Powieść ukazała się w 1960 roku i jest – obok „Ciemności kryją ziemię” – drugą, nawiązującą do średniowiecza, parabolą, w której autor porusza zagadnienia współczesne, również własne problemy i obsesje. Aby zrozumieć, dlaczego sięga po średniowieczną „maskę”, należałoby przypomnieć, że debiutował przed II wojną światową jako pisarz prawicowy, moralista piszący w duchu Conrada. Powieścią, która ugruntowała jego pozycję, był „Ład serca”(1938 r.).
Fascynowała go noc. Drobni ludzie ze swymi namiętnościami w nocy – pisze o Andrzejewskim Czesław Miłosz – której ogrom i tajemniczość ogarniały ich los olbrzymią draperią; taka była przeważnie sceneria jego teatru, choć nie pisał sztuk, tylko opowiadania i powieści.
Słowa Miłosza na temat przedwojennej twórczości Andrzejewskiego znakomicie oddają także klimat „Bram raju”. Oto niesiony ideą obrony Grobu Pańskiego pochód pielgrzymów, prowadzony przez Pięknego Jakuba, depce próbującego powstrzymać ich Spowiednika i podąża dalej:
I szli całą noc.
Zdanie to dobitnie uwydatnia zwycięstwo mistyfikacji i zgubnej ideologii. Średniowiecze było dla Andrzejewskiego rodzajem maski, w której mógł bez obaw pisać o sprawach współczesnych i w ten sposób uniknąć ingerencji cenzury.
Bramy raju w reż. Pawła Passiniego, fot. WTW |
Po tekst Schwoba sięgnął także reżyser przedstawienia:
Zaintrygowało mnie spojrzenie na krucjatę oczami gapiów. W oryginale, u Schwoba, są to wypowiedzi papieża, wędrownego klechy. Wykorzystuję je, bo najczęściej jesteśmy właśnie w pozycji gapiów – powiedział Paweł Passini podczas konferencji prasowej.
Dla Passiniego „Bramy raju” to również ostrzeżenie przed zgubnymi ideologiami, których nie brakuje we współczesnym świecie.
Przekład powieściowego strumienia świadomości „Bram raju” na język sceniczny, a także nieco archaiczny język Schwoba, były z pewnością sporym wyzwaniem. Narratorem – świadkiem wydarzeń, ich prześmiewczym komentatorem uczynił postać ni to mnicha, ni to trędowatego – Goliarda. Słowem, kogoś, kto znajduje się poza społeczeństwem, a więc może je obserwować i komentować z ironicznym dystansem.
Bramy raju w reż. Pawła Passiniego, fot. Tomasz Wałków |
Zasadnicza akcja sztuki rozgrywa się na proscenium, przypominającym wnętrze kościoła. Pielgrzymi z oczami zasłoniętymi opaskami, niewidzący, wyznają Spowiednikowi – starcowi ubranemu w habit franciszkanina – swoje grzechy. Spowiedź bowiem jest w swej istocie próbą dotarcia do prawdy tkwiącej w człowieku, prawdy o nim samym. Opaskę nosi też na początku Spowiednik, którego dręczy sen: prowadzone przez ślepca dzieci idą na pustynię, gdzie czeka je zagłada. Opaska Spowiednika symbolizuje jego niczym nie uzasadnione złudzenie, że uda mu się powstrzymać idący pochód. Kiedy zrozumie, że to niemożliwe, zrozpaczony wyznaje swoją niewiarę w istnienie Boga. W końcu zaś ginie, zdeptany przez tłum, który zawierzył idei.
Główni bohaterowie: Maud, Robert, Blanka, Aleksy i Jakub są dziećmi, których motywacje nie mają bynajmniej charakteru religijnego. Są albo nieszczęśliwi i bez wzajemności zakochani, albo wręcz uwiedzeni. Wierzą jednak, że Jakub – ich przywódca – jest wolny od takich przywiązań i moralnie czysty. Okazuje się jednak, że uwodząc wszystkich swoją pięknością fizyczną i moralną, sam nie jest wolny od podobnych doświadczeń i że nie wyruszyłby na wyprawę, gdyby nie „uwiedzenie” przez Ludwika z Vendôme. Rycerz ów był jednym z łupieżców Konstantynopola w 1204 roku i zabójcą rodziców Aleksego, którego adoptował i uczynił swoim kochankiem. Uwodzicielstwo o podłożu homoseksualnym odgrywa tutaj istotną rolę, ideologia rodzi się bowiem z pożądań cielesnych. Można by za Henrykiem, bohaterem Gombrowiczowskiego „Ślubu”, powtórzyć, że wiara bohaterów nie ma charakteru transcendentnego, lecz powstaje w „kościele międzyludzkim”.
Bramy raju w reż. Pawła Passiniego, fot.WTW |
Na uwagę zasługuje także plastyczna uroda przedstawienia, którą rzeźbi światło na ludzkich sylwetkach. Passini już w „Osądzie” pokazał, że bliski mu jest teatr plastyczny. W „Bramach raju” zdaje się tę poetykę rozwijać. Wysmakowanym kadrom (celowo używam tego filmowego określenia) ukazanym w konwencji snu, towarzyszy dyskretna muzyka i mocne dźwięki, które tworzą harmonijną całość. Z całą pewnością jest to interesująca propozycja teatralna.
Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz