Wspaniałe
widowisko Opery Wrocławskiej: „Faust” Charlesa Gounoda wieńczy sezon
artystyczny zespołu pod nową dyrekcją Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego w
prawdziwie wielkim stylu.
plakat |
Tym razem dyrektor zaprosił do współpracy Beatę Redo-Dobber – artystkę wszechstronną,
która przygotowała znakomity spektakl operowy, będąc jego reżyserką, jak też scenografem,
autorką projekcji multimedialnych, kostiumów i choreografii… A jakby tego było
mało – również osobą prowadzącą chóry. Jest to zatem spektakl w pełnym tego
słowa znaczeniu autorski, spójny, o wyrazistym przesłaniu.
Wcześniejsze
interpretacje „Fausta” Beaty Redo-Dobber
Należałoby podkreślić, że ta interesująca i dojrzała
interpretacja ukształtowała się pod wpływem wcześniejszych prac autorki nad
„Faustem”. Wcześniej Beata Redo-Dobber wystąpiła w roli dramaturga przy
„Fauście" Gounoda, wyreżyserowanym przez Roberta Wilsona w Teatrze
Wielkim w Warszawie (2008). Po nim był „Faust" z muzyką
księcia Antoniego Henryka Radziwiłła, wystawiony na zamku w Wojanowie, w
sierpniu 2012 roku. Wspaniałe plenerowe widowisko odbyło się przed Pałacem
Wojanów, a wśród artystów pojawiły się sławy zarówno polskiej, jak i niemieckiej
wokalistyki operowej, m.in. Mark Adler (tenor) z Berlina i urodzona w Lipsku
Tatiana Hempel-Gierlach (sopran). Robert Gierlach (bas baryton), laureat
międzynarodowych konkursów wokalnych w Vercelli i w Las Palmas oraz tenor
Tomasz Krzysica, posiadający szeroki repertuar oratoryjno-kantatowy. Wydarzenie
uświetniła Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Dolnośląskiej oraz Chór z
Darmstadt pod batutą, jakże by inaczej, Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego.
Faust Gunoda, fot. Sebastian Martinez |
W tym „Fauście" – wspomina w wywiadzie udzielonym Małgorzacie Piwowar z „Rzeczpospolitej” Beata Redo-Dobber – było prawie tyle samo tekstu mówionego, co śpiewanego, więc wymyśliłam, że każda z głównych postaci – Faust, Mefisto i Małgorzata – ma swoje alter ego w postaci tancerzy. Występowali aktorzy Wrocławskiego Teatru Pantomimy oraz Teatr Akt – poruszający się na szczudłach akrobaci.
Tamten „Faust”, którego miałam szczęście oglądać i słuchać, uderzał przede wszystkim urodą plastyczną i pięknem muzycznego wykonawstwa. Widowisko wyróżniało się również udziałem akrobatów, wspaniałymi kostiumami oraz przemyślanym ruchem scenicznym. Tytułowy bohater, rozpięty pomiędzy dobrem a złem, tęsknił za pięknem i duchowością uosobioną w postaciach białych i błękitnych aniołów, wykonujących majestatyczny taniec. A jednak uległ złu, które w tym spektaklu uosabiały czerwono-czarne postaci diabłów.
Książę
Antoni Radziwiłł stworzył pierwszą muzyczną adaptację „Fausta”
Niewielu wie, że opera księcia Antoniego Radziwiłła jest pierwszą na świecie muzyczną
adaptacją dzieła Johanna Wolfganga Goethego. Wybitny niemiecki poeta pisał
„Fausta” w Pałacu w Ciszycy, należącym do jego przyjaciela, również pisarza,
Antoniego Henryka księcia Radziwiłła, który - również tam - skomponował muzykę
do opery „Faust”. O pozycji księcia w świecie muzyki może świadczyć także fakt,
że wybitne postacie na czele z Beethovenem, Mendelssohnem i Chopinem dedykowały
mu swoje utwory. W czasie pobytu w Weimarze książę osobiście zaprezentował
Goethemu fragmenty partytury swojej opery.
„Faust” – opowieść o świecie współczesnym
Faust Gounoda w Operze Wrocławskiej/Opera Wrocławska |
Stworzona przez Beatę Redo-Dobber interpretacja „Fausta” Gounoda powstawała zatem latami, a na jego obecny kształt miała także wpływ potężna przestrzeń Hali Stulecia. Najważniejsza jednak stała się idea potraktowania opery jako współczesnej opowieści o świecie. Próba, dodajmy, ze wszech miar udana.
Osadzam
historię w Europie żyjącej zagrożeniami, zaskakującymi codziennie
doniesieniami – powiedziała we
wspomnianym wywiadzie reżyserka. Oczywiście
główni bohaterowie mają swoją historię, znaną z Goethego, która jest
zawsze aktualna, bo ludzie od pokoleń marzą, by zatrzymać młodość i radość
życia. Akcja jednak nie będzie działa się tak, jak zapisał to Goethe.
„Faust” Gounoda jest prawdziwym arcydziełem
niemieckiego romantyzmu. Zawiera wiele pięknych arii, a już walc czy marsz
stanowią nieomal samoistne przeboje. Wrocławska wersja nie tylko punktuje te
wszystkie smaczki, ale też ukazuje je jako integralną część operowej narracji. Zmiany
dostrzeżemy już na początku.
Pierwsze
skrzypce gra Mefistofeles
W akcie I, zamiast pracowni Fausta, widzimy ulicę,
zaś na licznych ekranach pojawiają się obrazy, które widujemy codziennie w
telewizji: wojny, terroryzm, ludzkie dramaty. Wszystko to zapowiada postać
Mefistofelesa, który w centrum sceny Teatrum Mundi gra – dosłownie i w przenośni
– pierwsze skrzypce. Jego dominacja nie wróży niczego dobrego, a jednak w
ostatniej scenie dramatu to on jest wielkim przegranym, który przyznaje, że
Małgorzata będzie zbawiona dzięki swej głębokiej wierze w Boże miłosierdzie.
Peter Martinčič jako Mefistofeles/Opera Wrocławska |
Wszystko, co się dzieje „pomiędzy”, właściwie znamy
z dramatu Goethego oraz z libretta Julesa Barbiera i Michela Carré, a jednak
Beata Redo-Dobber zmieniła akcenty, a częściowo także samo libretto. Jej doktor
Faust jest współczesnym człowiekiem, posługującym się laptopem i wierzącym (do
czasu), że wszystko można zmierzyć i zbadać. Ostatecznie jednak zrozumie, że
poniósł klęskę, a radosne śpiewy młodych doprowadzają go do wściekłości, której
daje wyraz, wygrażając im bronią palną. Myśli o samobójstwie, ale zmienia
zdanie. Smutny i sfrustrowany, przeklina wszystko, także Boga i wzywa szatana.
Pragnie od niego młodości, aby używać życia i zmysłowych przyjemności.
Wprawdzie waha się jeszcze przed podpisaniem paktu, ale wówczas Mefistofeles
ukazuje mu piękną Małgorzatę, przekonując go ostatecznie, aby porzucił lęk i
sięgnął po pełnię życia.
Jako wojsko - studenci Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych im. gen. T. Kościuszki we Wrocławiu |
W akcie II na scenę wrocławskiej inscenizacji
„Fausta” wkraczają w zwartym szyku autentyczni żołnierze – studenci Wyższej
Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych im. Gen. T. Kościuszki we Wrocławiu, przydając
spektaklowi realizmu. Wraz z nimi pojawia się brat Małgorzaty, Walenty, który
właśnie wyrusza na wojnę. Wierzy, że przed śmiercią ocali go otrzymany od
siostry medalion, ją zaś zostawia pod opieką zakochanego w niej Siebela i
powierza Bogu, intonując podniosłą pieśń:
Avant de quitterces ces lieux.
Kiedy żołnierze świętują, pojawia się Mefisto, śpiewając pieśń o zupełnie innej
wymowie – o złotym cielcu, który jest prawdziwym obiektem ludzkich pragnień,
nie zaś wzniosłe ideały.
Iwona Socha jako Małgorzata |
Na
balu u szatana – śpiewa – cielec jest zwycięzcą i Bogiem. Podczas balu u szatana dochodzi do
konfliktu między Mefistofelesem a Walentym, który pokonuje złe moce za pomocą potęgi
krzyża. Ma jeszcze mocną wiarę, ale kiedy ją utraci, straci także życie, a
przed śmiercią potępi siostrę. Na razie jednak triumfuje i wyrusza na wojnę,
pełen wzniosłych myśli. Tymczasem pojawia się Faust i kurtuazyjnie
komplementuje Małgorzatę, proponując odprowadzenie do domu. Ta jednak stanowczo
odmawia, choć – jak się wkrótce okaże – ulega urokowi młodzieńca. Faust,
któremu do tej pory Małgorzata podobała się przede wszystkim fizycznie,
zachwyca się jej skromnością i uświadamia sobie, że jest zakochany:
Niech
będzie pochwalone domostwo skrywające czystą duszę
– śpiewa w pięknej arii przed domem ukochanej (Quel trouble inconnu- Salut, demeure chaste et pure). Małgorzata tymczasem otwiera skrzynię
przyniesioną przez Mefista i stroi się w piękne szaty oraz klejnoty – pragnie
się podobać ukochanemu. W takim momencie pojawia się u niej zaniedbywana przez
męża sąsiadka. Ten zabawny epizod, w którym Mefistofeles gotów jest uwieść
rzekomą wdowę, byle tylko Faust mógł wykorzystać sam na sam z Małgorzatą,
wprowadza do opery elementy komiczne. Zaniedbywana kobieta – jak sugeruje ta
scena – gotowa jest zaakceptować nawet diabła, byleby nie być sama. Tymczasem
Faust ma skrupuły i gotów jest wycofać się, na co jednak szatan nie pozwala i
kiedy Małgorzata wzywa ukochanego, ułatwia Faustowi wejście do jej sypialni.
Sceny miłosne ukazują, że Małgorzata najpierw nie dowierza i boi się, błagając,
by Faust nie łamał jej serca, a jednocześnie wyznaje mu miłość, deklarując, iż
gotowa jest za niego umrzeć.
Katarzyna Mackiewicz (Małgorzata, sopran) oraz Eric Fennell (Faust, tenor)/Opera Wrocławska |
Akt IV przynosi potępienie Małgorzaty. Scena rozgrywa się w katedrze, dokąd nieszczęsna, porzucona kobieta przychodzi się pomodlić. Patrzą na nią zewsząd potępiające spojrzenia ubranych na czarno osób, jest odpychana, opluwana i poniżana. W centrum owego „kościoła międzyludzkiego”, jakby powiedział Gombrowicz, stoi Mefistofeles, który dodatkowo dręczy Małgorzatę obrazami piekła i potępienia. Ta jednak czuje, że głos, który do niej przemawia, nie należy do Boga i prosi, aby Pan zesłał jej swój Boski promień, po czym mdleje (piękna, dramatyczna aria: Seigneur, daignez permettre).
Tymczasem powraca z wojny Walenty, brat Małgorzaty,
a widząc ją w ciąży, odrzuca święty medalik i pragnie zabić Fausta w pojedynku.
Staje się jednak odwrotnie: wspomagany przez szatana kochanek siostry pozbawia
go życia w nierównej walce. Umierając, Walenty przeklina Małgorzatę, choć ta błaga
go o wybaczenie.
Noc Walpurgii/Opera Wrocławska |
W akcie V Mefistofeles pragnie, by Faust zapomniał o
tym, co się stało, toteż zabiera go w góry Harzu – na Noc Walpurgii. Scena ta
we wrocławskim przedstawieniu również zawiera współczesne nawiązania, bo oto na
balu – oprócz królowych i kurtyzan – pojawiają się ubrani we współczesne
biznesowe uniformy kobiety i mężczyźni z aktówkami. Balet przypomina seksualną
orgię, kiedy zdejmują oni swoje biurowe stroje, pod którymi kryją się skąpe
czerwone dessue. Faust przyłącza się
do bachanaliów, ale w pewnym momencie przypomina sobie o Małgorzacie i każe się
do niej zaprowadzić.
Kolejna scena rozgrywa się w więzieniu, gdzie
bohaterka oczekuje na wyrok śmierci za zabicie nowo narodzonego dziecka. Na
widok Fausta, który z pomocą Mefista przybył ją uwolnić, zaczyna przypominać
utracone szczęście, sprawia jednak wrażenie, jakby nie do końca wierzyła w to,
co dzieje się naprawdę. A kiedy słyszy ponaglenia złego ducha, kategorycznie
odmawia wzięcia udziału w ucieczce. To największa próba dla niej, nie traci jednak
wiary i zawierza swoje życie Bogu. Powierzywszy swoją duszę niebiosom (Anges purs, anges radieux), zostaje
jednak zbawiona, co oznajmia sam Mefisto. Jej postawa przynosi także zbawienie
Faustowi – oboje wędrują ku niebu.
Kończąc operę w taki sposób reżyserka pozostaje
wierna przesłaniu „Fausta” Goethego, w myśl którego „wieczna kobiecość pociąga nas wzwyż” (Das Ewig-Weibliche zieht uns hinan).
Walory wrocławskiego widowiska
Iwona Socha (Małgorzata), Sebastien Gueze/Opra Wrocławska |
Miałam okazję obejrzeć „Fausta” w Hali Stulecia dwukrotnie, w obu obsadach. Obaj wykonawcy roli Mefistofelesa dysponowali głębokim mocnym basem, okazali się również dobrymi aktorami, choć rola gruzińskiego śpiewaka, Niki Guliashvili, była bardziej widowiskowa, zaś słoweński bas, Peter Martinčič, starał się być nade wszystko dramatyczny i groźny. Podobnie różniły się od siebie Małgorzaty. Katarzyna Mackiewicz dysponowała przepięknym dramatycznym sopranem, który przemawiał do serca, szczególnie w drugiej części widowiska. Inaczej zagrała też postać bohaterki w scenie śmierci jej brata, kiedy to przytula go jak matka, tworząc figurę piety, co dużo mówi o jej wewnętrznej dojrzałości, jako postaci. Małgorzata Iwony Sochy jest bardziej dziewczęca i dziecinna, a jej sopran, choć brzmiał pięknie, zwłaszcza w ariach miłosnych, nie miał w sobie takiego głębokiego dramatyzmu, jak w przypadku Katarzyny Mackiewicz. Jako Faust bardziej przemówił do mnie swoją interpretacją francuski tenor Sebastien Gueze, może dlatego, że pewniej czuł się w swoim ojczystym języku, niż amerykański tenor liryczny, Eric Fennell. Jako Walenty ogromnie podobał mi się Stanisław Kuflyuk – nie tylko ze względu na wspaniały baryton, ale również dlatego, że był aktorsko bardziej wiarygodny.
ryna Zhytynska (Siebel) i Stanisław Kuflyuk (Walenty) |
Na pochwałę zasługuje także koncepcja scenograficzna: zarówno ciekawe projekcje multimedialne, jak na przykład katedra z wszechobecnymi oczami, przypominającymi prace plastyczne schizofreników (Małgorzata zaczyna pogrążać się w samotności i czuje się osaczona), wielofunkcyjna scena obrotowa (wielka klepsydra czasu, dom Małgorzaty, jej sypialnia, bar w scenie balu u szatana, tron podczas Nocy Walpurgii, schody do Nieba itd.). Znakomita była również choreografia Jacka Tyskiego, zwłaszcza w scenie Nocy Walpurgii. No i wspaniale poprowadzone chóry, które w koncepcji Beaty Redo-Dobber, zostały idealnie wkomponowane w całość spektaklu, stanowiąc jego wielki atut. Muzycznie panował nad wszystkim znakomity dyrygent, Marcin Nałęcz-Niesiołowski.
W przypadku tak wielkich widowisk łatwo spłycić dzieło, a jednak tak się w tym przypadku nie stało. Przeciwnie, otrzymaliśmy w prezencie na koniec bardzo udanego sezonu wspaniałe, mądre i piękne oraz spójne artystycznie widowisko. Brawo!
Premiera opery „Faust” Charlesa Gounoda w reżyserii
Beaty Redo-Dobber oraz pod batutą Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego odbyła się 23
i 24 czerwca 2017 roku we wrocławskiej Hali Stulecia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz