy jęli się modlić o ratunek, będąc gotowi na śmierć, by uniknąć hańbiącej śmierci i gwałtów. Bóg wysłuchał modlitw i zamienił gród w jezioro, a "car i ruska zgraja" zostali ukarani śmiercią. Od tej pory jezioro stało się miejscem, w którym straszy i dopiero potomkowi Tuhanowicza udało się tę zagadkę rozwikłać, dzięki opowieści nimfy wodnej, wyłowionej z jeziora.
|
Sandra Kromer-Gorzelewska jako mieszkanka Tuhanowicz, fot. Natalia Kabanow |
Cała ta skomplikowana historia została przełożona na język pantomimy w sposób pięknie prosty. Mieszkańcy owego odrębnego świata próbują wyjść poza jego ograniczone ramy, ale – mimo udanych prób – powracają, gdyż są tam bezpieczni. Świat zewnętrzy wkracza jednak brutalnie, burząc ów spokój. Ostrzega przed nim grany przez Jana Kochanowskiego (w sposób szczególny zapamiętałam jego rolę Poety w „Café Panique”) - żołnierz armii carskiej Jerzy Iwan (wątek w balladzie nieobecny, postać przywodzi na myśl kapitana Rykowa z "Pana Tadeusza"). O tym, że nadciąga wojna, dowiadujemy się z pieśni (Magdy Pasierskiej). Przyznam, że ta ballada miała najbliższe konotacje z naszą współczesnością, gdy za naszą wschodnią granicą znowu pojawiła się "ruska zgraja"... Tak czy owak ta część widowiska była znakomita choreograficznie, a także plastycznie i podobała mi się najbardziej.
"Lilije", czyli zbrodnia i kara
|
Izabela Cześniewicz w balladzie "Lilije" w reż. Błażeja Peszka, fot. Natalia Kabanow |
W inscenizacji tej ballady reżyser, Błażej Peszek, w największym stopniu posłużył się tekstem ballady Mickiewicza, opowiadającym o niewiernej żonie, która zabiła męża powracającego z wyprawy wojennej. Jest to w moim odczuciu jakiś akt niewiary, że historię można opowiedzieć wyłącznie językiem pantomimy... Główna bohaterka, zagrana przez Izabelę Cześniewicz, pamiętną Zuzannę z przedstawienia Leszka Mądzika "Zuzanna i starcy", gra swoją postać w takiej konwencji, którą można by określić słowami Marii Janion jako "gorączkę romantyczną". Jednocześnie zaś – ubrana w złotą suknię o współczesnym kroju – nie sprawia wrażenia postaci romantycznej. Równie dobrze mogłaby być współczesną morderczynią, która ze strachu przed konsekwencjami swej zdrady – zabija. To wrażenie "uwspółcześnienia" tekstu ballady dają również dwaj bracia zmarłego, grani przez znakomitych mimów: Artura Borkowskiego (pamiętnego Dyrygenta i Lekarza z „Café Panique”) oraz Mariusza Sikorskiego (kapitalna rola.Mężczyzny w tym samym spektaklu!). Choreografia i światło w tym przedstawieniu przywodzą na myśl filmy grozy, co zresztą dobrze oddaje powyższe zdjęcie.
Spektakl "Ballad i romansów" korzysta z tekstów Adama Mickiewicza w sposób charakterystyczny dla języka teatru pantomimy, poszerzającym sferę znaczeń i interpretacji o współczesne konteksty. Na szczególną pochwałę zasługują – jak zawsze – znakomici aktorzy tego teatru, którzy nie boją się wyzwań i dla których opór materii nie istnieje - brawo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz