wtorek, 1 stycznia 2019

Marek Żerański: „Chcę moją pełną wolność mieć” /recenzja teatralna/

W ramach Interdisciplinary  Fringe Festival , w Nurcie Off - Teatr, zaprezentowano m.in. autorski monodram  Marka Żerańskiego (Teatr Bywalnia), będący sceniczną adaptacją utworów niemieckiego poety romantycznego, Heinricha Heinego. Autorem oprawy muzycznej był Krzysztof Meisinger, grający na gitarze klasycznej utwory J.S. Bacha, A. Barriosa, F. Tarregi. 

Marek   Żerański w monodramie na podst. tekstów H. Heinego/ mat. organizatorów

Trwający 60 minut spektakl mógłby być – i był - poglądową lekcją romantyzmu. Chory i przykuty do łóżka poeta opowiada historię swego życia. Historię ukazującą człowieka pełnego sprzeczności i ciągle rozsadzającego ciasne schematy, w których musi egzystować. Typowo romantyczny powrót do „kraju lat dziecinnych” zawiera różnorodne refleksje na temat wagi tego okresu w życiu człowieka, m.in. wpływu rodziców, a także dziadków na ukształtowanie nie tylko charakteru i sposobu widzenia świata, ale także swoistej wyobraźni. Główną rolę w historii swego rozwoju przypisuje bohater matce i z nieco sarkastycznym humorem opisuje jak  z godnym podziwu uporem próbowała pokierować synem na drodze kariery wojskowej, potem handlowej, wreszcie prawniczej – za każdym razem ponosząc nieubłaganą klęskę. A przecież pragnęła tym sposobem ustrzec syna przed losem poety, powszechnie utożsamianym z biedą i nieszczęściem. Młody bohater studiował więc matematykę i buchalterię (dziś powiedzielibyśmy: księgowość), potem prawo rzymskie, którego nienawidził. Uważał je bowiem za spadek po „rzymskich złodziejach”, którzy stworzyli teorię własności pozostającą w sprzeczności z religią, moralnością i rozumem, a która obowiązuje po dziś dzień. Mimo presji, którą wywierała, aby pokierować jego życiem, poeta uważa on, że matka kochała go i że nigdy nie próbowała zawładnąć jego duchem czy sposobem myślenia.


Marek   Żerański w monodramie na podst. tekstów H. Heinego/ mat. organizatorów
Dzieciństwo poety to jednak przede wszystkim tajemnicze poddasze w domu wuja, gdzie mógł on do woli snuć różne fantazje i gdzie doznał wtajemniczenia – za sprawą pamiętników innego krewnego – w egzotykę Wschodu. Owa fascynacja orientem jest kolejną cechą romantycznego poety. Snuje fantazje o niezwykłych przygodach i podróżach, aż staje się „orientalnym sobowtórem” swego wujecznego dziadka. Tutaj także kształtuje się marzenie o wielkiej i nieszczęśliwej miłości. Dzieciństwo, marzenie, fantazje, sztuki tajemne i orient, tajemnicze sobowtóry, a także awanturniczy sposób życia i przekraczanie norm, także obyczajowych, wreszcie nieszczęśliwe miłości – cały ten romantyczny sztafaż odnajdziemy w monodramie Żerańskiego.

Jego największą zaletą jest bez wątpliwości bogactwo znaczeniowe tekstów Heinego i jego – do dziś aktualna - refleksja na rozliczne ważne tematy. Słabością monodramu jest „wszystkoizm”. Zafascynowany poetą aktor stara się powiedzieć jak najwięcej, abyśmy nie mieli wątpliwości, że „Heinrich Heine wielkim poetą był”. Wejście w rolę poety podkreśla fryzura, strój, romantyczny gest, ekspresja słowa, a także rekwizyty: kołyska, drzewo, kobiety – lalki. Najsłabszym elementem przedstawienia jest jednak – paradoksalnie – jego oprawa muzyczna. Aktor ma zupełnie nieustawiony głos, momentami fałszuje. Znamy sporo utworów Schuberta do słów Heinego, m.in. dowcipną „Młynarkę” czy mrocznego „Sobowtóra”, w znakomitych wykonaniach. Lepiej zrezygnować z jakiego środka ekspresji, jeśli wypowiedź na tym traci…

Na spektaklu, który widziałam 6 października 2011 roku we Wrocławiu, towarzyszącego aktorowi muzyka w ogóle nie było na scenie, co jeszcze bardziej podkreślało „sztuczność” tego akompaniamentu.
Chociaż monodram „Heine” Marka Żerańskiego sprawia momentami wrażenie niedopracowanego i nieco amatorskiego, to jednak zasługuje na życzliwą uwagę.

W programie teatralnym czytamy:
„Jednym z dalekich posiewów arcyciekawego dzieła Heinego jest przedstawiany państwu spektakl. Niedoskonały i ograniczony, jak wszystko w świecie. Jest on krokiem w moich własnych dążeniach wpatrzonych w  twórczość mistrza z Düsseldorfu. Mam nadzieję, że krokiem w przód.”

Płynące ze sceny żywe słowo poety mimo wszystko porusza, tak jak zapewne poruszyło młodego aktora do tego stopnia, że postanowił przedstawić je publiczności teatralnej. Kto dziś czyta romantycznych poetów..? A jednak po powrocie ze spektaklu sięgnęłam po jego „Dzieła wybrane” i choćby z tego powodu jestem autorom przedstawienia wdzięczna.

Recenzja ukazała się na łamach PIK Wrocław  w październiku 2011 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wielkanoc w Polskim Radiu

 Polskie Radio na nadchodzące Święta Wielkanocne przygotowało specjalne audycje, ciekawe spotkania i wyjątkowe koncerty. 1. kwietnia to w Po...

Popularne posty