26 maja w Narodowym Forum Muzyki zabrzmi koncert "Symfonia londyńska". NFM Filharmonię Wrocławską poprowadzi Paul McCreesh, a w roli solisty wystąpi skrzypek Ning Feng. Przed koncertem (godz. 17.30, VIP-Room) posiadaczy i posiadaczki abonamentu symfonicznego zapraszamy na spotkanie z dyrygentem Paulem McCreeshem.
Paul McCreesh, fot. materiały prasowe |
Paul McCreesh to artysta niezwykle ceniony za interpretacje dzieł muzyki baroku. Jednak obszerny repertuar tego wybitnego dyrygenta obejmuje także kompozycje stworzone w XX wieku. Podczas koncertu z NFM Filharmonią Wrocławską zabrzmią dzieła dwóch wybitnych angielskich twórców.
Koncert skrzypcowy h-moll op. 61 Edwarda Elgara zaliczany jest do najlepszych dzieł tego gatunku napisanych przez brytyjskiego kompozytora. Prace nad tym utworem trwały prawie dwie dekady. Twórca zaczął szkicować dzieło już w 1890 roku, jednak impulsem do rozpoczęcia właściwych prac była prośba o napisanie koncertu wyrażona przez wybitnego skrzypka Fritza Kreislera. Wysiłek się opłacił– prawykonanie dzieła w 1910 roku okazało się wielkim sukcesem, a publiczność była zachwycona. Także sam Elgar nie krył się z entuzjazmem wobec koncertu: „Jest dobry! Strasznie emocjonalny! Zbyt emocjonalny, ale kocham go!”. Podczas słuchania zakończenia drugiej części dzieła twórca powiedział swojej przyjaciółce: „tutaj dwie dusze łączą się i stapiają ze sobą”. Partia solowa stanowi poważne wyzwanie dla skrzypka – nie tylko ze względu na długość trwania utworu, ale także z powodu wielu trudności technicznych. Nie są to jednak nigdy puste wiolinistyczne popisy – są one organicznie wplecione w narrację i mają swoje uzasadnienie w strukturze utworu.
Ning Feng, fot. Lawrence Tsang |
Drugie dzieło w programie koncertu, czyli II Symfonia „Londyńska” Ralpha Vaughana Williamsa, zabrzmiało po raz pierwszy zaledwie cztery lata po Koncercie skrzypcowym Elgara. Chociaż jego twórca zapisał się na trwale w historii jako autor dzieł nawiązujących do angielskiego folkloru i muzyki staroangielskiej, to tak naprawdę pociągało go pełne ruchu i wrzawy życie wielkiego miasta. Stwierdził kiedyś pół żartem pół serio, że dzieło powinno tak naprawdę nosić podtytuł „Symfonia londyńczyka”. Początkowo Vaughan Williams odmawiał komentowania symfonii i twierdził, że jest to dzieło muzyki absolutnej, jednak na prośbę dyrygenta Alberta Coatesa dostarczył komentarz, w którym wyjaśniał, co przedstawiać ma każde z czterech ogniw. Jednak nawet pozbawiona tych wyjaśnień symfonia jest niezwykle atrakcyjna dla słuchającego – zorkiestrowana została z wyczuciem, pełna jest też chwytliwych, zapadających w pamięć melodii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz