sobota, 14 października 2017

50. WROSTJA – Jubileusz niezwykłego festiwalu monodramów (relacja)

O początkach festiwalu monodramów, ich charyzmatycznym pomysłodawcy i organizatorze – Wiesławie Gerasie, jubileuszowych publikacjach i najciekawszych monodramach tegorocznej edycji.

plakat ubiegłorocznych WROSTJA

W dniach od 17 do 24 października odbyły się Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora. Ten wyjątkowy w skali światowej festiwal monodramów święcił w tym roku swoje 50-lecie.

Na początku był … Geras


Jubileuszowe wydawnictwo, Klub Krytyki Teatralnej/ Polska Sekcja IATC : Wydawnictwo Skorpion


Nie byłoby to zapewne możliwe bez pomysłodawcy i niestrudzonego organizatora – dyrektora festiwalu, Wiesława Gerasa. Temu niezwykłemu człowiekowi, który nie tylko czuwał nad organizacją festiwali, ale także je programował, jeżdżąc po świecie i zapraszając do Wrocławia (i nie tylko) wybitnych artystów, wielokrotnie też inspirował wielu aktorów do zagrania monodramów, została poświęcona jubileuszowa książka o znamiennym tytule: ”50 lat WROSTJA. Po teatrze jednego aktora oprowadza Wiesław Geras”. Została wydana przez Klub Krytyki Teatralnej/Polska Sekcja IATC, pod redakcją Tomasza Miłkowskiego i zawiera – oprócz rozmowy z twórcą festiwalu – wspomnienia aktorów, teatrologów, dziennikarzy, którzy w kolejnych edycjach uczestniczyli ”od zawsze”. Dzięki temu historia tego niezwykłego festiwalu opowiedziana jest barwnie i polifonicznie.

Siemion ojcem założycielem


Początków trzeba szukać w połowie lat 60., które prof. Janusz Degler określa złotym okresem w kulturze Wrocławia. Jego zdaniem, ten rodzaj teatru stwarzał nie tylko szansę  na ujawnienie siebie – własnego warsztatu i sił twórczych. 17 października 1966 roku Danuta Michałowska zaprezentowała w Piwnicy Świdnickiej monodram na podstawie powieści ”Komu bije dzwon” Ernesta Hemnigwaya. Tak rozpoczął się trwający do 23 października Ogólnopolski Przegląd Teatrów Jednego Aktora. Jednakże za ”ojca założyciela” Tomasz Miłkowski uznał Wojciecha Siemiona, który wystąpił z monodramem ”Zdrada” według Izaaka Babla.

W ”Zdradzie” – twierdzi autor ”Impulsu, czyli jak to się zaczęło” – demonstrował Siemion swoje odkrycie estetyczne – wykazywał, że nie dość powołać na scenie postać, trzeba ją jeszcze skomentować, nie tyle być nią, ile być obok niej, opowiadać ją w taki sposób, jakby się nią było. Trudna to sztuka (…), jak zachować bliskość i dystans jednocześnie, ale aktor umiał odnaleźć ten właściwy ton. Stąd aplauz, z jakim spotkał się na festiwalu jego spektakl.

Poza spektaklami, w których wystąpili aktorzy tak znani i wybitni, jak Ryszarda Hanin, Kalina Jędrusik, Andrzej Łapicki i inni, odbywały się także spotkania z aktorami i gośćmi festiwalu, wśród których były takie nazwiska, jak Tadeusz Różewicz czy wspomniany Wojciech Siemion… Codziennie dyskutowano o obejrzanych monodramach, a na spektakle ”waliły tłumy”, jak pisał nieżyjący, znany wrocławski dziennikarz Tadeusz Burzyński. Kolejne przeglądy miały już charakter konkursu, a laureatem pierwszej nagrody – Nagrody Głównej Ministra Kultury i Sztuki – został Tadeusz Malak -  za monodram ”W środku życia” na podstawie tekstów Tadeusza Różewicza. On też otworzył tegoroczne jubileuszowe WROSTJA, odwołując się do tamtego przedstawienia: "Powrót do źródeł... od Różewicza... i dalej...”.

 Tadeusz Malak w monodramie "Powrót do źródeł...", Wrocław 2016

Hamlet Geta


W kolejnym roku Eugeniusz Get-Stankiewicz zaprojektował grafikę zatytułowaną ”Hamlet”, która stała się oficjalnym logo festiwalu, a także znalazła się na okładkach serii wydawniczej poświęconej monodramom – ”Czarnej książeczce z Hamletem”.  Serii, dodajmy, zupełnie unikalnej. Ukazało się w niej 17 publikacji, z czego trzy w tym roku: ”166 monodramów” Tomasza Miłkowskiego, ”Wypowiedzieć człowieka. Poezjoteatr Tadeusza Malaka” Katarzyny Flader-Rzeszowskiej oraz ”Lidii Danylczuk droga ku sobie” Iryny Wołyćka-Zubko. Dodajmy, że każda taka książeczka miała swoją promocję, podczas której nie tylko o niej dyskutowano. Zazwyczaj aktor, który był jej bohaterem, prezentował również swoje monodramy – we fragmentach i w całości.


Ukraińska aktorka Lidia Danylczuk – jedno  z wielu odkryć Wiesława Gerasa – gościła w Polsce wielokrotnie ze swoim ”Teatrem w Koszyku”, który charakteryzuje się nowatorską syntezą słowa, obrazu i dźwięku. W tym roku zaprezentowała monodram "Do źródeł. Głos cichego odmętu", na podstawie tekstu Nedy Neżdany, poruszającego historię głodu na Ukrainie w latach 30.

Geras znaczy dobry


Wielkim atutem jubileuszowego wydawnictwa ”50 lat WROSTJA” jest nie tylko zebranie i uporządkowanie informacji na temat wrocławskiego festiwalu monodramów, ale – a może dla czytelnika przede wszystkim – głosy aktorów, którzy bywali we Wrocławiu ze swoimi spektaklami, a także osób aktywnie uczestniczących w festiwalu w różnych rolach. Dzięki nim poznajemy też trochę ten festiwal od kulis.

Birutė Mar odkrywa dla nas, że słowo ”geras” znaczy po litewsku ”dobry”.
Teraz, po prawie dwudziestu latach  - wspomina aktorka – rozumiem, że Pan Wiesław Geras był wówczas tym dobrym człowiekiem, litewskim ”Gerasem” przysłanym mi przez los, który inspirował do tworzenia, rozwoju, doskonalenia się. (…) Wrocław stał się moim miastem rodzinnym tak jak WROSTJA moim rodzinnym festiwalem, gdzie zagrałam wszystkie swoje spektakle, gdzie chce się powrócić i spotkać starych dobrych przyjaciół, gdzie zawsze ktoś na mnie czeka.

Lidia Danylczuk nazywa Wiesława Gerasa żartobliwie ”rycerzem jednego aktora”, a Katarzyna Flader-Rzeszowska ”człowiekiem z pasją”. Z kolei Krzysztof Gordon podziwia jego świeżość patrzenia na teatr, na aktora, na spektakl, zaś  Krzysztof Grabowski – kompetencje  i szybkość działania: 

Byłem wielokrotnie świadkiem – pisze żartobliwie – jak Wiesław Geras, znany wszystkim służbom w Polsce jako szef mono mafii, zapytany, czy ma jakiś pomysł, kogo można by zaprosić ze spektaklem, odpowiadał, że zaraz coś napisze. Wracał po 30 minutach z pełnym programem na najbliższe dwie edycje festiwalu.

Bogusław Kierc określa Wiesława Gerasa mianem ”jasnoksiężnika”, a Wiesław Komasa nazywa ”Sir Wiesławem” i jedną z najbarwniejszych postaci w historii Teatru Jednego Aktora. Zaś Piotr Konrad, próbując odpowiedzieć na pytanie, czym jest teatr jednego aktora, dochodzi do wniosku, iż jest to ”teatr jednego Gerasa”.

Wiesław Geras, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Tych wypowiedzi i przemyśleń, nie stroniących od anegdoty i błyskotliwych bon motów, jest we wspomnianej  publikacji o wiele więcej. Zachęcam gorąco wszystkich, którzy lubią monodramy i są ciekawi takich charyzmatycznych postaci, jak pan Wiesław Geras, aby sięgnęli do niej. Osobiście zawdzięczam dyrektorowi festiwalu nie tylko możliwość obejrzenia wielu wspaniałych spektakli, których bez Niego nie miałabym szansy zobaczyć, a w konsekwencji – doznać  wielu niezapomnianych wrażeń. Chylę również czoła przed Jego pasją, determinacją i wrażliwością, dzięki którym stworzył zjawisko tak niebywałe, a zarazem tak trwałe.

WROSTJA A.D. 2016


W tym roku spektakle celowo były prezentowane w różnych miejscach, które przypominały historię festiwalu – począwszy od Piwnicy Świdnickiej, gdzie wszystko się zaczęło, poprzez scenę PWST, Teatru Lalek, Biura Festiwalowego IMPART, Teatr Polski, Teatr Muzyczny Capitol, po miejsca zupełnie nowe, ale znaczące,  jak nowo powstałe Muzeum Teatru im. Henryka Tomaszewskiego, gdzie odbyła się sesja o stanie i kondycji teatru jednego aktora, zaprezentowano wystawę fotografii oraz nowe publikacje.

Spośród wielu interesujących monodramów, obejrzanych podczas jubileuszowego festiwalu, chciałabym więcej miejsca poświęcić szczególnie dwóm. Pierwszym jest ”Żmija” - według prozy Aleksandra Tołstoja i w wykonaniu Doroty Stalińskiej, drugim zaś ”Anioły Dostojewskiego”, które zaprezentowała litewska aktorka Birutė Mar

”Żmija” – jubileuszowy monodram Doroty Stalińskiej


”Żmija” to spektakl, który jest swoistym fenomenem. Powstał w 1978 roku (sic!), a więc blisko czterdzieści lat temu i najpierw otrzymał I Nagrodę na 13. OFTJA w Toruniu, a następnie Grand Prix na 11. WROSTJA w 1987 roku.  Jednakże prawdziwym zdumieniem napawa fakt, iż grany był przez wiele lat, a liczba przedstawień przekroczyła cztery tysiące!  Kiedy aktorka wznowiła go, prezentując ponownie podczas festiwalu ”W remizie” na Helu, w 2015 roku, nie mogła wejść do środka, tak wielu chętnych usiłowało bezskutecznie dostać się na widownię. To dowodzi, że są spektakle, które się nie starzeją. We Wrocławiu Stalińska zaprezentowała ”Żmiję” w ramach festiwalu po raz czwarty – przy wypełnionej sali. W ten sposób uczciła jubileusz WROSTJA, ale również własny jubileusz 40-lecia pracy artystycznej.

Monodram ten jest autorski w pełnym tego słowa znaczeniu – aktorka wybrała tekst, opracowała go, wyreżyserowała, stworzyła scenografię oraz kostium i własnoręcznie je wykonała (poza wojskowym płaszczem i butami). Jej bohaterka – Olga Wiaczesławowna Zołotowa jest rodzajem Kandyda w spódnicy (w spodniach także). Urodzona w inteligenckiej rodzinie, traci najbliższych w wyniku Rewolucji Październikowej, a sama – mimo ran i uwięzienia – przeżywa i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Zakochana w poznanym podczas pobytu w szpitalu dowódcy o sokolich oczach, wstępuje do armii i robi wszystko, co on każe. Uczy się jeździć konno, strzelać, znosi wszelkie trudy, bo on jest teraz jej ”rodziną”. Dowódca jest  przy tym powściągliwy i traktuje ją początkowo po ojcowsku, by z czasem zauważyć w niej kobietę, ale nigdy tego nie wykorzystuje. Przed samobójczym, nakazanym przez dowództwo atakiem, wyznaje jej miłość, po czym... ginie. Dziewczyna niczego poza walką nie umie i kiedy nastaje czas pokoju, nie potrafi odnaleźć się w tzw. zwyczajnym życiu. Jest samotna, zamknięta w sobie i staje się łatwą ofiarą pomówień i intryg. Pełne determinacji próby zademonstrowania otoczeniu, że jest normalną kobietą, pragnącą kochać i być kochaną, kończą się tragicznie.

Dorota Stalińska w monodramie "Żmija", WROSTJA 2016

Dorota Stalińska znakomicie pokazuje dramat swojej bohaterki, opowiadając jej historię w formie retrospekcji, od momentu, kiedy to kobieta znajduje się w więzieniu i jest przesłuchiwana, a jednocześnie przygląda się swojemu życiu, próbując zrozumieć, jak to się stało, że zabiła człowieka. Nawiązuje kontakt z publicznością, jakby w oczekiwaniu, że ktoś jednak zrozumie jej dramat. Gra zarówno naznaczoną dramatycznymi przejściami bohaterkę – doświadczoną i nieufną, by za chwilę zmienić się w młodą, niewinną dziewczynę, jaką była na początku. Czasami tragiczna, niekiedy tragikomiczna, zabawna – zawsze prawdziwa i wiarygodna. Taka jest Olga Doroty Stalińskiej: komiczna, gdy uczy się konnej jazdy (wszystko rozgrywa się na naszych oczach), liryczna i trochę zabawna, gdy jesteśmy świadkami jej pierwszej rozkwitającej miłości, tragiczna – gdy  rozpacza po śmierci ukochanego. Piękna jest scena, w której zakochani spędzają ostatnią noc przy ognisku, a mężczyzna śpiewa miłosną pieśń po ukraińsku. Stalińska wyczarowuje przed nami tę scenę tak znakomicie, że ”widzimy” dwoje zakochanych, czujemy atmosferę tej chwili… Prawdziwa mistrzyni! Pod koniec spektaklu, kiedy emocje sięgają zenitu, właściwie bez zastrzeżeń stajemy po stronie ”skrzywdzonej i poniżonej” bohaterki tej opowieści.

Sądzę, że ponadczasowość tego monodramu wynika nie tylko z przesłania utworu, w którym ukazano, jak historia i ludzka podłość mogą zniszczyć życie człowieka. To także, a może przede wszystkim zasługa aktorki, która potrafiła tę prawdę w sposób wiarygodny przekazać środkami scenicznymi, z upływem lat robiąc to coraz bardziej świadomie i dojrzale. 

Wywiad z Dorotą Stalińską - pod tym linkiem.


”Anioły  Dostojewskiego” i Birutė Mar


Prawdziwym brylantem 50. WROSTJA była litewska aktorka Birutė Mar, która tym razem zaprezentowała monodram na kanwie prozy Fiodora Dostojewskiego. Tytuł został zaczerpnięty z opowiadania "Chłopczyk na gwiazdce u Pana Jezusa", bo też dziecko – niewinne, skrzywdzone, poniżone, cierpiące biedę i głód – jest bohaterem tego spektaklu. Tacy ”niewinni aniołowie” pojawiają się w różnych tekstach Dostojewskiego.

Dziatki kochajcie szczególnie – naucza starzec Zosima w ”Braciach Karamazow – albowiem również i one są bezgrzeszne jako anioły i żyją ku rozrzewnieniu, ku oczyszczeniu serc naszych, niejako będąc dla nas wskazówką. Biada temu, kto skrzywdził dziecko.
Tymczasem dzieci są krzywdzone nieustannie: uwiedzione, naiwne nieletnie dziewczęta, marzące o miłości, które wykorzystano cynicznie, nigdy już nie będą potrafiły kochać, będą tylko ranić innych, jak Gruszeńka z ”Z braci Karamazow” czy naiwna dziewczyna z ”Białych nocy”. 
Birutė Mar wchodzi w rolę każdej z postaci w sposób tak naturalny, że to aż zdumiewające. Wkłada męski płaszcz i jest Stawroginem opowiadającym, jak doprowadził do samobójczej śmierci małą dziewczynkę Matrioszę, która nie umiała żyć po tym, jak ją skrzywdził. Cyniczny i mający niejedno na sumieniu, ciągle widzi jej postać wygrażającą mu maleńką piąstką.  Biada temu, kto skrzywdził dzieckoZa skrzywdzonym dzieckiem ujmuje się także inny bohater Dostojewskiego – książę Myszkin, który doskonale wie, że dzieci potrafią być także okrutne w stosunku do siebie, ale nigdy w takim stopniu jak dorośli. Zresztą sam Myszkin ma wrażliwość i ”anielskość” dziecka – i pozostaje bezbronny jak one.

Birute Mar w monodramie "Anioły Dostojewskiego", WROSTJA 2016

Birutė wchodzi także w rolę sześcioletniego chłopczyka i robi to jak nikt inny – wkłada rozczłapane buty, twarz jej się zmienia, oczy nabierają takiego wyrazu, że można o nic powiedzieć: ”oczy dziecka”… Przypomina mi w tym Giuliettę Masinę. Chłopczyk opuszcza suterenę, w której leży ciało zmarłej matki i usiłuje znaleźć coś do jedzenia. Jest mały, bezbronny, przemarznięty. Właśnie zbliża się Wigilia Bożego Narodzenia i za szybami sklepów i oknami widać stosy jedzenia, ale nikt nie chce chłopcu dać się pożywić. W końcu malec zamarza za stosem drewna i ktoś nazajutrz odnajduje jego zwłoki. Tymczasem – mówi Dostojewski, a za nim Birutė – chłopiec trafia na Wigilię do Pana Jezusa, bo u Niego  jest zawsze w Wigilię gwiazdka dla małych dzieci, które nie mają własnej gwiazdki. Ale pointa monodramu jest zupełnie inna niż w opowiadaniu. Narrator Dostojewskiego dystansuje się do tej historii, mówiąc, że jest zmyślona. Birutė zaś przytacza na koniec słowa starca Zosimy i to one stają się pointą spektaklu. Otóż w kontrze do myśli "jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”, starzec Zosima uważa, że całe zło, a w szczególności cierpienie niewinnych, bierze się z faktu zerwania przez człowieka więzi z Bogiem.

Spektakl litewskiej mistrzyni monodramu to przykład coraz rzadszego we współczesnej sztuce zjawiska, kiedy to teatr przekracza swoje własne granice, stając się czymś więcej niż scenicznym działaniem. Jak w starożytnej Grecji, przynosi rodzaj katharsis i sprawia, że widz będący współuczestnikiem spektaklu (bo powiedzieć: widzem - to za mało), przeżywa rodzaj duchowego wstrząsu, po którym nic już nie jest takie samo.

Gdyby na WROSTJA  zaprezentowano tylko to przedstawienie, byłoby to i tak wielkim sukcesem tego zasłużonego festiwalu. Jednak takich przeżyć doświadczyłam w ciągu minionych lat więcej, toteż ogromnie żałuję, że 50. przegląd monodramów był zarazem ostatnim.

Wywiad aktorką - pod tym linkiem


Relacja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

NFM I Rezonanse Sztuki XV - SOLO I W DUECIE l 15.11.2024–23.02.2025

29.listopada.2024 o godz. 17.30  w foyer NFM odbędzie się wernisaż wystawy Rezonanse Sztuki XV - SOLO I W DUECIE. Wielogłos Artystycznych Po...

Popularne posty