O czymkolwiek pisze autor tomu felietonów "Muzyka wzwodzi", czyni to błyskotliwie, zajmująco i dowcipnie, a jego teksty przypominają swoim kształtem kompozycje muzyczne.
Polskie Wydawnictwo Muzyczne |
Drugi tom felietonów Andrzeja Chłopeckiego jest lekturą niezwykłą, od której nie sposób się oderwać. O czymkolwiek bowiem pisze autor, czyni to błyskotliwie, zajmująco i dowcipnie. Jego eseje/felietony mają precyzyjny kształt - przypominają bowiem kompozycje muzyczne, w których każda nuta, dynamika wypowiedzi, a nawet cisza mają właściwe sobie miejsce.
Po tomie poprzednim, który ukazał się pod tytułem "Dziennik ucha. Słuchanie na ostro", obecny nosi prowokacyjny tytuł zapożyczony z jednego z tekstów Chłopeckiego: "Muzyka wzwodzi", w którym autor dowcipnie udowadnia myśl Kierkegaarda ze "Stadiów erotyki bezpośredniej, czyli erotyki muzycznej", iż muzyka jest tym, co demoniczne i co w genialności erotyczno-zmysłowej znajduje ona swój przedmiot absolutny.
Po takim Prologu możemy się spodziewać wszystkiego... I rzeczywiście, Chłopecki co i rusz to nas zaskakuje, choć niekoniecznie erotycznie, ale zarówno podejmowanymi tematami, jak też erudycją i twórczym do nich podejściem .
W części zatytułowanej "Diagnozy" zajmuje się stanem kultury i przewiduje jej przyszłość. Próbuje także na nią wpływać, nakłaniając czytelników do pewnych zachowań i postaw. W pierwszym eseju tego rozdziału, zatytułowanym "Między zmierzchem i świtem, czyli kultura na rozdrożu", rozważa ni mniej ni więcej, tylko zmierzch kultury, by następnie zająć się ... ciszą w muzyce, po czym udziela rad, jak żyć twórczo i jak należy słuchać muzyki.
Chłopecki bowiem pisze z poczuciem misji i to także jest w nim piękne - że pisze po coś, nie uprawia - jak większość - "krytyki muzycznej". A być "wychowywanym" przez jego teksty to wyłącznie przyjemność obcowania z mistrzem - człowiekiem o wielkiej erudycji, wrażliwym i uważnym, a przy tym nazywającym rzeczy po imieniu, zanurzonym w rzeczywistości i nieustannie poddającym ją refleksji.
Część drugą nazwano Portretami, ale myli się, kto sądzi, że np. w rozdziale "Preisner, czyli apologia kiczu" znajdzie portret kompozytora sensu sctricte. Chłopeckiego interesują zjawiska szerszej natury, np. funkcjonowanie kiczu, który "łudząco przypomina" znane, oryginale kompozycje. Nie tylko zresztą muzyka - konkluduje autor - ale cała kultura tworzy alternatywny świat łudząco podobny do niej samej.
Czas twórczości recyklingu
W felietonie "Między zmierzchem i świtem, czyli kultura na rozdrożu" Chłopecki przygląda się zmianom, które nastąpiły na skutek rewolucji technicznej we wszystkich dziedzinach życia. Rozważa, jak zmieniły się przestrzeń i czas, skoro jednym kliknięciem myszy komputerowej można połączyć się na Skype z rozmówcą znajdującym się bardzo daleko. Skoro odręcznie pisany list zastąpił mail, a wreszcie dzięki programom komputerowym coraz więcej ludzi zajmuje się twórczością nieprofesjonalną. Status twórcy niezwykle się przez to zdemokratyzował.
Internet stał się globalnym magazynem treści i wartości - konstatuje Chłopecki - które dla rzeszy amatorów stały się materiałem do zremiksowania, skompostowania, splądrowania i wyplucia w postaci nowych reinterpretacji. (...) Podstawowym więc jego - naszego twórcy amatora - sposobem na twórczość jest plądrofonia.
I tak bawiąc się tym neologizmem, autor żartobliwie wnioskuje, że utwór plądrofoniczny nie mógł być ponownie splądrofowany, a więc nastaje czas coraz intensywniej uprawianej twórczości recyklingu.
Zmienił się nie tylko status twórcy, ale również odbiorcy, a dzieło stało się produktem. Meloman nie musi chodzić na koncerty, które zresztą coraz częściej przypominają zjawiska multimedialne i odbywają się w różnych miejscach, niekoniecznie do tego stworzonych. Być może to także zmierzch instytucji kultury.
Na Warszawskiej Jesieni - prorokuje autor - wystąpi wrocławska orkiestra laptopowa, był już na festiwalu koncert, polegający na wspólnym wykonywaniu utworu przez muzyków, znajdujących się w czasie koncertu w różnych miejscach świata, (...) oraz widzianych na ekranie.
A jednak swoją wizję antyutopii kończy Chłopecki wezwaniem do czytelnika, aby wyłączył czasem swojego iPoda, wstał rano i posłuchał śpiewu autentycznego słowika.
Z kolei w innych esejach autor zachęca do twórczego życia oraz do aktywnego słuchania muzyki i jej wykonywania.
Artystą się bywa
Życie cię nuży i męczy? Pomyśl, co jest twoją życiową pasją - zachęca w eseju "Artystą się bywa". Co kochasz? - drąży. Bez czego życie stałoby się dla Ciebie szare i bez powabu?
Po czym stwierdza, że na twórczość nigdy nie jest za późno. I nie chodzi bynajmniej o to, by stać się artystą na miarę Pendereckiego czy Hasiora, lecz by stworzyć siebie i przetwarzać najbliższe otoczenie na ciekawsze, atrakcyjniejsze, niż jest do tej pory.
Samo działanie twórcze jest - zdaniem autora - człowiekowi niezbędne do życia, choć nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę. Bez tego popadamy we frustracje, a nawet nerwice, podczas gdy zaprzestanie tłumienia tego, co żąda ujścia daje radość życia i leczy.Toteż Chłopecki zachęca, abyśmy nie ustawali w poszukiwaniach tego, co sprawia nam radość i staje się rodzajem autentycznej ekspresji naszego niepowtarzalnego ja. Nawet u schyłku życia może się okazać, że mamy jakiś talent, który możemy rozwinąć.
Brzmienie ciszy, czyli wirtuoz słowa
Wprawdzie nie sposób wartościować eseje Chłopeckiego, ale zwrócę uwagę na jeden z nich, jest on bowiem szczególnym przykładem wirtuozerii warsztatu pisarskiego autora.
Otóż rozpoczyna go tekst ciągły, bez pauz i znaków interpunkcyjnych:
hmmmgdybym niewpadłnapomysł...
Ten zaskakujący sposób wprowadzenia w temat ciszy od razu przykuwa uwagę. Brak pauz w tekście - tłumaczy muzykolog - to jakby pozbawienie oddechu. I powołuje się wielokrotnie na Johna Cage`a, który twierdził wręcz, że cisza nie istnieje. Kolejne podrozdziały wprowadzają nas w zagadnienie. Noszą zagadkowe, niekiedy aluzyjne tytuły: "Mapa naszego słyszenia", "Po drugiej stronie ucha", Cisza... i strach.
Potrzebujemy dźwięków. Potrzebujemy przecież też ciszy - twierdzi autor. Czym są dźwięki - wiemy. Czym jest cisza? Złudzeniem naszych zmysłów.
Z równą łatwością i lekkością powołuje się w swoich rozważaniach zarówno na Johna Cage`a, jak na Arystotelesa czy na Norwida, dla którego p r z e m i l c z e n i e jest niezawodnie częścią mowy.
Odczuwamy strach przed ciszą i oklejamy się dźwiękowymi tapetami. W pomieszczeniach, w których przebywamy, stale coś dźwięczy. A czasami ten dźwięk izoluje nas od hałasu świata zewnętrznego. Staje się ciszą.
Na koniec tych rozważań pojawia się, oczywiście, błyskotliwa konkluzja:
Nie, nie wszystko wysłyszymy w ciszy. Ale bez ciszy możemy ogłuchnąć. I wtedy już nawet ciszy nie będziemy zdolni usłyszeć. Nie tylko masywnego akordu orkiestry symfonicznej granego w forte fortissimo. Czyli bardzo głośno. Także harmonii niebiańskich sfer.
Andrzej Chłopecki z pewnością delektuje się już ową harmonią sfer, ale my musimy się jeszcze postarać, aby móc ją również kiedyś usłyszeć. Myślę, że wsłuchując się w jego teksty, mamy taką szansę.
Książka Andrzeja Chłopeckiego "Muzyka wzwodzi. Diagnozy i portrety" ukazała się w Polskim Wydawnictwie Muzycznym SA
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline w 2015 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz