niedziela, 18 marca 2018

'Balladyna' w Teatrze Muzycznym Capitol /recenzja/

Spektakl Agnieszki Olsten, choć momentami oryginalny scenicznie, trudno jednak uznać za znaczącą propozycję odczytania romantycznego dramatu w pryzmacie współczesności. Zbyt jest niespójny i nierówny.


BalladynaJuliusza Słowackiego jest w istocie tragedią wyrosłą z ducha ”Makbeta” i ”Snu nocy letniej” W. Sheakespeare`a, zanurzoną – zwyczajem romantyków – w polskich  ”przeklętych problemach”. Jest więc z gruntu ponadczasowa. Pozostaje tylko problem, jak ją pokazać w teatrze. Kiedy Adam Hanuszkiewicz próbował na nowo odczytać  ten romantyczny dramat, krytycy nie pozostawili na nim suchej nitki, a z drugiej strony doceniali innowacyjność i dynamikę przedstawienia.  Dość przytoczyć tytuły recenzji:  ” Hanuszkiewicz, artysta czy uroczy kabotyn” (Jan Bończa-Szabłowski), ”Teatr hochsztaplerów” (Piotr Zaremba), ”Motorami po malinach, czyli sensacja na scenie” (Lucjan Kydryński). Pozostały te hondy na scenie i aura sensacji. Był to – jak to określiła Elżbieta Morawiec: sukces-skandal. Dziś takie, hm, ”nonszalanckie” (pozornie, bo przecież odkrywcze) traktowanie klasyków nikogo nie zdumiewa. Co zatem proponuje Agnieszka Olsten w swoim najnowszym spektaklu?
Balladyna w reż. Agnieszki Olsten, fot. Krzysztof Bieliński

Balladyna - feministka 

Balladyna” Agnieszki  Olsten jest ambitną próbą zmierzenia się z tekstem Słowackiego w sposób, który można by uznać za hm... niekonwencjonalny. Przedstawienie ma własną dramaturgię, która znacznie odbiega od oryginału. Rzecz dzieje się już po zdobyciu władzy przez główną bohaterkę, przeszłość zaś powraca w retrospekcjach. Daje to możliwość oceny wydarzeń w nowej perspektywie – zarówno z punktu widzenia postaci, jak i widza. Okazuje się jednak, że posiadanie władzy nie wpłynęło w znaczący sposób na świadomość i zachowanie Balladyny. Nie ma wątpliwości, że postąpiła właściwie i jest przekonana, że władza jej się należy, podobnie jak korona Piastów. Jeśli ma jakąś słabość, to jedynie w odniesieniu do Grabca, bo Kostryna unicestwia ”na zimno”. Natomiast jej erotyczny taniec z Grabcem – pijaczyną i podrywaczem – przypomina gody modliszki.

Balladyna, fot. Krzysztof Bieliński

Balladyna w interpretacji Agnieszki Kwietniewskiej przypomina bardziej współczesną feministkę, rozczarowaną mężczyznami, którzy nie tylko nie są dla niej odpowiednimi partnerami, ale przede wszystkim konkurentami do władzy. Przypominają portrety mężczyzn z filmów Almodovara – są słabi i mało interesujący, prymitywni i ograniczeni. Kirkor Adriana Kący występuje w złotej masce – do bólu sztuczny i egocentryczny ”złoty młodzieniec”. Znakomicie odśpiewana aria z opery ”Goplana” Władysława Żeleńskiego, z librettem Ludomiła Germana, w której bohater ćwiczy swoją partię solową, wykonując ją pod dyktando kobiety – mówi o nim bardzo wiele. Grabiec – były kochanek Balladyny – typ wiejskiego Don Juana, wiecznie nietrzeźwego i przekonanego o swojej nieodpartej męskości. 

Konrad Imiela jako Grabiec, Balladyna, fot. Krzysztof Bieliński

W interpretacji Konrada Imieli przypomina nieco postać gombrowiczowskiego Pijaka ze "Ślubu": symbolizuje pierwotne instynkty. Von Kostryn Błażeja Wójcika – wszechobecny cień Balladyny, na którego zawsze może liczyć, a który zarazem ”za dużo wie” – musi być wykluczony z gry, kiedy przestaje być niezbędny. Ten z kolei odchodzi z tego świata, podziwiając jej cynizm i konsekwencję.
Ostatecznie bohaterka samotnie zasiada na tronie, snując rozmowy z samą sobą. Z monologu wynika, że również matkę trzeba było ”usunąć”, bo była wyjątkowo denerwującą dewotką, szantażującą córkę emocjonalnie.  Wcześniej patrzyliśmy oczami bohaterki na jej relację z Aliną (Ewa Szlempo), która – rozmemłana i szpetna - wygląda, zachowuje się i wypowiada swoje kwestie w taki sposób, że nawet jesteśmy skłonni ”zrozumieć” Balladynę, dlaczego ją zabija: i ta postać jest prowokacyjnie irytująca.  

Balladyna, fot. Krzysztof Bieliński
Do ostatniego monologu bohaterki (fragm. ”Legendy” Stanisława Wyspiańskiego) wszystko rozgrywa się w konwencji groteskowej, jakby z punktu widzenia bohaterki, której taka perspektywa (śmiesznośći niejako "gorszość" innych) pozwala na więcej.
Postać Goplany, która w dramacie Słowackiego ”reżyseruje” i prowokuje do działania, ingerując co i rusz w świat ludzi, ponieważ – jak szekspirowska Tytania – zakochała się w śmiertelniku, w scenicznej koncepcji Agnieszki Olsten niewielki ma wpływ na to, co się dzieje. To Balladyna ma na wszystko wpływ, nie zaś jakiś niejasny, nadprzyrodzony świat. Jakby reżyserka chciała dobitnie zaznaczyć, że taka metafizyka jej nie interesuje. Owszem, posadziła Goplanę przy stole i pozwoliła jej nawet wygłosić kilka kwestii, ale głównie jest ona tego stołu ozdobą, a to za sprawą ubranej w piękny przeźroczysty kostium Justyny Antoniak, która symbolizuje raczej niedostępne piękno.

Muzyka i scenografia


Spektakl Teatru Muzycznego Capitol nie mógłby się obyć bez warstwy muzycznej, toteż aktorzy grają swoje role, śpiewając teksty, do których muzykę skomponować Kuba Suchar. W przypadku tego przedstawienia  jest to najsłabsza część spektaklu, ponieważ słowa są dobitnie zagłuszane przez muzykę, ale może o to właśnie chodziło.

Interesująca jest także scenografia Olafa Brzeskiego. Scena przypomina nieco plac budowy (nowego państwa?), a poza tym przedstawiono na niej symultanicznie zamek i las.
Niewielki stół po środku – z zasuszonymi kwiatami i paroma innymi rekwizytami, krzesła, a także jakieś materiały budowlane, służące von Kostrynowi za siedzisko – sygnalizują wnętrze mieszkalne, ale także jego otoczenie. Po prawej – metalowy stojak z łańcuchami, coś jakby szubienica, po lewej – duże lustro, które okazuje się ekranem. Postać ubrana we  współczesny roboczy strój, w którą wcielił się sam autor scenografii,  rysuje i pisze słowa, które wyświetlają się na owym ekranie.

Agnieszka Kwietniewska jako Balladyna i Błażej Wójcik jako von Kostryn,
fot. Krzysztof Bieliński

W ostatniej scenie Balladyna przebiera się we współczesny czarny strój i ”chrzci” złotem koronę, która de facto nie jest koroną, tylko wielką rozwidloną gałęzią. To, do czego dążyła, staje się ostatecznie źródłem jej klęski.
Spektakl Agnieszki Olsten, choć momentami oryginalny scenicznie, trudno jednak uznać za znaczącą propozycję odczytania romantycznego dramatu w pryzmacie współczesności. Zbyt jest niespójny i nierówny. Erwin Axer, wieloletni dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie, którego stulecie urodzin świętujemy, powiedział kiedyś: Reżyser powinien rozumnie przeczytać tekst sztuki. Czy o reżyserce i autorce koncepcji ”Balladyny” w Teatrze Muzycznym Capitol można to powiedzieć, niech ocenią sami widzowie.
Premiera ”Balladyny” Juliusza Słowackiego w reżyserii Agnieszki Olsten odbyła się 11 lutego 2017 roku w Teatrze Muzycznym Capitol. Kolejne spektakle: 14 i 15 lutego.

Recenzja ukazała się na portalu Kulturaonline 12 lutego 2017 roku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty