czwartek, 27 grudnia 2018

Wojciech Staroń: Bracia. Przypowieść o pięknie i trudach życia /recenzja/

Wojciech Staroń o miłości, tułaczce, goryczy starości i głębokiej zażyłości w swoim najnowszym filmie dokumentalnym: "Bracia".




Bracia Kułakowscy i Historia


Film dokumentalny Wojciecha Staronia powstawał przez kilka lat, jego bohaterów zaś - Mieczysława i Alfonsa Kułakowskich - poznał jeszcze wcześniej, około dwadzieścia lat temu, podczas swojej pierwszej podróżny na Syberię, która zaowocowała "Syberyjską lekcją". To przykład dokumentu, który utrwala coś więcej, niż tylko to, co można dostrzec "zewnętrznym okiem". Poprzedza go rodzaj głębokiej zażyłości, może nawet przyjaźni z bohaterem. O swoim filmie tak mówili Małgorzata i Wojtek Staroniowie w rozmowie ze mną w 2013 roku:

Wojciech Staroń: To jest film o braterskiej miłości, ale też o goryczy starości, o tułaczce, bo obaj przeżyli Gułag i sowiecką Rosję. Jeden z nich był geologiem, a drugi malarzem pejzaży. Ich marzeniem był powrót do Polski i w 1997 roku osiedlili się na Mazurach jako repatrianci. Mieczysław i Alfons Kułakowscy mają obecnie blisko dziewięćdziesiąt lat. Przyjechali z całym dobytkiem, który, na nieszczęście, spłonął. Poszło z dymem m.in. kilka tysięcy obrazów… To będzie film o ponownym poszukiwaniu swojego miejsca.

Małgorzata Staroń: Jeden z nich miał cztery, a drugi siedem lat, gdy zostali deportowani. Mając ponad siedemdziesiąt lat nauczyli się języka polskiego na nowo. I mówią świetnie! Malarz miał żonę, do której był bardzo przywiązany. Drugi z braci był kawalerem. Oprócz zawodu kartografa, był tym, który wykonywał wszystkie praktyczne czynności. Malarz cały czas się rozwija, poznaje nowych ludzi, podczas gdy kartograf już się spełnił…

Wojciech Staroń: Przede wszystkim będzie to film o ich obecnym życiu, choć historia braci również się w nim pojawi. Opowiadam o ich relacjach, o tym, że każdy jest inny, bo jeden jest bardzo pragmatyczny, a drugi żyje z głową w chmurach. Pokazuję, jak się wspierają całe życie, spierają, niszczą i odbudowują…


Bracia w reż. Wojciecha Staronia


Przypowieść o pięknie i trudach życia


Zanim jednak dokument został zmontowany, zmieniały się koncepcje opowiedzenia tej historii. Ostatecznie powstała wydestylowana kameralna opowieść, obywająca się niemal bez słów, a jednak gęsta obrazami i niosąca wiele istotnych refleksji: o trwałości więzi, jedności przeciwieństw, o sile życia i jego pięknie, także w starości. Mimo niezwykłości losów braci Kołakowskich, każdy może się w tym filmie przejrzeć i odnieść go do siebie. A przy tym historia ta jest pięknie wizualnie opowiedziana.

Kamera jest zawsze blisko bohatera - przeważają wielkie plany, bo - może to truizm, ale - najwięcej można wyczytać z twarzy i oczu bohaterów. Uderzające, jak w zestawieniu z utrwalonymi na taśmie filmowej przed laty są to twarze piękne, które odbijają charakter postaci, to, czego wcześniej nie było widać. Białe włosy, brody jak u proroków, melancholijne spojrzenie niebieskich oczu...

Młodszy - Alfons jest wyższy, szczuplejszy i ruchliwy, starszy - Mieczysław jest niższy, tęższy i bardziej bierny. Atakowany przez brata i mobilizowany do wysiłku, odpowiada z sarkazmem i niechęcią. Pogodził się już z faktem powolnego odchodzenia i właściwie denerwuje go "nadpobudliwość" brata. Jednak ulega jego perswazji i mimo niechęci wychodzi na wspólne spacery. Z czasem role się odmieniają: już nie starszy opiekuje się młodszym, ale odwrotnie. Z wielką cierpliwością, tak do niego niepodobną, Alfons ubiera starszego brata, gdy ten staje się coraz bardziej niesprawny. Towarzyszy mu także podczas hospitalizacji. Rozmowy między braćmi są rzadkie, ale widać, że porozumiewają się najczęściej bez słów, że są one po prostu zbędne. Reżyser wydaje się być właściwie nieobecny i to jego dyskretne towarzyszenie braciom, przy jednoczesnym byciu z nimi także w trudnych momentach - jest znakiem rozpoznawczym Wojciecha Staronia, który zawsze patrzy na swoich bohaterów czule i z miłością. Scenom towarzyszy często delikatny humor, jak choćby ubieranie skarpetek przy użyciu "narzędzi pomocniczych" albo rozmowa o wielbłądach przy łóżku chorego.


Alfons i Mieczysław Kołakowscy z Małgosią i Wojtkiem Staroniami

Film jak ludzka pamięć 


Bracia znajdują się  najczęściej w charakterystycznym dla siebie anturażu: w domu pełnym obrazów oraz w plenerach, które z taką pasją maluje Alfons. Mało tego, kadry filmu stają się także w pewnym momencie malarskie: wysadzana drzewami droga służy kontemplacji, przestaje być tłem dla bohaterów. Zaczynamy, podobnie jak reżyser, patrzeć na świat oczami bohaterów. Również użyte w filmie materiały archiwalne zostały twórczo wykorzystane. Na początku, gdy starszy z braci ogląda w telewizji defiladę, stanowią rodzaj odniesienia do jego biografii, Mieczysław bowiem był w młodości operatorem i na zlecenie wojska filmował takie właśnie uroczystości. Kiedy indziej obraz ćwiczącego nad rzeką, blisko dziewięćdziesięcioletniego Alfonsa uzupełnia nagranie archiwalne, na którym widzimy go jako młodego akrobatę i już wcale nas nie dziwi ten jego stosunek do ćwiczeń fizycznych. Widzimy w tym jakąś naturalną konsekwencję.

Ale prawdziwe mistrzostwo stanowią fragmenty starych ujęć filmowych, które czas naruszył i obraz "rozmywa się" na naszych oczach, jak owe freski w "Rzymie" Felliniego. Można by uznać, że są to obrazy ludzkiej pamięci - coraz bardziej wypełniają ją luki, pozostają jedynie strzępy tego, co wydarzyło się kiedyś. Alfons z młodzieńczą pasją utrwalający otaczające go krajobrazy, staje się symbolem artysty, który wprawdzie przemija, ale pozostawia jednak po sobie obrazy rzeczywistości równie ulotnej, jak ludzkie życie...

"Bracia" Wojtka Staronia są filmem słodko-gorzkim, który na długo pozostaje pod powieką.

trailer filmy "Bracia" Wojciecha Staronia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty