Mój egzemplarz "Ucha Igielnego" Wiesława Myśliwskiego, Wydawnictwo Znak |
Rozpoczynając swoją refleksję nad powieścią Wiesława Myśliwskiego, muszę podkreślić, że od czasu przeczytania powieści Dana Lungu "O dziewczynce, która bawiła się w Boga", żadna inna proza tak we mnie nie rezonowała. Zaczytywałam się w niej w uniesieniu, bo w jakimś sensie nałożyła się na moje własne doświadczenia, przemyślenia, a nawet ... sny.
Kto wie, czy to nie koniec ustanawia dopiero początek...
Opowieść jest nielinearna, jak każde życie, w którym przeplatają się ze sobą różne wspomnienia, zdarzenia i sny. Oś konstrukcyjną można porównać do tematu muzycznego, który ciągle powraca, a wokół niego pojawiają się rozmaite wariacje, oświetlające go na nowo z różnych perspektyw, skutkiem czego za każdym jego powrotem postrzegamy go nieco inaczej. Taką rolę odgrywa u Myśliwskiego temat spotkania starego i młodego człowieka, podczas którego w zagadkowych okolicznościach umiera ten pierwszy, ale to w gruncie rzeczy metafora konfrontacji z sobą samym, swoiste perpetum mobile, które pozwala zastanowić się nad ludzkim losem i jego zawiłościami.
...człowiek chciałby odkryć początek swego losu nawet w niekiełkującym jeszcze ziarenku. Niestety, początek jest z natury swej nie do uchwycenia, można rzec, niezauważalny, więc kto wie, czy to nie koniec ustanawia dopiero początek.
Tylko się nam wydaje, że czas płynie razem z nami
Ów nielinearny czas narracji jest świadomym wyborem pisarza, który doskonale wie, że Czas lubi się tak nieraz zamienić z innym czasem. Czas jest chytry jak lis, a bywa i złośliwy. Potrafi płynąć w tę, a zarazem w przeciwną stronę. A tylko nam się wydaje, że zawsze płynie razem z nami i nasze życie wyznacza mu granice.
Czekanie w pobliżu Ucha Igielnego na ukochaną, która nigdy się nie pojawi, i wróżba Cyganki dotycząca długości życia - są takim właśnie powracającym w różnych wariantach tematem. Nasyconej realiami historii życia młodego człowieka towarzyszy refleksja nad słowem i nad opowieścią jako taką. Ta autotematyczna warstwa powieści, nasycona subtelnym humorem, jest właściwie najciekawszą i zarazem najgłębszą jej istotą. Refleksje na temat opowieści snują ponadto liczni, pozornie drugoplanowi, bohaterowie.
Jednym z nich jest mężczyzna piszący mowy pogrzebowe (to jedna z tych błyskotliwych wariacji, o których wspomniałam). Uważa, że spełnia szczególną misję, ponieważ większość ludzkich głów jest zachwaszczona przez gazety, radio, telewizję, internet. I słów jest coraz mniej w ludziach. (...) To i słowom ktoś musi przyjść z pomocą. Dręczą go jednak wątpliwości, bo każde życie niby inne, a każdego muszę zmieścić w jakimś wzorze.
Co nie jest nazwane, nie istnieje
Każda opowieść jest ważna, bo coś, co nie jest nazwane, nie istnieje. Potrzebujemy słów, jeśli chcemy wiedzieć.
Innego z bohaterów, prostego człowieka, poznaje główny bohater, kiedy zaczyna po studiach pracę w muzeum. Jego słowa - wspomina - widziało się, nie tylko słyszało. Miało się wrażenie, że ze słów tworzy świat, nienaśladowany, niepowtarzany za kimś, niczym wielobarwne malowidło, na które się patrzyło, kiedy opowiadał, a nawet w którym widziało się i siebie, towarzyszącego mu w wędrówce przez ten jego świat, bo słowa nieraz tak wciągają w czyjeś życie, choćby nie wiadomo jak odległe od naszego.
W opowieści smakuje dużo lepiej
Tenże człowiek napisał powieść, za którą władza ludowa uhonorowała go, aby podkreślić swój w tym udział, a przyjęcie ku czci szanownego jubilata jest pyszną groteskową opowieścią młodego narratora, bo sam jubilat przez cały bankiet milczy, obserwując z rozbawieniem całą tę scenę, jakby z Gombrowicza rodem. Przy wyjątkowo suto zastawionym stole potrawy jakby się napraszały, pobudzały już nie tylko głód, lecz i wyobraźnię. A wyobraźnia i w jedzeniu, i piciu odgrywa niemałą rolę. Wyobraźnią można wyprzedzić, jak się potem będzie opowiadać znajomym, co się jadło i piło, a nawet wspólnie przeżywać, jakby się jadło i piło. Z tym, że w opowieści dużo lepiej smakuje, niż kiedy się jadło i piło.
Zapada w pamięć także rozdział o fryzjerze, który snuł opowieści soczyście i obrazowo, a którego historie pochodziły - jak twierdził - nie od niego samego, lecz od klientów:
A wezmę czyjąś głowę w ręce i od razu mam co opowiadać. Coś jest takiego w ludzkich głowach. Może opowiadam to, co te głowy pamiętają, o czym myślą, marzą? Raz tylko czułem, że z tej głowy lepiej nic nie wydostawać. I tak rozpoczyna historię o gestapowcu, którego strzygł podczas okupacji...
Nawet umarli snują swoje opowieści
U Myśliwskiego nawet umarli snują swoje opowieści jeszcze długo po śmierci, bo nikt nie zdąży za życia wszystkiego opowiedzieć.
Także inni "nas opowiadają". Powrót starego profesora do miasteczka, z którego pochodził, uświadamia mu, że nie tylko my siebie opowiadamy, ale też żyjemy w opowieściach innych ludzi - czy tego chcemy, czy nie.
Ostatecznie narrator dochodzi do konkluzji, że być może te opowieści odraczają koniec świata, który już dawno by się dokonał, gdyby miał kto o tym końcu opowiedzieć i kto wysłuchać.
Powieść Wiesława Myśliwskiego "Ucho Igielne" jest - nie waham się tego powiedzieć - dziełem wybitnym. Napisana piękną polszczyzną, zawierająca głębokie przemyślenia autora na temat różnych aspektów życia, a jednocześnie autotematyczna i pełna subtelnego humoru, stanowi - by użyć określenia samego pisarza - wielobarwne malowidło, w którym dostrzega się także i własne historię. Czytałam ją w jakimś zapamiętaniu, czego i Wam życzę.
Cudowna recenzja! Dziękuję! Książkę już mam, niestety, na razie w rodzinnym obiegu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! A książkę warto czym prędzej odzyskać - to prawdziwy skarb :-)
UsuńTrudne przemyślenia mistrza,
OdpowiedzUsuńale książka warta przeczytania i nad
nią zamyślenia.