piątek, 22 listopada 2019

Tadeusz Konwicki: "Iwan Konwicki, z domu Iwaszkiewicz"/recenzja książki/

Biografia kota Iwana Konwickiego z domu Iwaszkiewicz jest uroczą, niezwykle mądrą opowieścią o relacji człowieka z kotem, relacji niełatwej, a przecież głębokiej i trwałej. Pięknie ilustrowana i starannie wydana stanowi przy tym przyjemną dla oka i ducha edytorską całość. Cieszy, że Konwicki wciąż do nas mówi i to o sprawach najbardziej istotnych: o miłości i o przyjaźni - ich blaskach i cieniach.


Kiedy recenzowałam wspomnieniową książkę Marii Konwickiej "Byli sobie raz", sporych rozmiarów akapit poświęciłam wspomnieniom córki pisarza dotyczącym kota Iwana. Pisząc nie miałam pojęcia, że niebawem ukaże się poświęcona kotu swoista biografia, której autorem jest Tadeusz Konwicki, zmagający się ze swoim kotem przez całe jego długie życie, dając wyraz owym zmaganiom w literaturze: w "Kompleksie polskim", "Kalendarzu i klepsydrze", "Wschodach i zachodach księżyca", "Nowym Świecie i okolicach oraz w "Pamflecie na samego siebie", nie wspominając już o wywiadach. O tym, że Iwan zajmował w rodzinie Konwickich ważne miejsce (co tu dużo mówić: trzymał ich krótko i był przez nich kochany), świadczą również ilustracje żony pisarza - Danuty oraz samego Konwickiego.

Biografia została wydana przez Znak bardzo starannie, o czym świadczy już zdominowana przez kociego bohatera okładka. A to dopiero preludium. Iwana w rozmaitych "odsłonach" odnajdziemy wewnątrz owego smakowitego wydawnictwa w różnych życiowych pozach, z których każda wiele o nim mówi, odsłaniając wielorakie aspekty skomplikowanej kociej natury. Ale także natury ludzkiej - jego najbliższego otoczenia. Tutaj wszystko ma swoje znaczenie, bo charakter kota - podobnie jak człowieka - jest w dużej mierze uwarunkowany genetycznie. Z czasem podlega zmianom: pod wpływem otoczenia, starzenia się, rozmaitych doświadczeń. Istnieje także sfera tajemnicy - coś, co moglibyśmy określić jako metafizykę, a co w sposób istotny wpływa na życie ludzi.

Kocie rodowody


Biografię Iwana Konwickiego otwierają rozważania na temat pochodzenia kota. Wiadomo wprawdzie, że kot został podarowany państwu Konwickim przez Marię Iwaszkiewicz. Jednakże autorka wstępu, Ludwika Włodek, jej wnuczka, wprowadza nas głębiej w to zagadnienie. Opowiada  taką oto smakowitą anegdotę, w której praprababcia, po przeprowadzce z Podola do Warszawy, została zapytana przez urzędnika wypełniającego dokument, na mocy którego miała uiścić podatek za psa. Otóż na pytanie o otczestwo odparła z naiwnych zdziwieniem:

- Kak mogu ja znat` otczestwo sobaki?

Anegdota uzmysławia, że zwierzęta były traktowane w rodzinie jako pełnoprawni jej członkowie. Kiedy czytam, że krążyły o nich takie same anegdoty jak o ciotkach i kuzynach, wcale mnie to nie dziwi. Sama doświadczyłam czegoś podobnego, bo w moim otoczeniu zawsze były psy, koty, kury, króliki, z którymi byłam zaprzyjaźniona i które stały się bohaterami licznych historii opowiadanych przeze mnie własnym dzieciom. One z kolei doświadczały podobnych przypadków z naszymi psami i kotami, z których każdy był niepowtarzalną indywidualnością. Kłopoty wynikające z braku znajomości otczestwa także są mi znane. Szczególnie kocie genealogie okazały się mocno skomplikowane. Z jednym wyjątkiem - main coona Tamili Black Cadillack, której drzewo genealogiczne otrzymałam wraz z kocicą. Otóż ta rodowodowa dama w naszej rodzinie nazywana została po prostu Kiciunią. Obciążona genetycznie plejadą zabawnie nazwanych przodków, z ulgą przyjęła nowe, nieskomplikowane imię i pokochała nas z wzajemnością, podczas gdy w poprzednim miejscu uchodziła za agresywną i trudną w kontaktach.

W przypadku Iwana Konwickiego z domu Iwaszkiewicz było to jednak bardziej skomplikowane. Istniało nawet szeptane przypuszczenie, że jego łagodna matka Jagusia poczęła go z dziką bestią - kocurem sąsiadów, ale pewności nie ma... :-)
Wszystkie te rozważania służą refleksji na temat "złego" lub "dobrego" dziedziczenia i czyż nie dotyczą one również ludzi?

Iwan Groźny


Iwan na ilustracji Danuty Konwickiej

Imię kota jest, jako się rzekło, częścią jego natury. Iwan Konwicki był na początku Wanią, ale po jakimś czasie okazało się, że bardziej adekwatne jest dla niego imię groźnego cara. Przede wszystkim z powodu "wyrazu twarzy", którą Tadeusz Konwicki opisuje tak:

"Nad tą twarzą bardzo męską, bardzo surową, zupełnie wyzutą z kociej dobroci i wręcz okrutna, sterczą do góry uszy dość długie, szpiczasto zakończone, bez mała z pędzelkami, co to sami wiecie, a ja rozumiem. Oczy ma Wańka jaskrawoseledynowe, może raczej jak siarka, i w tych oczach nie uświadczysz współczucia ani serdeczności. Cała postać jest dość olbrzymia, raczej przerażająca, nogi jego są tak grube jak moje ręce w przegubach. W każdym razie kot Iwan najczęściej budzi podziw i grozę".

Rysunek Tadeusza Konwickiego

Trzeba też dodać, że wygląd nie myli. Kot Iwan rodzinę trzymał krótko - gryzł, drapał terroryzował, a miłą panią, która od czasu do czasu przychodziła posprzątać, gotów był pożreć. Początkowo państwo Konwiccy trochę się buntowali, odgrażali, szczególnie pani Danuta, ale kot rządził się w domu bezceremonialnie, nic sobie z tego nie robiąc, toteż z czasem bunt ustąpił miejsca postawie, którą można by określić jako pogodzenie się z losem. Co więcej - jak to z autoironią opisuje Konwicki - wszystko to można by jeszcze znieść, ale najbardziej dręcząca okazała się kocia obojętność na gesty miłości: głaskanie, przytulanie, pocałunki. I jak tu żyć z członkiem rodziny, który - jak pisze autor "Małej apokalipsy" - "Jest nieskończenie piękny i nieskończenie głupi. Jego głupota jest naszym wspólnym upośledzeniem".

Czy to jest miłość?



Ilustracja Danuty Konwickiej

W końcu jednak kot Iwan okazuje swoją słabość. Ten zimny, obojętny osobnik zakochuje się w ... starszej córce pisarza - Marysi. Czeka na nią godzinami, zostawia miłosne bileciki w jej pokoju, pozwala się dręczyć - jednym słowem szaleje na jej punkcie. Dramat miłosno-sadystyczny dobiega jednak końca, kiedy Marysia przeprowadza się do pracowni. Ale i wtedy pozostaje między nimi ta tajemnicza więź 😀

Dorastanie i starość


Ostatecznie z czasem Iwan łagodnieje. Najmocniejsza okazuje się jego więź z pisarzem, który dla niego rezygnuje z wyjazdów, aby nie czuł się samotnie, a także służy mu jako poduszka, kiedy Iwan ma ochotę położyć się na czymś miękkim i ciepłym. W zamian za to, zauważywszy, że jego przyjaciel ma mocno przerzedzoną "sierść na głowie", wylizuje mu ją swoim szorstkim językiem, nie zważając na nieśmiałe protesty i ignorując pozostałych domowników, gdy ci podsuwają mu swoje dobrze owłosione głowy 😀  Zażyłość staje się jeszcze większa, kiedy córki dorastają, a żona umiera. Obaj starzejący się przyjaciele wspierają się wówczas nawzajem. Tadeusz Konwicki broni Iwana przed agresją wróbli, które odbijają sobie na kocie-staruszku dawne zbrodnie. Aż wreszcie przychodzi ten moment, kiedy stworzenie nieodwołalnie odchodzi. Następują wówczas nieuniknione podsumowania:

"Czule i dramatycznie opisuję przenosiny kota Iwana na tamten świat. Ale przecież były i złe chwile w naszym życiu - pisze Konwicki. Nieraz sprawiałem mu lanie, a raz nawet omal go nie udusiłem z wściekłości. On też był gagatek. Ale czy ja w sumie byłem w porządku. Czy spełniłem tę przyjaźń jak należy. Czy czegoś nie przeoczyłem albo zapomniałem. Czy dałem mu pełną kocią szansę w życiu".

Ilustracja Danuty Konwickiej
Tę uroczą refleksyjną opowieść o trudnej przyjaźni, miłości i o życiu kończy zgrabnym esejem córka pisarza Maria Konwicka. Zadając pytanie "Dlaczego kot Iwan chce być celebrytą?", opowiada o "życiu po życiu" kota Iwana. O tym, jak wpłynął na losy mieszkania, w którym przeżył 18 lat w rodzinie Konwickich i jak się o tę rodzinę nadal stara "z zaświatów". Dowodzi jak ważne jest, aby współcześni ludzie pojęli, że zwierzęta też mają swoją wrażliwość, osobowość, że cierpią, kiedy traktuje się je źle i przedmiotowo. Choć nie ma wielkich złudzeń, pragnęłaby, aby książka o Iwanie miała w tym swój udział.

Biografia kota Iwana Konwickiego z domu Iwaszkiewicz jest uroczą, niezwykle mądrą opowieścią o relacji człowieka z kotem, relacji niełatwej, a przecież głębokiej i trwałej. Pięknie ilustrowana i starannie wydana stanowi przy tym przyjemną dla oka i ducha edytorską całość. Cieszy, że Konwicki wciąż do nas mówi i to o sprawach najbardziej istotnych: o miłości, przyjaźni - ich blaskach i cieniach.

Książka Tadeusza Konwickiego z ilustracjami Danuty Konwickiej: "Iwan Konwicki, z domu Iwaszkiewicz" ukazała się w Wydawnictwie Znak.

1 komentarz:

  1. Piekne,moj kotus mial na imie Miszka.Byl cudownym rudzielcem.i byl calusny i milusi.Imie pasowalo jak ulal.Wolalam go na sniadanie z okna Myniu Myniu a on biegl przez oplotki,Auta zatrzymywaly sie aby podziwiac jego urode,gdy wygrzewal sie na parapecie..

    OdpowiedzUsuń

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty