Wydawnictwo Czarne |
Jabłońska Polana wraz z Niemym Lasem, odkrywkami rudy, ciepłymi źródłami i pokrytymi lodem szczytami łańcucha Medvaya przez wiele pokoleń była w posiadaniu Czervenskich, którzy mieszkali w dworku z werandą przy ulicy Bosej Piechoty, zaraz za figurą Matki Trójnogiej, mając vis-à-vis srebrne draperie pary unoszącej się nad gorącymi źródłami Paltynu. Aż do pewnej nocy, kiedy niespodziewanie, zostawiając cały swój dobytek, zniknęli z osady.
Książka kucharska na problemy życiowe
Głównym bohaterem jest Anatol Korkodus, o którym opowiada jego przybrany syn Adam. Nazwany brygadierem, jest w tej społeczności kimś, kto pilnuje porządku i dba o wszystkich mieszkańców. Co pewien czas sprowadza też, z zakładu poprawczego z sąsiedniego miasteczka, kogoś, o kim sądzi, że na Wierchowinie odnajdzie swoje życiowe powołanie. Korkodusa widzimy nieustannie czytającego w natchnieniu pozostawioną przez poprzednich mieszkańców dworku książkę kucharską, z której czerpie nie tylko przepisy, ale i natchnienie do rozwiązywania różnych problemów egzystencjalnych. Podobnie jak z baśni Eronima Maxa.
W kolejnych odsłonach, w których prezentowani są także inni bohaterowie z nim związani, dajemy się właściwie uwieść potokowi narracji, snującemu się jak mgły nad Wierchowiną. W topografii miejscowości charakterystyczne są dwa centra: posiadłość dawnych właścicieli, którą zajmuje Korkodus i jego podopieczni, oraz gospoda Pod Dwiema Ladacznicami. W pewnym oddaleniu, w majątku Bourstin, mieszka niejaka Klara Bursen – stara panna, której co tydzień Adam czyta węgierską książkę, choć nie zna tego języka, podobnie jak ona. Jednak rytuał ten powtarza się od chwili, kiedy miejscowa krawcowa, wróżąca z kropli potu i łez, przepowiedziała, że kiedyś zjawi się węgierski oficer na koniu i uszczęśliwi panienkę.
Inną charakterystyczną postacią, w której podkochuje się narrator, jest pielęgniarka Nika Karanika. Z nią z kolei związane jest tajemnicze wydarzenie. Otóż pewnej nocy piorun uśmiercił siedmioro dzieci, które schroniły się przed burzą w opustoszałej kapliczce. Łzy Niki przywracają życie trojgu z nich, ale konsekwencje tego będą dramatyczne…
Nieuchronna katastrofa i nowy początek
I otóż ten świat, rządzący się swoimi prawami i logiką, co jest w dużej mierze zasługą Anatola Korkodusa, zaczyna się chwiać w posadach. Najpierw odlatują ptaki, ponieważ ktoś rozmyślnie niszczy ich środowisko. Potem zaczynają ginąć ludzie. Katastrofa zbliża się nieuchronnie jak fatum.
Są w powieści Bodora fragmenty cudownie poetyckie, jakby choćby ten:
Nade mną, wysoko w górze, lśni perłowa chmura, z niej zaś, niczym jedwabisty szept zaświatów, spływa na dolinę Jabłonki ciche brzęczenie. Niepokojący świegot, jak szmer pereł ocierających się o siebie w aksamitnej sakiewce. Bezdomne ptaki krążą nad ziemią, choć nigdy nie wylądują. Jedwabiste szpaki z baśni Eronima Moxa o szpakach.
Zakończenie powieści jest w gruncie rzeczy optymistyczne. Ciężar bytowania, nieuchronność śmierci – to wszystko jest realne, ale i tak nie zamienilibyśmy naszego losu na żaden inny – mówi narrator.
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline w październiku 2014 roku.
Lubię takie książki, gdzie realizm magiczny przeplata się z opisami o poetyckim zaśpiewie. No i ten wątek z książką kucharską jako remedium na egzystencjalne bolączki też ogromnie kusi :)
OdpowiedzUsuń