sobota, 25 sierpnia 2018

„Flower Power”: Siła muzyki i słowa /recenzja spektaklu/

Podczas 39. Przeglądu Piosenki Aktorskiej zaprezentowano m.in. muzyczny spektakl wyreżyserowany przez Jerzego Bielunasa na podstawie oryginalnych tekstów Jacka Podsiadły oraz jego tłumaczeń kultowych piosenek dzieci – kwiatów. Muzyka tej generacji w połączeniu z polską poezją dały niezmiernie interesujący efekt.



Ucieczka od pustki nad wielkie Jeziora Wyobraźni


Kanwę spektaklu „Flower Power” stanowią teksty Jacka Podsiadły – pełne celnych metafor, niekiedy ironii i charakterystycznego humoru. Jego podwojony Bohater, grany w spektaklu przez Roberta Więckiewicza i Andrzeja Kłaka (jako młody oraz jako dojrzały człowiek), jest buntownikiem i kontestatorem otaczającej go rzeczywistości, znajdującym się nieustannie „w drodze”, jak bohaterowie Kerouaca. Ucieka nie tylko od „małej stabilizacji”, której symbolem jest kuchenny kredens z naczyniami, które łatwiej napełnić niż pustkę – pragnie być wolny. Pojawiająca się w różnych kontekstach Kobieta z Kredensu (Iwona Bielska) uosabia wszystko, co zwykłe, pospolite, brzydkie, a także opresyjne, od czego ucieka bohater. Dokąd? Nad wielkie Jeziora Wyobraźni. Nie oznacza to bynajmniej oderwania od rzeczywistości ani naiwnego przyjmowania wszystkiego, co zachodnie. Choć doskonale zdaje sobie sprawę, że niektórzy tak myślą. Wierzą, że nigdy ponoć deszcz nie pada w Kalifornii, a banany lecą z nieba tak jak deszcz, ludzie złote mają serca, rzeki mlekiem płyną, tak tam jest.

Iwona Bielska jako Kobieta z kredensu, fot. Tomasz Wałków

Tymczasem obie te rzeczywistości – polska i amerykańska – wcale się tak bardzo od siebie nie różnią. Tu i tam ludzie czują się zniewoleni, a alkohol i narkotyki stają się najpopularniejszym sposobem ucieczki od opresyjnego świata. W Polsce pije się przeważnie na imieninach, gdzie – jak mówi Bohater Podsiadły – wódka leje się szerokim strumieniem na młyn języków mielących pustkę. Podczas, gdy „tam”, w owym lepszym świecie, zapijaczone, knajpiane towarzystwo pojawia się w piosence Jimi Hendrixa „Hey, Joe”, kapitalnie zagranej i zaśpiewanej przez ... Kingę Preis. Dzięki znakomitemu tłumaczeniu po raz pierwszy uważniej przyjrzałam się tekstowi, nie koncentrując się, jak dotychczas, na fantastycznej gitarze Jimiego. To, co w latach 70. odbieraliśmy jako bunt, wyrażało się przede wszystkim w sferze muzycznej. To muzyka, a nie słowo, wyrażała nasze emocje, naszą niezgodę. Tymczasem w spektaklu „Flower Power”, kiedy punkt ciężkości przenosi się na język, na metaforę, o wiele lepiej brzmią teksty Jacka Podsiadły. Po tamtych pozostał wprawdzie sentyment, ale to poezja nie utraciła swojej celności, zaś wiele metafor zabrzmiało świeżo i błyskotliwie. Zmienił się ustrój, ale przecież "języki mielące pustkę" pozostały…

Kinga Preis w spektaklu Flower Power w reż. Jerzego Bielunasa,
fot. Tomasz Wałków


Przemawiać nieobecnością


Muzyka nie zawsze jest w tym spektaklu kontrapunktem dla tekstu. Niekiedy wyraźne jest współgranie sensów – teksty poetyckie i piosenki znakomicie się dopełniają. Kiedy Bohater wstaje od imieninowego stołu i postanawia, że odtąd będzie przemawiać tylko swoją nieobecnością, towarzyszy mu piosenka Joni Mitchell „Schronienie pośród dróg” (w wykonaniu Anny Małek), w której wędrówka autostradą staje się jedyną możliwą formą ucieczki i drogą prowadzącą do wolności.

Nigdy nie dotrzesz daleko – dodaje sceptyczny Bohater Podsiadły – ale uciekaj, uciekaj… Bo lepsze to od bycia robotem.

Tymczasem społeczeństwo wstaje codziennie między piątą a szóstą wśród wrzasku miliona budzików…


Kochać, nie zbawiać ludzkości


Bohater Podsiadły dojrzewa w końcu do tego, aby przestać się buntować. Nie ma złudzeń, że amerykańskie mity stworzone przez dzieci - kwiaty są tylko mitami, a jednak nie chce z nich zrezygnować, bo to tak, jakby zrezygnował z życiodajnych marzeń.

Zawsze już będę wędrował do jakiejś Ameryki. Za Chlebem i Wolnością.
 I nigdy nie znajdę szlaku wiodącego
z powrotem na tamte prerie - powiada.
Prawdziwą przystanią okazuje się jednak miłość

Dla niej warto pisać wiersze i ofiarować wszystko, co najlepsze:

Nieśmiertelność.
Czystą wodę, zieloną trawę i błękitne niebo.
Wolność, pokój, Miłość i radość.


Robert Więckiewicz, Flower Power, fot. T. Wałków

Ale ten zakochany Bohater Podsiadły wcale nie staje się sentymentalny! Przeciwnie, nabija sobie głowę trawką i jak John Lennon śpiewający dla Yoko Ono, przeżywa ekstazę, przemierzając jakieś halucynogenne, przedziwne krajobrazy. W głowie szumi mu „Purple Haze” („Fioletowa mgiełka”) Jimi Hendrixa (wykonana fantastycznie przez Cezarego Studniaka), toteż pogodnie przyjmuje fakt, że w przedziale pojawia się … młody milicjant – znak opresyjnego systemu (stan wojenny!). Co więcej, zaczyna wyobrażać sobie, że przykleja śpiącemu do pleców tzw. pacyfę:

pacyfa na plecach milicjanta
byłaby doskonalą jak
kartka i donosiciel róża i kanał ściekowy

Takie to są realia polskiego hippisa, dowcipnie przez Podsiadłę nakreślone. Pod wpływem środków halucynogennych Bohater widzi, że konduktor stoi na korytarzu z tym głęboko zamyślonym oficerem LWP, zaś widoczny za szybą

Pociąg towarowy z czołgami na wielkich platformach
przesuwa się sąsiednim peronem.
Lufy wymierzone na południe.
Nacechowane dobrocią i łagodnością.

Jednak ten „stan zawieszenia” nie trwa wiecznie. Refleksyjny Bohater Podsiadły konkluduje, że

Świat, cudowny skarb dany ludziom 
nie może być skarbem państwa.
A co najważniejsze:
systemy muszą się zmienić.
Przedtem jednak
musisz zmienić się ty, ja.


Flower Power w reż. J. Bielunasa, fot. T. Wałków

Strofom Podsiadły towarzyszy "Imagine" Johna Lennona, z przesłaniem, aby ludzie stali się na powrót wspólnotą.
Kontrapunktuje ją „Like a Rolling Stone” Boba Dylana (Mateusz Pospieszalski śpiewa o tym, jak to jest porzucić dom i toczyć się jak kamień, zdany wyłącznie na siebie), spointowana dowcipnie przez Kobietę z Kredensu:

Świat kręci się w przeciwną stronę
niż stare płyty Dylana.

Ostatecznie pozbawiony złudzeń Bohater Podsiadły porzuca postawę buntu, deklarując jednak anarchizm:
                               Jestem anarchistą.
Lecz nie pragnę już zbawiać ludzkości,
chciałbym przed nią uciec.

Tej deklaracji towarzyszy piosenka Boba Dylana „Panie Tamburynisto”, która w wykonaniu Adama Nowaka zrobiła na słuchaczach bodaj największe wrażenie.  Cóż za wspaniały tekst! Dodajmy – i tłumaczenie Jacka Podsiadły. Smutna, nostalgiczna, ale jakże piękna…

Emose Uhunmwangho i Annę Malek:

Ostatni tekst zaśpiewany w tym spektaklu, także w tłumaczeniu Jacka Podsiadły, przynosi jednak rodzaj ukojenia, będąc zarazem rodzajem pointy. Jej treść zawiera esencję tego, co wartościowe w pokoleniu dzieci – kwiatów: ufność, pokojowe nastawienie, tęsknota za duchowymi przeżyciami oraz pragnienie wolności.

Piosenka z kultowego musicalu „Hair”: „Aquarius”, została kapitalnie zaśpiewana przez Emose Uhunmwangho i Annę Malek:

Harmonia i zrozumienie,
zaufanie, współistnienie,
nigdy więcej drwin i fałszu,
życie w tańcu, a nie w marszu
i mistyczne objawienie:
wyzwolone pokolenie.


Spektakl Jerzego Bielunasa, łączący harmonijnie teksty Jacka Podsiadły z kultowymi piosenkami lat 70., nie tylko dał szansę starszemu pokoleniu zanurzyć się z nostalgią w latach swojej młodości. Przemawiał do każdego. Przesłanie mówiące o tym, że wolność nie jest nigdy dana, ale trzeba ją sobie wywalczyć, bo zawsze będą jakieś „panie z kredensem”, systemy, które zniewalają, pieniądz, władza – pozostanie aktualne.

Interesująca koncepcja i znakomite wykonanie


Trafność, z jaką Jerzy Bielunas wybrał teksty Jacka Podsiadły oraz piosenki kojarzone z ruchem power flower i ułożył je w pewien rodzaj spójnej narracji, opowieści o buncie, dorastaniu, i dochodzeniu do dojrzałej refleksji, zasługują na szczególne uznanie. To nie jest, jak się często zdarza, spektakl banalny, służący jedynie popisom aktorów. Widać w nim precyzyjny zamysł, który sprawia, że utwory Podsiadły znakomicie „rymują się” z tekstami kultowych piosenek, znanych nam dotąd w oryginalnej wersji językowej, a przez to dość powierzchownie. Pomysł, aby większość z nich została przetłumaczona na język polski i to przez Podsiadłę, był strzałem w dziesiątkę.

Andrzej Kłak i Robert Więckiewicz w rolach Bohatera, fot. T. Wałków

Dodatkowym i niepozostawiającym wątpliwości atutem spektaklu jest znakomite wykonawstwo. Uznani aktorzy, z którymi Jerzy Bielunas współpracował już wcześniej, jak Kinga Preis czy Robert Więckiewicz oraz Andrzej Kłak, jak również aktorzy Teatru Muzycznego Capitol, nie tylko grający, ale i znakomicie śpiewający – mogli w pełni usatysfakcjonować najbardziej wybrednego widza. Muzyka na żywo, z towarzyszeniem zespołu Mateusza Pospieszalskiego, również współpracującego z Bielunasem od lat, współtworzyła całość spektaklu, podobnie jak to było w „Głuptasce” przed dwoma laty.

Flower Power w reż. Jerzego Bielunasa, fot. T. Wałków

Spektakl wzbogacała znaczeniowo także scenografia Honoraty Mochalskiej – Błachut – funkcjonalna, pozwalająca na zmianę otwartą, kostiumy Anny Czyż i wizualizacje Anny Szałwy – niebanalne, nawiązujące do lat 70., ale zarazem nie dosłowne, lecz dające przestrzeń dla wyobraźni, a nawet mające niekiedy rangę metafory. Owacja na stojąco na koniec przedstawienia zdaje się potwierdzać moje przekonanie, że był to jeden z najciekawszych spektakli tegorocznego Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

P.S. Recenzja spektaklu "Flower Power" powstała tuż po jego obejrzeniu, ale po różnych zawirowaniach związanych z zawieszeniem pisma "Muzyka w Mieście", ukazuje się dopiero teraz. Tytuł recenzji jest polemiczny w stosunku do artykułu Magdy Piekarskiej: "Flower bez power".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ogłaszamy program sezonu artystycznego 2024/2025 w Narodowym Forum Muzyki

Jubileuszowy, dziesiąty sezon artystyczny Narodowego Forum Muzyki dzięki spotkaniom z najpiękniejszą muzyką obfitować będzie w niezwykłe chw...

Popularne posty