niedziela, 27 maja 2018

"Książę i dybuk": Michała Waszyńskiego życie w filmie /recenzja/

Autorom filmu udało się stworzyć dzieło wybitne. Nie tylko fascynującą opowieść o tajemniczych losach Michała Waszyńskiego, człowieka, który całe życie uciekał od swojej przeszłości i tożsamości. To także film o roli kina, które nie tylko "jest snem", ale także utrwala ludzkie twarze, historie, a nawet chwile ulotne. To również opowieść o tym, że od siebie uciec nie można. 

Michał Waszyński, kadr z filmu "Książę i dybuk"

Jak "Obywatel Kane"


Konstrukcja filmu "Książę i dybuk" wywołuje skojarzenia z "Obywatelem Kane" Orsona Wellesa i nie sądzę, aby było to przypadkowe, ponieważ nie ma w tym dokumencie nic przypadkowego - to precyzyjnie skonstruowana opowieść o wieloznacznym przesłaniu. Rozpoczyna ją, jak we wspomnianym arcydziele Wellesa, fragment kroniki filmowej, z którego dowiadujemy się, że zmarł książę Michael Waszynsky i że został pochowany z honorami w rodzinnym grobowcu włoskich arystokratów. Od członków rodziny Dikeman zaczynają autorzy filmu swoje  hm.., śledztwo. I podobnie jak w "Obywatelu Kane", niczego prawdziwego się o swoim bohaterze nie dowiadują. Bohater jest i pozostaje tajemnicą.
"Nawet człowiek nie wie nic o sobie - pisze Gustaw Herling-Grudziński w wydanym ostatnio "Dzienniku 1957-1958" - i wystarczy, że stanie przed lustrem, by zacząć mieć wątpliwości". Charakterystyczne, że Waszyński także prowadzi dziennik - to jego lustro.

Waszyński, ostatni po prawej, obok Orsona Wellesa, podczas kręcenia "Otella"

Rozmówców, którzy próbują nam coś powiedzieć o Waszyńskim, jest wielu. Włoscy arystokraci twierdzą, że był księciem, a wskazywały na to jego maniery i elegancja. Od operatora pracującego z Wellesem przy "Otellu" dowiadujemy się, że Waszyński współpracował przy tym filmie, ale co tam robił poza tym, że grał z nim w karty - nie pamięta. Jednym z ważniejszych narratorów jest prywatny kierowca, który wprowadza nas w klimat Rzymu lat 50., podobnie jak muzyka Nino Roty i obrazy ulic, ludzi, nocnych klubów.
"Nigdy nie mówiło się o przeszłości" - podkreśla. A przecież wiemy, że reżyser ją posiadał, i to bardzo bogatą!

Film jako "druga realność"


Zmiana realiów - cofamy się w czasie i widzimy Warszawę końca lat 20. ubiegłego wieku, kiedy to nieznany nikomu młody człowiek realizuje swój pierwszy film. Zachowały się archiwalne zapisy, do których dotarli twórcy filmu i oto widzimy naszego bohatera, który nieco piskliwym głosem deklaruje, że robi to, co kocha. Dodaje też może banalnie dziś brzmiące słowa o magii kina, o tym, że film to, jak się wyraża, to "druga realność".
Patrząc na życie Waszyńskiego w pewnej perspektywie odnosimy wrażenie, iż słowa te trafiają w sedno - jego życie to niekończący się film, w którym wszystko jest możliwe i wszystko jest fantazją, ekscytującą fantazją.
Mosze Waks, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, skromny chłopiec z małego miasteczka na Wschodzie, może zamienić się we wziętego reżysera Michała Waszyńskiego, w bon vivanta, w księcia, producenta filmowego, który za miliony (cudzych) dolarów buduje w Hiszpanii "drugi Rzym", aby sfilmować upadek Wiecznego Miasta, a potem znika bez śladu i konsekwencji...

"Dybuk" w reż M. Waszyńskiego

Po raz pierwszy ucieka z Kowla, bo czuje się odrzucony przez innego żydowskiego chłopca. Do tego wątku powraca obsesyjnie przez całe życie, zarówno w dzienniku, jak też w swoim słynnym filmie "Dybuk", a wreszcie w życiu - kiedy każe kierowcy wozić się po całym mieście w poszukiwaniu dybuka... Wyjeżdżając z Kowla porzuca jednocześnie swoją żydowską tożsamość, nie tylko z powodu chłopca. Jedyny syn Mosze Waksa (prócz niego miał pięć czy sześć córek) jest homoseksualistą, a to wystarczający powód, aby uciec.

Książę Waszyński?


Kiedy pojawi się w Warszawie jako początkujący reżyser, jest już Michałem Waszyńskim - Polakiem wyznania rzymsko-katolickiego. Po przybyciu do Włoch wraz z armią Andersa (w której pełni głównie rolę operatora filmowego), mianuje się księciem i to także nikogo to nie zdziwi. Był miłym w obejściu, wiarygodnie zachowującym się człowiekiem. Bohater jego pierwszego włoskiego filmu pokazuje człowieka znikąd, który urodził się "dziś", jak sam powiada, i jest nim poniekąd sam Waszyński. Nie przyznaje się do tego, że odnosił w Polsce sukcesy jako reżyser. Woli grać rolę księcia, ewentualnie producenta - to robi lepsze wrażenie i bardziej odpowiada mu ta nowa rola. Po wojnie życie wielu zaczyna się od nowa, więc nie budzi podejrzeń. Imponują poza tym jego powiązania z rodami arystokratycznymi, co zawdzięcza swojej żonie, zmarłej krótko po ślubie, ale chyba przede wszystkim temu, że znakomicie odgrywa rolę księcia.

Aby dotrzeć do prawdy o swoim bohaterze, twórcy filmu: Elwira Niewiera i Piotr Rosołowski, zjechali właściwie cały świat. Dotarli także do Kowla oraz do Tel Avivu, gdzie żyją dalsi krewni Waszyńskiego, którym udało się ujść zagładzie. Na zdjęciu zrobionym w 1922 roku w Kowlu widzimy młodego mężczyznę w towarzystwie kobiety, ale nie udaje się ustalić, kim ona jest. Matką?

Kadr z filmu "Książę i dybuk"

Starzy mieszkańcy Kowla rozpoznają zapisane na odwrocie prawdziwe nazwisko reżysera: Waks - to już jest jakiś trop. Podobnie - krewni w Tel Avivie. W Kowlu nie zachował się nawet cmentarz, a w pięknym, odnowionym budynku dawnej synagogi mieści się magazyn... Jeden z nielicznych ocalonych opowiada, że Niemcy spędzili tam kilkaset osób, w tym rodzinę bohatera filmu, z których nieomal wszyscy umierali w straszliwych męczarniach. Zapisanym na ścianach głosom ("Tyle cierpienia! Nikt nie stawia oporu. Nasze głosy wzywają Boga") towarzyszą utrwalone na taśmie filmowej ludzkie twarze... To częsty zabieg w tym filmie: obrazom opustoszałych miasteczek i cmentarzy odpowiada zapis utrwalony na taśmie filmowej: bawiące się dzieci, tętniące życiem miasteczka, cmentarze, gdzie spoczywają przodkowie.


Film - fresk naszych czasów


Wielką wartością filmu "Książę i dybuk" jest także i to, że rekonstruując los głównego bohatera, ukazują zarazem tamten miniony bezpowrotnie świat - żydowskie sztetle, przedwojenną Warszawę... To pokazuje, że film jest nie tylko ucieczką od rzeczywistości, ale także jej odbiciem, sugestywnym zapisem, rodzajem współczesnego fresku z Pompejów naszych czasów. 

Niezwykle poruszające był dla mnie obraz Warszawy z 1937 roku: poranek, służby porządkowe zmywają ulice, mleczarz rozwozi mleko w wielkich kadziach, gołębie podrywają się do lotu... Za chwilę ten świat przestanie istnieć...
Artyści pokazują jednocześnie, że także ów zapis bywa ulotny - taśma filmowa podlega destrukcji, stąd "rozmywające się" obrazy, utrwalone przypadkowe chwile: mały kotek w kieszeni płaszcza, Waszyński przechadzający się brzegiem morza z papierosem w ręku ...

Dybuk


Zachowując chronologię wydarzeń, twórcy filmu inkrustują archiwalia nie tylko współczesnymi rozmowami o bohaterze, ale - od początku - wplatają weń sceny z "Dybuka" Waszyńskiego, traktując ten film jako rodzaj najbardziej osobistej wypowiedzi artystycznej reżysera. I choć twierdził on, kręcąc "Dybuka", że nie zna jidysz, swój intymny dziennik, będący zwięzłym komentarzem do wielu wydarzeń, pisze właśnie w tym języku.

"Dybuk" w reż. M. Waszyńskiego
Autorom filmu udało się stworzyć dzieło wybitne. Nie tylko opowiedzieli w sposób niebanalny historię tajemniczych losów Michała Waszyńskiego - samozwańczego księcia, hollywoodzkiego producenta, a zarazem jednego z najbardziej znanych i popularnych polskich reżyserów okresu dwudziestolecia międzywojennego. Próbowali dociec tajemnicy człowieka, który całe życie uciekał od swojej przeszłości i tożsamości w świat filmowych fantazji.

Michał Waszyński w swoim rzymskim mieszkaniu
Jest to także film o roli kina, które nie tylko "jest snem", ale utrwala ludzkie twarze, historie, również chwile ulotne. To także dramatyczna jak w tragedii greckiej opowieść o tym, że od siebie uciec nie można. 
Uroda tego filmu, precyzja montażu, dobór archiwaliów i zawarte w nim głębokie przemyślenia na temat "życia w sztuce" pozwalają na określenie go mianem wybitnego. Równie wybitnego, jak podziwiany w ubiegłym roku "Dawson City - czas zatrzymany" Billa Morrisona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powrót Orfeusza - koncert pamięci Andrzeja Markowskiego w setną rocznicę urodzin w NFM /zapowiedź/

29 listopada o 19.00 Narodowe Forum Muzyki zaprasza na koncert NFM Filharmonii Wrocławskiej pod batutą maestra Jacka Kaspszyka, poświęcony p...

Popularne posty