W powszechnym mniemaniu praca muzealnika jest zajęciem
benedyktyńskim i nudnawym. Otóż nic bardziej mylnego! Kiedy zajrzymy za kulisy
powstawania wystawy "Stwórcze ręce" (i zapewne nie tylko tej), okazuje się, że jej przygotowanie bliższe było pracy detektywa i stało się pełną
zaskakujących niespodzianek przygodą. Odkrywanie śladów wrocławskich mistrzów
złotnictwa i metaloplastyki miało też swoją dramaturgię...
Jacek Witecki z rzeźbą Vonki, fot. B. Lekarczyk-Cisek |
Poszukiwani
Na początku jest zawsze
jakaś niewiadoma. W opowiadaniu Artura Conan – Doyle a
"Pies Baskerville`ów" dr Watson bacznie ogląda laskę pozostawioną w
mieszkaniu Sherlocka Holmesa przez nieznajomego gościa i zachęcony przez
przyjaciela próbuje scharakteryzować jej właściciela. Zostaje za to pochwalony,
ale jego poczucie zadowolenia szybko zgaśnie, kiedy Holmes uszczypliwie
zauważy, że jego mylne wnioski są dla słynnego detektywa bardzo inspirujące...
Tak też było w
przypadku wystawy "Stwórcze ręce". Początkowo Dyrektor Muzeum
Narodowego Piotr Oszczanowski zasugerował kuratorowi wystawy -
Jackowi Witeckiemu, aby przygotował ekspozycję, która ukaże rzemiosło
artystyczne, a ściślej: złotnictwo okresu modernizmu. Jest to obszar bardzo
mało znany. Bezpośrednią inspiracją stała się w tym wypadku nie elegancka laska
z tajemniczą dedykacją, ale zakupiony na rynku antykwarycznym katalog
ofertowy z 1937 roku wrocławskiego złotnika Ericha Adolfa.
Katalog uświadomił nam
istnienie pewnego świata, o którym historia sztuki milczy - przyznaje Jacek Witecki. Od
Ericha Adolfa zaczęliśmy podążać dalej, co nie było proste, ponieważ wobec
braku obiektów w muzeum musieliśmy przedsięwziąć wyjazdy terenowe. Najpierw
udaliśmy się tropami owego skromnego katalogu Adolfa. I chociaż nie wszystko
się zachowało, wyjazdy zaczęły przynosić nadspodziewane owoce.
Pierwsze odkrycia
Zaczęło się od
klasztoru Sióstr Boromeuszek w Trzebnicy, gdzie przechowywane są dzieła z
warsztatu Ericha Adolfa. Tak poznano s. Olimpię, która stworzyła muzeum
klasztorne, w którym znajdują się świetnie zachowane obiekty z lat 20.
i 30. Są to niezwykłe monstrancje, wyposażenie kaplicy, świeczniki,
a także dokumentacja: oryginalne listy związane z zamówieniami, rachunki
itd. Można było dalej kontynuować poszukiwania, ponieważ siostry mają swoje
zakony także w innych miastach: we Wrocławiu i w Kam ieńcu
Ząbkowickim. Duży zespół dzieł złotniczych znaleziono we wrocławskim Kościele
pw. św. Maurycego. Ważna jest także postać ks. Paula Peikerta, który był
fundatorem tych dzieł.
Bardzo mnie to
poruszyło, że był taki człowiek, który poza napisaniem książki
"Kroniki dni oblężenia Wrocławia 22 I – 6 VI 945" fundował
takie piękne dzieła.
Dalsze poszukiwania
Z czasem odkryto, że
przy dzisiejszym Pl. Nankiera 9 znajdowały się obok siebie dwie pracownie
złotnicze: Ericha Adolfa i Alberta Greinera. O tym ostatnim nic nie było
wiadomo.
Dotarliśmy do jego
katalogu ofertowego - jedynego istniejącego egzemplarza, który znajdował się
w Bibliotece Papieskiego Wydziału Teologicznego we
Wrocławiu - relacjonuje
dalsze poszukiwania Jacek Witecki. Potem zaczęły pojawiać się kolejne
wątki, przede wszystkim związki z Miejską Szkołą Rzemiosła Artystycznego.
Tak zaczęły się pojawiać kolejne nazwiska osób, o których niewiele wiedzieliśmy
do tej pory, w każdym razie nie od interesującej nas strony.
Tak w obszarze
zainteresowań twórców wystawy pojawił się Gebhard Utinger -
szwajcarski architekt, malarz i projektant form użytkowych,
który uczestniczył w przebudowie i modernizacji kościoła
św. Bonifacego, gdzie wykonał polichromie ścian prezbiterium oraz
zaprojektował tabernakulum. Natomiast jego liczne projekty prac w metalu są mniej
znane. Innym artystą, na którego trop trafiono, był Hans Beyssell -
postać wybitna, a prawie zapomniana. Profesor w Miejskiej Szkole Rzemiosł
i Przemysłu Artystycznego we Wrocławiu, był złotnikiem
i metaloplastykiem. W latach 30. XX w. wykonał szereg prac na
zlecenia władz miasta Wrocławia. Były to nagrody wręczane honorowym
obywatelom lub też zwycięzcom biegów sztafetowych. Do najbardziej znanych
jego dzieł należał trybowany w miedzi herb Wrocławia
z 1935 roku, zdobiący wejście do wrocławskiego szpitala
Wszystkich Świętych. Kolejnymi odkryciami byli Hermann Diesener i Tillmann
Schmitz, najstarszy w tej grupie
artystów, czołowy
złotnik - secesjonista, etatowy mistrz techniki rzemiosła
we wrocławskiej Królewskiej Szkole Sztuki i Przemysłu
Artystycznego. W ogóle Miejska Szkoła Rzemiosł i Przemysłu
Artystycznego jest tym szczególnym miejscem, które kształciło nowoczesnych
artystów dizajnerów. Byli to ludzie, którzy dobrze się znali i przyjaźnili -
zarówno nauczyciele, jak i uczniowie. Tworzyli środowisko, które było kuźnią
poglądów na sztukę i na nowe trendy. Zostało unicestwione przez historię i
przestało istnieć w 1945 roku.
Trop prowadzi do Jaroslava Vonki
Był, jak poprzednicy,
nauczycielem Miejskiej Szkoły Rzemiosła Artystycznego. Postać niezwykła.
Przedstawiał się jako kowal, ale był kimś znacznie więcej - artystą bardzo
oryginalnym, który stworzył własny rozpoznawalny styl, inspirowany
ekspresjonizmem, art déco i sztuką ludową - świat fantastyczny, baśniowy
i pełen niezwykłych alegorii. Jego praca, przedstawiająca figurę
ogrodnika, stała się symbolem całej wystawy. Długo nie było wiadomo,
co symbolizuje, była bowiem fragmentem pewnej nieznanej całości. Dopiero kiedy
natrafiono na archiwalne zdjęcia należące do Vonki, znalezione po wojnie w
jednej z wrocławskich willi, udało się
rozwiązać tę zagadkę. Okazało się, że Ogrodnik jest częścią tarczy zegarowej i
wraz z figurą kobiety tworzą symbole życia i śmierci, zaś całość symbolizuje
upływ czasu.
Odkryliśmy dwa duże
archiwa Vonki -
opowiada Jacek Witecki. I nagle artysta ten urósł do tematu numer
jeden naszej wystawy. W pewnym momencie, dzięki różnym kontaktom i informacjom
od różnych osób, m.in. antykwariusza Leszka Nowaka oraz artysty kowala Ryszarda
Mazura, trafiliśmy do rodziny Vonki. Był to dla nas szok, kiedy ujrzeliśmy
w małym domku archiwum największych artystów przedwojennego Wrocławia. Vonka
utrzymywał kontakty z wieloma przyjaciółmi, więc zachowała się ogromna
korespondencja. Dzięki niej dowiedzieliśmy się także, jakie były wojenne losy
naszego bohatera. Trafiliśmy też na archiwum datowanych i opisanych zdjęć
należących do ucznia Vonki – Josefa Peška, które przedstawiają prace ich
obu.
Zachęceni odkryciem
zaczęli poszukiwania prac Vonki w Polsce. Tak trafili do Prudnika i dowiedzieli
się o istnieniu pięknej kraty zrealizowanej na zamówienie banku.
Vonka tak podziałał na
moją wyobraźnię -
zwierza się kurator wystawy - że chodząc po Wrocławiu zaczynałem sobie
wizualizować nieistniejące obiekty, których zaczęło mi nagle brakować... Był
wrażliwym na rzeczywistość człowiekiem, który miał niezłomne dążenie do nieustannego
rozwoju. Można by powiedzieć, że stworzył się sam, bo nie ukończył szkoły
wyższej, a jednak był znakomitym oryginalnym artystą, który czerpał z różnych
stylów, tworząc własną, niepowtarzalną sztukę. Aby się o tym przekonać,
wystarczy spojrzeć na ekspresjonistyczną rzeźbę przedstawiającą św. Elżbietę
czy kubistyczne szaty św. Jana Ewangelisty.
Znaczenie wielu dzieł
tego znakomitego artysty nadal pozostaje tajemnicą, stając się tym samym
inspiracją dla wyobraźni i własnych poszukiwań.
W roli Sherlocka
Holmesa wystąpił kurator Jacek Witecki.
Jacek Witecki jest absolwentem
Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Wrocławskiego a od 1994 r. pracownikiem
Galerii Rzemiosł Artystycznych i Kultury Technicznej Muzeum Narodowego we
Wrocławiu. Autor publikacji i wystaw poświęconych m.in. dawnemu złotnictwu i
bronioznawstwu.
Artykuł ukazał się na portalu Kulturaonline w kwietniu 2015 r.
"Stwórcze ręce. Sztuka metalu doby modernizmu we Wrocławiu" - przygotowania do wystawy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz