Książka Dariusza Czai "Kwintesencje. Pasaże barokowe" otwiera przed czytelnikiem nieprzebrane bogactwo znaczeń dotyczących nie tylko muzyki barokowej, ale przede wszystkim jej wpływu na życie człowieka. To także fascynująca podróż przez różne dziedziny sztuki, w której autor jest naszym cicerone.
Entuzjasta dzielący się swoimi fascynacjami
Eseje składające się na tę interesującą ze wszech miar lekturę podzielił autor na rozdziały o znaczących tytułach: "Transkrypcje", "Olśnienia", "Melancholie", "Inkarnacje", "Esencje" i "Drżenia". Pomiędzy te brzmiące po trosze jak tytuły utworów barokowych mistrzów, po trosze zaś jak stan ducha, wplótł autor rozmowy, które przeprowadził ze znanymi wykonawcami tej muzyki.
To paleta o skończonej ilości barw podstawowych i nieskończonej ilości ich odcieni - pisze Dariusz Czaja o muzyce barokowej we wstępie. Podkreśla także, że w czasach, gdy powstawała, nie była bynajmniej "dodatkiem do życia", lecz towarzyszyła ludziom we wszystkich sferach ich egzystencji. Uświetniała koronacje, śluby, narodziny i pogrzeby możnych, stanowiła także oprawę muzyczną świąt, służyła rozrywce. Innymi słowy, zagarniała całą przestrzeń ówczesnego doświadczenia, swobodnie przemierzając terytoria sacrum i profanum.
Dopiero więc gdy umieścimy muzykę barokową w kontekście innych osiągnięć tamtego czasu, możemy pełniej dostrzec jej uniwersalność. Tak też postępuje autor książki. Nie tylko zauważa coraz większą popularność tej muzyki w naszych czasach, ale także traktuje ją jako tekst kultury, analizując go jak rasowy antropolog. Jeśli jednak ktoś pomyśli, że książka zawiera nudne naukowe elaboraty, ten myli się bardzo. Autor bowiem dzieli się swoimi doświadczeniami, pasjami, przemyśleniami w sposób wysoce subiektywny i atrakcyjny:
Piszę ostentacyjnie prywatnie - deklaruje. Bliska mi jest uwaga brytyjskiego muzykologa i klawesynisty Davitta Moroneya: "Trzeba się starać przekazać własny autentyczny entuzjazm, który może nawet zarazić tych, dla których muzyka jest zupełnie obcą dziedziną".
Książka nie jest więc adresowana do fachowców, lecz raczej do tych, którzy muzykę lubią i szukają w niej estetycznych i duchowych przeżyć - dla entuzjastów muzyki barokowej.
Berlińskie transkrypcje Monteverdiego i madrygały w barze mlecznym
Swoje rozważania rozpoczyna autor od "Nieszporów Maryjnych" ("Vespro della Beata Virgine") oraz "Orfeusza" ("L`Orfeo") Cladia Monteverdiego, które zostały zaprezentowane w berlińskiej Staatsoper Unter den Linden pod dyrekcją Rene Jakobsa. Relacjonując ten piękny spektakl, Czaja rozważa jednocześnie podstawowe pytanie: jak powinno się dziś wystawiać Nieszpory, skoro zostały one wyjęte z religijnego kontekstu i wprowadzone w świecką przestrzeń opery. W konsekwencji okazuje się, że inscenizator, choć daleki od konfesyjnej przynależności, przywraca jednak religijny wymiar dzieła, wprowadzając doń fragmenty "Pieśni nad Pieśniami". I choć mogło to zabrzmieć jak prowokacja, przypomina jednak o religijnej randze piękna, w jakimś sensie wygnanego z chrześcijańskiego świata.
Pisząc o niekonwencjonalnym traktowaniu muzyki, Czaja wspomina także wydarzenie, które miało miejsce w czerwcu 2000 roku, kiedy to w krakowskim barze mlecznym "Pod Temidą" serwowano prócz jedzenia ... madrygały Monteverdiego. Honory domu pełnił - jak się dowiadujemy - Jan Peszek, na klawesynie grał Jan Tomasz Adamus, a w role madrygalistów wcielili się profesjonalni śpiewacy. I choć pomysłodawcom chodziło o popularyzację tego rodzaju muzyki, co zresztą znakomicie się udało, bo bilety rozeszły się jak świeże pierogi, to jednak - zdaniem autora "Kwintesencji" - nie da się przez kotleta wejść w wyrafinowany świat Monteverdiańskiej polifonii, bo na to trzeba mieć trochę wiedzy i skupienia.
Orfeusz na scenie i w filmie
W kontekście spektaklu "Orfeusza" Czaja nie tylko snuje refleksje na temat pychy artysty i bezsilności muzyki wobec śmierci. Odwołując się do myśli Emila Ciorana (co zresztą czyni wielokrotnie w swoich rozważaniach), powiada także, iż żywe spotkanie z muzyką (dodajmy: tak znakomitą) pozwala w pełni docenić jej rozmach i świetlistą głębię. Słuchając tych kompozycji - pisze Dariusz Czaja - mamy niezbitą pewność, że stajemy oto wobec rzeczywistości, która nas kilkakrotnie przekracza, dlatego też tak trudny jest powrót z jej wnętrza do zgrzebnej codzienności.
Do tematu Orfeusza powraca autor wielokrotnie, przywołując m.in. piękny film Alaina Corneau "Wszystkie poranki świata", którego głównym konsultantem muzycznym i wykonawcą niektórych partii instrumentalnych był wybitny kataloński gambista Jordi Savall. Kompozycja Colombe`a "Nagrobek żalu" okaże się na tyle silna, bo ożywiona namiętnym uczuciem, że sprawi, iż zmarła żona zacznie go odwiedzać, a nawet rozmawiać z nim.
Dzieło sztuki - pisze Czaja - jako efekt mozolnej pracy i duchowego porywu odsłania fikcyjność twardego podziału na "ten" i "tamten" świat. Muzyka nie jest tu już tylko czysto estetycznym zjawiskiem. (...) Jest bliskim rytuału dialogiem ze zmarłymi, przywracaniem ich naszemu światu.
Muzyczność płócien Vermeera i muzyczna martwa natura
Rozdział "Transkrypcji" zatytułowany "Lekcja muzyki" jest jednym z wielu przykładów błyskotliwych paraleli, które stosuje Dariusz Czaja, pragnąc wydobyć z dzieł głębszy sens. Odwołując się do wystawy "Vermeer i muzyka" w londyńskiej National Gallery, nie tylko dowodzi, że w sztuce malarskiej muzyka odgrywa istotną rolę:
(...) jest coś takiego w tych płótnach, co każe myśleć o kompozycji muzycznej, o dziele, na które składa się szereg osobnych linii "melodycznych", ale które mocą artystycznej alchemii dają finalnie wrażenie tego jedynego, koniecznego zestroju barwnego, wspomnianej w cytowanym tekście: harmonii. Największe arcydzieła Vermeera są przetransponowaną na linie i barwy muzyką.
Ta myśl gładko pozwala autorowi przejść do rozważań nie tylko nad urodą plastyczną kadrów filmu "Wszystkie poranki świata", ale również zatrzymać się przy użytym tam celowo obrazie Baugina. Przedstawia on martwą naturę, namalowaną na życzenie Sainte Colombe`a dla upamiętnienia wieczoru, kiedy to po raz pierwszy odwiedziła go żona, przywołana miłosną tęsknotą i dźwiękami wioli. Owa martwa natura jest dla autora kwintesencją muzyczności, choć nie przedstawia żadnych instrumentów muzycznych. Czaja przywołuje przy tym słowa znawcy martwej natury - Karola Sterlinga:
Okręgi talerza, rulonik andrutów i flaszka wpisują się w sposób naturalny w siatkę sześcianów, jaką tworzy stół i ściana. Cienie, czasem gęste, o wyraźnych konturach, kiedy indziej lekko przymglone, towarzyszą wszystkim przedmiotom niczym spokojne i głębokie echa. Ten muzyczny instynkt akordów plastycznych, to wyciszone wyrafinowanie, ta skrajna powściągliwość, czynią Baugina największym wśród siedemnastowiecznych francuskich malarzy martwej natury.
W "Kwintesencjach" Dariusza Czai znajdziemy wiele interesujących rozważań nie tylko o muzyce, ale również o malarstwie, o filmie, teatrze, o literaturze, o ludziach wreszcie. Ich cechą jest nie tylko wspaniała erudycja autora i wyrafinowany język tych rozważań, ale przede wszystkim pewien rodzaj kontemplacji, która udziela się czytelnikowi. Kontemplacji, która dotyka spraw ostatecznych: życia i śmierci, a także Transcendencji, z którą dane jest nam czasem obcować dzięki muzyce.
Książka Dariusza Czai "Kwintesencje. Pasaże barokowe" ukazała się w Państwowym Wydawnictwie Muzycznym.
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline w marcu 2015 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz