czwartek, 24 maja 2018

"Twarze, plaże" Agnes Varda: Opowieść o pamięci i przemijaniu /recenzja filmu/

Uroczy i lekki jak pianka film dwojga  tak różnych artystów opowiada o ludziach, o zmieniającym się świecie, o próbach zatrzymania czasu na fotografii i w filmowym kadrze. Jednocześnie w sposób nieomal niezauważalny, oglądając go, snujemy refleksje o pamięci i przemijaniu, a także ... o nas samych. Piękne, bezpretensjonalne, kameralne, a jednocześnie wielkie kino.

Agnes Varda i JR, kadr z filmu "Twarze, plaże"
Pomysł na film przypomina "Dziennik z podróży" Piotra Stasika, którego bohaterem jest wybitny polski artysta fotografik, Tadeusz Rolke. We francuskim filmie wiekowa już, bo blisko 90-letnia, Varda wyrusza z 33-letnim artystą fotografii samochodem - ciemnią, by utrwalać w różnych miejscach Francji ludzkie oblicza. Fotografie ozdobią potem ściany, mury i inne mniej oczywiste miejsca, nadając im szczególne znaczenie. Przede wszystkim jednak to fotografowani ludzie nabierają nowego znaczenia, często ku ich zaskoczeniu, a nawet wzruszeniu. 

Varda jest często pomysłodawczynią tego, kto i gdzie ma był fotografowany, bo - jak się okazuje - w większości są to miejsca znane jej z młodości. Sama jest nie tylko kultową reżyserką, której filmy mieliśmy okazję oglądać na retrospektywie 80-letniej wówczas artystki, podczas festiwalu Nowe Horyzonty w 2006 roku, Varda jest również fotografem. Jeden z jej pięknych poetyckich filmów, które wówczas zaprezentowano, nosił tytuł "Plaże Agnes" i to do niego nawiązują "Twarze, plaże". 

Samotna kobieta na górniczym osiedlu ze swoją fotografią
Zanim jednak, dzięki obojgu artystom, ożyje opustoszałe osiedle i przywołani zostaną nieżyjący znajomi z przeszłości, odwiedzają oni umierające górnicze osiedle, które również już niebawem odejdzie w przeszłość. Filmują jedną z nielicznych mieszkanek - prostą kobietę, którą dotąd nikt się nie interesował i nie tylko wysłuchują jej historii, ale również robią jej ogromne zdjęcie, które następnie JR przyklei do muru jej domu. Kobieta ze wzruszenia nie może mówić, a kiedy artyści odjeżdżają, widzimy wiele fotografii nieżyjących już górników - niegdyś mieszkańców tego osiedla, na murach ich domostw. Są jak freski przedstawiające inny czas i inną cywilizację - piękna, poruszająca scena... Jest takich scen znacznie więcej, bo w istocie jest to film o pamięci i przemijaniu.

Znakomicie skomponowany kadr z oknem w środku
Właśnie dlatego, aby ocalić od zapomnienia, powstają zarówno owe fotografie, jak też sam film. Ale to nie wyczerpuje jego znaczeń. Dla mnie jest to także film o tworzeniu i o tym, że człowiek jest twórczy bez względu na wiek. Zderzenie młodości i starości jest w tym filmie źródłem humoru, ale także nawiązuje do relacji uczeń - mistrz. JR odnosi się do Vardy jak do partnerki, a czasami "zapomina", ile ona ma lat. Jest w filmie zabawna scena, kiedy fotograf wbiega krętymi schodkami na dość wysoką wieżę, podczas gdy Agnes Varda wspina się na nią z trudem i dochodzi do połowy jej wysokości. Po czym mówi żartem, że ten wysiłek jest równoważny tygodniowym ćwiczeniom. Podobnie żartuje, gdy JR pyta ją, czy nie bała się, gdy podczas wizyty u okulisty otrzymała zastrzyk w oko.

Zawsze sobie w takich sytuacjach wyobrażam scenę z przecinaniem oka w filmie "Pies andaluzyjski" Bunuela - odpowiada. W porównaniu z nią mój zastrzyk to pikuś.

W "Plażach, twarzach" subtelny humor towarzyszy nam nieustannie, począwszy od czołówki, w której snuje się opowieść w stylu komedii omyłek - o tym, w jaki sposób artyści się nie poznali :-) Pozornie szorstki i zawsze schowany za okularami JR jest jednak ostatecznie kimś bliskim, kto - choć pozornie odmienny, bo młodszy o trzy pokolenia - jest jednak inicjatorem owego wspólnego projektu, dzięki któremu Varda uczestniczy w kolejnej, być może swojej ostatniej twórczej przygodzie.

Agnes Varda
"Plaże, twarze" to nie tylko film o pamięci, jednakże w swojej podstawowej warstwie jest  zapisem współczesnego życia i próbą refleksji nad nim. Widzimy, jak radykalnie się ono zmieniło. Duży zakład pracy w coraz mniejszym stopniu jest miejscem, gdzie wszyscy się znają i tworzą układ wzajemnych relacji. Fotograf utrwala obie zmiany pracujące w fabryce w geście wyciągniętych rąk. Zdjęcia te również znajdą się na murach zakładu, nadając im szlachetny, ludzki wymiar. A przy okazji okaże się, że jeden z fotografowanych pracowników jest w pracy po raz ostatni. Daje to pretekst do rozmowy o tym, czym zajmie się na emeryturze. "Najpierw się wyśpię" - próbuje żartować mężczyzna, ale wcale się nie uśmiecha. Najwyraźniej nie ma pomysłu na życie na emeryturze i bardziej jest przestraszony niż ucieszony swoją nieoczekiwaną wolnością. To problem wielu ludzi.

Fotografie na ścianie fabryki
Z kolei sfotografowana przez artystów kelnerka z ich ulubionej kawiarni przyciąga uwagę klientów, którzy robią sobie na tle jej powiększonego zdjęcia selfie. W rezultacie jej fotografie znajdą się powielone w Internecie w tysiącach egzemplarzy, co sprawi, że nagle nikomu nieznana skromna dziewczyna stanie się kimś rozpoznawalnym. Jej pryncypał ze zdumieniem kręci nad tym głową, a dzieci kelnerki są dumne z tego, że mama stała się sławna. O media, o tempora, chciałoby się wykrzyknąć. 

Zdjęcie kelnerki
Uroczy i lekki jak pianka film dwojga  tak różnych artystów opowiada o ludziach, o zmieniającym się świecie, o próbach zatrzymania czasu na fotografii i w filmowym kadrze. Jednocześnie w sposób nieomal niezauważalny, oglądając go, snujemy refleksje o pamięci i przemijaniu, a także ... o nas samych. Piękne, bezpretensjonalne, kameralne, a jednocześnie wielkie kino.

Agnes Varda i JR na tle jednego ze swoich zdjęć


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BIEGUNI Olgi Tokarczuk I NFM I 15. Leo Festiwal

W dniach od 9 do 19 maja 2024 r. odbędzie się 15. edycja Leo festiwal, tym razem zainspirowana powieścią Olgi Tokarczuk: "Bieguni"...

Popularne posty