scena z filmu I am the Blues Daniela Crossa |
Na koniec relacji z 13. Millennium Docs Against Gravity Film Festival pragnę zwrócić uwagę na film, który poruszył we mnie czułe struny: "I am the Blues" w reżyserii Daniela Crossa. Stało się tak nie tylko dlatego, że był to bardzo dobry dokument, po projekcji którego widzowie mogli odbyć interesującą rozmowę z jego twórcą. Blues, zwłaszcza grany i śpiewany przez wykonawców z Delty Missisipi, był przez wiele lat moją wielką pasją. Kiedy nie można było nawet marzyć o kupnie bluesowej płyty, w Programie III PR nadawane były cyklicznie od lat 70. audycje Marii Jurkowskiej "Blues wczoraj i dziś", dzięki którym nieźle orientowaliśmy się w tej muzyce. Była to zatem także podróż sentymentalna rymująca się jakoś z przesłaniem filmu Crossa.
Kanadyjczyk sfilmował środowisko starych bluesmenów - dziś osiemdziesięciolatków, dla których ta muzyka była jedyną możliwą formą artystycznej wypowiedzi - wyśpiewania swoich problemów, których dla ciemnoskórych Amerykanów na Południu Stanów było szczególnie dużo. Śpiewali więc o tym, co przeżywali, tworząc rodzaj dialogu z bywalcami bluesowych klubów. Taka społeczność - mocno zintegrowana, przeżywająca podobne problemy egzystencjalne, "czująca bluesa", została przez reżysera również utrwalona w filmie. Jednakże i bluesmeni, i ich słuchacze to świat odchodzący w przeszłość. Potwierdzali to wielokrotnie bohaterowie filmu, świadomi tego, że reprezentują świat, który zanika.
Film przenika wprawdzie owa atmosfera nostalgii za czymś, co bezpowrotnie odchodzi, ale jednocześnie nie brakuje tu wszechobecnego humoru i dystansu do tego, co nieuniknione. Swoje emocje i przemyślenia muzycy wyrażają przede wszystkim w śpiewie. Ścieżka dźwiękowa filmu jest bogata w liczne bluesowe nagrania, w tym także takie przeboje, jak "Rock me mama", który wykonuje z humorem para ... siedemdziesięciolatków.
Uwagę zwracają także zdjęcia Johna Price`a - nostalgiczne plenery obok licznych zbliżeń. Operator przybliża twarze bohaterów, detale nierzadko fantazyjnych szczegółów ich ubioru, sposób gry... Zbliżenia te mówią nawet więcej niż często nieudolne słowa. Dzięki muzyce i zdjęciom wierzymy, że oni SĄ bluesem i rozumiemy, co to naprawdę oznacza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz