Wyróżniająca
się osobowość
Sylwester
Chęciński poznał Zbyszka Cybulskiego w dzierżoniowskim
gimnazjum, gdzie prowadził drużynę harcerską i był w szkole wyróżniającą się
postacią.
Był
autorem mnóstwa inicjatyw, działał na terenie szkoły, drużyny, klubu
sportowego, kółka dramatycznego. (…) Znajomość z nim była formą nobilitacji,
uchodziła za wyróżnienie, wprowadzenie do ”towarzystwa”.
Jednocześnie podkreśla jego bezinteresowność i
szlachetność, której doświadczył podczas wspólnych studiów w szkole filmowej.
(…) graliśmy w
jednym z filmów, on – główną rolę, ja – podrzędną, on otrzymał 150 złotych
dniówki, ja – nic. Swój zarobek dzielił na połowę, utrzymywał mnie, i to było
dlań tak oczywiste, że prawdopodobnie zdziwiłby się, gdyby ktokolwiek zwróciłby
mu na to uwagę.
Zbyszek Cybulski jako Staszek w Pociągu Jerzego Kawalerowicza
Kochał
ludzi
Wiesława Czapińska – krytyk filmowy i scenarzystka
wspomina Zbyszka z czasów gimnazjum, kiedy to w 1947 roku zajął pierwsze
miejsce na konkursie recytatorskim, prezentując w poruszający sposób ”Czerwone
maki pod Monte Casino”. W tych czasach nikt nie mówił takich wierszy i w taki
sposób. Śledziła karierę Zbyszka i utrzymywała z nim kontakty. Mimo zdobytej
sławy, nie zmienił się:
Kochał
ludzi.
Był zawsze taki sam. Nie przywiązywał wagi do marki samochodu. Nie kupował
antyków, niczego nie kolekcjonował. Wielu Jego kolegów zmieniło i siebie, i
tryb życia. Tylko nie On. Jemu pojęcie zarówno małej, jak i dużej stabilizacji,
było najzupełniej obce.
Porywał
entuzjazmem i był życiowo niezaradny
Najbliższy przyjaciel Zbyszka Cybulskiego – Bogumił Kobiela – wspomina, że
powstanie Teatrzyku Bim-Bom wzięło się z rozczarowania pracą w zawodowym
teatrze.
Powstanie
”Bim-Bomu”, jego bujny żywot – to stanowiło w głównej mierze zasługę Zbyszka.
Był nie tylko pełnym inwencji i pomysłów
kierownikiem artystycznym, ale również, co mogło być zaskoczeniem dla wielu, wspaniałym organizatorem. (…) pracował bez wytchnienia. Ślęczał na
próbach, kleił dekoracje, to znów pędził do ciotki po jakiś rekwizyt. Porywał
nas swoim entuzjazmem. (…) Krzątanina wokół codziennych, bytowych spraw była mu
najzupełniej obca. Przez dłuższy czas nie miał mieszkania, pół życia spędzał w
pociągach, nie płacił żadnych składek, nie gromadził niczego wiecznie się
spóźniał. Martwił się z tego powodu ogromnie.
Zbyszek Cybulski jako Alfons van Worden w filmie Rękopis znaleziony w Saragossie w reż. J. Hasa
Prowokator
i nonkonformista
Nieżyjący już aktor Zdzisław Maklakiewicz
wspomina Cybulskiego jako świadomego prowokatora, który za wszelką cenę unika
rutyny, zarówno w zawodzie, jak i w życiu:
Wszystko,
co robił, cały jego styl pracy i styl życia był świadomą prowokacją,
zaprzeczeniem zawodowego i życiowego konformizmu. Grając z nim zrozumiałem, że
aktor może, a nawet często powinien ingerować w tekst, zgłaszać i forsować
własne propozycje i rozstrzygnięcia, brać czynny udział w kształtowaniu
filmowego spektaklu, słowem – musi być twórczym artystą.
Potwór
opętany pracą
Tadeusz
Konwicki, zmarły przed dwoma laty pisarz i reżyser, wspomina
Zbyszka jako opętanego pracą podczas realizacji
filmu ”Salto”:
O
świcie jechaliśmy na odległy plan – a Zbyszek bardzo nie lubił wcześnie
wstawać. Ulegał perswazjom jedynie ulubionych kierowników zdjęć. Wreszcie
pojawiał się owinięty po czubek nosa w swoją baranicę, pełen urazów, narzekań,
gniewów, pretensji i ciężko padał na tylne siedzenie samochodu. Przez większą
część drogi dochodziły stamtąd groźne pomruki, sapania, a także straszliwe
obelgi, kierowane m.in. w moją stronę. Wreszcie potwór uspokajał się, cichnął.
Wtedy nie odwracając się mówiłem, jak gdyby nigdy nic np.: ”Dobrze by było,
gdybyś w tym, a tym miejscu zrobił to i to…” Jeszcze nie skończyłem, a z tyły
już grzmiało radosne: ”Geniusz, Napoleon!!!” Znaczyło to, że trafiłem w wyobraźnię
Zbyszka, że w tym momencie zaczynał pracować.
Do widzenia, do jutra J. Morgensterna
Ludzki
i bliski
Zbigniew
Hübner, który sprowadził Zbyszka Cybulskiego do Teatru
Wybrzeże, gdzie był w latach 60. kierownikiem artystycznym, tak Go wspomina:
Mówić
o Zbyszku-aktorze, to mówić o Zbyszku-człowieku. W każdej Jego roli na scenie
czy na ekranie, fascynowała szczerość i
odwaga mówienia wprost, od siebie. Każda rola odkrywała Jego osobowość,
przynajmniej jedną z cech Jego osobowości. (…) była to osobowość nieprzeciętna,
wybitna. (…) Był kimś. Kimś, kto dzieli się z nami własnymi myślami, troskami,
kto mówi nie tyle o swoich sukcesach, co o lękach, słabościach, o swojej
śmieszności… I dlatego był tak ludzki i
bliski.
Wszechstronny
i inspirujący
Wojciech
Jerzy Has, wspominając udział Zbigniewa Cybulskiego w filmie ”Pamiętnik
znaleziony w Saragossie”, podkreśla, jak bardzo był profesjonalny:
(…) musiał
jeździć konno i walczyć na białą broń. Okazało się – nigdy o tym nie wspominał
– że żadna z owych dyscyplin nie jest mu obca. Zawód aktora traktował jak
zabawę, uważał jednak, że musi być do niej wszechstronnie przygotowany.
Zaskakiwał mnie mnogością propozycji (nie rozwiązań). W większości przypadków
były one nie do przyjęcia, ale ferment, jaki wprowadzał, działał inspirująco,
ożywczo.
Zbyszek, Fototeka
Wieczny
wędrowiec
Kazimierz
Kutz
zwraca uwagę na charakterystyczne szczegóły garderoby Zbyszka, na jego
nieodłączne rekwizyty: okulary, chlebach,
”pionierki”.
Jego
przyciemnione okulary są szczegółem krystalicznym. Zbyszek nosił okulary, bo
bardzo źle widział. Ale za ciemnymi szkłami chował oczy. (…) Chodził w
”pionierkach”. Innych butów nie uznawał, z ”pionierkami” nie rozstawał się
prawie nigdy. Nie posiadał też drugiej pary. Lubił przywiązywać się do jednej
rzeczy i nosić ją do całkowitego rozpadu. (…) Dla człowieka, którego całe życie
gnało, który źle widział, miał temperament domokrążcy, a wskakiwaniem trudnił
się niemal zawodowo – ”pionierki” były
butami idealnymi. Tę samą rolę w jego tułaczkach odgrywały inne części
garderoby. Spodnie, koszula polo, skórzana marynarka. (…) to był kostium na
użytek współczesnego wędrowca.
Jedyną
rzeczą, którą miał do ręki, był ten jego słynny chlebaczek. Nie rozstawał się z
nim nigdy poza domem. Woził w nim swoje skarby, świętości, relikwie – czy jak
to nazwać. Ten wojskowy chlebaczek odegrał ważną rolę w jego życiu i w chwili
jego śmierci. Być może był ostatnim
materialnym łącznikiem pomiędzy tamtym, o którym nie mamy pojęcia, a tą chwilą
o godzinie 4.20 dnia 8 stycznia na dworcu we Wrocławiu. (…) Do stałych
”relikwii” w chlebaczku należała książeczka do nabożeństwa i świecidełko z
Matką Boską z Lourdes. Pierwsze otrzymał od matki, drugie od ojca. To były relikwie rodzinne na drogę. (…) w
ostatnich sekundach życia zdjął go z pleców, podał i dopiero skoczył nie
trafiając na stopień. Wpadł pod pociąg już bez tych swoich świętości, bez swego
woreczka pielgrzyma pełnego ”kamyków” od
ludzi, których nosił w sercu i kochał ponad własne życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz