środa, 4 października 2017

Swietłana Aleksijewicz: "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" /recenzja książki/

Piszę nie o wojnie, ale o człowieku na wojnie. Piszę historię nie wojny, ale uczuć. Jestem historykiem duszy - mówi o sobie autorka znakomitych reportaży.

Swietłana Aleksijewicz, fot. Wikipedia

Jednym z zagranicznych gości tegorocznej edycji krakowskiego Festiwalu Conrada (19-25  października 2015 r.) będzie Swietłana Aleksijewicz. Autorka znana i nagradzana, o której mówi się, że ma szansę na Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury. Spotkanie "Rosja nie ma w sobie nic z kobiety", z udziałem pisarki, rozpocznie tegoroczny festiwal.  Nawiązuje do uhonorowanej w 2011 roku Nagrodą Angelusa książki "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", którą recenzuję poniżej.

Wydawnictwo Czarne

Historyk nie wojny, lecz duszy


Zamysł napisania reportażu o walczących na wojnie kobietach powstał jeszcze pod koniec lat 70. Autorka zapamiętała swoją niechęć do książek o wojnie, a jednocześnie  utkwił jej w pamięci fakt, że o wojnie mówiło się ciągle i wszędzie.

Nie znaliśmy świata bez wojny, świat wojny był jedynym znanym nam światem, a ludzie wojny - jedynymi znanymi nam ludźmi - czytamy na wstępie. W jakimś  sensie ta książka musiała więc powstać. Jednak Aleksijewicz uznała, że do tej pory wojnę wspominali mężczyźni, a kobiety milczały, choć również brały w niej udział. Pisarka postanowiła więc opisać wojnę z punktu widzenia kobiet. I nie chodzi tu o zwykłą sprawiedliwość. W każdym razie nie tylko o to. Wojna w perspektywie kobiecej ma zupełnie inny wymiar - bardziej emocjonalny, pozbawiony pomnikowego bohaterstwa, ludzki...  Gdyby jednak na tym zakończyć, historie kobiet byłyby tylko jakąś częścią wielkiej Historii. Tymczasem  kiedy czyta się wypowiedzi bohaterek i samej Aleksijewicz, zaczynamy rozumieć, że stają się one również naszą historią - uniwersalną opowieścią o życiu, cierpieniu i umieraniu. A także o miłości - nawet w tak strasznych czasach ludzie przecież  kochali. 

Muszę podejść do tego szerzej - pisze Aleksijewicz - pisać prawdę o życiu i śmierci w ogóle, a nie tylko prawdę o wojnie. Zadać pytanie Dostojewskiego: Ile człowieka jest w człowieku i jak obronić w sobie tego człowieka?" I dodaje uwagę niezmiernie ważną: Piszę nie o wojnie, ale o człowieku na wojnie. Piszę historię nie wojny, ale uczuć. Jestem historykiem duszy.

Spotkania z ludźmi, gromadzenie relacji oraz ich opracowanie zajęło pisarce wiele lat. Poza tym wydawnictwa odmawiały publikacji. Dopiero po siedemnastu latach można było powrócić do tematu. Zaczęła się pierestrojka i książkę wydano w nakładzie... dwóch milionów egzemplarzy! Spowodowało to lawinę listów i tak pojawiły się nowe, kolejne relacje. Albo stare, ale ongiś wykreślone przez cenzurę jako prawdę "niską, ziemską", a nie taką, która mówi o sprawach wzniosłych.

Pięćset spotkań, po których pozostały tylko głosy: chór, w którym czasem nie słychać słów, tylko płacz...


To nie jest kobieca sprawa - nienawidzić i zabijać


Do wojska zgłaszały się same. Chciały walczyć za ojczyznę, bo tak je wychowano. Opowiadają, jak trudno było im zabijać, zwłaszcza na początku. Były bardzo młode, naiwne, liczyły po 16 - 18 lat... Jedna z nich, strzelec wyborowy, wspomina, jak trudno było jej przyzwyczaić się do myśli, że zabiła człowieka. 
To nie jest kobieca sprawa - nienawidzić i zabijać - mówi po latach. Z wojny wróciłam siwa. Dwadzieścia jeden lat i bielusieńka. Do tej pory pamiętam zapach trupów . Pomieszany z zapachem machorki... A za chwilę doda, że gdy wracały z Niemiec do domu, nagle komuś wyskoczyła z plecaka mysz. Wszystkie, jak jedna, zaczęły piszczeć... 

Potem trzeba było zaczynać wszystko od początku: chodzić w kobiecych rzeczach, uczyć tego, co zwyczajne. A jednak po tylu latach zdarzają się bezsenne noce albo koszmarne sny. Nie tylko o tym, że strzelają do ciebie, ale także o tym, że przychodzą zabici, do których się strzelało... Przychodzą i patrzą...

Stamtąd, nawet jeśli się wraca żywą, to dusza będzie chora...

Kobiety opowiadają inaczej niż mężczyźni, chociaż nie jest im łatwo odnaleźć właściwe słowa. Mówią o tęsknocie za domem, za mamą, o miłości, o koniach i o ptakach, o tym jak starzeje się dusza, a także o lęku, że znajdą cię martwą ... w brzydkich męskich gaciach...


Potrzebny jest poeta... Jak Dante...


Gdzie są te słowa - mówi jedna z nich. Potrzebny jest poeta... Jak Dante... A jednak znajdują je, swoje własne słowa, własne historie, choć to trudne, a czasami niemożliwe.  Takie sytuacje  niemocy wobec własnych przeżyć Aleksijewicz zapisuje również.
Zdarzają się wśród nich opowieści zupełnie niezwykłe, jak ta, w której bohaterka opowiada, jak w czasie bitwy pod Stalingradem ratowała rannego. Sanitariusze nie zdołali go zabrać - zginęli. Wtedy dziewczyna stanęła wyprostowana i zaczęła śpiewać swoją ulubioną piosenkę sprzed wojny. Wszystko ucichło. Niemcy i Rosjanie przestali strzelać, a ona - cały czas przekonana, że za chwilę zginie - położyła rannego na sanki i zawiozła go w bezpieczne miejsce. I cały przez ten czas nie rozległ się ani jeden strzał...

Opowiadają też o miłości, bo czyż człowiek może żyć bez miłości? Ale także o tym, że ci sami mężczyźni, którzy je szanowali i chronili w czasie wojny, nagle po wojnie porzucali i szukali innych kobiet, takich, które nie strzelały, nie zabijały... Opowiadają też o tym, jak po wojnie ciężko pracowały, aby odbudować kraj, a mimo to te, które trafiły do niewoli, uznawano za zdrajczynie i skazywano na katorgę.  

Opowiadają jak umierali przy nich ludzie - o zdziwieniu przed śmiercią, o tym, jak patrzyli, krzyczeli albo przeciwnie - umierali w milczeniu... Człowiek umiera, ale nawet wtedy nie podejrzewa, nie wierzy, że umiera.

Przytaczają również niezliczone anegdoty, jak choćby te dotyczące dyscypliny. Jedna z bohaterek nosiła męskie buty, za duże o kilka numerów, bo innych nie było. W tej sytuacji nie mogła iść krokiem marszowym, szczególnie że buty otarły jej nogi do krwi. Za karę otrzymała rozkaz odbycia dodatkowych wart. Zasalutowała, zrobiła w tył zwrot i ... wypadła z butów. Inna z kolei, pragnąc być choć przez chwilę kobietą, zakładała na noc kolczyki. Kiedyś, zmęczona i niewyspana, zapomniała je rano zdjąć i dostała reprymendę.


Ocalić serce


Wojna postawiła je w skrajnych sytuacjach, często nieludzkich. Ale było i tak, że - mimo nienawiści - opatrywały albo pożałowały niemieckiego żołnierza, dając mu kawałek chleba. Bo zobaczyły w nim człowieka. Człowiek nigdy nie zna swojego serca... 

Myślałam, że to koniec  mojej drogi - pisze w ostatnim rozdziale Swietłana Aleksijewicz - i tym samym daje do zrozumienia, że tu nie może być mowy o jakimś domknięciu tej opowieści. Ale telefon dzwoni i dzwoni. Znowu umawiam się na spotkania. Nikt się nie powtarza. Każda z nich ma swój własny głos. Jak w chórze. Wiem, że piszę książkę tak długą, jak ludzkie życie... I w ich czasie...

Ostatnia zapisana w tym tomie historia nie jest więc wcale ostatnia. Jednak słowa, które wypowiada bohaterka opowiadająca o tym, jak ratowała rosyjskiego i niemieckiego żołnierza, jest dla tych wszystkich historii dobrą puentą:

Nie można mieć jednego serca do nienawiści, a drugiego - do miłości. Człowiek ma jedno, więc zawsze myślałam o tym, jak to serce ocalić.


12 listopada 2015 r. ukazało się II wydanie tomu reportaży Swietłany Aleksijewicz "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" w tłumaczeniu Jerzego Czecha, nakładem wydawnictwa Czarne.

Recenzja ukazała się pierwotnie na portalu Kulturaonline.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wydarzenia w Muzeum Narodowym i oddziałach 25-28.04.2024

 Integracyjne spotkanie w pokoju zagadek dla dzieci głuchych i słyszących oraz spacer tematyczny szlakiem polskich malarek i malarzy - to wy...

Popularne posty