Kazimierz
Braun pozostawił po sobie pamięć znakomitych inscenizacji. Autor książek z
dziedziny historii teatru, dramaturg i prozaiki. dokonał tym razem podsumowania
swojego życia i twórczości.
Wydawnictwo Marszałek |
Książka Kazimierza
Brauna nosi znaczący tytuł "Pamięć. Wspomnienia". Cóż to może
oznaczać?
Zasadniczo opieram
się na własnej pamięci - wyjaśnia we wstępie autor. I dodaje: Pamiętamy to, co
związane było ze szczególną emocją, uderzającym obrazem, przenikliwym słowem,
szczególnym nastrojem, porą dnia czy roku, światłem, a najbardziej z
określonymi ludźmi: ich twarze i wyrazy twarzy, ich imiona, czynności, słowa,
zdania, intonacje głosu. Pamięć lubi dobro. Utrwala to, co piękne, jasne, miłe,
przyjazne, przyjemne. Rzadko przechowuje ból.
Taka myśl
przenika wspomnienia Kazimierza Brauna, które są w swej głębszej istocie summą życiowych
doświadczeń autora i refleksją nad nimi.
Wszechogarniający las i dzieje rodziny
Pamięć
jest wartością, a pamiętanie służbą - zakłada reżyser
i zaprzęga swoje wspomnienia w służbie innym: bliskiej i dalszej
rodzinie, swoim mistrzom, a także napotkanym obcym ludziom, którzy - jego
zdaniem - na wspomnienie zasługują. Ono ich ocala od zapomnienia, a książka
staje się rodzajem żywicy, w której zatopieni - pozostają na zawsze.
Wspomnienia są także świadectwem głębokiej wiary ich autora, który nigdy
nie dał się zwieść pokusie robienia kariery za wszelką cenę, a swoją
niezłomność w tym względzie czerpał właśnie z tradycji i wiary. Wreszcie
jawi się on także jako świadek historii - wojny oraz przemian, które przyniósł
komunizm i zniewolenie.
Aby swoje
wspomnienia uporządkować i zarazem nadać im głębszy sens, Kazimierz Braun
dzieli je na etapy, które opatruje znaczącymi tytułami. I tak dziesięcioletni okres
dzieciństwa, które spędził w majątku rodziców, w domu w Milechowicach,
zatytułował "Las", jest to bowiem krajobraz, który
ukształtował jego wrażliwość i wyobraźnię. O lesie pisze poetycko:
Las był
moim żywiołem, środowiskiem, krajobrazem. Dom był w lesie, więc las zaczynał się
natychmiast, gdy spojrzało się z okna, gdy tylko wyszło się za próg. (...) Las
miał ciągłość i siłę wszechogarniania. (...) Był las letni, suchy, pełen brzęku
pszczół, komarów przeróżnych owadów. Był las mokry na wiosnę i na jesieni, z
kroplami kapiącymi, spadającymi z liści i igieł prosto za kołnierz. Był las
później jesieni, bez liści podszycia i gałęzi, więc jakby przeźroczysty, widać
było przezeń dlatego. Był las unieważniony, jakby wykasowany przez mgłę i
wiedziało się, że tam jest, ale widać było tylko pnie najbliższych drzew...
Las to
także wspomnienie wojny, powrót ojca z niemieckiego więzienia, święta i
uroczystości rodzinne we dworze w Mokrsku, gdzie autor przyszedł na świat. Również
ukochani dziadkowie i ich dzieje. Autor
opisuje dramatyczne losy starszego pokolenia, a także rodzeństwa ojca -
Juliusza Henryka Brauna i siostry Jadwigi. Wspomina Kazimierza - legionistę,
który walczył z bolszewikami w 1920 roku, ale był także poetą i skomponował
słynną pieśń "Płonie ognisko w lesie". Jako ostatni Delegat Rządu na
Kraj został uwięziony po wojnie, a następnie wyemigrował i zmarł na
wygnaniu. Juliusz miał także siostrę Jadwigę - aktorkę, która została
skazana na osiem lat łagrów za udział w Związku Walki Zbrojnej, ale udało się
jej wyjść z Armią Andersa. Po wojnie zamieszkała w Londynie, a następnie
żyła na emigracji w Kanadzie. Autor poświęca wiele miejsca rodzicom i
dziadkom, a nawet pradziadkom - ukazując typowe losy ziemian, z którymi
historia obeszła się okrutnie. Znajdujemy w tych wspomnieniach zarówno
smakowite ciekawostki, jak choćby ta, że pradziadek Konstanty Miller (urodzony
na Podolu), studiował i podróżował po zachodniej Europie, był zaprzyjaźniony z
Cyprianem Kamilem Norwidem i przez czas jakiś przebywał w Stanach
Zjednoczonych, gdzie pracował jako pianista i nauczyciel muzyki.
Ze
wspomnień dowiadujemy się także, jak wyglądały święta w Milechowach - jak się
do nich przygotowywano, jakie jadano potrawy, a także jak wyglądały codzienne
praktyki religijne i jakie były popularne dziecięce zabawy. Ten wspaniały świat
tradycji i kultury polskiej został całkowicie zmieciony przez komunizm.
... ci
wszyscy ziemianie - konkluduje autor - to
byli po prostu ludzie ciężkiej, wielkiej, pożytecznej, uczciwej pracy.
Wstawali do dnia, wyjeżdżali w pole, doglądając robót, prowadzili księgowość
swoich majątków, załatwiali wszelkie transakcje, zatrudniali, dając zarobek i
dach nad głową, dziesiątkom, a sezonowo setkom ludzi. Utrzymywali szeroką
rodzinę. Budowali kościoły i szkoły. Dotowali klasztory. Fundowali stypendia.
Dożywali
zaś żywota w ciasnych, jednopokojowych mieszkaniach, pozbawieni możliwości
pracy i napiętnowani jako "wrogowie ludu"...
Miasto - studia polonistyczne
i wyjazdy za żelazną kurtynę
W 1946
roku Kazimierz Braun przeniósł się wraz z rodzicami do Częstochowy. W tym samym
czasie odwiedził także w Krakowie Mehoffera, u którego rodzice zamówili obraz. Widział
też powojenną zrujnowaną stolicę. Ojciec pracował w Izbie Przemysłowo-Handlowej
jako dyrektor tej instytucji, a także jako rektor Wyższej Szkoły
Administracyjno-Handlowej. Niedługo jednak, choć tak wiele zrobił dla miasta. W
grudniu 1948 roku został aresztowany, podobnie jak stryj Jerzy i wielu innych.
Siedział długo i wyszedł po latach z zaawansowaną gruźlicą. Wprawdzie przeżył,
ale został całkowicie odsunięty, a jego zdolności i umiejętności nigdy już nie
zostały wykorzystane. Rodzina "wroga ludu" żyła przez pięć lat w
nędzy, bo fizyczna praca matki (absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego)
nie wystarczała na utrzymanie dzieci i teściowej. Od czasu do czasu rodzinę
wspomagał Kościół - również w tych latach represjonowany.
Po zdaniu
matury Kazimierz nie miał szansy dostać się na studia, mimo że wyjechał do Poznania,
gdzie przygarnęła go pod swój dach dalsza rodzina, aby w ten sposób wspomóc
krewnych. Kiedy nie dostał się na filologię germańską (informacje o tym,
że ojciec jest uwieziony jednak za nim dotarły), rozpoczął pracę jako robotnik
na budowie, dzięki czemu otrzymał skierowanie na studia. W tym czasie ojciec
został urlopowany z więzienia, zapadł bowiem poważnie na gruźlicę. W rezultacie
nowych okoliczności Kazimierz dostał się na polonistykę, a jednocześnie
rozwijał zainteresowania teatrem: grał w studenckich przedstawieniach,
próbował reżyserować, współpracował z radiem i telewizją jako spiker. Za pracę
w teatrze studenckim otrzymał w nagrodę wczasy w Szwajcarii, które jednak
odwołano. Pojechał za to później na festiwal do Paryża z ekipą Bim-Bomu. Była to
podróż niezwykle owocna pod wieloma względami. Poznał wówczas Konstantego
Jeleńskiego i Jerzego Giedrojcia, co zaowocowało wydaniem powieści
"Pomnik", rekomendacją do Radia Wolna Europa i ... wielokrotnymi
odmowami otrzymania paszportu.
Było
także zwiedzanie Paryża "śladami Norwida", oglądanie filmów i
spektakli, a nawet pielgrzymka do Lisieux – na prośbę ojca, który uważał, że
swoje uwolnienie zawdzięcza św. Teresce. Mógł wreszcie zobaczyć swoich
krewnych, którzy wyemigrowali i dla których wizyta kogoś z Polski była
równie niezwykłym przeżyciem. Nie sądzili, iż taka podróż jest w
ogóle możliwa. Odwiedzając w Londynie ciocię Jadzię - aktorkę, Kazimierz
Braun nie tylko konstatuje, że Polonia żyje bardzo skromnie, ale ma również
niepowtarzalną okazję obejrzeć zbiory British Museum, Tate Galery oraz występ
Marcela Marceau.
Studia reżyserii i praca w teatrze
Braun
bardzo interesująco opowiada o studiach na Wydziale Reżyserii w Warszawie.
Jego mistrzami byli: Bohdan Korzeniewski
(który uczył się teatru inscenizacji u samego Leona Schillera oraz -
pośrednio - u Gordona Craiga) i Erwin
Axer. Ich błyskotliwie nakreślone portrety pozwalają wyobrazić sobie,
jakimi byli ludźmi i jaką stwarzali wokół siebie atmosferę. Z pewnością byli
wymagającymi profesorami, ponieważ były to wielkie osobowości, o szerokich
horyzontach i olbrzymiej wiedzy. Korzeniewski był błyskotliwy i okrutny
zarazem, a studenci musieli na zaliczenie przedstawiać prace
inscenizacyjne, które składały się z opracowania pisemnego oraz projektu inscenizacji
w formie makiety. Zabierało to mnóstwo czasu, ale można było zaszaleć, tzn.
zaproponować każde, nawet najbardziej zaskakujące, rozwiązanie, byleby je
rzeczowo uzasadnić. Jednak chyba najwięcej zyskał młody student reżyserii
pracując pod opieką Erwina Axera, który tak go sobie upodobał, że szybko zrobił
go swoim asystentem. Braun przyznaje, że najsilniej utkwiły mu w
pamięci zajęcia z seminarium scenograficznego Andrzeja Pronaszki - prawdziwego wizjonera. Braun był także
asystentem Stanisławy Perzanowskiej
przy "Pastorałce" Schillera. Dla starszego pokolenia - znana jako
Matysiakowa, była Perzanowska już wówczas legendą polskiej sceny. Zagrała w
prapremierowym przedstawieniu "Pastorałki" przygotowanym w 1922 roku
przez samego Leona Schillera w Reducie. Pamiętam ją jeszcze ze znakomitej
krakowskiej inscenizacji "Czekając na Godota" Becketta, którą
reżyserowała w latach 70. ubiegłego wieku.
Pisząc o
początkach swojej pracy jako reżysera, Braun nie stroni od anegdot i refleksji.
Opowiadając np. o tym jak asystował Axerowi w "Biedermannie i
podpalaczach" Maxa Frisha i konstatuje, że autor już w latach 60. zobaczył
groźbę rozpanoszenia się w Europie potencjalnych podpalaczy, przybyszów z
zewnątrz. Sztuka opowiada, jak to do mieszczańskiego domu Biedermannów
przychodzi domokrążca, którego gospodarze zapraszają na śniadanie. Potem
pojawia się drugi. Zaczynają się panoszyć i wreszcie doprowadzają do tego, że
kiedy chcą podpalić dom, gospodarz usłużnie podaje im zapałki…
Braun
snuje równolegle swoją opowieść o pracy w teatrze - dyrekcjach, zwolnieniach z
kolejnych placówek, znaczących w jego karierze przedstawieniach - na
wrocławskiej "Dżumie" w okresie stanu wojennego kończąc. Jednocześnie
pisze o swoim życiu osobistym: szczęśliwym małżeństwie, które zaowocowało
trzykrotnym ojcostwem, o poznanych dzięki teatrowi ludziach: przyjaźniach,
charakteryzuje trafnie znane postaci ze świata teatru, m.in. Tadeusza
Łomnickiego, Jerzego Grotowskiego, Krystynę Skuszankę i Jerzego Krasowskiego, Krzysztofa
Chamca, Aleksandrę Śląską… Pisze także o swojej idei teatru wspólnoty:
Zrozumiałem, że ta wspólnota może
powstać w widowisku teatralnym, jeśli aktorów i widzów zjednoczy, uczyni
wspólnotą właśnie, jakiś jeden wspólny czynnik, moc, energia. (…) Przeżycia
oraz społeczne relacje wspólnotowe pomiędzy aktorami i widzami powstawały na
gruncie wartości zarówno w dziedzinie kultury, jak polityki, a ogólnie losu.
„Pamięć.
Wspomnienia” Kazimierza Brauna jest to znakomite źródło dla teatromanów, ale
także dla wszystkich, którzy pamiętają lub chcieliby poznać życie teatralne i
społeczne w Polsce w latach 60., 70. i 80. Autor pisze o tym barwnie i z
charakterystyczną dla siebie swadą. Dotyczy ona także współczesności - życia na
obczyźnie i nieustającej pracy twórczej. Kazimierz Braun bowiem jest nie tylko
znakomitym inscenizatorem, o czym mogliśmy się przekonać wielokrotnie,
oglądając jego przedstawienia w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Każde z nich
było wydarzeniem: "Anna Livia" na podst. "Ulissesa"
Joyce`a, czy sztuki Tadeusza Różewicza, a także "Dziady" Adama
Mickiewicza pozostają w pamięci na zawsze. Braun to autor wielu książek o
teatrze, a także dramatów i powieści. Wielki Nieobecny polskiego teatru.
Szkoda...
Książka
Kazimierza Brauna "Pamięć. Wspomnienia" ukazała się nakładem
Wydawnictwa Adam Marszałek.
Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline w lutym 2016 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz