wtorek, 5 grudnia 2017

Ewa Stachniak: Gdyby caryca Katarzyna żyła współcześnie, byłaby celebrytką /wywiad/

Ewa Stachniak, foto Barbara Lekarczyk-Cisek

Barbara Lekarczyk-Cisek: W najnowszej powieści ”Cesarzowa nocy” powraca Pani do swej bohaterki – Katarzyny Wielkiej. W żadnej z wcześniejszych książek nie poświęciła Pani bohaterce tyle uwagi. Co sprawiło, że tak się stało tym razem?

Ewa Stachniak: Było tak dużo wcieleń Katarzyny, że od samego początku wiedziałam, że chcę na nią spojrzeć z dwóch punktów widzenia. Przy tak skomplikowanej postaci, która jest interesującą kobietą XVIII wieku, jedną z najbardziej potężnych monarchiń wszechczasów, warto było zatrzymać się na dłużej. Jest bowiem Katarzyna – kochanka, Katarzyna – matka, Katarzyna – babka, Katarzyna – kolekcjonerka sztuki, Katarzyna – polityk… Zamierzałam więc na nią spojrzeć z zewnątrz, ale chciałam też usłyszeć jej myśli. Mogłam wprawdzie zrobić to w jednej książce, są bowiem takie literackie pierwowzory, np. "Fingersmith" Sarah Waters. Ostatecznie zdecydowałam się na dwie powieści, które można czytać niezależnie od siebie.

O ile w „Katarzynie Wielkiej” występowała bohaterka – narratorka imieniem Barbara, o tyle w ”Cesarzowej nocy” narratorką jest sama Katarzyna. Jednocześnie wprowadza Pani precyzyjnie czas akcji, który jest zarazem bardzo rozciągliwy. Widzimy całe życie umierającego człowieka. Co daje taka perspektywa narracyjna?

Katarzyna opowiada swoją historię z punktu widzenia kobiety posiadającej władzę, która jej skutecznie używa. Jednocześnie chciałam ją niejako ”złapać” w takim momencie, w którym  już nie chce nikim manipulować. Myśli natomiast o swoim życiu, wspomina – dla samej siebie. Podobnie jak my, pamięta z dziesiątków lat kilka scen.
Natomiast im bardziej zbliżamy się do czasu teraźniejszego, tzn. kiedy Katarzyna wspomina intrygi pałacowe ostatniego lata, pojawiają się rozbudowane sceny: spotkanie z wnukami, z architektem, z lekarzem… Jest to historia opowiedziana tak, jakby ktoś pisał pamiętniki dla potomnych.
Chciałam dotrzeć do Katarzyny, która wreszcie musi przestać być carycą Rosji. Musi stać się po prostu człowiekiem, kobietą u progu śmierci, która widzi teraz konsekwencje decyzji podjętych w młodości. Należą do nich np. jej relacje z synem, które teraz zaowocują częściowym zniszczeniem Rosji.
Taka narracja dawała mi podobne możliwości. Jest to bowiem rodzaj spowiedzi – myśli osoby umierającej. Oto kobieta mająca władzę absolutną nie panuje nad własnym ciałem. Jest sparaliżowana.

Ukazuje Pani Katarzynę w pozytywnym świetle. Dzięki Pani nie rażą nas jej liczne romanse czy bezwzględna polityka ekspansji, także kosztem Polski. W Pani powieści caryca jest pracowita, inteligentna, otwarta na mądrych doradców. Redaguje nawet zasady moralne, które świadczą o jej humanistycznym zarządzaniu ludźmi. Jednocześnie zaś przedstawia Pani polskiego króla Stanisława Poniatowskiego jako człowieka słabego i bez charakteru, kompletnie od Katarzyny zależnego…

Nawet gdybym chciała dać bohaterom inne życie, muszę się jednak opierać na źródłach, skoro piszę powieść historyczną. Katarzyna rzeczywiście tak pracowała, tak żyła, taką była władczynią. Nad wszystkim się zastanawiała. Pewne decyzje podejmowała nie dlatego, że tak chciała, ale dlatego, że musiała. Nawet jeżeli nie były moralnie uzasadnione. Była świadoma swoich uwarunkowań. Zawsze mawiała, że jeżeli nie może jakiegoś problemu rozwiązać, to musi się mu poddać. Starała się jednak przygotować grunt do zmiany. Uważała np., że jeżeli w przyszłości ma zniknąć pańszczyzna, to należy podjąć wysiłki edukacyjne. Aby Rosją rządziły w przyszłości nowe elity – trzeba edukować kobiety, które będą opierały wychowanie swych dzieci na rozumie, na współczesnej wiedzy pedagogicznej. Swoje wnuki kształciła w sposób zaplanowany. Od wczesnego dzieciństwa były wychowywane według zasad epoki rozumu.
Natomiast z królem Stasiem jest pewien kłopot… Muszę od razu zastrzec, że darzę go wielką sympatią. W ”Katarzynie Wielkiej” miałam pole do popisu, aby dać temu wyraz, ponieważ, gdy przyjechał do Petersburga, był młodym, wrażliwym, ciepłym, zakochanym człowiekiem. Natomiast obraz króla pod koniec życia, który jawi się dzięki jego obfitej korespondencji, jest o wiele mniej pociągający. Wysyłał do Katarzyny tysiące listów z różnymi prośbami, częstokroć zupełnie nierealistycznymi. Powinien był wiedzieć, że caryca odmówi mu wyjazdu do Rzymu, gdzie jego obecność mogłaby być politycznie wykorzystana przeciwko niej. Był od Katarzyny finansowo zależny. Wypłacała mu pensję, opłacała służących, finansowała wszystkie wydatki. Zachowały się rachunki. Jest to, w moim odczuciu, postać tragiczna.

Z jakich źródeł korzystała Pani, pisząc powieść?

Opierałam się głównie na drukowanych biografiach i listach, m.in. listach do Patiomkina, pamiętnikach Poniatowskiego, na memoriałach politycznych Adama Czartoryskiego. Korzystałam także z prozy pamiętnikarskiej podróżników i polityków. Oczywiście, jednym z głównych źródeł były listy Katarzyny. Była świadoma, że to, o czym pisze, stanie się publiczną własnością. Myślę, że gdyby żyła współcześnie, z pewnością byłaby na Facebooku taką osobą, która nigdy się nie odsłania, lecz kreuje.

Powieść jest tak barwna i pełna szczegółów obyczajowych, że czytając ją, ma się nieodparte wrażenia, że człowiek staje się częścią tego świata.

Bardzo mnie to cieszy! Przygotowując się do pisania, gromadzę różne materiały źródłowe. Mam świadomość, że konkretny szczegół zawsze przewyższa ogólnikowe stwierdzenie. Kiedy zaczynam pisać, mam już sporo gotowych elementów dotyczących np. wnętrz, obyczajów, strojów… Kiedy czytam, jak fryzowano włosy w XVIII wieku, domniemywam, że tak samo czesano moją bohaterkę. Tych szczegółów dostarczyła mi zresztą także sama Katarzyna, która w swoich pamiętnikach pisze szczegółowo o różnych rzeczach.

Nad czym Pani obecnie pracuje? Kim jest Pani kolejna bohaterka?

Zaczęłam już pisać książkę poświęconą Bronisławie Niżyńskiej. Była młodszą siostrą słynnego tancerza Wacława. Oboje byli polskiej narodowości, choć urodzili się w Rosji, a tworzyli głównie na Zachodzie. Bronisława ponadto od 1914 do 1921 roku była częścią cudownej, rewolucyjnej awangardy w Rosji.
Intryguje mnie przede wszystkim bardzo utalentowana kobieta, która musi wyrastać w cieniu równie, jeśli nie bardziej utalentowanego brata.
Tym razem dużo więcej czasu niż przy innych powieściach spędziłam w archiwach. Bronisława od 1939 roku do wczesnych lat 70. mieszkała w Kalifornii i całe jej archiwum spoczywa w Bibliotece Kongresu w Waszyngtonie. To 160 pudeł zawierających listy, pamiętniki, zdjęcia, programy itd. Ja jednak nie mogę i nie chcę pisać biografii. Chcę napisać powieść.


Czekamy zatem na Pani portret Bronisławy Niżyńskiej. Dziękuję za rozmowę.

Wywiad został przeprowadzony w październiku 2014 roku i opublikowany na portalu Kulturaonline.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty