piątek, 5 sierpnia 2022

Oniryczny teatr Jacka Malczewskiego. Subiektywnie o wystawie "Malczewski romantyczny"

Nieprzypadkowo wybrałam na początek ten właśnie Autoportret Jacka Malczewskiego, namalowany w 1920 roku, skupiają się w nim bowiem rozmaite wątki i tematy jego twórczości. Wątek patriotyczny w tle, a na pierwszym planie sam artysta, ubrany odświętnie i trzymający w ręku nie pędzel bynajmniej, ale różdżkę. "Malczewski teatralny", chciałoby się powiedzieć, ale jego imaginarium osadzone jest w historii, także własnej. "Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą" – deklarował. Po obejrzeniu wystawy "Malczewski romantyczny" chciałbym przyjrzeć się kilku obrazom wnikliwiej, aby pokazać oniryczny teatr Malczewskiego, tak bowiem postrzegam jego malarstwo.

Jacek Malczewski, Autoportret [Zwycięstwo polskie 1920], 1921, Muzeum Okręgowe w Tarnowie,
fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Do końca lipca tego roku Muzeum Narodowe w Krakowie prezentowało ponad 150 prac Jacka Malczewskiego na wystawie "Jacek Malczewski romantyczny", której kuratorką była Urszula Kozakowska-Zaucha. Była to okazja nie lada - zobaczyć oryginały płócien malarza, ba, całych cykli, które często w ogóle dostępne nie są. Interesująca też była sama koncepcja wystawy - widzowie spacerowali duktem trzech przewodnich tematów. Pierwszym z nich była Syberia i Sybiracy w dramatach Juliusza Słowackiego, a więc temat inspirowany literaturą romantyczną, głównie ulubionego pisarza ojca malarza, a także jego samego; drugim - tradycja ludowa, również wywodząca się z romantyzmu, trzecim - postać artysty. Znamienne, że mimo wyraźnych w epoce Młodej Polski związków z romantyzmem (jedną z jej nazw był nie bez przyczyny neoromantyzm), Malczewski - jak każdy wielki artysta - tworzy dzieła oryginalne, w których odnaleźć możemy jego własne obsesje i tematy, a także rozpoznać indywidualny język. Podobnie jest w przypadku Stanisława Wyspiańskiego, którego dyskurs z romantyzmem widoczny jest na różnych poziomach w "Weselu", czy z Leśmianem, którego klechdy przyszły mi na myśl, gdy oglądałam fascynujący cykl z rusałkami. Obrazy Malczewskiego są mimo wszystko takimi odrębnymi światami, które rozgrywają się w duszy malarza i pochodzą z jego wyobrażeń i snów. Sam zresztą tak to postrzegał. W liście z 1894 roku pisał:

"... we łbie moim tak jak zawsze przesuwają się obrazy, światła i cienie, i postacie. Wrażenia odczute niegdyś uplastyczniają się, obrazy niegdyś widziane wracają albo się przenoszą na płótno, albo giną zacierane nowymi - i tak jest, i będzie przez całe życie".

Popatrzmy więc na obrazy Jacka Malczewskiego nie tylko jak na dzieła wyrosłe z inspiracji romantyzmem, ale także jak na fascynujące światy pełne zagadek i tajemnic - rodzaj teatrum, które - za sprawą malarskich przedstawień - rozgrywa się na naszych oczach.

Sybir romantyków i Malczewskiego


Jacek Malczewski, Śmierć Ellenai | 1907, fragm. Muzeum Pałac w Rogalinie,
fot. Marek Cisek
Doświadczenie Syberii ukształtowało całe pokolenia Polaków i nie było ono wyłącznie doświadczeniem romantyków, jednakże to oni przede wszystkim wpłynęli na nasz sposób postrzegania tego tematu. Szczególnie Adam Mickiewicz w obrazach "niewinnych chłopców" - owego ziarna, z którego wykiełkuje kiedyś wolność, w mesjańskim  Widzeniu Księdza Piotra czy obrazie Sybiru jako "Krainy pustej, białej i otwartej" w Ustępie III części Dziadów wpłynął (i nadal wpływa) na nasze wyobrażenie Syberii i polskiego losu. Odpowiedzią na mesjańską wizję narodu był Anhelli Juliusza Słowackiego, w którym autor dostrzega, że zgnębiony klęską naród przeżywa głęboki kryzys i rozchwianie wartości. Akcja utworu, który stał się inspiracją dla Malczewskiego, rozgrywa się na Syberii, która w poemacie przybiera postać dantejskiego piekła. Szaman, podobnie jak Wergiliusz Dantego, oprowadza Anhellego po ziemskim piekle Polaków. Syberia jest piekłem ludzi skazanych na zatracenie i tylko konfederaci - najstarsi wygnańcy - potrafią sprostać nieszczęściu i umierają ze słowem "Ojczyzna" na ustach. Anhelli ogląda wszystkie kręgi polskiego piekła - począwszy od tego, w którym znajdują się dzieci, z głodu przymilające się do popa i uczące nowej wiary, a skończywszy na najniższym kręgu, gdzie z tysiąca wygnańców pozostało już tylko dziesięciu przeklinających Boga, a jeden z nich ociera usta z ludzkiej krwi...Tylko jeden Anhelli jest czysty i niewinny, przeznaczony na "ofiarę serca", choć nie wie, czy Bóg tę ofiarę przyjmie. Wędrując przez piekło Sybiru Anhelli pragnie towarzystwa osoby, która pomogłaby mu znieść tak wielkie cierpienie. Okazuje się nią być zbrodniarka – Ellenai, która nawraca się, porzuca grzeszne życie i obdarza bohatera siostrzaną miłością. Kiedy Ellenai umiera, anioł zabiera ją do nieba, Anhelli zaś cierpi z powodu opuszczenia przez jedyną kochającą go istotę. 

Śmerć Ellenai, detal, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Jacek Malczewski szczególnie upodobał sobie postać Ellenai - wielokrotnie ją szkicował i malował. Najbardziej oryginalny wydaje się być obraz zatytułowany "Śmierć Ellenai" z 1907 roku, znajdujący się w zbiorach Muzeum Pałacu w Rogalinie. Przedstawia postać kobiecą ukazaną w perspektywie podobnej do "Opłakiwania zmarłego Chrystusa" Andrei Mantegni (1480). O ile jednak postać Matki Bożej opłakującej Syna  znajduje się w lewym górnym roku, o tyle postać Anhellego umieścił malarz na pierwszym planie, po prawej stronie. Nad Ellenai widoczny jest natomiast obraz Matki Boskiej Częstochowskiej - tak dla Polaków ważny i znaczący. Światło skupione jest na twarzy i nogach postaci, która wygląda raczej na uśpioną, nie zaś martwą. Taka kompozycja oraz inspiracja obrazem Mantegni pozwala ujrzeć w sylwetce Ellenai Ofiarę bezinteresownej miłości, którą w poemacie miał być Anhelli. Smutek i zaduma bohatera pierwszego planu pozwalają z kolei zobaczyć w tej scenie coś więcej niż tylko nawiązanie do tekstu Słowackiego - to dramat człowieka w obliczu utraty ukochanej, a zarazem przekonanie, że ta śmierć daremną nie jest. Również kolorystyka obrazu (światło, ciepłe brązy) kojarzy się z życiem, a nie ze śmiercią. Przypomina scenę teatralną, która rozgrywa się w wyobraźni bohatera pierwszego planu. 

Kreowanie fantastycznych światów i miłosna transgresja


Boginka w dziewannach, 1888, z cyklu Rusałki, Muzeum Uniwersytetu
Jagiellońskiego w Krakowie, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Spośród obrazów oglądanych na wystawie moją uwagę zwrócił także cykl zatytułowany "Rusałki" (1888), którego światło, kolorystyka i rozgrywające się sceny pełne są ukrytych znaczeń. Ich fabuły zaczerpnięte zostały z klechd ludowych i można dostrzec w tych obrazach podobną do romantycznej fascynację światem zjaw, upiorów, świtezianek... Z romantyczną transgresją mamy do czynienia już w programowej balladzie Adama Mickiewicza: "Romantyczność", w której narrator wprost deklaruje, że świat należy poznawać sercem, a nie rozumem. W balladach "Świteź", "Świtezianka", "Rybka" pojawiają się tajemnicze postaci dziewcząt żyjących w wodnej topieli - pięknych, pociągających i niebezpiecznych zarazem. Rusałki, majki, dziwożony, będące bohaterkami obrazów Jacka Malczewskiego, wywodzą się wprawdzie z ludowego imaginarium, podobnie jak postacie romantycznych ballad, ale bliżej im do "Klechd polskich" Bolesława Leśmiana. Topielice wabią strzelców i wieśniaków swoją urodą i miłym głosem, potrafią załaskotać na śmierć albo porywają swoje ofiary w otchłanne głębie. Jacek Malczewski stworzył, podobnie jak Leśmian, własną wizję rusałek. W jednym z listów pisał o jednej z wymyślonych przez siebie fabuł:

"I powstała, i została baśń po jego śmierci na wsi rodzinnej, że był młody człowiek, który szukał jakiegoś ideału kobiecego i że ten ideał po śmierci znalazł, bo wieczorami ukazuje się ten topielec w uściskach dziwożony, wśród oparów i mgieł; praczki biorące wodę wieczorem widują go czasem".

Topielec w uściskach dziwożony, 1888, cykl Rusałki, Muzeum Uniwersytetu
 Jagiellońskiego, detal, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek

Owa baśń o poszukiwaniu ideału, który okazuje się śmiercionośny, stanie się idiomem wielu obrazów Malczewskiego, nie tylko cyklu "Rusałki". Z podobną metafizyką zetkniemy się u Leśmiana. W klechdzie o rusałce Majce główny bohater o znaczącym nazwisku Dziura (oznaczającym jakiś immanentny brak) odczuwa permanentny brak czegoś nieokreślonego i kiedy podczas Zielonych Świątek (w ludowej interpretacji jest to dzień rusałek) wraca z karczmy do domu, spotyka Majkę z pięknym złotym warkoczem, podobnym do splotów węża, oraz ogonem rybim w miejsce nóg. Dziura jest nią oczarowany i pragnie zatopić się w "nieskończoności wodnej", spojrzeć na jezioro jej oczami.. W dodatku Majka zakochuje się w nim bez pamięci i nawet nie pragnie go załaskotać - jest mu oddana i wierna. To dzięki niej Dziura doznaje uczuć metafizycznych: "Dusza jego, dotąd połowiczna, uzupełniła się snem niespodzianym. Wiedział, tylko, że z drogi nie zawróci i że mu dusza w piersi się panoszy i rozrasta, niby stóg siana, widłami przysparzany". Wprawdzie klechda ma komiczne zakończenie, ale to jest jak rozładowanie napięcia i powrót do rzeczywistości. Metafizyczne transgresje nie trwają wiecznie...

Podobne myśli znajdziemy na obrazach Jacka Malczewskiego. "Boginka w dziewannach", bujająca wśród kwiatów, ubrana w różową szatę i żółty czepek, jest dla otaczających ją pastuszków przedmiotem zachwytu i grozy jednocześnie. Przerażony pastuszek, lekko odwrócony w jej stronę, próbuje bezskutecznie ominąć ją wzrokiem, ale stoi jak zamurowany. Dziewczynka po prawej nie kryje przerażenia.  Otacza ich metafizyczna pustka. Obraz namalowany w brązowej tonacji (tło i pastuszkowie), a w jego centrum tajemnicza zjawiskowa postać w barwach jakby nie z tego świata, choć jeśli się przyjrzymy uważnie, dostrzeżemy pod różową szatą zwykłą brązową spódnicę i bose nogi. Może kiedyś była pastuszką jak oni?  Dodajmy, że słowo "dziewanna" jest również wieloznaczne: może być imieniem prasłowiańskiej bogini dzikiej przyrody, może też oznaczać staropolskie dziwy, dziwoki „dziki”. Być może Malczewski przedstawił w ten sposób lęk przed czymś dzikim i nieokiełznanym, będącym częścią ludzkiej natury..?

Topielec w uściskach dziwożony, 1888, cykl Rusałki, Muzeum
Uniwersytetu Jagiellońskiego, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Jeszcze ciekawszy zdaje się być obraz tego cyklu, zatytułowany "Topielec w uściskach dziwożony", a to za sprawą niezwykłego światła. Właściwie cała akcja rozgrywająca się na obrazie zawiera się w jego tytule. Kim jest dziwożona? Otóż jest to żeński demon wywodzący się z wierzeń dawnych Słowian, wedle których porywała ona młode kobiety i mężatki, a także niemowlęta. Malczewski przedstawił tę postać nieco inaczej. Scenę porwania obserwują trzy młode dziewczyny, które przyszły nad rzekę zaczerpnąć wody. Wschodzące słońce pada na ich twarze i sylwetki. Po prawej stronie dziwożona unosi w ramionach martwego topielca. Nie wiemy, czy miała jakiś udział w jego zatonięciu, ale w tej scenie trzyma bezwładne ciało w mocnym uścisku i odwraca twarz w kierunku młodych wieśniaczek. Jest słabo widoczna, bo znajduje się w strefie cienia. Pomiędzy nią a dziewczętami połyskuje wąski strumień światła odbitego od wody, przypominający granicę pomiędzy dwoma światami: życiem i śmiercią. Dziewczyna, która czerpie wodę z rzeki, wykonuje swą czynność mechanicznie, bo cała jej uwaga skupiona jest na dziwożonie. Pozostałe dwie stanęły jak wryte i również obserwują tę scenę, każda na swój sposób. Jest coś fascynującego w tym nagłym zderzeniu życia i śmierci, mroku i światła. Z tych samych powodów obraz przykuwa również uwagę widza.

                                Autokreacje artysty, czyli teatr jednego aktora


Tobiasz i Parki, 1912, Fundacja im. Raczyńskich przy Muzeum
Narodowym w Poznaniu, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Autoportrety Jacka Malczewskiego są wyjątkowo liczne. Jest zarazem ich "twórcą i tworzywem", by zacytować kultowy polski film "Rejs". Pod tym względem dorównuje Rembrandtowi, ale przekracza pewne granice, nie tylko studiując swoją twarz w różnych okresach życia, ale także odgrywając rozmaite role, m. in. Chrystusa czy św. Jana Chrzciciela, ale także satyra czy obleśnego starca w "Zuzannie i starcach". Choć na pierwszy rzut oka wydaje się to narcyzmem w czystej postaci, to jednak dostrzegamy, że czyni to w sposób bliski romantycznej ironii. Podejmując temat artysty, tak istotny w dobie romantyzmu (artysta geniusz, kreator światów, jak Konrad w "Dziadach") czy później - w okresie Młodej Polski (artysta - albatros, człowiek wewnętrznie wolny, indywidualista, który przedmiotem sztuki czyni własną "nagą duszę"), dotyka tych wszystkich aspektów, tworząc zarazem własne wyobrażenia - rozmaite i wieloznaczne. Nie jest przy tym artystą "nawiedzonym", raczej ironistą, a nawet autoironistą. Istotną rolę w życiu artysty odgrywają jego muzy. Podobnie jak Adam Mickiewicz miał swoją Marylę czy Norwid - Marię Kalergis, tak Malczewski przedmiotem swojej fascynacji i inspiracji uczynił Marię Balową, którą wielokrotnie utrwalał na płótnie. Oczywiście, podobnie jak Mickiewicz, monogamistą bynajmniej nie był. 

Spośród obrazów, na których utrwalił siebie w towarzystwie kobiety (kobiet), wybrałam zaledwie trzy, ale za to każdy z nich ukazuje innego Malczewskiego i nader skomplikowane relacje malarza z płcią piękną. Pierwszy z nich, zatytułowany "Tobiasz i Parki", zdaje się nawiązywać w sposób autoironiczny do dwóch źródeł: biblijnego i mitologicznego. Jak wiadomo, w Księdze Tobiasza ojciec głównego bohatera (także Tobiasza) ślepnie i syn udaje się na poszukiwanie lekarstwa w towarzystwie archanioła Rafała. Na obrazie znajdujący się na pierwszym planie mężczyzna, którego rysy jako żywo przypominają artystę, siedzi z pobożnie złożonymi rękami - on całkowicie zaufał... kobietom, którymi jest otoczony i które - jak mitologiczne parki, przędą jego los. W przeciwieństwie jednak do swych rzymskich odpowiedniczek, kobiety nie są ślepe i doskonale wiedzą, co robią. Za nimi - czwarta, która trzyma nożyczki, gotowa w każdej chwili przeciąć nić życia. Nie pozwala na to jednak zielonoskrzydły Atropos o twarzy Marii Balowej. 

Preludium, 1918, kolekcja prywatna, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek
Nie zawsze jednak Malczewski przedstawiał swoją muzę w tak jednoznacznie pozytywnym świetle. Świadczy o tym dyptyk korespondujących ze sobą dwóch obrazów. Pierwszy z nich, zatytułowany "Preludium", przedstawia ponętną kobietę ubraną w skąpy strój. W ręku trzyma jakieś narzędzie, ale największy niepokój budzi jej noga - owłosiona  i zakończona pazurami bestii. Oczywiście, ma twarz Marii Balowej.  Na drugim obrazie - "Finale" - widzimy tę samą kobietę, która z wyrazem triumfu na twarzy trzyma w prawej ręce jakiś krwawy ochłap (serce?), zaś u jej stóp spoczywa martwy mężczyzna o rysach artysty...Kobieta okazuje się bestią i modliszką, której wyrastają u ramion piękne skrzydła, kiedy w miłośnym akcie zniszczy mężczyznę. To, co było kuszącym preludium do miłosnej gry, okazało się dla mężczyzny tragiczne w skutkach. Kobieta  femme fatale (popularny w tym okresie motyw) ma twarz Salome na innym obrazie malarza.

Jacek Malczewski, Finale, 1918, kolekcja prywatna, fot. Marek Cisek
Uczucie pełne ambiwalencji, a jednak w jednym ze swoich wierszy Malczewski napisze:

Jak klejnot drogi

Bezcenny klejnot kształt twojego ciała
W coraz to inne kładłem objęć ramy
Chciałem byś była nieśmiertelna
i żywa bez mała

Jacek Malczewski fascynuje do dziś. Choć jego sztuka czerpie z rozmaitych źródeł, w tym z romantyzmu, to jednak pozostaje opowieścią o człowieku, który kocha, nienawidzi, poszukuje absolutu, a czasami jest tylko obleśnym satyrem, któremu w głowie tylko seks. Poza wszystkim inspiruje nas swoją nieokiełznaną wyobraźnią, nieoczywistymi skojarzeniami, ciekawymi historiami, dzięki którym patrzymy na jego sztukę jak na fascynujący teatr, w którym mamy też swoją rolę do zagrania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

59. Międzynarodowy Festiwal Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju

Już w czerwcu kolejna (pięćdziesiąta dziewiąta!) odsłona Międzynarodowego Festiwalu Henryka Wieniawskiego w Szczawnie-Zdroju! Festiwal hołdu...

Popularne posty