“Pasją wg św. Mateusza” J.S. Bacha zakończyła się kolejna edycja wrocławskiego święta melomanów Wratislavia Cantans. Zapraszam do lektury pofestiwalowych wrażeń.
51. edycji
festiwalu przyświecało optymistyczne
motto ”Europa Cantans” – jakby na przekór temu, co obserwujemy na co dzień,
przez kilkanaście dni Wrocław (i
wybrane miejscowości Dolnego Śląska) stał
się muzycznym sercem Europy. Wystąpili znakomici artyści, począwszy od Andrzeja Boreyko – rosyjskiego
dyrygenta o polskich korzeniach, który obecnie jest dyrygentem międzynarodowym,
a kończąc na Angliku sir Johnie Eliocie
Gardinerze, który wraz z English Baroque Solist, Monteverdi Choir i Chórem
Chłopięcym NFM zaprezentował na festiwalu najwybitniejszy utwór niemieckiego
kantora: ”Pasję według św. Mateusza”. Jeśli dodamy do tego innych wybitnych
wykonawców: z Włoch (Alessandro De Marchi , G. Antonini z Il Giardino Harmonico,
Giovanni Solima), Czech (Václav Luks Collegium 1704), Francji (Pilippe Jaroussky z Ensemble Artaserse), Belgii (Vox
Luminis), Hiszpanii (Jordi Savall z zespołem), że nie wspomnę o wykonawcach
polskich, związanych z NFM, a także liczną międzynarodową publiczność – to nie
ulega wątpliwości, iż owa przewodnia myśl o Europie różnorodnej i śpiewającej nie była jedynie pustym hasłem.
Wysłuchałam
większości koncertów, ale przypomnę te, które na dłużej pozostały w pamięci.
Bach i jeszcze raz Bach
Wśród
kompozytorów najczęściej prezentowanych na festiwalu był Johann Sebastian Bach
i jego muzykalna rodzina. Wysłuchaliśmy dwóch Pasji: Janowej i Mateuszowej,
kantaty ”Selig ist der Mann” oraz ”Jesu, meine Freunde”, ponadto zaś kompozycji
jego przodków (dziadka Johanna, braci: Johanna Michaela i Johanna Christopha)
oraz synów (Wilhelma Friedemanna i Carla Philippa Emanuela Bacha). Dzięki
takiemu zestawieniu można było zobaczyć w Janie Sebastianie najdoskonalszego
kontynuatora pewnej tradycji, a zarazem niedoścignionego geniusza, którego
pozycji nie zagroził żaden inny kompozytor, nawet tak utalentowany i doceniony
jak Carl Philipp Emanuel czy inni mistrzowie: J. Haydn, C. Ph. Telemann, także
obecni w programie festiwalu.
|
koncert `Dynastia Bachów`, Vox Luminis |
Słuchając
nieco monotonnych i niezbyt błyskotliwych interpretacji utworów rodziny Bachów
podczas koncertu ”Dynastia Bachów – 150
lat tradycji motetowej”, w wykonaniu zespołu Vox Lumnis pod kierownictwem Lionela
Meuniera – skądinąd zasłużonego w wykonawstwie muzyki wokalnej XVI-XVIII
wieku, ciągle miałam w pamięci inny koncert, z niedawnego festiwalu Forum
Musicum. Doświadczyłam wtedy prawdziwej wirtuozerii śpiewu podczas występu niemieckiego
zespołu Vox Nostra. Belgowie się do nich po prostu nie umywali, ale… Ale kiedy
w pewnym momencie usłyszałam znajome ”Jesu, meine Freunde” lipskiego Kantora,
oddałam się delektowaniu tej pięknej muzyki. Brzmienie tego chorałowego motetu,
jego harmonia i ozdobny muzyczny kształt dały również muzykom jakiś rodzaj
natchnienia, toteż pointa tego koncertu przyćmiła wszystko inne.
|
koncert Synowie i ojcowie, dyr. Giovanni Antonini, Lydia Teusher/fot. S. Przerwa |
O ile występ
zespołu Vox Nostra nie dał mi pełnej satysfakcji, o tyle przyniosło ją
wykonanie utworów synów Johanna Sebastiana: Wilhelma Friedemanna i Carla
Philippa Emanuela oraz samego Jana Sebastiana, a to za sprawą wirtuozowskiej
gry zespołu Giovanniego Antoniniego – Il
Guardino Armonico, w szczególności skrzypka Stefano Barneschiego, no i samego Maestro, znakomicie i z wielkim
temperamentem prawdziwego pasjonata oraz sobie tylko właściwym humorem,
grającego na flecie. Jednak i podczas tego wieczoru koncert zatytułowany ”Ojcowie i synowie” miał swoją
kulminację w kantacie Jana Sebastiana Bacha ”Selig ist der Mann”
(”Błogosławiony mąż”). Dialog duszy (sopran) z Jezusem (bas), w którym mowa o
tęsknocie i cierpieniu, przemienionym pod wpływem pocieszenia w radość
bliskiego spotkania, został przepięknie zaśpiewany przez Lydię Teuscher i Benoita Arnoulda. Szczególnie poruszające
były arie sopranu – niezwykle liryczne, oddające wszystkie niuanse uczuć – od
skargi i prośby, po radość. Mistrzyni!
|
The-English-Baroque-Solists-The-Monteverdi-Choir-Sir-John-Eliot-Gardiner |
Podczas 51.
Wratislavii Cantans mieliśmy również okazję do wysłuchania obu Pasji Jana
Sebastiana. Najpierw podczas koncertu ”I Ty musisz cierpieć”, kiedy to Andreas Spering – niemiecki dyrygent i
cymbalista, specjalizujący się w wykonawstwie muzyki dawnej, poprowadził
solistów, Chór NFM oraz orkiestrę B`Rock
, wykonując ”Pasję wg św. Jana” oraz towarzyszące jej współczesne utwory:
”L`Apocalipse Arabe” Samira Odeh-Tamimi oraz ”Thou Must Suffer”
(proloque-epiloque) Annalies Van Parys. Eksperyment zderzenia wielkiego dzieła
religijnego, który stworzył głęboko wierzący kompozytor, z utworami pełnymi
pytań i zwątpienia, z obrazami rozpadającego się świata – nie był, jak sądzę –
udany. Po pierwsze dlatego, że przy takim arcydziele każdy utwór wypada blado,
po drugie zaś dodatkowe utwory dowodziły, że współczesny świat, pozbawiony
Boga, zmierza donikąd. W takim razie po co wykonywać Bacha, jeśli uważa się
jego przesłanie za anachroniczne… Poza wszystkim samo wykonawstwo także nie
było porywające. Nie było też odpowiedniej atmosfery. Pozostaje otwartym pytanie,
czy utwory religijne, takie jak Pasje J.S. Bacha, nie należałoby jednak
wykonywać w kościołach. Dotyczy to obu Pasji. Tak się składa, że przed laty, w
2005 roku, słuchałam Pasji Mateuszowej w Kościele św. Tomasza w Lipsku.
Wykonywał ją sir John Eliot Gardiner z zespołem English Baroque Soloists.
Śpiewali zupełnie inni soliści, a Ewangelistę – tenor nie tak wybitny jak Mark
Padmore: Christoph Genz. A jednak było to niepowtarzalne przeżycie i myślę, że
sam fakt, iż oto znajdujemy się w miejscu szczególnym – w kościele, w którym
pracował sam Jan Sebastian, było zarówno dla wykonawców, ja i dla słuchaczy
niezmiernie ważne. Mimo upływu lat i wielu różnych wykonań, tę Pasję zachowałam
w pamięci jako piękne przeżycie nie tylko muzyczne, ale i duchowe. Na
wrocławskim koncercie, mimo obecności tego samego dyrygenta, już tak nie było.
A jeżeli nie Bach, to
kto?
Spośród
koncertów 51. Wratislavii nie mogę jeszcze nie wspomnieć o trzech co najmniej,
były to bowiem wykonania wybitne. Dodam, że nie był to Bach. Potrafię docenić
także innych kompozytorów, bo dzięki częstej obecności w Narodowym Forum Muzyki
rozwinęłam swoje muzyczne horyzonty.
|
G. Antonini i Kammerorchester Basel, Dziewiąta Beethovena |
Do wydarzeń
tegorocznego festiwalu zaliczyłabym z pewnością znakomite wykonanie IX
Symfonii Ludwiga van Beethovena. I
znowu nie zawiódł Maestro Antonini,
który poprowadził Chór NFM (znakomity!) oraz Kammerorchester Basel. Mogłoby się
wydawać, że utwór słyszany wielokrotnie nikogo nie porwie i będzie po prostu kolejnym
poprawnym wykonaniem, a jednak ten, kto tak sądził, miał okazję szczęśliwie się
rozczarować. Maestro wydobył z Dziewiątej
jej niezwykłą urodę i nietypową kompozycję – od dynamicznego, ”gniewnego”
początku, poprzez nieco taneczną część drugą, łagodną trzecią – do wspaniałego,
porywającego finału, w którym dźwięki muzyki, potężny chór i pojedyncze ludzkie
głosy splatają się ze sobą, zmierzając do apogeum. I jakie tempo, co za
ekspresja! Owacja na stojąco wskazywała, że wszyscy zostali ”porwani lotem”.
|
Philippe Jaroussky i Ensemble Artaserse, koncert `W królestwie Miłości i Duszy` |
Cały
amfiteatr porwał także występ francuskiego kontratenora Philippe`a Jaroussky`ego. Artyście towarzyszył Enseble Artaserse, z którym współpracuje od 2002 roku i który
specjalizuje się w muzyce barokowej. Pod szyldem ”W królestwie Miłości i Duszy”
muzycy zaprezentowali rozmaitych kompozytorów włoskich XVII wieku, m.in.
Francesco Cavalli, Louigi Rossi, Claudio Monteverdiego. Jaroussky zdobył
festiwalową publiczność przebojem, sam wyglądał na zaskoczonego, gdy zrobiono
mu dziką owację. Bisował bodaj trzykrotnie. Zdecydowanie blado wypadł na
początku – jego głos niknął ”przygnieciony” muzyką instrumentalną. Zdecydowanie
najlepszy był w utworach lirycznych – to zawsze była jego mocna strona. ”Lament
Orfeusza” Louigi Rossiego czy arie z opery
”Ormindo” Cavallego były prawdziwie piękne: liryczne i dramatyczne
zarazem. Wspaniały był także towarzyszący mu na cytrze Marco Horwat – prawdziwy wirtuoz i także gwiazda tego wieczoru.
Koncert, mimo słabszych momentów, był ze wszech miar udany. Myślę, że po takim
przyjęciu Jaroussky, który do pierwszej w nocy podpisywał po koncercie swoje
płyty, wkrótce znowu nas odwiedzi, skoro ma tutaj tylu entuzjastycznych fanów.
|
V. Luks z zespołem podczas Wratislavia Cantans |
Na koniec
nie mogę nie wspomnieć występu znakomitego zespołu Václava Luksa Collegium Vocale 1704 i orkiestry barokowej Collegium 1704. W programie wieczoru
znalazły się kompozycje Claudio Monteverdiego (m.in. Dixit Dominus, Beatus Vir, Gloria in excelsis Deo) oraz Missa Salsburgensis Heinricha Ignaza von
Bibera. Po występie tego zespołu w 2014 roku, dzięki któremu odkryłam niezwykłe
piękno kompozycji czeskiego Bacha – Jana Dismasa Zelenki, spodziewałam się
czegoś równie znakomitego. I nie zawiodłam się. Kompozycje
Monteverdiego zabrzmiały pięknie! Szczególnie pozostały w pamięci psalmy, w
których pojedyncze głosy przeplatają się z partiami chóru i muzyką
instrumentalną. Najpiękniej brzmiały podwójne soprany, z partią skrzypiec. Ale
równie wspaniale zabrzmiał chór sześciu sopranów w „Nieszporach…”.
”Msza
Salsburska” Bibera - bardzo podniosła i patetyczna. Luks umieścił parzyście
swoich trębaczy oraz kotły na balkonach, co sprawiło, że muzyka zabrzmiała tak,
jak była prawdopodobnie wykonywana w czasach kompozytora. W pamięci pozostanie
nietypowy, charakterystyczny dla Bibera końcowy ”Benedictus” oraz ”Agnus Dei”…
|
V. Luks z zespołem Collegium Vocale 1704 |
Tegoroczny
festiwal Wratislavia Cantans trwał dłużej niż zazwyczaj, a to za sprawą
Europejskiej stolicy Kultury i zgromadził ogromną publiczność. Bez wątpienia
nadal się pięknie rozwija pod dyrekcją Giovanniego Antoniego.
|
John Eliot Gardiner przemawia przed NFM/fot. B. Lekarczyk-Cisek |
Na koniec
warto wspomnieć, iż przed Narodowym Forum Muzyki została wmurowana tablica,
poświęcona sir Johnowi Eliotowi Gardinerowi. Przyjmując ten dar, Maestro
żartobliwie wspomniał o problemach z aprowizacją podczas swojej pierwszej
wizyty w Polsce (podobno w restauracji serwowano wówczas tylko świńskie nóżki,
zachwalając je jako danie typowo polskie), o tym, że jego prababka była wrocławianką,
a także w jakich okolicznościach stał się dysponentem portretu Jana Sebastiana
Bacha, przywiezionego do Anglii z Dolnego Śląska.
|
fot. Łukasz Rajchert |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz