piątek, 16 sierpnia 2019

Centrum Historii Zajezdnia: Opowieść o powojennym Wrocławiu

Centrum Historii Zajezdnia, fot. materiały Muzeum


Opowiedzieć sobie i  światu naszą historię


Widoczna z daleka architektoniczna bryła dawnej zajezdni przy ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu przykuwa wzrok, wyróżniając się na tle otaczającej ją przestrzeni. Wielkie okna w czerwonej cegle – tradycja i nowoczesność. A to dopiero preludium do tego, czego doświadczymy wchodząc do środka budynku. Kiedy bowiem znajdziemy się na wystawie ”Wrocław 1945-2016”, która jest ekspozycją stałą, a zarazem żywą i zmienną – doznamy uczucia, jakbyśmy wkroczyli w jakiś magiczny świat – nieistniejący, a przecież z pomocą obrazu i dźwięku ożywający na naszych oczach. To jakby świat przedwojennego Lwowa i w ogóle Kresów, ale także świat Polski międzywojennej lub raczej jego symbol.

Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

A przecież na chwilę ożywa na naszych oczach: ulica z przechodniami, latarniami, skwerem, fragmentem ściany budynku, z oknem i firanką… Czujemy, że znajdujemy się po środku tego świata – jak w filmie albo we śnie – i stajemy się jego częścią. Słychać gwar ulicy – polifonię różnych dźwięków i nasza wyobraźnia zaczyna się temu poddawać. To zasługa zespołu autorskiego: Marka Mutora (dyrektora Centrum), Wojciecha Kucharskiego oraz Marka Stanielewicza (odpowiedzialnego za kształt plastyczny ekspozycji).

Jak zrodził się pomysł stworzenia takiej właśnie przestrzeni? – pytam dyrektora Centrum Historii Zajezdnia – Marka Mutora.
Pomysł powstania muzeum historii Wrocławia i Dolnego Śląska był wielokrotnie podnoszony – odpowiada. Na początku XXI wieku myślano o tym, aby zbudować Muzeum Ziem Zachodnich, co miało być także odpowiedzią na agresywną politykę pewnych niemieckich środowisk. Jednocześnie jednak był to czas po powodzi i Kongresie Eucharystycznym, kiedy skrystalizowała się myśl, że powinniśmy opowiedzieć sobie i  światu naszą historię, aby zrozumieć fenomen, który się tu wydarzył. Postulat ten został mocno wyartykułowany podczas debaty w Kolegium Europy Wschodniej przez Kazimierza Ujazdowskiego. W 2007 roku powołał on – jako minister kultury – Ośrodek Pamięć i Przyszłość, którego zadaniem było przygotowanie koncepcji Muzeum Ziem Zachodnich. 


Opowieść zaczyna się od ludzi

Od samego początku działaliśmy bardzo dynamicznie: wychodziliśmy w przestrzeń publiczną, zbieraliśmy świadectwa świadków historii. Chcieliśmy rozpocząć budowę muzeum od ludzi, a nie od murów. Różne były koleje losu tego projektu, był to też czas na przemyślenie koncepcji muzeum. W rezultacie zdecydowaliśmy się na budowę Centrum Historii, która to nazwa – w przeciwieństwie do muzeum – budzi żywe konotacje. 
Robiliśmy także wystawy, jak choćby ”Pociąg do historii”, która jeździła po Dolnym Śląsku. Kiedy w 2010 roku zajezdnię przy Grabiszyńskiej, w której zrodziła się wrocławska ”Solidarność”,  wyłączono z ruchu, zdecydowano, iż jest to właściwe miejsce dla Centrum Historii. I tak powstała interesująca multimedialna wystawa, którą można zwiedzać, której towarzyszy mnóstwo różnych zajęć edukacyjnych. 

Historia powojennego Wrocławia inspirująco opowiedziana


Z przedwojennej idylli przechodzimy mostkiem na drugą stronę, aby znaleźć się w dramatycznym czasie II wojny. Projekcje wideo, mapa, na której uwidoczniono nowy podział Europy i szachy z figurami mającymi twarze znanych polityków – każą zamyślić się nad tym, jak życie milionów zostało zmienione ręką dyktatora oraz w wyniku politycznych kalkulacji tych, którzy posiadali władzę.

Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

Umowna przestrzeń, w którą wchodzimy, nie jest właściwie próbą rekonstrukcji. To raczej impuls do snucia opowieści – najpierw o przedwojennym świecie, a później o czasie wojny i przesiedleniach.

Naszym zamiarem było sprowokowanie widza do interakcji intelektualnej – tłumaczy Marek Mutor. Powinien zastanowić się, jaki przekaz płynie do niego z ekspozycji. Pragnęliśmy, aby odbiorca roztrząsał to także później i być może sięgnął po różne opracowania. Z wystawy nigdy nie wychodzi się z wiedzą, ale z emocjami. Jeśli więc ktoś wyjdzie stąd zafrapowany i poruszony, to jest szansa, że sięgnie po książkę i pogłębi swoją wiedzę. 


Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

Obok rekonstrukcji i powiększonych fotografii, na wystawie znajdują się liczne przedmioty autentyczne, z których największym jest prawdziwy wagon z 1946 roku, wyprodukowany w Illinois, którym w latach 40. przywieziono pomoc z UNR-y.
Od wagonu zaczyna się zasadnicza część wystawy, gdzie mamy możliwość wczuć się w sytuację ludzi przesiedlanych na Ziemie Zachodnie – wyjaśnia oprowadzająca mnie po wystawie dr Kinga Janusiak. Wewnątrz prezentujemy przedmioty, które były niezbędne podczas podróży, a większość z nich to oryginały, które podarowali nam ludzie.

Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

Zbieraliśmy je przez dziesięć lat – dodaje Marek Mutor. Nie wartość muzealna decyduje o tym, że znalazły się na wystawie, ale fakt, że za każdym przedmiotem kryją się jakieś ludzkie historie. Ludzie widoczni na fotografiach jechali w miejsca zupełnie sobie nieznane, a na dodatek zamieszkiwane jeszcze wówczas przez Niemców, którzy byli sprawcami wielu tragedii i którzy także przeżywali dramat wysiedlenia. 

Ekspozycja jako gra z widzem


Im dalej zwiedzamy wystawę, tym bardziej staje się ona symboliczna – wyjaśnia koncepcję wystawy Marek Mutor. Chcieliśmy zaprosić odbiorcę do swego rodzaju gry, w której nieustannie musi sobie zadawać pytania odnośnie tego, co napotyka na swojej drodze. Wystawa jest projektem otwartym – ludzie nadal przynoszą różne pamiątki, jest także sporo wolnej przestrzeni, w której powstają nowe ekspozycje. Są ponadto miejsca, które co jakiś czas będą przebudowywane. Przeznaczyliśmy dużo przestrzeni na warsztaty edukacyjne. 


Kiedy Breslau staje się Wrocławiem


Opuszczam z panią Kingą Janusiak wagon kolejowy i udajemy się w kierunku ekspozycji prezentującej chronologicznie powojenny Wrocław. Zaczynamy od ruin – bo tak wyglądało miasto po wojnie. Na skutek akcji Festung Breslau zniszczono ok. 70% budynków.

Chcemy, aby zwiedzający wczuli się w sytuację ludzi wyrwanych ze swoich małych ojczyzn, którzy przyjeżdżają do obcego miasta, w którym ciągle jeszcze są Niemcy – opowiada pani Kinga. Muszą w takich warunkach na nowo zorganizować swoje życie.

Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

Próby tego ”oswojenia” miasta symbolizuje słup ogłoszeniowy, na którym widzimy plakat pierwszego przedstawienia w Operze Wrocławskiej – ”Halkę” Stanisława Moniuszki. A obok tego ogłoszenie pierwszego zakładu fotograficznego.
Posuwając się w głąb wystawy natykamy się na czarno-białe filmy dokumentalne, a obok tego kolorowe zdjęcia przedstawiające Wrocław w obiektywie zwiedzającego miasto studenta. Dwoma najbardziej rzucającymi się w oczy przybyszów elementami miasta były gotyckie okna kościołów, które symbolicznie odtworzono na wystawie. Obserwujemy także zmiany nazw ulic – z niemieckich na polskie. Proces spolszczania tych ziem uwidoczniono także w nazwach przedmiotów, budynków.


Czasy stalinowskie i odwilż

Wkraczamy w obszar polityki – odbywa się Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju (1948), pojawiają się hasła propagandowe, a zaraz potem więzienie jako symbol okresu stalinowskiego.

Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

W jednym z pomieszczeń – obok zachodnich czasopism, w centralnym miejscu, stoi radio, dzięki któremu można posłuchać nagrań audycji Wolnej Europy. Znajdujące się w tym miejscu, sięgające sufitu drabiny, symbolizują próby przebijania się przez żelazną kurtynę po wolne słowo, chęć poznania tego, co dzieje się poza nią.

Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

Wędrując po wystawie, mijamy okres odwilży i udokumentowane zaangażowanie wrocławian w pomoc walczącym o wolność Węgrom. A następnie rok 1968 – czas głębokiego PRL-u, protesty studentów, nagonka antysemicka, najazd na Czechosłowację, ale także życie codzienne tamtych czasów, zatrzymane w przedmiotach, które możemy oglądać w starannie zaaranżowanych pokojach – rekonstrukcjach. W ciągu chronologicznym ekspozycji życie codzienne miesza się z ważnymi wydarzeniami historycznymi, utrwalonymi na fotografiach i na filmach. I tak – poprzez stan wojenny – dochodzimy do czasów współczesnych, po transformacji ustrojowej.

Kultura i nauka


Są na tej ekspozycji miejsca szczególne, związane z wrocławską kulturą: Festiwalem Jazz nad Odrą, Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego, ale jest także zaaranżowana czytelnia, w której możemy poznać świat wrocławskiej nauki i kultury. Otwierając poszczególne szuflady, możemy poznać biogramy i przedmioty związane z konkretnymi osobami, a wśród nich natrafimy na szufladę Tadeusza Różewicza – pełną przedmiotów należących do autora ”Kartoteki”. Multimedialna księga wrocławskich naukowców pozwala na szybkie dotarcie do potrzebnych informacji. Można też usiąść i poczytać ułożone tematycznie książki. Zwiedzającym wystawę towarzyszy także muzyka wrocławskich artystów, m.in. Lecha Janerki.

Tajemnicze pokoje


Na mnie szczególne wrażenie wywarły tajemnicze pokoje z trzema klamkami. Po pierwsze, nie było wiadomo, którą z nich uda się je otworzyć, po wtóre – po otwarciu czekała mnie zawsze jakaś niespodzianka. A to zrekonstruowana klasa szkolna o wyglądzie jakby żywcem przeniesionym z ”Umarłej klasy” Tadeusza Kantora, a tymczasem ławki pochodziły z pierwszej polskiej szkoły zorganizowanej na Dolnym Śląsku. Jak każdy autentyk, robiło to wielkie wrażenie. Za innymi tajemniczymi drzwiami znalazłam oryginalną budkę strażniczą i opowieść o epidemii czarnej ospy w latach 60.

Solidarność i wolność


Wystawa "Wrocław 1945-2016", fot. materiały Muzeum

Potem udałam się przez podziemia drogą Solidarności i wolności, a na ścianach mogłam rozpoznawać zdjęcia znajomych twarzy, m.in. prof. Czesława Hernasa, Renaty Otolińskiej, Staszka Huskowskiego czy ”Orzecha” – ks. Stanisława Orzechowskiego, kapłana wrocławskiej Solidarności. Ten rozdział historii pointuje zdjęcie z zakończenia strajku w zajezdni przy Grabiszyńskiej, na którym utrwalono postacie znajdujące się dzisiaj po przeciwnych stronach sceny politycznej.

Centrum Historii Zajezdnia jest miejscem, do którego można – i należy – powracać wielokrotnie. Nie tylko dlatego, że bogactwo treści i wielość eksponatów nie dają się ogarnąć całkowicie podczas jednego zwiedzania. Istotne jest także to, że jest to ekspozycja żywa, zmieniająca się i nie poddająca schematom, za to sprzyjająca refleksji i zachęcająca do osobistych poszukiwań.

Artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Kulturaonline.pl w lutym 2017 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kto otrzyma Nos Chopina podczas Millennium Docs Against Gravity Film Festival?

 12 wspaniałych filmów dokumentalnych o ludziach całkowicie oddanych sztuce, która zmienia nie tylko ich życie, ale fascynuje i porusza takż...

Popularne posty