poniedziałek, 19 marca 2018

51. Festiwal Wratislavia Cantans zakończony!

“Pasją wg św. Mateusza” J.S. Bacha zakończyła się kolejna edycja wrocławskiego święta melomanów Wratislavia Cantans. Zapraszam do lektury pofestiwalowych wrażeń.


51. edycji festiwalu  przyświecało optymistyczne motto ”Europa Cantans” – jakby na przekór temu, co obserwujemy na co dzień, przez kilkanaście dni Wrocław (i wybrane miejscowości Dolnego Śląska) stał się muzycznym sercem Europy. Wystąpili znakomici artyści, począwszy od Andrzeja Boreyko – rosyjskiego dyrygenta o polskich korzeniach, który obecnie jest dyrygentem międzynarodowym, a kończąc na Angliku sir Johnie Eliocie Gardinerze, który wraz z English Baroque Solist, Monteverdi Choir i Chórem Chłopięcym NFM zaprezentował na festiwalu najwybitniejszy utwór niemieckiego kantora: ”Pasję według św. Mateusza”. Jeśli dodamy do tego innych wybitnych wykonawców: z Włoch (Alessandro De Marchi , G. Antonini z Il Giardino Harmonico, Giovanni Solima), Czech (Václav Luks Collegium 1704),  Francji (Pilippe  Jaroussky z Ensemble Artaserse), Belgii (Vox Luminis), Hiszpanii (Jordi Savall z zespołem), że nie wspomnę o wykonawcach polskich, związanych z NFM, a także liczną międzynarodową publiczność – to nie ulega wątpliwości, iż owa przewodnia myśl o Europie różnorodnej i  śpiewającej nie była jedynie pustym hasłem.
Wysłuchałam większości koncertów, ale przypomnę te, które na dłużej pozostały w pamięci.

Bach i jeszcze raz Bach

Wśród kompozytorów najczęściej prezentowanych na festiwalu był Johann Sebastian Bach i jego muzykalna rodzina. Wysłuchaliśmy dwóch Pasji: Janowej i Mateuszowej, kantaty ”Selig ist der Mann” oraz ”Jesu, meine Freunde”, ponadto zaś kompozycji jego przodków (dziadka Johanna, braci: Johanna Michaela i Johanna Christopha) oraz synów (Wilhelma Friedemanna i Carla Philippa Emanuela Bacha). Dzięki takiemu zestawieniu można było zobaczyć w Janie Sebastianie najdoskonalszego kontynuatora pewnej tradycji, a zarazem niedoścignionego geniusza, którego pozycji nie zagroził żaden inny kompozytor, nawet tak utalentowany i doceniony jak Carl Philipp Emanuel czy inni mistrzowie: J. Haydn, C. Ph. Telemann, także obecni w programie festiwalu.


koncert `Dynastia Bachów`, Vox Luminis
Słuchając nieco monotonnych i niezbyt błyskotliwych interpretacji utworów rodziny Bachów podczas koncertu ”Dynastia Bachów – 150 lat tradycji motetowej”, w wykonaniu zespołu Vox Lumnis pod kierownictwem Lionela Meuniera – skądinąd zasłużonego w wykonawstwie muzyki wokalnej XVI-XVIII wieku, ciągle miałam w pamięci inny koncert, z niedawnego festiwalu Forum Musicum. Doświadczyłam wtedy prawdziwej wirtuozerii śpiewu podczas występu niemieckiego zespołu Vox Nostra. Belgowie się do nich po prostu nie umywali, ale… Ale kiedy w pewnym momencie usłyszałam znajome ”Jesu, meine Freunde” lipskiego Kantora, oddałam się delektowaniu tej pięknej muzyki. Brzmienie tego chorałowego motetu, jego harmonia i ozdobny muzyczny kształt dały również muzykom jakiś rodzaj natchnienia, toteż pointa tego koncertu przyćmiła wszystko inne.


koncert Synowie i ojcowie, dyr. Giovanni Antonini, Lydia Teusher/fot. S. Przerwa

O ile występ zespołu Vox Nostra nie dał mi pełnej satysfakcji, o tyle przyniosło ją wykonanie utworów synów Johanna Sebastiana: Wilhelma Friedemanna i Carla Philippa Emanuela oraz samego Jana Sebastiana, a to za sprawą wirtuozowskiej gry zespołu Giovanniego Antoniniego – Il Guardino Armonico, w szczególności skrzypka Stefano Barneschiego, no i samego Maestro, znakomicie i z wielkim temperamentem prawdziwego pasjonata oraz sobie tylko właściwym humorem, grającego na flecie. Jednak i podczas tego wieczoru koncert zatytułowany ”Ojcowie i synowie” miał swoją kulminację w kantacie Jana Sebastiana Bacha ”Selig ist der Mann” (”Błogosławiony mąż”). Dialog duszy (sopran) z Jezusem (bas), w którym mowa o tęsknocie i cierpieniu, przemienionym pod wpływem pocieszenia w radość bliskiego spotkania, został przepięknie zaśpiewany przez Lydię Teuscher i Benoita Arnoulda. Szczególnie poruszające były arie sopranu – niezwykle liryczne, oddające wszystkie niuanse uczuć – od skargi i prośby, po radość. Mistrzyni!


The-English-Baroque-Solists-The-Monteverdi-Choir-Sir-John-Eliot-Gardiner

Podczas 51. Wratislavii Cantans mieliśmy również okazję do wysłuchania obu Pasji Jana Sebastiana. Najpierw podczas koncertu ”I Ty musisz cierpieć”, kiedy to Andreas Spering – niemiecki dyrygent i cymbalista, specjalizujący się w wykonawstwie muzyki dawnej, poprowadził solistów, Chór NFM oraz orkiestrę B`Rock , wykonując ”Pasję wg św. Jana” oraz towarzyszące jej współczesne utwory: ”L`Apocalipse Arabe” Samira Odeh-Tamimi oraz ”Thou Must Suffer” (proloque-epiloque) Annalies Van Parys. Eksperyment zderzenia wielkiego dzieła religijnego, który stworzył głęboko wierzący kompozytor, z utworami pełnymi pytań i zwątpienia, z obrazami rozpadającego się świata – nie był, jak sądzę – udany. Po pierwsze dlatego, że przy takim arcydziele każdy utwór wypada blado, po drugie zaś dodatkowe utwory dowodziły, że współczesny świat, pozbawiony Boga, zmierza donikąd. W takim razie po co wykonywać Bacha, jeśli uważa się jego przesłanie za anachroniczne… Poza wszystkim samo wykonawstwo także nie było porywające. Nie było też odpowiedniej atmosfery. Pozostaje otwartym pytanie, czy utwory religijne, takie jak Pasje J.S. Bacha, nie należałoby jednak wykonywać w kościołach. Dotyczy to obu Pasji. Tak się składa, że przed laty, w 2005 roku, słuchałam Pasji Mateuszowej w Kościele św. Tomasza w Lipsku. Wykonywał ją sir John Eliot Gardiner z zespołem English Baroque Soloists. Śpiewali zupełnie inni soliści, a Ewangelistę – tenor nie tak wybitny jak Mark Padmore: Christoph Genz. A jednak było to niepowtarzalne przeżycie i myślę, że sam fakt, iż oto znajdujemy się w miejscu szczególnym – w kościele, w którym pracował sam Jan Sebastian, było zarówno dla wykonawców, ja i dla słuchaczy niezmiernie ważne. Mimo upływu lat i wielu różnych wykonań, tę Pasję zachowałam w pamięci jako piękne przeżycie nie tylko muzyczne, ale i duchowe. Na wrocławskim koncercie, mimo obecności tego samego dyrygenta, już tak nie było.
A jeżeli nie Bach, to kto?

Spośród koncertów 51. Wratislavii nie mogę jeszcze nie wspomnieć o trzech co najmniej, były to bowiem wykonania wybitne. Dodam, że nie był to Bach. Potrafię docenić także innych kompozytorów, bo dzięki częstej obecności w Narodowym Forum Muzyki rozwinęłam swoje muzyczne horyzonty.


G. Antonini i Kammerorchester Basel, Dziewiąta Beethovena
Do wydarzeń tegorocznego festiwalu zaliczyłabym z pewnością znakomite wykonanie IX Symfonii Ludwiga van Beethovena. I znowu nie zawiódł Maestro Antonini, który poprowadził Chór NFM (znakomity!) oraz Kammerorchester Basel. Mogłoby się wydawać, że utwór słyszany wielokrotnie nikogo nie porwie i będzie po prostu kolejnym poprawnym wykonaniem, a jednak ten, kto tak sądził, miał okazję szczęśliwie się rozczarować. Maestro wydobył z Dziewiątej jej niezwykłą urodę i nietypową kompozycję – od dynamicznego, ”gniewnego” początku, poprzez nieco taneczną część drugą, łagodną trzecią – do wspaniałego, porywającego finału, w którym dźwięki muzyki, potężny chór i pojedyncze ludzkie głosy splatają się ze sobą, zmierzając do apogeum. I jakie tempo, co za ekspresja! Owacja na stojąco wskazywała, że wszyscy zostali ”porwani lotem”.


Philippe Jaroussky  i Ensemble Artaserse, koncert `W królestwie Miłości i Duszy`
Cały amfiteatr porwał także występ francuskiego kontratenora Philippe`a Jaroussky`ego. Artyście towarzyszył Enseble Artaserse, z którym współpracuje od 2002 roku i który specjalizuje się w muzyce barokowej. Pod szyldem ”W królestwie Miłości i Duszy” muzycy zaprezentowali rozmaitych kompozytorów włoskich XVII wieku, m.in. Francesco Cavalli, Louigi Rossi, Claudio Monteverdiego. Jaroussky zdobył festiwalową publiczność przebojem, sam wyglądał na zaskoczonego, gdy zrobiono mu dziką owację. Bisował bodaj trzykrotnie. Zdecydowanie blado wypadł na początku – jego głos niknął ”przygnieciony” muzyką instrumentalną. Zdecydowanie najlepszy był w utworach lirycznych – to zawsze była jego mocna strona. ”Lament Orfeusza” Louigi Rossiego czy arie z opery  ”Ormindo” Cavallego były prawdziwie piękne: liryczne i dramatyczne zarazem. Wspaniały był także towarzyszący mu na cytrze Marco Horwat – prawdziwy wirtuoz i także gwiazda tego wieczoru. Koncert, mimo słabszych momentów, był ze wszech miar udany. Myślę, że po takim przyjęciu Jaroussky, który do pierwszej w nocy podpisywał po koncercie swoje płyty, wkrótce znowu nas odwiedzi, skoro ma tutaj tylu entuzjastycznych fanów.



V. Luks z zespołem podczas Wratislavia Cantans
Na koniec nie mogę nie wspomnieć występu znakomitego zespołu Václava Luksa Collegium Vocale 1704 i orkiestry barokowej Collegium 1704. W programie wieczoru znalazły się kompozycje Claudio Monteverdiego (m.in. Dixit Dominus, Beatus Vir, Gloria in excelsis Deo) oraz Missa Salsburgensis Heinricha Ignaza von Bibera. Po występie tego zespołu w 2014 roku, dzięki któremu odkryłam niezwykłe piękno kompozycji czeskiego Bacha – Jana Dismasa Zelenki, spodziewałam się czegoś równie znakomitego. I nie zawiodłam się. Kompozycje Monteverdiego zabrzmiały pięknie! Szczególnie pozostały w pamięci psalmy, w których pojedyncze głosy przeplatają się z partiami chóru i muzyką instrumentalną. Najpiękniej brzmiały podwójne soprany, z partią skrzypiec. Ale równie wspaniale zabrzmiał chór sześciu sopranów w „Nieszporach…”.

”Msza Salsburska” Bibera - bardzo podniosła i patetyczna. Luks umieścił parzyście swoich trębaczy oraz kotły na balkonach, co sprawiło, że muzyka zabrzmiała tak, jak była prawdopodobnie wykonywana w czasach kompozytora. W pamięci pozostanie nietypowy, charakterystyczny dla Bibera końcowy ”Benedictus” oraz ”Agnus Dei”…


V. Luks z zespołem Collegium Vocale 1704

Tegoroczny festiwal Wratislavia Cantans trwał dłużej niż zazwyczaj, a to za sprawą Europejskiej stolicy Kultury i zgromadził ogromną publiczność. Bez wątpienia nadal się pięknie rozwija pod dyrekcją Giovanniego Antoniego.



John Eliot Gardiner przemawia przed NFM/fot. B. Lekarczyk-Cisek
Na koniec warto wspomnieć, iż przed Narodowym Forum Muzyki została wmurowana tablica, poświęcona sir Johnowi Eliotowi Gardinerowi. Przyjmując ten dar, Maestro żartobliwie wspomniał o problemach z aprowizacją podczas swojej pierwszej wizyty w Polsce (podobno w restauracji serwowano wówczas tylko świńskie nóżki, zachwalając je jako danie typowo polskie), o tym, że jego prababka była wrocławianką, a także w jakich okolicznościach stał się dysponentem portretu Jana Sebastiana Bacha, przywiezionego do Anglii z Dolnego Śląska. 


fot. Łukasz Rajchert

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 1.12.2024

 W nadchodzący weekend Muzeum Narodowe we Wrocławiu zaprasza na wykłady w ramach cyklu „Kurs historii sztuki” oraz w cyklu „Jakie to ameryka...

Popularne posty