Rozmawiam
z Wojciechem Rogalą, którego debiutancka książka: „Witamy w białej Afryce”,
ukazała się w 2016 roku nakładem Wydawnictwa Muza. Autor opowiada o poznawaniu
Afryki, jakże różnej od tej, której obraz znał z przekazów medialnych, a także
o przyjaźniach, fascynacji pustynią i podobieństwie architektury niemieckich
miasteczek do … Wrocławia.
Wojciech Rogala, fot. z archiwum pisarza |
Barbara
Lekarczyk-Cisek: Niedawno ukazała się Pańska pierwsza książka – tom reportaży
„Witamy w białej Afryce”. Skąd u Pana pasja podróżowania, która zaowocowała tak
interesującym debiutem?
Wojciech
Rogala: Pasję podróżowania wyniosłem z domu. Zarówno ojciec,
jak i wujek starali się wyjeżdżać w czasach, gdy nie było to takie proste. Poza
tym w naszym domu zawsze było dużo książek i wszyscy je czytali, toteż i ja
zacząłem czytać. Czytanie stało się moim nawykiem. Poza tym – o czym muszę z
dumą wyznać – moja mama pracowała jako pielęgniarka w Egipcie, w szpitalu
wojskowym, z ramienia wojsk ONZ i otrzymała nawet Pokojową Nagrodę Nobla.
Cztery lata temu, na sesji ONZ moja mama jako jedyna dostała dyplom i prawdziwy
medal Pokojowej Nagrody Nobla.
Podróżować zacząłem wcześnie – gdy chodziłem do
szkoły podstawowej. To były wyjazdy autostopem do babci. A potem, kiedy byłem w
liceum, jeździłem na Węgry i do Czechosłowacji. W ten sposób z kolegami
zarabialiśmy pieniądze, handlując różnymi rzeczami.
Rodzina
nie bała się o Pana?
Nie, bo gdy miałem siedem lat, dojeżdżałem do szkoły
sam dwoma tramwajami. Na początku tata ze mną pojechał ze dwa razy, ale potem
jeździłem sam. Mama była wtedy w Egipcie, więc radziliśmy sobie sami. Dziś,
oczywiście, nikt nie wypuściłby siedmioletniego dziecka z domu, ale to były
inne czasy.
A
kiedy zrodziła się myśl o dalekiej podróży?
Pod wpływem licznych lektur zapragnąłem pojechać do
Afryki, bo ten ląd mnie najbardziej fascynował. W 1989 roku, po maturze,
zdecydowałem, że wyjadę do RPA na stałe. Wyruszyłem nawet do Wiednia, gdzie w
ambasadzie słabą angielszczyzną poprosiłem o azyl. Odpowiedziano mi uprzejmie,
że trzy tygodnie wcześniej odbyły się w Polsce wolne wybory, więc nie mogę
otrzymać azylu politycznego. Doradzono mi także, abym zdał maturę, nauczył się
angielskiego i ponownie przyjechał. Wróciłem rozczarowany, ale nie przestałem
marzyć o Afryce. Pierwszą wielką podróż odbyłem do Casablanki. Po zdaniu matury
poszedłem na geografię, co bardzo mi się w życiu przydało. Także i w tym
znaczeniu, że posiadana wiedza pozwalała mi rozmawiać z napotkanymi ludźmi na
różne tematy. Oczywiście, podczas studiów często gdzieś wyjeżdżałem, bo każdy
taki wyjazd był przygodą. Pominąwszy Europę, odwiedziłem trzydzieści cztery
kraje: byłem w obu Amerykach, Azji, Nowej Zelandii. Mieszkałem nawet przez rok
w Australii. Odwiedzałem też Afrykę.
Dlaczego
zdecydował Pan napisać właśnie o Afryce?
Wojciech Rogala, fot. z archiwum pisarza |
Sądzę, że dlatego, iż Afryka uderzyła mnie wieloma
kontrastami, a poza tym zaskoczyła na różne sposoby. Staram się żyć według
prostych reguł – dla mnie białe jest białe, a czarne jest czarne. Odebrałem w
domu patriotyczne wychowanie i umiłowanie wolności. Ojciec strajkował w
FADROMIE, a myśmy mu sekundowali. Moja mama pracowała w Szpitalu Wojskowym we
Wrocławiu, więc zmobilizowali ją w czasie stanu wojennego. Przeżywaliśmy to
wszystko bardzo mocno. Również w szkole uczyła mnie historii odważna pani.
Dzięki niej mogłem otwarcie mówić o Powstaniu Warszawskim. Dzięki temu takie
pojęcia, jak wolność i niepodległość są dla mnie bardzo ważne.
Dopóki nie pojechałem do Afryki, słyszałem ciągle,
że biali biją i wykorzystują czarnych. Kiedy jednak się tam znalazłem,
przekonałem sie, że media kłamią, pokazując półprawdy i zakłamując wszystko. Przekonałem
się naocznie, jak jest naprawdę. Z moich doświadczeń wynika, że to raczej
czarni wykorzystują białych. W demokratycznym państwie biali są zobowiązani
przyjmować wskazane im osoby do zarządów spółek, muszą płacić łapówki
urzędnikom państwowym. W latach 60. najwięcej państw afrykańskich uzyskało
niepodległość i wszystkie porównania dotyczą okresu sprzed kolonializmu i po
nim. Tymczasem biali prowadzili trzydziestoletnią wojnę z komunizmem, w której
po stronie atakujących było obecnie rządzące SWAP, a po stronie broniących
apartheidu było ok. 90% czarnych. Zdumiało mnie, że stanęli w obronie swoich
ciemiężycieli. Dzięki wielu rozmowom z ludźmi zacząłem to rozumieć.
W Swakopmund widziałem bardzo zadbane domy Niemców,
którzy tam ciągle mieszkają, a dwadzieścia metrów dalej znajdują się groby
ofiar z obozów koncentracyjnych, które kiedyś tu były… Te miasteczka i domy przypominają
architekturą dawny Wrocław. Na cmentarzu spotyka się polskie nazwiska – jak to
możliwe?
Nawet przyroda jest pełna kontrastów – to jest
fascynujące!
Wielką
wartością Pańskiej książki jest to, że pokazuje Pan Afrykę jako kraj pełen
nieoczekiwanych kontrastów, że Pańska narracja złożona jest z wielu wątków,
które pozwalają spojrzeć na pewne zjawiska i problemy nieschematycznie. A już
najbardziej ujęła mnie Pańska wrażliwość i skłonność do refleksji, zarówno nad
sprawami istotnymi w sposób oczywisty, jak też pozornie zwykłymi, czego
przykładem może być opowieść o chorej, starej kobiecie idącej w kierunku morza,
aby popływać. Te podróże do Afryki to także nowe przyjaźnie…
Rzeczywiście, kiedy przełamie się pewną barierę, to
ludzie okazują się bardzo przyjaźni. Ciągle dostaję od nich listy! Bastardzi,
którzy są mi najbliżsi, bardzo przypominają w sensie kulturowym Europejczyków,
a nawet Polaków, bo zachowują się i ubierają jak oni, są bardzo religijni i
czują się białymi chrześcijanami, choć niektórzy z nich mają czarną skórę. Za
czasów apartheidu biali mieli prawa, których nie miała ludność murzyńska i
Bastardzi. A jednak, kiedy z nimi rozmawiałem, dowodzili, że ustawy apartheidu
nie były tak mocno rygorystyczne, jak w RPA i żyło się im bardzo dobrze. Poszczególne
narody mieszkały w strefach wyznaczonych i odpowiednio od siebie oddalonych,
więc po raz pierwszy od wielu lat wydarzyła się rzecz niesłychana – plemiona te
przestały ze sobą walczyć. Nie mieli wprawdzie tych samych praw, co biali, ale
poczuli się bezpieczni, bo zaprzestano zabijania ich. Buszmeni, z którymi
rozmawiałem, wyznali mi, że po raz pierwszy zostali wówczas uznani za ludzi. To
dlatego tak chętnie wstępowali do armii. W dalszym ciągu boją się Owambo,
którzy kiedyś ich zabijali jak zwierzynę. To są dla mnie takie sprzeczności,
które z trudem pojmuję albo nie potrafię zrozumieć wcale.
Chciałam
Pana jeszcze zapytać o język opowieści. Kapuściński twierdził, że aby napisać
jedną stronę własnej książki, trzeba przeczytać setki stron dobrej literatury.
Co Pan o tym sądzi?
To moja pierwsza książka. Nigdy przedtem nic nie
napisałem. Przyznaję jednak, że czytam dużo i „od zawsze”. Początkowo nie
miałem żadnego pomysłu na tę książkę… Po moim pierwszym wyjeździe do Namibii
nie robiłem żadnych notatek, to się stało dopiero później. Czasami były to
obszerne notatki, czasami jakieś szczególne słowo albo zdanie, jak choćby to: Oddajcie mi moją pustynię. Potem snułem
opowieść na temat historii, która z kolei budziła jakieś własne refleksje… I
tak powstawała ta książka.
Nie
rezygnował Pan również z filozoficznego aspektu tej opowieści. Podarował Pan
dzięki temu czytelnikom piękny opis swojego doświadczenia pustyni, która jest…
pustką. Co w tym takiego fascynującego?
Pustynia mnie fascynuje swoim ogromem i tym, że
czuję się wobec niej taki mały. Ta pustka i czystość, niezniszczony przez
człowieka naturalny krajobraz przejmują mnie najbardziej. Kiedy na nią patrzę,
muszę sobie zadać pytanie, kim jestem. To jest szczęście, że mogę tam pojechać.
A jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w podróżowaniu jest powrót, kiedy mogę
podzielić się z przyjaciółmi tym, co przeżyłem. Przywożę dla nich z podróży
różne potrawy, napoje, aby mogli tego posmakować. Z potrzeby dzielenia zrodziła
się ta książka.
Gratuluję
wspaniałego debiutu. Czekamy na kolejną opowieść.
Wojciech
Rogala – wrocławianin, ukończył geografię na tutejszym Uniwersytecie.
Z zawodu zarządca nieruchomości, z pasji – podróżnik i bibliofil. Zwiedził
ponad 60 krajów, w tym 34 europejskie. Pierwszą znaczącą podróż odbył do
Casablanki. Afryka jest lądem, który fascynuje go w sposób szczególny.
Rezultatem jego afrykańskich przygód i doświadczeń jest książka o Namibii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz