piątek, 4 października 2024

Maria Grabas - wspomnienie

4 października 2021 roku odeszła do Pana Maria Grabas - moja nauczycielka języka polskiego, mentorka, przyjaciółka... Z pewnością pozostała we wdzięcznych sercach wielu swoich wychowanków ze Szkoły Podstawowej nr 13 w Świdnicy, a także Liceum Pedagogicznego. Była nauczycielką z powołania, a przy tym Osobą nietuzinkową, świadomie unikającą banałów, autentyczną i piękną.



Maria Grabas była nie tylko moją polonistką w szkole podstawowej, ale także Osobą, która w sposób znaczący wpłynęła na moje życie. Imponowała mi swoją erudycją, była nietuzinkowa, pełna osobistego uroku. Po szkole podstawowej nadal utrzymywałam z Nią kontakt. Był to w moim życiu trudny czas: rodzice się burzliwie rozwodzili, a potem wstąpili w nowe związki i wyjechali ze Świdnicy, zostawiając mnie całkowicie pod opieką coraz bardziej bezradnych Dziadków. Maria była wówczas jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać o swoich problemach, ale spotykałam się z Nią przede wszystkim po to, aby Jej posłuchać. Mówiła piękną polszczyzną, kochała teatr (grała amatorsko i jeździła regularnie do Warszawy oglądać dobre spektakle), jednym słowem: była dla mnie uosobieniem innego, lepszego świata, do którego pragnęłam dążyć. I tak się stało! Dostałam się na polonistykę we Wrocławiu, pochłaniałam mnóstwo książek, pasjami chodziłam do teatru, a także (ten zwyczaj wyniosłam jeszcze ze Świdnicy) do dyskusyjnego klubu filmowego. W ogóle odmieniło się moje życie. 

Marię spotykałam w tym czasie rzadko. Zaczęła pracować w Liceum Pedagogicznym w Świdnicy, jak zwykle z pasją i wielkim zaangażowaniem. Jednakże w tym czasie w Jej życiu nastąpił dramatyczny zwrot, w rezultacie czego trafiła do szpitala psychiatrycznego w Bolesławcu. Odwiedzałam Ją tam, choć wiele mnie to kosztowało. Wtedy to był ośrodek zamknięty, a pacjentów traktowano bardzo przedmiotowo, a czasami wręcz ordynarnie. U Marii stwierdzono schizofrenie paranoidalną i leczono elektrowstrząsami i psychotropami... Długo nie chciała w swoją chorobę uwierzyć, ale z czasem pogodziła się z tym. Trafiła też (już z własnej woli) do ośrodka we Wrocławiu, który, na szczęście, wyglądał i funkcjonował nieco lepiej, a pacjenci byli traktowani po ludzku. 

Z czasem Maria nauczyła się żyć z tą chorobą, miała lepsze i gorsze okresy. W tych lepszych trafiła do Biblioteki Pedagogicznej w Świdnicy i przepracowała tam kilka lat. Potem znikła. Ja w międzyczasie wyszłam za mąż (Maria była obecna na moim ślubie), urodziły się dzieci... Po latach próbowałam Ją odnaleźć. W Jej dawnym mieszkaniu nic nie wiedziano, dopiero sąsiadka powiedziała mi, że przyjechał ktoś z rodziny i Marię zabrał. Napisałam więc do Kalnikowa, Jej rodzinnej miejscowości (byłam tam kiedyś i pamiętałam adres), a mój list przekazano Marii. Okazało się, że mieszka w nowo powstałym domu pomocy w Ustrzykach Dolnych. I tak zaczął się kolejny i zarazem ostatni etap naszej przyjaźni. Dużo do siebie pisałyśmy, wysyłałam Jej książki, zdjęcia, a nawet udało mi się zachęcić znajome (także Jej byłe uczennice), aby do Marii pisały. Jedna z nich słała te listy aż z Australii... Inna nawet Ją odwiedziła (niestety, nie udało mi się odnaleźć tych zdjęć).

Maria, co może się wydawać zaskakujące, prowadziła w Ustrzykach bardzo aktywne życie: haftowała, występowała w jasełkach, pomagała innym chorym. Wkrótce przed odejściem (panował covid i tego rodzaju zakłady były zamknięte) rozmawiałyśmy telefonicznie po długim okresie milczenia. Maria była pogodna i pogodzona z życiem, jakie wiodła. 

Minęły trzy lata od Jej odejścia... Jakoś nie umiałam zmobilizować się, aby napisać to wspomnienie, zapewne dlatego, że musiałam dotknąć pewnych bolesnych strun w Jej i moim życiu. Jednak dziś, kiedy modliłam się za Jej duszę podczas Mszy św. w Jej intencji, pomyślałam, że dłużej nie mogę zwlekać. Zdjęcia, wyimki z listów, piękne życzenia z okazji naszych rocznic - to wszystko mogę dołączyć później. I tak zapewne zrobię. Taką mam nadzieję...

Z pewnością Maria pozostała we wdzięcznych sercach wielu swoich wychowanków ze Szkoły Podstawowej nr 13 w Świdnicy, a także Liceum Pedagogicznego, choć nie zawsze dają temu wyraz. Była nauczycielką z powołania, a przy tym Osobą nietuzinkową, świadomie unikającą banału, autentyczną i piękną. 




WSPOMNIENIE KRYSTYNY PODBIELSKIEJ, DAWNEJ UCZENNICY:

Moje wspomnienie o Pani Marii

    Pani Maria zachowała się w mojej pamięci bardzo wyraźnie Moje pierwsze związane z Nią wspomnienia to wspomnienie dziecka, które zapamiętało  miłą i troskliwą Panią od języka polskiego w szkole podstawowej w Świdnicy.
Lubiłam jej lekcje. Pani Maria wszczepiała dzieciom miłość do ojczyzny przez uczenie poezji i literatury polskiej. Robiła to z taką pasją i zaangażowaniem, że my, dzieci, bardzo szybko zarażaliśmy się od Niej zamiłowaniem do wierszyków i książek.
Wspominam, jak nas prowadziła, całą klasę w parach, przez ulice miasta do kina lub do teatru. Przypuszczam, że nigdy nie byłabym w teatrze czy na filmie dla dzieci, gdyby nie ona, bo rodzice wówczas nie zajmowali się tym. To Pani Maria na lekcjach poruszała moją dziecięcą wyobraźnię i miało to wpływ na całe moje życie.
     Po wielu latach od skończenia podstawówki dowiedziałam się od koleżanki Basi (która prowadzi ten blog) o losach Pani Marii, o jej chorobie i o tym, że jako osoba o nieprzeciętnej duszy była w społeczeństwie niezrozumiana. Pamiętam, że wraz z Basią odwiedziłam ją w jej świdnickim skromnym mieszkaniu.
      Mój bliższy kontakt z Panią Marią stał się szczególnym, gdy po bardzo wielu latach dowiedziałam się o jej zamieszkaniu w Domu Pomocy Społecznej i zaczęłam z nią korespondować. Żyjąc bardzo daleko od kraju, doświadczałam wielu trudnych emigracyjnych przeżyć, więc każdy serdeczny list otrzymany drogą pocztową, napisany własnoręcznie, a nie wystukiwany na klawiaturze, był taki drogi, bezcenny... Czekałam niecierpliwie na każdy kolejny jej list. Opisywała swoje codzienne życie, refleksje i wynikające z podeszłego wieku dolegliwości zdrowotne - a było w jej listach coś niezwykłego, że razem z mężem czytaliśmy ze łzami w oczach. Tak jakby między wierszami czuliśmy jej błogosławieństwo, tego nam właśnie brakowało na obczyźnie.

    Pamiętam, że cieszyła się znaczkami pocztowymi na moich listach, gdyż mogła je przekazać jakiemuś nastoletniemu chłopcu, który po prostu zbierał znaczki pocztowe, starałam się więc przyklejać jakieś ciekawe australijskie znaczki na moje listy.
     Życie Pani Marii było uduchowione. W swoich listach często wspominała o uczestnictwie w nabożeństwach, cytowała fragmenty modlitw albo załączała obrazki sakralne.
W perspektywie mojej długoletniej korespondencji oceniam, że Pani Maria spokojnie w swojej pokornej duchowości odeszła na spotkanie z Bogiem.
Takich pięknych, głębokich, szlachetnych, pełnych miłości ludzi bardzo nam potrzeba. Pani Maria na zawsze zostanie w mojej pamięci.

 Krystyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 1-6.07.2025

 Wystawa „Rubens na Śląsku” z oprowadzaniem kuratorskim dr. hab. Piotra Oszczanowskiego oraz zajęcia wytchnieniowe o symbolice i oddziaływan...

Popularne posty