O początkach festiwalu monodramów,
ich charyzmatycznym pomysłodawcy i organizatorze – Wiesławie Gerasie,
jubileuszowych publikacjach i najciekawszych monodramach tegorocznej edycji.
plakat ubiegłorocznych WROSTJA
W dniach od
17 do 24 października odbyły się Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora.
Ten wyjątkowy w skali światowej festiwal monodramów święcił w tym roku swoje
50-lecie. Na początku był … GerasJubileuszowe wydawnictwo, Klub Krytyki Teatralnej/ Polska Sekcja IATC : Wydawnictwo Skorpion
Nie byłoby
to zapewne możliwe bez pomysłodawcy i niestrudzonego organizatora – dyrektora
festiwalu, Wiesława Gerasa. Temu
niezwykłemu człowiekowi, który nie tylko czuwał nad organizacją festiwali, ale
także je programował, jeżdżąc po świecie i zapraszając do Wrocławia (i nie
tylko) wybitnych artystów, wielokrotnie też inspirował wielu aktorów do
zagrania monodramów, została poświęcona jubileuszowa książka o znamiennym
tytule: ”50 lat WROSTJA. Po teatrze
jednego aktora oprowadza Wiesław Geras”. Została wydana przez Klub Krytyki
Teatralnej/Polska Sekcja IATC, pod redakcją Tomasza Miłkowskiego i zawiera –
oprócz rozmowy z twórcą festiwalu – wspomnienia aktorów, teatrologów,
dziennikarzy, którzy w kolejnych edycjach uczestniczyli ”od zawsze”. Dzięki
temu historia tego niezwykłego festiwalu opowiedziana jest barwnie i polifonicznie.
Siemion ojcem założycielem
Początków
trzeba szukać w połowie lat 60., które prof. Janusz Degler określa złotym okresem w kulturze Wrocławia. Jego
zdaniem, ten rodzaj teatru stwarzał nie tylko szansę na ujawnienie siebie – własnego warsztatu i
sił twórczych. 17 października 1966 roku
Danuta Michałowska zaprezentowała w Piwnicy Świdnickiej monodram na podstawie
powieści ”Komu bije dzwon” Ernesta Hemnigwaya. Tak rozpoczął się trwający
do 23 października Ogólnopolski Przegląd Teatrów Jednego Aktora. Jednakże za
”ojca założyciela” Tomasz Miłkowski uznał Wojciecha
Siemiona, który wystąpił z monodramem ”Zdrada”
według Izaaka Babla.
W ”Zdradzie” – twierdzi autor ”Impulsu, czyli jak
to się zaczęło” – demonstrował Siemion
swoje odkrycie estetyczne – wykazywał, że nie dość powołać na scenie postać,
trzeba ją jeszcze skomentować, nie tyle być nią, ile być obok niej, opowiadać
ją w taki sposób, jakby się nią było. Trudna to sztuka (…), jak zachować
bliskość i dystans jednocześnie, ale aktor umiał odnaleźć ten właściwy ton.
Stąd aplauz, z jakim spotkał się na festiwalu jego spektakl.
Poza
spektaklami, w których wystąpili aktorzy tak znani i wybitni, jak Ryszarda
Hanin, Kalina Jędrusik, Andrzej Łapicki i inni, odbywały się także spotkania z
aktorami i gośćmi festiwalu, wśród których były takie nazwiska, jak Tadeusz
Różewicz czy wspomniany Wojciech Siemion… Codziennie dyskutowano o obejrzanych
monodramach, a na spektakle ”waliły tłumy”, jak pisał nieżyjący, znany
wrocławski dziennikarz Tadeusz Burzyński. Kolejne przeglądy miały już charakter
konkursu, a laureatem pierwszej nagrody – Nagrody Głównej Ministra Kultury i
Sztuki – został Tadeusz Malak - za monodram
”W środku życia” na podstawie tekstów Tadeusza Różewicza. On też otworzył
tegoroczne jubileuszowe WROSTJA, odwołując się do tamtego przedstawienia: "Powrót
do źródeł... od Różewicza... i dalej...”.
Tadeusz Malak w monodramie "Powrót do źródeł...", Wrocław 2016
|
Hamlet Geta
W kolejnym
roku Eugeniusz Get-Stankiewicz
zaprojektował grafikę zatytułowaną ”Hamlet”, która stała się oficjalnym logo
festiwalu, a także znalazła się na okładkach serii wydawniczej poświęconej
monodramom – ”Czarnej książeczce z
Hamletem”. Serii, dodajmy, zupełnie
unikalnej. Ukazało się w niej 17 publikacji, z czego trzy w tym roku: ”166
monodramów” Tomasza Miłkowskiego, ”Wypowiedzieć człowieka. Poezjoteatr Tadeusza
Malaka” Katarzyny Flader-Rzeszowskiej oraz ”Lidii Danylczuk droga ku sobie”
Iryny Wołyćka-Zubko. Dodajmy, że każda taka książeczka miała swoją promocję,
podczas której nie tylko o niej dyskutowano. Zazwyczaj aktor, który był jej
bohaterem, prezentował również swoje monodramy – we fragmentach i w całości.
Ukraińska
aktorka Lidia Danylczuk – jedno z wielu odkryć Wiesława Gerasa – gościła w
Polsce wielokrotnie ze swoim ”Teatrem w Koszyku”, który charakteryzuje się
nowatorską syntezą słowa, obrazu i dźwięku. W tym roku zaprezentowała monodram "Do źródeł. Głos cichego odmętu", na
podstawie tekstu Nedy Neżdany, poruszającego historię głodu na Ukrainie w
latach 30.
Geras znaczy dobry
Wielkim
atutem jubileuszowego wydawnictwa ”50 lat WROSTJA” jest nie tylko zebranie i
uporządkowanie informacji na temat wrocławskiego festiwalu monodramów, ale – a
może dla czytelnika przede wszystkim – głosy aktorów, którzy bywali we
Wrocławiu ze swoimi spektaklami, a także osób aktywnie uczestniczących w
festiwalu w różnych rolach. Dzięki nim poznajemy też trochę ten festiwal od
kulis.
Birutė Mar odkrywa dla nas, że słowo ”geras” znaczy po litewsku ”dobry”.
Teraz, po prawie dwudziestu
latach - wspomina aktorka – rozumiem, że Pan Wiesław Geras był wówczas tym dobrym człowiekiem,
litewskim ”Gerasem” przysłanym mi przez los, który inspirował do tworzenia,
rozwoju, doskonalenia się. (…) Wrocław stał się moim miastem rodzinnym tak jak
WROSTJA moim rodzinnym festiwalem, gdzie zagrałam wszystkie swoje spektakle,
gdzie chce się powrócić i spotkać starych dobrych przyjaciół, gdzie zawsze ktoś
na mnie czeka.
Lidia Danylczuk nazywa Wiesława Gerasa żartobliwie ”rycerzem jednego aktora”, a Katarzyna Flader-Rzeszowska
”człowiekiem z pasją”. Z kolei Krzysztof
Gordon podziwia jego świeżość patrzenia na teatr, na aktora, na
spektakl, zaś Krzysztof Grabowski – kompetencje i szybkość działania:
Byłem wielokrotnie świadkiem – pisze żartobliwie – jak Wiesław Geras, znany wszystkim służbom w
Polsce jako szef mono mafii,
zapytany, czy ma jakiś pomysł, kogo można by zaprosić ze spektaklem,
odpowiadał, że zaraz coś napisze. Wracał po 30 minutach z pełnym programem na
najbliższe dwie edycje festiwalu.
Bogusław Kierc określa Wiesława Gerasa mianem ”jasnoksiężnika”, a Wiesław Komasa nazywa ”Sir
Wiesławem” i jedną z najbarwniejszych postaci w historii Teatru Jednego
Aktora. Zaś Piotr Konrad, próbując odpowiedzieć na
pytanie, czym jest teatr jednego aktora, dochodzi do wniosku, iż jest to ”teatr jednego Gerasa”.
Wiesław Geras, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Tych
wypowiedzi i przemyśleń, nie stroniących od anegdoty i błyskotliwych bon motów, jest we wspomnianej publikacji o wiele więcej. Zachęcam gorąco
wszystkich, którzy lubią monodramy i są ciekawi takich charyzmatycznych
postaci, jak pan Wiesław Geras, aby sięgnęli do niej. Osobiście zawdzięczam
dyrektorowi festiwalu nie tylko możliwość obejrzenia wielu wspaniałych
spektakli, których bez Niego nie miałabym szansy zobaczyć, a w konsekwencji – doznać
wielu niezapomnianych wrażeń. Chylę również
czoła przed Jego pasją, determinacją i wrażliwością, dzięki którym stworzył
zjawisko tak niebywałe, a zarazem tak trwałe.
WROSTJA A.D. 2016
W tym roku
spektakle celowo były prezentowane w różnych miejscach, które przypominały
historię festiwalu – począwszy od Piwnicy Świdnickiej, gdzie wszystko się
zaczęło, poprzez scenę PWST, Teatru Lalek, Biura Festiwalowego IMPART, Teatr
Polski, Teatr Muzyczny Capitol, po miejsca zupełnie nowe, ale znaczące, jak nowo powstałe Muzeum Teatru im. Henryka
Tomaszewskiego, gdzie odbyła się sesja o stanie i kondycji teatru jednego
aktora, zaprezentowano wystawę fotografii oraz nowe publikacje.
Spośród
wielu interesujących monodramów, obejrzanych podczas jubileuszowego festiwalu,
chciałabym więcej miejsca poświęcić szczególnie dwóm. Pierwszym jest ”Żmija” - według prozy Aleksandra
Tołstoja i w wykonaniu Doroty Stalińskiej, drugim zaś ”Anioły Dostojewskiego”, które
zaprezentowała litewska aktorka Birutė
Mar.
”Żmija” – jubileuszowy monodram Doroty Stalińskiej
”Żmija” to spektakl,
który jest swoistym fenomenem. Powstał w 1978 roku (sic!), a więc blisko
czterdzieści lat temu i najpierw otrzymał I Nagrodę na 13. OFTJA w Toruniu, a
następnie Grand Prix na 11. WROSTJA w 1987 roku. Jednakże prawdziwym zdumieniem napawa fakt, iż
grany był przez wiele lat, a liczba przedstawień przekroczyła cztery tysiące! Kiedy aktorka wznowiła go, prezentując
ponownie podczas festiwalu ”W remizie” na Helu, w 2015 roku, nie mogła wejść do
środka, tak wielu chętnych usiłowało bezskutecznie dostać się na widownię. To
dowodzi, że są spektakle, które się nie starzeją. We Wrocławiu Stalińska
zaprezentowała ”Żmiję” w ramach festiwalu po raz czwarty – przy wypełnionej
sali. W ten sposób uczciła jubileusz WROSTJA, ale również własny jubileusz
40-lecia pracy artystycznej.
Monodram ten
jest autorski w pełnym tego słowa znaczeniu – aktorka wybrała tekst, opracowała
go, wyreżyserowała, stworzyła scenografię oraz kostium i własnoręcznie je
wykonała (poza wojskowym płaszczem i butami). Jej bohaterka – Olga Wiaczesławowna
Zołotowa jest rodzajem Kandyda w spódnicy (w spodniach także). Urodzona w
inteligenckiej rodzinie, traci najbliższych w wyniku Rewolucji Październikowej,
a sama – mimo ran i uwięzienia – przeżywa i próbuje odnaleźć się w nowej
rzeczywistości. Zakochana w poznanym podczas pobytu w szpitalu dowódcy o
sokolich oczach, wstępuje do armii i robi wszystko, co on każe. Uczy się
jeździć konno, strzelać, znosi wszelkie trudy, bo on jest teraz jej ”rodziną”. Dowódca
jest przy tym powściągliwy i traktuje ją
początkowo po ojcowsku, by z czasem zauważyć w niej kobietę, ale nigdy tego nie
wykorzystuje. Przed samobójczym, nakazanym przez dowództwo atakiem, wyznaje jej
miłość, po czym... ginie. Dziewczyna niczego poza walką nie umie i kiedy nastaje
czas pokoju, nie potrafi odnaleźć się w tzw. zwyczajnym życiu. Jest samotna,
zamknięta w sobie i staje się łatwą ofiarą pomówień i intryg. Pełne
determinacji próby zademonstrowania otoczeniu, że jest normalną kobietą,
pragnącą kochać i być kochaną, kończą się tragicznie.
Dorota Stalińska w monodramie "Żmija", WROSTJA 2016
Dorota Stalińska znakomicie pokazuje dramat swojej
bohaterki, opowiadając jej historię w formie retrospekcji, od momentu, kiedy to
kobieta znajduje się w więzieniu i jest przesłuchiwana, a jednocześnie
przygląda się swojemu życiu, próbując zrozumieć, jak to się stało, że zabiła
człowieka. Nawiązuje kontakt z publicznością, jakby w oczekiwaniu, że ktoś
jednak zrozumie jej dramat. Gra zarówno naznaczoną dramatycznymi przejściami
bohaterkę – doświadczoną i nieufną, by za chwilę zmienić się w młodą,
niewinną dziewczynę, jaką była na początku. Czasami tragiczna, niekiedy
tragikomiczna, zabawna – zawsze prawdziwa i wiarygodna. Taka jest Olga Doroty
Stalińskiej: komiczna, gdy uczy się konnej jazdy (wszystko rozgrywa się na
naszych oczach), liryczna i trochę zabawna, gdy jesteśmy świadkami jej
pierwszej rozkwitającej miłości, tragiczna – gdy rozpacza po śmierci ukochanego. Piękna jest
scena, w której zakochani spędzają ostatnią noc przy ognisku, a mężczyzna
śpiewa miłosną pieśń po ukraińsku. Stalińska wyczarowuje przed nami tę scenę
tak znakomicie, że ”widzimy” dwoje zakochanych, czujemy atmosferę tej chwili…
Prawdziwa mistrzyni! Pod koniec spektaklu, kiedy emocje sięgają zenitu,
właściwie bez zastrzeżeń stajemy po stronie ”skrzywdzonej i poniżonej” bohaterki
tej opowieści.
Sądzę, że
ponadczasowość tego monodramu wynika nie tylko z przesłania utworu, w którym ukazano,
jak historia i ludzka podłość mogą zniszczyć życie człowieka. To także, a może
przede wszystkim zasługa aktorki, która potrafiła tę prawdę w sposób wiarygodny
przekazać środkami scenicznymi, z upływem lat robiąc to coraz bardziej
świadomie i dojrzale.
Wywiad z Dorotą Stalińską - pod tym linkiem.
”Anioły Dostojewskiego” i Birutė Mar
Prawdziwym
brylantem 50. WROSTJA była litewska aktorka Birutė Mar, która tym razem zaprezentowała monodram na kanwie prozy
Fiodora Dostojewskiego. Tytuł został zaczerpnięty z opowiadania "Chłopczyk
na gwiazdce u Pana Jezusa", bo też dziecko – niewinne, skrzywdzone,
poniżone, cierpiące biedę i głód – jest bohaterem tego spektaklu. Tacy
”niewinni aniołowie” pojawiają się w różnych tekstach Dostojewskiego.
Dziatki kochajcie
szczególnie –
naucza starzec Zosima w ”Braciach Karamazow – albowiem również i one są
bezgrzeszne jako anioły i żyją ku rozrzewnieniu, ku oczyszczeniu serc
naszych, niejako będąc dla nas wskazówką. Biada
temu, kto skrzywdził dziecko.
Tymczasem
dzieci są krzywdzone nieustannie: uwiedzione, naiwne nieletnie dziewczęta, marzące
o miłości, które wykorzystano cynicznie, nigdy już nie będą potrafiły kochać,
będą tylko ranić innych, jak Gruszeńka z ”Z braci Karamazow” czy naiwna
dziewczyna z ”Białych nocy”.
Birutė Mar wchodzi
w rolę każdej z postaci w sposób tak naturalny, że to aż zdumiewające. Wkłada
męski płaszcz i jest Stawroginem
opowiadającym, jak doprowadził do samobójczej śmierci małą dziewczynkę
Matrioszę, która nie umiała żyć po tym, jak ją skrzywdził. Cyniczny i mający
niejedno na sumieniu, ciągle widzi jej postać wygrażającą mu maleńką piąstką. Biada temu, kto skrzywdził dziecko… Za skrzywdzonym dzieckiem ujmuje się
także inny bohater Dostojewskiego – książę Myszkin, który doskonale wie, że
dzieci potrafią być także okrutne w stosunku do siebie, ale nigdy w takim
stopniu jak dorośli. Zresztą sam Myszkin ma wrażliwość i ”anielskość” dziecka –
i pozostaje bezbronny jak one.
Birute Mar w monodramie "Anioły Dostojewskiego", WROSTJA 2016
Birutė wchodzi
także w rolę sześcioletniego chłopczyka i robi to jak nikt inny – wkłada
rozczłapane buty, twarz jej się zmienia, oczy nabierają takiego wyrazu, że
można o nic powiedzieć: ”oczy dziecka”… Przypomina mi w tym Giuliettę Masinę. Chłopczyk
opuszcza suterenę, w której leży ciało zmarłej matki i usiłuje znaleźć coś do
jedzenia. Jest mały, bezbronny, przemarznięty. Właśnie zbliża się Wigilia
Bożego Narodzenia i za szybami sklepów i oknami widać stosy jedzenia, ale nikt
nie chce chłopcu dać się pożywić. W końcu malec zamarza za stosem drewna i ktoś
nazajutrz odnajduje jego zwłoki. Tymczasem – mówi Dostojewski, a za nim Birutė
– chłopiec trafia na Wigilię do Pana Jezusa, bo u Niego jest
zawsze w Wigilię gwiazdka dla małych dzieci, które nie mają własnej gwiazdki. Ale
pointa monodramu jest zupełnie inna niż w opowiadaniu. Narrator Dostojewskiego
dystansuje się do tej historii, mówiąc, że jest zmyślona. Birutė zaś przytacza
na koniec słowa starca Zosimy i to one stają się pointą spektaklu. Otóż w
kontrze do myśli "jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”, starzec Zosima
uważa, że całe zło, a w szczególności
cierpienie niewinnych, bierze się z faktu zerwania przez człowieka więzi z
Bogiem.
Spektakl
litewskiej mistrzyni monodramu to przykład coraz rzadszego we współczesnej
sztuce zjawiska, kiedy to teatr przekracza
swoje własne granice, stając się czymś więcej niż scenicznym działaniem. Jak
w starożytnej Grecji, przynosi rodzaj katharsis i sprawia, że widz będący
współuczestnikiem spektaklu (bo powiedzieć: widzem - to za mało), przeżywa
rodzaj duchowego wstrząsu, po którym nic już nie jest takie samo.
Gdyby na
WROSTJA zaprezentowano tylko to
przedstawienie, byłoby to i tak wielkim sukcesem tego zasłużonego festiwalu.
Jednak takich przeżyć doświadczyłam w ciągu minionych lat więcej, toteż
ogromnie żałuję, że 50. przegląd monodramów był zarazem ostatnim.
Wywiad aktorką - pod tym linkiem
Relacja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz