Wspomnienia, anegdoty, rozważania, opowiedziane
w gawędziarskim stylu, okraszone poezją
i licznymi fotografiami – oto zalety książki Leszka Długosza o Piwnicy pod
Baranami.
Wydawnictwo Zysk i S-ka |
Przypuszczam,
że nie sięgnęłabym po książkę Leszka Długosza, gdyby nie pewien tajemniczy splot
okoliczności. Nie dlatego, abym była do szanownego autora jakoś uprzedzona,
bynajmniej. Będąc jednak po lekturze dwóch książek Joanny Olczak-Roniker
(”Piwnica pod Baranami” i ”Piotr”), uznałam, że to temat dobrze mi znany. Tak
się jednak złożyło, że pewnego dnia usłyszałam w Programie Drugim PR Leszka
Długosza czytającego swoje wspomnienia i jego znakomita interpretacja tekstu,
wydobywająca gawędziarski ton opowieści, pełen dygresji i subtelnego poczucia
humoru, kompletnie mnie zaczarowała. Nie na tym jednak koniec tej zadziwiającej
historii. Oto bowiem niezwłocznie napisałam do Wydawnictwa Zysk i S-ka mail z
prośbą o egzemplarz recenzencki i nie minęło kilka godzin, kiedy do moich drzwi
zapukał listonosz, wręczając mi przesyłkę z pieczątką wspomnianego wydawnictwa.
Kiedy ją otworzyłam, kompletnie oniemiałam, bo oprócz zamówionej wcześniej
nowej biografii Adama Mickiewicza, ujrzałam … książkę Leszka Długosza. Potem okazało
się wprawdzie, że przedstawiciel wydawnictwa uznał, że książka ta mnie na pewno
zainteresuje, ale wolę jednak taką ”wersję magiczną”, wedle której otrzymałam
ją na skutek jakiegoś tajemniczego splotu wydarzeń. Na dodatek ta wersja
znakomicie splata się z atmosferą samej książki, w której
Widzialni z Niewidocznymi
Nierozłączeni wciąż przechodnie
- Cienie poszeptujące ze sobą
Idziemy
Meandrująca struga
pamięci
Napisać, że
autor wspomina ludzi związanych z Piwnicą oraz prezentuje własne przeżycia z jej
wczesnego okresu, to nie napisać nic. Długosz, kojarzony przede wszystkim jako
śpiewający poeta i piwniczny kompozytor, to przede wszystkim wspaniały gawędziarz. Aż żal, że
książka nie ukazała się w wersji audio, oczywiście w interpretacji autora. Pierwszy raz zdarza mi się, abym wolała ją
właśnie w takiej wersji.
Autor gawędy
może sobie pozwolić na wszystko, szczególnie, że jest poetą. Toteż, czytając,
trzeba zaakceptować fakt, że obok relacji głównej pojawia się nagle dłuższy
fragment poświęcony jakiejś postaci, okraszony wierszem. Wiemy od początku, że
to Długoszowe ”gadanie” nie podlega żadnym utartym schematom, o czym nas autor
uczciwie zapewnia:
Łaskawy Czytelniku, lojalnie przeto
Cię uprzedzam, nie licz na marszrutę
dobrze zorganizowaną. O moich możliwościach w tym względzie mam trzeźwe
zdanie. Struga mojej pamięci, niosąc kolejne obrazy, sceny i scenki, meandruje,
nie przejmując się przesadnie chronologią i przejrzystością narracji.
I trzeba
przyznać, że Leszek Długosz wcale nas nie kokietuje, odsłaniając ową
meandryczną naturę pamięci.
W tych
wspomnieniach, obok legendarnego Marka Rostworowskiego czy Skrzyni (Piotra
Skrzyneckiego), pojawia się np. postać pani Felicji – szatniarki z Domu Kultury
pod Baranami, która będąc gorliwą uczestniczką maryjnych chórów, była
jednocześnie skazana na przebywanie latami w pobliżu popiersia Lenina i nawet
zdarzyło się jej ścierać ”nieortograficzny trzyliterowy napis” – takie to były
czasy.
Kiedy
przeczytałam opowieść o Krzysztofie Wierzbiańskim, który ”zaniemógł procentowo”
po jakimś programie w Piwnicy i jego siostra – piękna Teresa Wierzbiańska
pocieszała go, że ”jeszcze kiedyś jego geniusz zaświeci pełnym blaskiem”, zadumałam
się ponownie nad splotami okoliczności. Będąc bowiem niedawno na premierze
filmu o Tadeuszu Kosarewiczu, miałam okazję zobaczyć starszego, nobliwego
reżysera dokumentu, który dowcipnie opowiadał o okolicznościach jego powstania.
Był nim, a jakże, Krzysztof Wierzbiański. Czy jego geniusz w końcu zabłysnął,
nie mnie oceniać…
Długosz
pozwala także czytelnikom zajrzeć za kulisy sztuki, opowiadając o tym, jak się
tworzyło kabaretowe numery. Otóż tworzywo brało się z literatury, ale też z
banalnej rzeczywistości (np. Dymnego ”Zbiór bzdur”), z ”form nieudacznych”, do
których autor zalicza pamiętniki, ogłoszenia, fragmenty listów, a nawet donosy
i zażalenia.
Książka
obfituje z liczne zdjęcia, dokumenty, programy, rysunki, które przybliżają ową
niepowtarzalną atmosferę Piwnicy. Przyjemnie jest po prostu wziąć ją do ręki i
zanurzyć się w tamten nieistniejący świat.
Książka Leszka Długosza ”Pod Baranami
ten szczęsny czas… Sceny i obrazy z ”życia piwnicznego” w Krakowie w latach 60.
i 70. XX wieku” ukazała się w Wydawnictwie Zysk i S-ka.
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline w listopadzie 2016 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz