Linatendu, fot. Karol Jarek |
Dwa spektakle miały nielinearną, raczej kolażową narrację - "postrzępioną" i niemożliwą do opowiedzenia, jedno - spójną, ponieważ podporządkowane historii głównej bohaterki - francuskiej rzeźbiarki Camille Claudel. Wszystkie były właściwie monodramami, choć pojawiała się w niektórych dodatkowa postać, ale uwaga widza skoncentrowana była na głównej bohaterce. Wszystkie grane postaci były bowiem kobietami, a to oznaczało, że odbierały świat i opowiadały o nim w kobiecej perspektywie.
Sytuacja pierwsza: nieustająca gra /"Sprzedam"/
Sprzedam, Małgorzata Szczerbowska, fot. prasowa |
Gra oparta jest na przypuszczeniach dotyczących osób, sytuacji, przebiegu zdarzeń.
Kto, gdzie, kiedy i dlaczego?
Zadajesz pytania i szukasz odpowiedzi.
Warunkiem gry jest ruch.
Przemieszczasz się: pionowo albo poziomo.
Będzie dobrze, myślisz. Będzie źle, myślisz.
Piwniczna przestrzeń sceny, z licznymi rekwizytami i dominującym barłogiem, z którego w pewnym momencie wychodzi główna postać kobieca, grana przez Małgorzatę Szczerbowską. Na początku pojawia się na scenie jako Marylin Monroe, by na zakończenie "stać się" symbolem Polski, a zarazem zagubioną, pragnącą się unicestwić kobietą. Szczerbowska wciela się właściwie w wiele kobiet, zadając pytania i odpowiadając na nie, toczy z widzami rodzaj gry. Gry, w której - jak się wydaje - jest przede wszystkim aktorką i w jakimś sensie sprzedaje siebie: swoje przeżycia, wrażliwość, problemy... Kalejdoskop życiorysów i postaci kończy "wywiad z aktorką", w którym biorą udział widzowie, zadając jej te same pytania, które już wcześnie padały ze sceny. Dodajmy, że jest to także rodzaj gry, ponieważ widzowie czytają kolejno pytania z kartek, które otrzymali wchodząc na widownię. A zatem i tu trudno o autentyzm i spontaniczność. Wywiad nie kończy jednak przedstawienia, toczy się ono dalej aż do śmierci postaci. Niektóre sceny Szczerbowska zagrała wraz z reżyserem przedstawienia - Szymonem Kaczmarkiem, pokazując w sposób groteskowy związek między aktorem a reżyserem.
Sytuacja druga: o życiu po utracie /"Linatendu"/
Linatendu, Anna Krotoska, prasowe |
Tym razem surowa, piwniczna przestrzeń sceny Teatru Współczesnego staje się rodzajem planety-Ziemi. Postać głównej bohaterki pojawia się w kostiumie przypominającym skafander kosmonauty, który na czas opowieści zawiesza na haku. Odtąd będzie wyglądał jak niemy świadek jej monologu, który wygłosi w czarnej, żałobnej sukience. Będzie snuła swoją opowieść o osobistej stracie, z którą musi nauczyć się żyć, ale będzie to także opowieść o śmierci w ogóle, także śmierci masowej.
Anna Krotoska nie tylko znakomicie moduluje głos, wyrażając nim stan ducha i wszystkie zmienne emocje, co jest przecież zadaniem arcytrudnym, ale świadomie wykorzystuje na scenie wiele innych możliwości ekspresji: śpiewa, pstryka palcami, szeleści etc. Gama jej możliwości scenicznych jest doprawdy imponująca!
Sytuacja trzecia: opresja męskości /"Camille"/
Camille, Kamila Klamut, fot. Jacek wiątek |
Trzecia ze sztuk zaprezentowanych w ramach Monosytuacji została osnuta wokół biografii Camille Claudel - francuskiej rzeźbiarki, siostry poety i dramaturga Paula Claudela oraz kochanki słynnego autora "Pocałunku" - Augusta Rodina. Spektakl zagrany przez imienniczkę bohaterki - Kamilę Klamut został zainspirowany zdjęciem przedstawiającym artystkę wraz z przyjaciółką w szpitalu psychiatrycznym, w którym przebywała przez ostatnie trzydzieści lat swego długiego, pełnego cierpienia życia. Wykorzystano także listy Camille do rodziny - matki i brata. Spektakl jest retrospekcją, zaś jego współautorka - Marianna Sadovska gra w nim nie tylko współczującą przyjaciółkę, ale również tworzy oprawę muzyczną.
Postać Camille Claudel została przedstawiona jako osoba wrażliwa, impulsywna, o silnej osobowości, skrzywdzona nie tylko przez zazdrosnego o jej talent Rodina, ale również przez ukochanego brata i matkę, którzy nie akceptowali jej odmienności. Taki feministyczny charakter miały zresztą także dwie wielkie kreacje filmowe: Isabelle Adjani oraz Juliette Binoche. Camille Klamut jest po trosze jedną i drugą. Stonowana i pełna rezygnacji, gdy pisze do matki i brata, tłumacząc im, że przebywanie wśród psychicznie chorych ją kompletnie wyjaławia. Kiedy jednak w retrospekcjach przenosi się do przeszłości, opanowuje ją furia i chęć niszczenia. Taką właśnie sceną destrukcji kończy się ten spektakl. Wykorzystano w nim także wiersze Zuzanny Ginczanki, poetki, która zarówno w poezji, jak i w życiu podkreślała swoją odmienność, osobność, wynikającą z żydowskiego pochodzenia:
Moje – myślałam; ja – myślałam; tamci – myślałam; ich – myślałam
– oto się piętrzy
twardo przed światem
wrogi
forteczny
wał
barykadą –
tak nas rozdziela: mnie i resztę słów nieprzebyty, nieufny nawał;
głową o mur nie przebijesz ściany.
Zamknięto pokój.
Samotność.
Prezentowane po raz czwarty Monosytuacje zasługują z pewnością na kontynuację i uwagę szerszej publiczności, są bowiem nie tylko prezentacją ważnych, dotyczących każdego tematów egzystencjalnych, ale również przykładem znakomitego aktorstwa, będącego czymś więcej niż zwykłe rzemiosło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz