Tytuł powieści „O dziewczynce, która
bawiła się w Boga” brzmi jak przypowieść albo baśń. Dan Lungu opisuje jednak w taki paraboliczny sposób historię najnowszą, oddając
niejako głos swoim bohaterom i stając się – jakby powiedziała Swietłana
Aleksijewicz – kronikarzem ich dusz.
Okładka powieści, Wydawnictwo Amaltea
Renesans rumuńskiej
kultury
Nie
sądziłam, doprawdy, że kolejna powieść rumuńskiego pisarza (po Lucianie Dan Teodorovici i
Cristianie Teodorescu) okaże się fascynująca do tego stopnia, że poświęcę noce,
nie mogąc się od niej oderwać. Uwielbiam ten rodzaj uwiedzenia, znany mi
jeszcze z dzieciństwa, ale zdarzający się, niestety, coraz rzadziej. To stan, w
którym lektura książki tak dalece człowieka pochłania, że czas przestaje
płynąć, a świat zewnętrzny istnieć… Tym razem sprawiła to powieść Dana Lungu,
choć zupełnie się tego nie spodziewałam. Jakże szczęśliwie się myliłam!
Muszę także
wyznać, że to już trzecia pozycja rumuńskiej literatury współczesnej, po „Matei Brunulu” Luciana Dan Teodorovici oraz „Medgidii” Christiana Teodorescu, która
zrobiła na mnie tak wielkie wrażenie. Zaczynam więc podejrzewać, że
stałam się admiratorką tej – słabo mi dotąd znanej – kultury. Trzeba bowiem dodać do
tego obejrzany niedawno film „Sieranevada” Cristi Puiu czy wcześniej – filmy Cristiana Mungiu. Cóż za potencjał! Dopiero teraz przestała mi się kojarzyć wyłącznie z
nazwiskami emigrantów: Tristanem Tzarą, Eugen Ionesco, Emilem Cioranem czy Mircea
Eliade.
Wracając
jednakże do literatury, trzeba podkreślić, że zarówno Teodorovici, jak
Teodorescu czy nagrodzony ostatnio Angelusem Varujan Vosganian (z pochodzenia
Ormianin) to zupełnie odrębne światy, zarówno w sferze tematyki, jak i formy.
Teodorovici rozlicza się z komunizmem, używając do tego metafory teatru lalek,
Teodorescu opowiada o wielkiej historii posługując się metaforą małego
miasteczka i jego mieszkańców oraz wplatając w tę opowieść osobisty wątek.
Voscanian natomiast pisze epopeję o zagładzie Ormian, używając języka
pełnego obrazów i metafor, trochę tak, jak Orhan Pamuk. A jaka jest proza Dana
Lungu?
Dan Lungu – kronikarz ludzkich dusz
Otóż Dan
Lungu, znany w Polsce z powieści Jestem
komunistyczną babą!, opisuje historię najnowszą, w której głównym tematem
jest emigracja zarobkowa, a czyni to oddając głos swoim bohaterom i stając się
– jakby powiedziała Swietłana Aleksijewicz – kronikarzem ich dusz.
Autor „Dziewczynki,
która bawiła się w Boga” jest z zawodu socjologiem, co sprawia, że pisze
kompetentnie o tym, co stało się w Rumunii po transformacji, ale jednocześnie –
dzięki swojej wrażliwości i talentowi literackiemu – tworzy wiarygodne
i interesujące ludzkie portrety, w tym portrety dzieci.
Co czuje
dziecko, kiedy zostaje pozbawione rodzicielskiej opieki? Jak przeżywają
rozstania dorośli? Otóż wszyscy, bez wyjątku, ponoszą głęboki uszczerbek,
którego nigdy nie da się wyleczyć, bo nie można „odrobić” tego, co się
utraciło.
Z punktu widzenia dzieckaTytułowa dziewczynka
ma na imię Dobrusia i jest wychowywana przez dziadków, ponieważ matka wyjechała zarobkować
do Włoch, a ojciec wraz ze starszą córką wyprowadził się od teściów i zupełnie
się nią nie interesuje. Dziewczynka żyje w świecie wyobraźni, bo tylko dzięki
temu ma poczucie, że panuje nad sytuacją i własnym życiem. Lungu bez trudu
wchodzi w dziecięcy świat swojej bohaterki. I nie tylko jej.
Jego narracja
jest nieśpieszna – doskonale wie, że to, co najważniejsze, dzieje się wewnątrz
człowieka i że wszelkie działania są tego pochodną. Toteż wraz z nim wchodzimy
w świat dziewczynki, która nie tylko wyobraża sobie, że ma wpływ na życie
otaczających ją ludzi, ale przede wszystkim możemy odczuć na nowo ten rodzaj
wrażliwości i wyobraźni, który jest dla dziecka charakterystyczny, a który większość
z nas na ogół traci bezpowrotnie. A wygląda to na przykład tak, że wracając ze szkoły,
Dobrusia wyobraża sobie, jakby to było, gdyby wydobywający się z komina domu
dziadków dym nie tylko tworzył zawijasy w kształcie litery „S”, ale również
całe zdania w rodzaju:
„Uwaga,
Babunia jest w złym humorze” albo „Witamy cię w domu, Dobrusiu”.
A kiedy
matka oznajmia jej, że musi wyjechać, Lungu pisze, że „Dusza uwierała ją jak
duża i ciepła kulka, a łzy szczypały w policzki”. Dzieci pozostawionych przez
jedno albo oboje rodziców jest zresztą
wiele. Skala zjawiska jest tak duża, że dzieci zamiast indywidualnych imion,
noszą nazwy państw, do których wyemigrowali ich bliscy. Nazywają się więc
Włochami czy Hiszpanami, a zamiast miłości otrzymują paczki. Charakterystyczne
zabawy najdobitniej mówią o ich stanie ducha.
Mały Marek, znajomy
Dobrusi, ciągle chce bawić się w dom i wyznacza jej rolę matki. Młodszy od
niej, żyje jeszcze bardziej zanurzony w swoim świecie. Opowiada bez przerwy
różne historie tak wspaniale i mają one tzw. drugie dno, że aby je zrozumieć,
trzeba przytoczyć choćby mały fragment:
Kiedy dajesz kwiatom wodę, musisz się
uśmiechać, bo inaczej siedzą obrażone cały dzień i łysieją. (…) Ten kwiat jest dziadkiem
pozostałych kwiatów i wszystkie go słuchają. Płaczące dzieci nie rosną i całe
życie chodzą z gilami zwisającymi z nosa. On nie płacze, jest odważny jak tato,
który walczy z bakteriami w dżungli.
Niekiedy pisarz
rezygnuje z mowy pozornie zależnej, przytaczając dosłownie sposób mówienia
dziecka, gdy zwierza się ono ze swoich lęków:
Ty umalnęłaś, ale u mnie było gozej…
W nocy psysedł do mnie do pokoju wielki Kocul i zjadł mi wszystkie samochodziki.
Ta opowieść
chłopca jest bardzo długa i pozornie nie wnosi niczego do głównego wątku, a
jednak pisarz w jakimś sensie daje dziecku przestrzeń, aby wreszcie mogło
opowiedzieć o swoich lękach, problemach i marzeniach. Jakby on jeden rozumiał,
jakie to ważne, nikt bowiem z otoczenia chłopca tego nie słucha… Nawet Dobrusia – choć to pokrewna dusza – zasypia, przytłoczona własnymi zmartwieniami.
Z punktu widzenia dorosłegoAle nie
tylko dzieci próbują sobie wyjaśniać świat. Robią to także dorośli. Oczywiście,
nie wszyscy i nie w taki sam sposób. Pozostawiony przez żonę wujek Miron, obsesyjnie
opowiada Dobrusi o zwierzęcych i owadzich matkach, czułych i opiekuńczych, nie
rozstających się ze swymi dziećmi nawet na chwilę, gotowych za nie umrzeć. Z jego opowiadań wynika, że coś niedobrego dzieje się w świecie ludzi,
którzy zachowują się tak, jakby zatracili ów wrodzony instynkt.
Lungu
próbuje także wejść w świat tych, którzy wyjechali – zrozumieć, co czują i co
przeżywają. Pierwszoplanową postacią jest Letycja – matka Dobrusi, ale
pojawiają się też w związku z nią inne postaci, których losy dopełniają obraz
złożonego zjawiska zwanego emigracją zarobkową. Jest w tych opowieściach nie
tylko to, o czym na ogół wiemy: upokorzenia, ciężka praca, coraz bardziej
słabnący kontakt z bliskimi, życie skromne i często w zawieszeniu. Jest także
to, co u tego wrażliwego pisarza najistotniejsze: współczująca obserwacja tego, co dzieje się z człowiekiem pod wpływem
takiego doświadczenia.
Letycja
trafiła stosunkowo dobrze: opiekuje się starszą panią, która traktuje ją z
sympatią i szacunkiem. Jej krewni są już inni, ale mimo wszystko kulturalni i
przyzwoici. Nie zmienia to jednak faktu, że kobieta doświadcza licznych rozterek
i czuje się upokorzona. Począwszy od tego, że jako Rumunka jest postrzegana przez
cudzoziemców jako gorszy gatunek człowieka, a jej chlebodawczyni pyta ją nawet
o to, czy umie czytać, bo sądzi, że jest analfabetką, a skończywszy
na rozważaniach, czy to wszystko ma sens. Nawet wówczas, kiedy okazuje się, że
włada nieźle francuskim, jest wykształcona i szybko nauczy się włoskiego, jej
poczucie „gorszości” pozostanie, a tęsknota i przeczucie, że dzieje się coś
nieodwracalnego, nie przestaną jej dręczyć. Fakt, że otrzymuje pensję będącą
równowartością swoich półrocznych zarobków w Rumunii, przywodzi ją najpierw o
zawrót głowy, a potem pojawiają się smutne refleksje o zmarnowanych w biedzie latach,
braku perspektyw.
Ta koperta – czytamy – uświadomiła jej w jednej chwili, że prowadziła życie niewolnika, larwy,
wołu w jarzmie. Płakała nad zapomnianą radością, nad straconym życiem, nad
brakiem perspektyw zduszonych przez biedę. (…) Płakała, bo wydało jej się
niesprawiedliwe, że jedni rodzą się w Rumunii, a inni we Włoszech, Hiszpanii
czy Ameryce.
Wprawdzie
zarobione przez nią pieniądze pozwolą na spłacenie długu mieszkaniowego, a
rodzicom – na remont starego domu, ale ona sama żyje niezwykle skromnie,
wysyłając każdy zarobiony grosz do kraju. Przeżywa tęsknotę, samotność i ma
poczucie, że to czas stracony, jeśli chodzi o relacje z bliskimi. Oddalają się
od siebie w sposób nieuchronny i nieodwracalny. Wszystko zmierza ku
katastrofie. Nie tylko w jej rodzinie, także w innych.
Dan Lungu
nie daje żadnej nadziei, choć bardzo byśmy tego pragnęli. A przede wszystkim
pragnęliby tego jego bohaterowie. Tytuł powieści „O dziewczynce, która bawiła
się w Boga” brzmi jak przypowieść. I w
jakimś sensie nią jest, a jej przesłanie jest mądre i jednoznaczne: emigracja zarobkowa jest złem, a pieniądze
okupione ciężką pracą, samotnością i osobistym nieszczęściem, nie dają szczęścia również tym, którzy nimi dysponują..
Świat zaklęty w językuChciałabym także
zwrócić uwagę na walory artystyczne samej powieści i jej tłumaczenia. Otóż przedstawione
postaci – a jest ich niemało, zarówno dzieci jak i dorosłych – to nie tylko osobne,
fascynujące światy, ale także różne narracje – zindywidualizowane i jakże
prawdziwe. To poprzez język postaci przebija ich duchowość, ich świat wewnętrzny
i dzięki temu poruszone zostają w czytelniku najgłębsze struny jego wyobraźni i
współczucia.
Wypada tylko ubolewać, że taki „kronikarz duszy” nie objawił się w
polskiej literaturze współczesnej. Próby w rodzaju „My zdies` emigranty”
Manueli Gretkowskiej to jednak nie ten kaliber.
Na koniec
pragnę skierować wyrazy uznania do tłumaczki – Radosławy Janowskiej-Laskar,
której talentowi translatorskiemu zawdzięczamy kolejne literackie odkrycie. A
język tej powieści był z pewnością dużym wyzwaniem.
Powieść Dana Lungu: „O dziewczynce, która bawiła się w Boga” ukazała się w Wydawnictwie Amaltea, w przekładzie Radosławy Janowskiej-Lascar.
Dan Lungu (ur. 5 września 1969, Botoszany,
Rumunia) – rumuński pisarz i dziennikarz. Ukończył studia filozoficzne, ma
również doktorat z socjologii. Pracuje jako wykładowca socjologii na
Uniwersytecie w Jassach (Rumunia) i redaktor paryskiego magazynu „Au Sud de
l’Est”. W latach 2001–2002 był redaktorem naczelnym pisma kulturalnego „Timpul”
(„Czas”). Opublikował zbiory opowiadań i wierszy, jest także autorem sztuk
teatralnych, powieści oraz prac z zakresu socjologii. Na podstawie powieści Jestem komunistyczną babą! powstaje film
w reżyserii Stere Gulei.
|
Jako uzupełnienie recenzji polecam dostępne na fc zdjęcia My Romania - Vlad Dumitrescu, przedstawiające w sposób niezwykły i kameralny Rumunię i jej mieszkańców.
OdpowiedzUsuń