sobota, 7 września 2019

Maria Konwicka: "Byli sobie raz" /recenzja książki/

Napisana ze swadą i talentem książka córki Tadeusza Konwickiego pozwala przyjrzeć się ludziom i czasom, w których wzrastała i żyła Maria Konwicka. Jej barwne opowieści o sobie i o ludziach, z którymi miała szczęście się zetknąć, są z pewnością warte poznania.


Maria Konwicka jest właściwie szczęściarą - odziedziczyła talenty po obojgu rodzicach. Po Mamie Danucie z Leniców uzdolnienia plastyczne, dzięki którym ukończyła Akademię Sztuk Pięknych, a po Tacie talent literacki, czego niezbicie dowodzi biografia "Byli sobie raz". Dodałabym jeszcze wuja Jana Lenicę, jeśli zważyć, że pracowała w studiach animacji Disneya i Uniwersalu. Sama tak o tym pisze:

"Moje życie upłynęło wśród artystów, obserwowałam  ich zmagania, poświęcenia i jak się obchodzili z tymi talentami , które im Bóg powierzył i z którymi ja sama nie dawałam sobie rady. Ze zgrozą patrzyłam, jak w Ameryce bezwzględność i spryt wygrywały z wrażliwością artysty w wyścigu o sukces".

To, o czym pisze Maria Konwicka, świadczy o jej idealistycznym podejściu do sztuki. Zawsze i wszędzie, także w Polsce, było i jest tak właśnie, że talent nie oznacza jeszcze sukcesu...

Mając taką utalentowaną i nietuzinkową rodzinę, trzeba też było odnaleźć swoją własną drogę. Być może dlatego Maria wyjechała w latach 70. do Stanów, gdzie początki nie były dla młodej adeptki sztuki łatwe. Dzięki temu jednak usamodzielniła się i nadała swojemu życiu oryginalny rys.
Opowieść Marii Konwickiej o sobie, o swojej rodzinie - rodzicach, wuju, dziadkach - jest doprawdy pasjonująca, pełna humoru i autoironii. Dzięki niej poznajemy Tadeusza Konwickiego "prywatnie", a opowieść o sobie samej zanurza autorka w czasach, okolicznościach i - co istotne - towarzystwie osób znanych nam tylko z ekranów kin lub literackich annałów, dzięki czemu możemy zobaczyć ich w innej, ludzkiej perspektywie. Liczne anegdoty, którymi tka swoją sagę rodziną, pojawiają się w sąsiedztwie głębszej refleksji, przemyśleń oraz zdjęć i grafik. Często gęsto towarzyszą im cytaty z utworów ojca, szczególnie ze "Zwierzoczłekoupiora", w którym Konwicki sportretował wiele osób, w tym swoją starszą córkę, o czym będąc dzieckiem, a później podlotkiem nie miała najmniejszego pojęcia. Teraz zaś, z perspetywy czasu, może podjąć dialog ze swoim nieobecnym już ojcem.

Osobnym nurtem toczy się amerykańska opowieść autorki, dzięki której poznajemy m.in. jej nowojorską przyjaciółkę, znaną aktorkę Elżbietę Czyżewską. Dodajmy, że przyjaźń ta zaowocowała także filmem dokumentalnym, który zrealizowała wespół z Kingą Dębską.

Opowieść Marii Konwickiej toczy się wartko, nie brakuje w niej także metafizyki, do której autorka ma predylekcję i której w związku z tym nie brakuje w jej życiu. Opisując np. wizytę Josifa Brodskiego, który przyszedł na spotkanie z Tadeuszem Konwickim, Maria pisze:

"Kiedy już stałam w drzwiach, podtrzymując ojca pod ramię, Brodski powiedział mi najpiękniejszy komplement, jaki mogłam sobie wymarzyć (studiowałam wtedy Nowy testament): że mam twarz Madonny. Raz po raz przekonuję się, że - jak zresztą potwierdził sam Brodzki - powołanie poety jest dane od Boga".

Jako post scriptum dodam, że szczególne fragmenty wspomnień dotyczą kota Iwana, który był właściwie członkiem rodziny i którego podarowała Maria Iwaszkiewicz. Imię otrzymał po Iwanie Groźnym ze względu na swoją minę, a także agresywne zachowanie. Z czasem jednak złagodniał i wtedy "medytował, siedząc na stole, i spał przy kaloryferze albo na ojcu". Nikt nie śmiałby go tresować, jak to się obecnie robi. Przeciwnie, to Iwan wychowywał sobie ludzi. "Tak mnie wytresował - pisze Maria - że zaczęłam wymyślać coraz to nowe gry. Mieliśmy cały zestaw gestów i dźwięków, zrozumiałych tylko dla nas". Tadeusz Konwicki opisuje te relacje w sposób zgoła inny w "Kalendarzu i klepsydrze". Lektura książki Marii Konwickiej to także wspaniały przyczynek do genezy wielu opowieści jej ojca.

Napisana ze swadą i talentem książka córki Tadeusza Konwickiego pozwala przyjrzeć się ludziom i czasom, w których wzrastała i żyła Maria Konwicka. Jej barwne opowieści o sobie i o ludziach, z którymi miała szczęście się zetknąć, są z pewnością warte poznania.

Książka Marii Konwickiej "Byli sobie raz" ukazała się w Znaku w 2019 roku.




"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jubileuszowa Gala Muzyki Poważnej Fryderyk 2024

Od baroku po współczesność, od muzyki kameralnej po symfoniczną i koncertującą, od klasyki muzyki poważnej po lżejsze brzmienia z Ameryki Po...

Popularne posty