Ucieczka od pustki nad wielkie Jeziora Wyobraźni
Iwona Bielska jako Kobieta z kredensu, fot. Tomasz Wałków |
Tymczasem obie te rzeczywistości – polska i amerykańska – wcale się tak bardzo od siebie nie różnią. Tu i tam ludzie czują się zniewoleni, a alkohol i narkotyki stają się najpopularniejszym sposobem ucieczki od opresyjnego świata. W Polsce pije się przeważnie na imieninach, gdzie – jak mówi Bohater Podsiadły – wódka leje się szerokim strumieniem na młyn języków mielących pustkę. Podczas, gdy „tam”, w owym lepszym świecie, zapijaczone, knajpiane towarzystwo pojawia się w piosence Jimi Hendrixa „Hey, Joe”, kapitalnie zagranej i zaśpiewanej przez ... Kingę Preis. Dzięki znakomitemu tłumaczeniu po raz pierwszy uważniej przyjrzałam się tekstowi, nie koncentrując się, jak dotychczas, na fantastycznej gitarze Jimiego. To, co w latach 70. odbieraliśmy jako bunt, wyrażało się przede wszystkim w sferze muzycznej. To muzyka, a nie słowo, wyrażała nasze emocje, naszą niezgodę. Tymczasem w spektaklu „Flower Power”, kiedy punkt ciężkości przenosi się na język, na metaforę, o wiele lepiej brzmią teksty Jacka Podsiadły. Po tamtych pozostał wprawdzie sentyment, ale to poezja nie utraciła swojej celności, zaś wiele metafor zabrzmiało świeżo i błyskotliwie. Zmienił się ustrój, ale przecież "języki mielące pustkę" pozostały…
Kinga Preis w spektaklu Flower Power w reż. Jerzego Bielunasa, fot. Tomasz Wałków |
Przemawiać nieobecnością
Nigdy nie dotrzesz daleko – dodaje sceptyczny Bohater Podsiadły – ale uciekaj, uciekaj… Bo lepsze to od bycia robotem.
Tymczasem społeczeństwo wstaje codziennie między piątą a szóstą wśród wrzasku miliona budzików…
Kochać, nie zbawiać ludzkości
Zawsze już będę wędrował do jakiejś Ameryki. Za Chlebem i Wolnością.
I nigdy nie znajdę szlaku wiodącego
z powrotem na tamte prerie - powiada.
Prawdziwą przystanią okazuje się jednak miłość.
Dla niej warto pisać wiersze i ofiarować wszystko, co najlepsze:
Nieśmiertelność.
Czystą wodę, zieloną trawę i błękitne niebo.
Wolność, pokój, Miłość i radość.
Robert Więckiewicz, Flower Power, fot. T. Wałków |
Ale ten zakochany Bohater Podsiadły wcale nie staje się sentymentalny! Przeciwnie, nabija sobie głowę trawką i jak John Lennon śpiewający dla Yoko Ono, przeżywa ekstazę, przemierzając jakieś halucynogenne, przedziwne krajobrazy. W głowie szumi mu „Purple Haze” („Fioletowa mgiełka”) Jimi Hendrixa (wykonana fantastycznie przez Cezarego Studniaka), toteż pogodnie przyjmuje fakt, że w przedziale pojawia się … młody milicjant – znak opresyjnego systemu (stan wojenny!). Co więcej, zaczyna wyobrażać sobie, że przykleja śpiącemu do pleców tzw. pacyfę:
pacyfa na plecach milicjanta
byłaby doskonalą jak
kartka i donosiciel róża i kanał ściekowy
Takie to są realia polskiego hippisa, dowcipnie przez Podsiadłę nakreślone. Pod wpływem środków halucynogennych Bohater widzi, że konduktor stoi na korytarzu z tym głęboko zamyślonym oficerem LWP, zaś widoczny za szybą
Pociąg towarowy z czołgami na wielkich platformach
przesuwa się sąsiednim peronem.
Lufy wymierzone na południe.
Nacechowane dobrocią i łagodnością.
Jednak ten „stan zawieszenia” nie trwa wiecznie. Refleksyjny Bohater Podsiadły konkluduje, że
Świat, cudowny skarb dany ludziom
nie może być skarbem państwa.
A co najważniejsze:
systemy muszą się zmienić.
Przedtem jednak
musisz zmienić się ty, ja.
Flower Power w reż. J. Bielunasa, fot. T. Wałków |
Strofom Podsiadły towarzyszy "Imagine" Johna Lennona, z przesłaniem, aby ludzie stali się na powrót wspólnotą.
Kontrapunktuje ją „Like a Rolling Stone” Boba Dylana (Mateusz Pospieszalski śpiewa o tym, jak to jest porzucić dom i toczyć się jak kamień, zdany wyłącznie na siebie), spointowana dowcipnie przez Kobietę z Kredensu:
Świat kręci się w przeciwną stronę
niż stare płyty Dylana.
Ostatecznie pozbawiony złudzeń Bohater Podsiadły porzuca postawę buntu, deklarując jednak anarchizm:
Jestem anarchistą.
Lecz nie pragnę już zbawiać ludzkości,
chciałbym przed nią uciec.
Tej deklaracji towarzyszy piosenka Boba Dylana „Panie Tamburynisto”, która w wykonaniu Adama Nowaka zrobiła na słuchaczach bodaj największe wrażenie. Cóż za wspaniały tekst! Dodajmy – i tłumaczenie Jacka Podsiadły. Smutna, nostalgiczna, ale jakże piękna…
Emose Uhunmwangho i Annę Malek: |
Ostatni tekst zaśpiewany w tym spektaklu, także w tłumaczeniu Jacka Podsiadły, przynosi jednak rodzaj ukojenia, będąc zarazem rodzajem pointy. Jej treść zawiera esencję tego, co wartościowe w pokoleniu dzieci – kwiatów: ufność, pokojowe nastawienie, tęsknota za duchowymi przeżyciami oraz pragnienie wolności.
Piosenka z kultowego musicalu „Hair”: „Aquarius”, została kapitalnie zaśpiewana przez Emose Uhunmwangho i Annę Malek:
Harmonia i zrozumienie,
zaufanie, współistnienie,
nigdy więcej drwin i fałszu,
życie w tańcu, a nie w marszu
i mistyczne objawienie:
wyzwolone pokolenie.
Spektakl Jerzego Bielunasa, łączący harmonijnie teksty Jacka Podsiadły z kultowymi piosenkami lat 70., nie tylko dał szansę starszemu pokoleniu zanurzyć się z nostalgią w latach swojej młodości. Przemawiał do każdego. Przesłanie mówiące o tym, że wolność nie jest nigdy dana, ale trzeba ją sobie wywalczyć, bo zawsze będą jakieś „panie z kredensem”, systemy, które zniewalają, pieniądz, władza – pozostanie aktualne.
Interesująca koncepcja i znakomite wykonanie
Andrzej Kłak i Robert Więckiewicz w rolach Bohatera, fot. T. Wałków |
Dodatkowym i niepozostawiającym wątpliwości atutem spektaklu jest znakomite wykonawstwo. Uznani aktorzy, z którymi Jerzy Bielunas współpracował już wcześniej, jak Kinga Preis czy Robert Więckiewicz oraz Andrzej Kłak, jak również aktorzy Teatru Muzycznego Capitol, nie tylko grający, ale i znakomicie śpiewający – mogli w pełni usatysfakcjonować najbardziej wybrednego widza. Muzyka na żywo, z towarzyszeniem zespołu Mateusza Pospieszalskiego, również współpracującego z Bielunasem od lat, współtworzyła całość spektaklu, podobnie jak to było w „Głuptasce” przed dwoma laty.
Flower Power w reż. Jerzego Bielunasa, fot. T. Wałków |
Spektakl wzbogacała znaczeniowo także scenografia Honoraty Mochalskiej – Błachut – funkcjonalna, pozwalająca na zmianę otwartą, kostiumy Anny Czyż i wizualizacje Anny Szałwy – niebanalne, nawiązujące do lat 70., ale zarazem nie dosłowne, lecz dające przestrzeń dla wyobraźni, a nawet mające niekiedy rangę metafory. Owacja na stojąco na koniec przedstawienia zdaje się potwierdzać moje przekonanie, że był to jeden z najciekawszych spektakli tegorocznego Przeglądu Piosenki Aktorskiej.
P.S. Recenzja spektaklu "Flower Power" powstała tuż po jego obejrzeniu, ale po różnych zawirowaniach związanych z zawieszeniem pisma "Muzyka w Mieście", ukazuje się dopiero teraz. Tytuł recenzji jest polemiczny w stosunku do artykułu Magdy Piekarskiej: "Flower bez power".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz